Reklama

Zdrowie

Transplantolog: teraz serce ma 12 godzin dla życia

Kardiochirurdzy z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego za pieniądze ze zbiórki kupili sprzęt, w którym można przechowywać serce do przeszczepu nawet przez 12 godzin. "Ono jest traktowane niczym noworodek, przechowywane w cieplarnianych warunkach" - powiedział PAP doktor Zygmunt Kaliciński.

2024-04-05 19:19

[ TEMATY ]

serce

transplantologia

kardiolog

Adobe Stock

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Doktor n. med. Zygmunt Kaliciński to kardiochirurg i transplantolog kliniczny z Kliniki Chirurgii Serca, Klatki Piersiowej i Transplantologii WUM, prezes Fundacji dla Transplantacji "Zostaw serce na Ziemi", a także muzyk, kompozytor, autor tekstów i założyciel zespołu HLA4transplant. W rozmowie z PAP powiedział, że istnieje grupa pacjentów, u których transplantacje są szczególnie trudne i długotrwałe - to osoby z poważnymi wadami serca, które od wczesnego dzieciństwa przeszły nawet osiem operacji. To z myślą o nich lekarze przez pięć lat zbierali pieniądze na zakup urządzenia, które pozwala na przechowywanie i transport tego organu nawet przez 12 godzin.

PAP: Właśnie pokazaliście światu urządzenie do transportowania serca pobranego do transplantacji w cieple, a nie na lodzie. Na czym polega jego wyższość nad sercem z lodu?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Zygmunt Kaliciński: To jest urządzenie, w którym można transportować serce - w bezpiecznych warunkach, żeby go nie uszkodzić - przez 12 godzin, a nie cztery, jak w przypadku serca z lodu. Dlatego nasz program zbiórek pieniędzy, żeby móc zakupić to "pudełko dla serca", nazywa się "12 godzin dla życia". Zbiórka trwała pięć długich lat, gdyż wciąż działy się inne ważne rzeczy – a to epidemia covid, a to wybuch wojny w Ukrainie, ale wreszcie jest i jesteśmy z tego powodu bardzo szczęśliwi, gdyż zwiększa to szanse na życie dla naszych pacjentów.

PAP: W jaki sposób?

Z.K.: Mamy tu grupę takich szczególnych pacjentów, którzy przyszli na świat z ciężkimi wadami serca i już od noworodka wymagali operacji, niektórzy przeszli ich w ciągu lat nawet osiem, żeby mogli dotrwać do wieku dorosłego. Części z nich będziemy mogli pomóc tylko w ten sposób, że przeszczepimy im serce. Do tej pory w Polsce jedyną możliwością przechowywania i transportu pobranego serca było umieszczenie go w lodzie, aby spowolnić metabolizm komórek. W ten sposób można je było trzymać zaledwie cztery godziny. Czas liczy się od zaciśnięcia klemów i zatrzymania dopływu krwi przy pobieraniu do momentu puszczenia z powrotem krwi do serca – czyli do przeszczepu. Po przekroczeniu tego czasu nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak takie serce się zachowa.

Reklama

PAP: Wyobrażam sobie tę ogromną presję czasu i odległości.

Z.K.: To prawda, ale nie tylko o nią w przypadku naszych szczególnych pacjentów chodzi, ale przede wszystkim o to, że u nich transplantacja będzie trwała dłużej, gdyż aby bezpiecznie wyciąć serce po ośmiu operacjach trzeba spokoju i czasu. Poza tym, to nowe serce jest normalne, a my mamy do czynienia z bardzo poważnymi wadami, np. z jednokomorowymi sercami, więc także dopasowanie tego normalnego serca do wady wymaga precyzji, spokoju i czasu. Lepiej i bezpieczniej jest zoperować spokojnie, powoli, za to precyzyjnie, niż mieć na sobie ogromną presję czasu. Dzięki urządzeniu OCS Heart TransMedics zyskujemy ten czas. Jednak nie jest to jego jedyna zaleta – ta maszyna daje nam możliwość sprawdzenia tego serca: możemy zrobić echo, zbadać kurczliwość i metabolizm, zanim zdecydujemy się je wszczepić.

PAP: Dlaczego to jest takie ważne?

Z.K.: Bo znacznie nam rozszerza pulę dawców, dzięki możliwości zbadania organu przed tym, zanim je wszczepimy pacjentowi, możemy brać pod uwagę użycie "gorszego" serca, o rozszerzonych kryteriach dawców – np. serce starsze czy z jakąś drobną wadą, po prostu sprawdzimy w maszynie, czy da radę, czy się nadaje. Jesteśmy zdesperowani, gdyż nam ludzie w kolejce do serca umierają, więc rozszerzenie grupy osób, od których można je pobrać, jest bezcenne. To także dawcy, którzy mieli jakiś wypadek i po bezskutecznej reanimacji zostali uznani za zmarłych. W Australii, miał miejsce taki spektakularny przypadek, że motocyklista po wypadku był reanimowany, nie przeżył, jego serce stanęło. Ten człowiek został przewieziony do kliniki, pobrano od niego serce, włożono do tej aparatury, "przekrążono" je, odżywiono, wyrównano metabolicznie i to serce ruszyło z dużym wigorem, zaczęło bić – po upływie pół godziny od momentu stwierdzenia zgonu. Następnie zostało sprawdzone, przetestowane i wszczepione, a ten człowiek, który je dostał, do dziś żyje.

