Reklama

Niedziela Wrocławska

Odpowiedzialni za trzeźwość. Świadectwa

– Gdy ktoś jest chory, idzie do lekarza a później do apteki. Gdy ktoś jest alkoholikiem, również potrzebuje leczenia, bo alkoholizm to choroba duszy – mówi Krzysztof z grupy AA działającej przy parafii Ducha Świętego we Wrocławiu.

2025-03-02 13:46

Adobe Stock

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Nie wszyscy jednak zdają sobie sprawę z tego, że alkoholizm to choroba. A czasem trudno jest się przyznać do samego faktu, że jest się alkoholikiem.

Staszek w czasach szkolnych był najlepszym kolegą, spokojnym chłopcem, ale w jego otoczeniu lała się wódka. Pił ojciec, bracia…. Staszkowi udało się uciec ze wsi, założyć rodzinę. Ale widocznie przekaz związany z alkoholem był na tyle silny, że przy pojawiających się problemach sięgał po kieliszek. Zapominał wtedy na chwilę, oddalał widma problemów. Pewnego razu popłynął… Leczenie nie przyniosło rezultatów a żona nie uniosła ciężaru i założyła sprawę o rozwód. Staszek wrócił na wioskę bez środków do życia. Głód zmusił go do kradzieży. Kradł, co mógł, by przeżyć i napić się, by zapomnieć... Co pewien czas trafiał do więzienia. Pewnego dnia za kradzież kawałka kabla został dotkliwie pobity. – Przyszedł do mnie, wyglądał jak Chrystus w koronie cierniowej. Miał posklejane krwią włosy, sączyła się spod nich krew i spływała mu po twarzy. Rękę podtrzymywał drugą ręką, prawdopodobnie była potłuczona lub złamana. Chciał się napić… - opowiadała ze łzami w oczach p. Anna, która była świadkiem. Staszek zmarł niedługo później, niedożywiony, zapity.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Wiesiek pił od zawsze. Ale przynajmniej jadł, bo matka przygotowywała jedzenie. Gdy matka zmarła a później ojciec powiesił się z rozpaczy, już nie miał mu kto podać pełnowartościowego posiłku, czy napalić w piecu. Leżał pijany w łóżku, w którym załatwiał również swoje potrzeby fizjologiczne. W tym zgnojonym łóżku zastała go śmierć. Miał 52 lata...

Takie przykłady można mnożyć i zastanawiać się, dlaczego człowiek, który dotknął alkoholowego dna, nie potrafił się od niego odbić. Może zabrakło wyciągniętej pomocnej dłoni. A może zwyciężyło przeświadczenie, że tak musi być, bo takie jest życie. Nie musi!

Jest wyjście

Są miejsca, gdzie do potrzebujących wyciągają się pomocne ręce, gdzie nie ma osądzania, wyśmiewania, braku szacunku. To grupy Anonimowych Alkoholików. W Polsce działa ich ponad 2 tys. Należą do nich mężczyźni i kobiety, którzy dzielą się ze sobą siłą i nadzieją na lepsze jutro. Często niosą na swych barkach bagaże życiowe, którymi można obdarzyć wielu i jeszcze by zostało. Wspólnota AA nie angażuje się w sprawy polityczne, w publiczne polemiki, poglądy. Podstawowym celem jej członków jest trwać w trzeźwości i pomagać innym w jej osiągnięciu. Warunkiem uczestnictwa w grupie jest chęć zaprzestania picia. Pierwszy z Dwunastu Kroków AA brzmi: „Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować własnym życiem”. Jedna z takich grup działa przy parafii Ducha Świętego we Wrocławiu. Jej członkowie zgodzili się opowiedzieć, jaką drogę przeszli, walcząc o siebie, swoje rodziny i życie w trzeźwości. Mówią o tym z wielką pokorą i świadomością własnej słabości.

24 godziny na dobę

Reklama

– Mamy stać się ludźmi nowymi. Ale wiemy, że mamy do czynienia z alkoholem, który jest podstępny, dlatego potrzebujemy pomocy z zewnątrz. Pomagamy sobie, ale nikt nikogo na siłę tutaj nie przyciągnie. To decyzja każdego z nas. Wiemy też, że nie wyleczymy tej choroby. Terapia i mityngi są tylko bodźcem do jej powstrzymania. Ja osobiście uważam, że podjąłem najlepszą w życiu decyzję do trwania w trzeźwości. Od 19 lat trzeźwieję jako anonimowy alkoholik – mówi Jan i podkreśla, że to trzeźwienie to praca 24 godziny na dobę. – Muszę pracować nad tym, by jutro nie sięgnąć po ten jeden kieliszek. Zależy mi na tym nowym pięknym życiu. Otrzymałem dar, o który prosiłem Boga. Jestem szczęśliwy, bo mam rodzinę, która mnie wspiera, mam przyjaciół na grupie, którzy również mnie wspierają. Trzeźwieję dzięki nim, dzięki grupom i wspólnotom. Bardzo mi zależy na tym trzeźwieniu – podkreśla Jan i zauważa, że najtrudniejsze było przyznanie się do tego, że stał się bezsilnym i że to alkohol przejął ster nad jego życiem. – Trudno było się do tego kroku dostosować, bo przecież nic z domu nie wynosiłem, pieniądze przynosiłem. Piłem np. dwa tygodnie, ale później była długa przerwa. Dopóki znowu nie zaciągnąłem. Na mityngach jednak zrozumiałem, że alkohol w życiu moim i mojej rodziny wyrządził bardzo dużo zła – zaznacza.

Anonimowy nie znaczy niewidoczny

Reklama

Krzysztof jest w grupie, ponieważ chce nowego życia i to życie udaje mu się prowadzić. – Tutaj nauczyłem się mówić. Gdy piłem, znałem tylko inne słowa. Jestem anonimowy, ale nie jestem niewidoczny. Gdy ktoś zwraca się do mnie o pomoc, mówię mu o wspólnocie AA i wyciągam do niego rękę. Ten człowiek potrzebuje bowiem wsparcia i terapii – mówi Krzysztof i zaznacza: – Tutaj w grupie jestem zrozumiany, bo ktoś, kto nie ma takiego problemu, nie zrozumie tego, co ja przeżywam. Chociaż i tutaj te informacje zwrotne potrzebują czasu. Na początku nic mi nie pomagało – esperale, zaszycia. Żona nawet przynosiła mi wódkę do domu, bym nie pił na zewnątrz. Byłem dwa razy na leczeniu w Lubiążu. I tam na oddziale pękłem – opowiada Krzysztof. W Lubiążu spotkał panią psycholog, która wyciągnęła do niego rękę i pomogła mu w zdrowieniu. – Dziś dziękuję Bogu, że tak mnie poprowadził, dziękuję też małżonce, że mnie nie odrzuciła. Już 30 lat nie piję. Zmieniło się moje myślenie. Wiem, że nie jestem idealny, dlatego tutaj jestem. Tutaj się uczę, wiele dowiaduję i tutaj wracam. Byłem naocznym świadkiem tego, że można się zapić na śmierć. Na 30. rocznicę trzeźwości kupiłem 30 róż dla żony. Czy można funkcjonować bez alkoholu? Można! – mówi z przekonaniem Krzysztof i podkreśla, że cieszy się, że jest taka wspólnota, jak grupa AA, która w tym pomaga.

Liczy się każda minuta

Reklama

– Mityngi to nasz drugi dom. Ktoś tutaj wysłucha, ktoś inny puści między uszy, a jeszcze inny zapyta: „Co u Ciebie?” Dlatego tutaj przychodzę. Co daje mi grupa? Niby nic, bo przyjdę, pogadam i idę. Ale tak naprawdę ta wspólnota dała mi życie, bo gdybym tutaj nie przyszedł, nie wiem, co by było. A tutaj zawsze ktoś rękę do mnie wyciągnie. Tu jest radość, choć są i dramaty, jak np. nasz kolega Adam, który zmarł 7 lat temu – zamyśla się Marcin. A Jan dzieli się świadectwem: – Alkohol zabrał mi wszystko. Mój ojciec pił. Gdy miałem 12 lat, matka nie wytrzymała i popełniła samobójstwo, utopiła się. Gdy miałem 14 lat, ojciec zapił się na śmierć. Mój brat zadawał się z kryminalistami. Kiedyś dostał w głowę, zrobił się krwiak, wyratowali go. Ale dalej pił, dostał padaczki alkoholowej. Któregoś dnia upadł w łazience, uderzył o coś głową i już nie udało się go odratować. Zmarł. A ja to wszystko widziałem i nadal piłem. Pierwszy związek mi nie wyszedł. Mój syn w wieku 32 lat powiesił się u siebie w pokoju. To syn z konkubinatu. Później poznałem inną kobietę, wzięliśmy ślub. W lipcu br. minie nam 40 lat małżeństwa. Kiedyś zadałem jej pytanie: „Basiu, dlaczego Ty mnie nie kopnęłaś wtedy, gdy piłem?”. „Bo Ci przysięgałam, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Modliłam się, byś przestał pić i wiedziałam, że przestaniesz, tylko nie wiedziałam kiedy” – odpowiedziała. Dostałem piękny dar. Dostałem się do wspólnoty AA, aby razem tutaj zdrowieć. Każda godzina, każda minuta jest dla mnie radością – dzieli się Jan i dodaje: – Jeśli chodzi o moje wychodzenie z alkoholizmu, to za pierwszym razem mi się nie udało, wróciłem do picia. Ale już nie piłem tygodniami, tylko pięć dni i pięć nocy. Po tych pięciu dniach przyszedł rano mój przyjaciel i zabrał mnie na mityng. I zacząłem od nowa. Nauczyłem się cieszyć z małych rzeczy. Nadal popełniam błędy, naprawiam je, albo nie, gdy nie potrafię, ale idę do przodu.

Nieograniczony dostęp do alkoholu

– Moja trzeźwość trwa od października ub.r. Piłem od 10 lat. Najbardziej w momencie, gdy byłem przedstawicielem handlowym znanej grupy produkującej alkohol. Za nic nie musiałem tam płacić. W piątek czekali na mnie znajomi aż przyjadę samochodem i rozpakuję przywiezione piwo. Taki nieograniczony dostęp do alkoholu może zgubić. Wiele razy byłem zaszywany, ale niewiele to pomogło. Za każdym razem, gdy człowiek się myje, to widzi te miejsca – dzieli się Robert. Stracił prawo jazdy, gdy jechał w nocy po koleżankę. Nie przypuszczał, że ma promile we krwi, skoro pił rano. – To był dla mnie wstrząs: Policja, kajdanki, pogotowie, dołek. A przed dołkiem trzeba się przebadać. Siedziało tam wielu ludzi, którzy patrzyli na mnie jak na kryminalistę. Do dziś pamiętam ich wzrok – mówi chłopak. Gdy nie pił, było dobrze. Ale gdy tylko pojawiały się problemy, sięgał po alkohol. W kolejnej firmie dzień zaczynał się od piwa, do pracy wiózł plecak z browarami i nikt tam tego nie sprawdzał. Obecnie pracuje w innym miejscu, ma własne mieszkanie i rodzinę.

Reklama

– Mam też szwagra, który pił alkohol weekendami, ale tak do końca. Pił bimber, wszystko, aż pewnego dnia został znaleziony siny, z 4 promilami, w śpiączce. Wyszedł z tego. Wziął się za siebie, chodzi na mityngi. On mnie zmotywował do tego, bym sobie zaciągnął ten hamulec i powiedział: stop! Byliśmy niedawno na 18. urodzinach jego syna. Tam sami młodzi i alkohol a my patrzyliśmy na to wszystko. Przeżyłem to i trzymam się i mam nadzieję, że będzie to trwało dalej – – opowiada Robert i podkreśla: – Cieszę się każdym dniem. Moja partnerka i syn są zadowoleni. A było źle. Picie to nie jest życie, to jedna wielka męczarnia – kace z rana, delirki… Mam w pobliżu taki sklep, z którego przynosiłem pełne reklamówki alkoholu. Teraz go sobie zablokowałam, nie dlatego, że to złe miejsce, tylko dlatego, że przynosiłem stamtąd zło, ono tam się dla mnie zaczynało. Jeśli mam tam coś kupić, idzie na zakupy moja partnerka lub syn. Ja tam już nie wchodzę.

Przepiłem rodzinę

Arek żyje w trzeźwości dwa lata i dwa miesiące. – Na początku było lekko, teraz zaczyna to trochę ciążyć. Nieraz przychodziła nawet myśl: „Jakie dno osiągnąłeś? Nie wynosisz nic z domu, przynosisz pieniądze”. Ale np. na imprezie zdarzało się przegapić moment, w którym alkohol brał sprawy w swoje ręce. Zapominałem, że jest żona obok mnie; ona chciała zatańczyć, a ja piłem. Czasem dochodziło do tego, że wypiłem dwa piwka i pojechałem gdzieś samochodem. Moja żona jeszcze dziś nie dowierza, że przestałem pić. Mój syn bardzo mnie mobilizuje, przypomina o mityngach. Mówi zawsze: „Tata, dzisiaj ważne sprawy. Zbieraj się!” – dzieli się Arek.

Marcin podkreśla, że z powodu picia cierpi cała rodzina. – To, co miałem najpiękniejszego to stabilną rodzinę. Żonę, trzech synów. Dzisiaj żona też mi nie wierzy, podobnie jak Arkowi. Co straciłem przez picie? Miłość rodziny, szacunek. Synowie czasem pytają: „Gdzie byłeś, gdy Ciebie potrzebowaliśmy?”. Mój syn wyprowadził się, zaczął brać narkotyki, przeszedł przez Monar. Sądy jednemu pomogą, innemu nie. Jak ja żonę nienawidziłem za to, że mnie zgłosiła i w kajdanach mnie wyprowadzili. Jak ona mogła? A ona mi życie uratowała – spuszcza głowę Marcin i dodaje: – Mój syn wyszedł z narkotyków, ma wspaniałe dzieci, o jakich ja kiedyś marzyłem i jakie chciałem wychowywać. Ale nie miałem tej szansy przez alkohol. Żona jest ze mną, ale miłości nie ma. Czasem powie, że jest dumna ze mnie, ale w sytuacjach konfliktowych wraca do tego, co było. Rodzina cierpi… Picie to nie jest życie…. A do niedawna słyszało się coś innego. A picie zabrało życie… Tyle lat straconych… Przepiłem swoją rodzinę. Rodzina niby już nie cierpi, ale jednak cierpi… Marcin, młody chłopak w wieku 25 lat zakłada rodzinę i marzy o ucieczce z Wałbrzycha do Wrocławia. Myślał, że będzie tam miał cuda. Czasem myślę, że trzeba było tam w biedzie siedzieć.

Starania grupy AA zostały docenione i nagrodzone medalem św. Jadwigi Śląskiej. – Ten medal nie był dla grupy osób, ale dla całości AA, którzy działają i sobie pomagają. Bo to jest tak, że kiedyś ktoś wyciągnął do mnie rękę, dzisiaj ja do kogoś – podkreśla Marcin.

Ocena: +5 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Rozważania na niedzielę ks. Mariusza Rosika: Na górze czy w dolinie?

2025-03-01 11:20

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Ks. Mariusz Rosik

Agata Kowalska

„Jeśli istniejesz, będę Cię kochać tak bardzo, że będziesz musiał mi się objawić!” – zawołała kiedyś w żarliwej modlitwie. I objawił się. Przyszedł z darem natychmiastowego i zupełnie nieoczekiwanego uzdrowienia, którego nie są w stanie wyjaśnić najwięksi specjaliści na świecie. Przewlekłe zapalenie błony naczyniowej oczu – tak brzmiał wyrok. Z ust lekarza trzy razy padło złowróżebne: choroba nieuleczalna. Pozostało najwyżej kilka miesięcy światła. Potem już tylko ciemność.

Kiedy jednak kilka miesięcy później 24-letnia Chiara Amirante pojawiła się na kolejnych konsultacjach w klinice Gemelli w Rzymie, lekarze nie mogli uwierzyć w to, co się stało. Choroba zniknęła całkowicie! Nie pozostał po niej najmniejszy ślad. Dziewczyna widziała lepiej niż przed pojawieniem się niemiłosiernego bólu. Właśnie tak Jezus odpowiedział na jej modlitwę. A później wszystko nabrało przyspieszenia. 24 maja 1993 roku wyprowadziła się z domu, by założyć ośrodek dla narkomanów koczujących w podziemiach dworca Termini. Nie miała na to żadnych środków. Tylko gorące pragnienie, by ratować uzależnionych. I błogosławieństwo biskupa. Aby wynająć budynek, potrzebowała 362 tysiące lirów. Ktoś zostawił na wycieraczce 363 tysiące. Później powstał drugi dom, w klasztorze przekazanym przez franciszkanów.
CZYTAJ DALEJ

Gniezno: radość, autentyczność, towarzyszenie – tego chcą młodzi w Kościele

Radość, autentyczność, relacja, towarzyszenie, a nie przymuszanie, przepytywanie i rytualizacja - takiego Kościoła chcą dziś młodzi ludzie. Jednym słowem chcą synodalności rozumianej - jak podsumował bp Andrzej Przybylski - nie tyle jako komplementarność w sztywno przypisanych rolach i funkcjach, ale jako wzajemność.

Młodych wysłuchali w niedzielne przedpołudnie uczestnicy Ogólnopolskiej Kongregacji Powołaniowej, która w dniach 28 lutego - 2 marca odbywała się w Gnieźnie. Uczestniczyły w niej osoby odpowiedzialne za powołania w swoich diecezjach i zakonach - duchowni, świeccy, siostry zakonne, liderzy ruchów i stowarzyszeń kościelnych. Niedzielna dyskusja panelowa koncentrowała się wokół doświadczenia wspólnoty, wiary i rozeznawania powołania. Młodzi podkreślali znaczenie rodziny i przykładu wyniesionego z domu, ale także wpływu - pozytywnego, ale i negatywnego - spotykanych duchownych. Jak przyznali, bardziej potrzeba im mentora niż lidera, kogoś, kto nie będzie próbował im się przypodobać, a tym bardziej zachowywać „po młodzieżowemu”, ale kogoś, kto będzie autentycznie wierzył w to, co głosi i „po prostu będzie robił swoje”.
CZYTAJ DALEJ

Klinika Gemelli: skomplikowany obraz kliniczny z ryzykiem stanu krytycznego

2025-03-02 20:08

[ TEMATY ]

choroba

papież Franciszek

klinika Gemelli

PAP/EPA/RICCARDO ANTIMIANI

Obraz kliniczny Ojca Świętego pozostaje skomplikowany, z ryzykiem stanu krytycznego, a rokowania są nadal ostrożne - donosi włoska agencja SIR powołując się na źródła watykańskie.

„Obraz stabilności mówi, że nie ma dalszych konsekwencji kryzysu z minionego piątku”, gdy doszło do skurczu oskrzeli i wymiotów, a następnie zassania stwierdza agencja SIR, powołując się na źródła watykańskie w odniesieniu do biuletynu medycznego wydanego dziś wieczorem, pod koniec 17 dnia hospitalizacji papieża w