Reklama

PAP: To jest pierwsze takie urządzenie w Polsce. Dlaczego wcześniej nikt nie wpadł na pomysł, żeby je sprowadzić? Wszak nie jest to wynalazek ostatnich pięciu lat.

Z.K.: Dla mnie także jest to nie do pojęcia, gdyż taki sprzęt jest dostępny dla pacjentów od lat, także w krajach europejskich. Wiem, że już profesor Marian Zembala czynił takie starania, ale mu się nie udało. Jak już wspomniałem, ja postanowiłem zdobyć to urządzenie dla grupy szczególnych pacjentów, a wśród nich jest Iza. Operowałem ją, jak miała pół roku, później jak miała 1,5 roku, potem jeszcze kilkakrotnie była operowana w Centrum Zdrowia Dziecka. Ona teraz ma 28 lat i jednokomorowe serce. W tej chwili czuje się dobrze, ale wcześniej niż później to jej serce zacznie słabnąć i to nie będzie bardzo odległy czas. Wiemy, że jej operacja będzie trudna, ekstremalnie trudna. Znam tę dziewczynę od małego, znam jej rodziców i nie ukrywam, że to ona była dla mnie motorem napędzającym do tego, żeby zacząć szukać możliwości ściągnięcia do Warszawy takiego urządzenia. Razem z moim szefem, prof. Mariuszem Kuśmierczykiem po prostu uparliśmy się, że będzie.

PAP: To jest bardzo drogi sprzęt?

Z.K.: Może nie sam sprzęt, co jego użycie. Sama konsola, w której się przewozi serce, różne urządzenia w nią wbudowane to jednorazowy koszt około miliona złotych. Jednak oprócz tego trzeba zakupić jednorazowe systemy perfuzyjne, a każdy z nich to 250 tysięcy złotych. Żeby móc kupić konsolę, trzeba zakupić 10 systemów perfuzyjnych, więc koszty już się robią poważne. W tą sumę wliczone jest szkolenie. Nasz zespół kardiochirurgów i koordynatorów szkolił się w ośrodku uniwersyteckim w Hanowerze i po zdaniu egzaminu uzyskał licencję na używania tego sprzętu, co wcale nie jest takie proste. Nam się udało o tyle, że mogliśmy kupić tylko sześć takich zestawów. Byłem w kontakcie z właścicielami firmy w Stanach Zjednoczonych, bo to wszystko robi amerykańska firma, a ojcem tego systemu jest amerykański kardiochirurg. Okazał się bardzo miłym człowiekiem, nie spotkał się nigdy z tym, żeby kardiochirurdzy zbierali pieniądze na sprzęt. Tak go to zafascynowało, że zredukował nam cenę systemu o połowę.

Reklama

PAP: Wiem, że zbiórki odbywały się m.in. podczas koncertów rockowych i że pan także grał z kolegami w zespole.

Z.K.: Graliśmy, czasem sami, czasem jako suport dla gwiazd, co było fajne, gdyż była duża publiczność. To dawało także okazję, żeby rozmawiać z młodzieżą, opowiedzieć jej, jak ważne jest to, żeby za życia powiedzieć rodzinie, iż chcemy, żeby nasze serce, nasze organy, żyły w innym ciele dalej, bo potem rodzina przypilnuje, żeby tak się faktycznie stało. Rockowa publiczność przyjmuje to z wielką radością i zrozumieniem, co świadczy o tym, że wciąż mają "dobre serca".

Doczekaliśmy się nawet własnego festiwalu. Nazywa się "12 Godzin - Serce Mazur" i powstał dzięki przychylności burmistrza Mrągowa pana Stanisława Bułajewskiego, który jak się dowiedział, że stajemy na głowie, żeby zebrać pieniądze, powiedział: "ja wam daję amfiteatr, zróbcie coś z tym". To nam bardzo ułatwiło zbiórkę.

PAP: Obawiam się, że nadal będziecie musieli zbierać, bo te sześć systemów perfuzyjnych szybko się skończy.

Z.K.: Wiem. W tym roku nasz festiwal będzie miał piątą edycję. Wybieramy się także do Ministerstwa Zdrowia, będziemy tłumaczyć, że dla tej szczególnej grupy pacjentów ten sprzęt jest absolutnie niezbędny. Uważam, że Polskę stać na to, żeby dla, powiedzmy, 15-20 pacjentów rocznie, te systemy kupić. Będziemy dalej zbierać, będziemy lobbować, będziemy prosić i udowadniać jednocześnie, że to działa.

Reklama

PAP: W jaki sposób to działa i jaki płyn przepompowuje się przez serce?

Z.K.: To jest krew dawcy, pobieramy ją od niego razem z sercem. Wcześniej musimy oczywiście sprawdzić, jaka to krew, czy nie ma jakichś spadków morfologii. Później aparatura, w której umieszczamy serce, wypełniana jest tą krwią, do której dodajemy jeszcze różne płyny odżywcze. Jak wspomniałem, mamy przy konsoli cały zestaw urządzeń do tego, żeby nieustannie to serce badać, nie spuszczamy z niego oczu nawet na sekundę, wciąż sprawdzając, czy czasem nam nie zamigocze, czy coś złego się nie dzieje, żeby w razie potrzeby zareagować. Ono jest traktowane niczym noworodek, przechowywane w cieplarnianych warunkach. Bije, ale nie wykonuje pracy polegającej na przepompowywaniu krwi do całego ciała, więc troszkę leniuchuje, za to ma dużo tlenu i dużo odżywienia. To dzięki temu możemy je trzymać aż 12 godzin. (PAP)

Rozmawiała: Mira Suchodolska

Autorka: Mira Suchodolska

mir/ ral/ mow/

Ocena: +3 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Przez rany do serca

Dla chrześcijanina Krew Chrystusa stanowi przede wszystkim znak miłości Bożej do istoty ludzkiej, zmazania grzechu pierworodnego. Symbolika Krwi Chrystusa dla każdego chrześcijanina oznacza nowe życie, wyzwolenia od śmierci i grzechu, uwolnienia od panowania szatana, a także źródłem zdrowia i życia przez Zmartwychwstanie Chrystusa. W Piśmie Świętym krew jest synonimem życia każdego stworzenia, życie natomiast jest darem miłosiernego Stwórcy (dlatego istnieje zakaz spożywania krwi – zob. Pwt 12, 23) Ofiarna Krew Chrystusa jest znakiem łączności Boga z człowiekiem, wyrazem przebłagania za grzechy i pojednania z Bogiem. Ofiara Chrystusa na Krzyżu jest wypełnieniem starotestamentowego proroctwa. Chrystus w swej niezmierzonej miłości do człowieka ofiarowuje swoje życie wraz z Krwią (por. Kol 1, 24).

CZYTAJ DALEJ

Maryjo, przyprowadź młodych

Mam nadzieję, że owocem peregrynacji będzie większa frekwencja młodych na Mszach św. w kościele – mówi Niedzieli ks. Mieczysław Papiernik, proboszcz parafii św. Wojciecha w Kowalach-Ganie.

Obraz Matki Bożej Częstochowskiej przybył do parafii w niedzielę 28 kwietnia po południu. Przyjazd poprzedziła modlitwa różańcowa i śpiew pieśni maryjnych. Ikona została przywieziona z parafii św. Leonarda w Wierzbiu, w asyście wozu strażackiego.

CZYTAJ DALEJ

Wołam Twoje Imię, Matko… Śladami „Polskiej litanii” ks. Jana Twardowskiego

2024-04-30 21:00

[ TEMATY ]

Rozważania majowe

Wołam Twoje Imię, Matko…

Artur Stelmasiak

Najpiękniejszy miesiąc maj, Twoim Matko jest od lat – śpiewamy w jednej z pieśni. I oto po raz kolejny w naszym życiu, swoje podwoje otwiera przed nami ten szczególny miesiąc, tak pięknie wpisujący się w maryjną pobożność Polskiego Narodu.

Jak kraj długi i szeroki, ze wszystkich świątyń, chat, przydrożnych krzyży i kapliczek popłynie śpiew litanii loretańskiej. Tak bardzo przyzwyczailiśmy się wołać do Maryi, bo przecież to nasza Matka, nasza Królowa. Dla wielu z nas Maryja jest prawdziwą powierniczką, Przyjaciółką, z którą rozmawiamy w modlitwie, powierzając Jej swoje sekrety, trudności, pragnienia i radości. Ileż tego wszystkiego się uzbierało i ile jeszcze będzie? Tak wiele spraw każdego dnia składamy w Jej matczynych dłoniach. Ktoś słusznie kiedyś zauważył, że „z maryjną pieśnią na ustach, lżej idzie się przez życie”. Niech więc śpiew litanii loretańskiej uczyni nasze życie lżejszym, zwłaszcza w przypadku chorób, cierpień, problemów i trudnych sytuacji, których po ludzku nie dajemy rady unieść. Powierzajmy wszystkie sprawy naszego życia wstawiennictwu Najświętszej Maryi Panny. Niech naszym przewodnikiem po majowych rozważaniach będzie ks. Jan Twardowski, który w „Polskiej litanii” opiewa cześć i miłość Matki Najświętszej, czczonej w tylu sanktuariach rozsianych po naszej ojczystej ziemi.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję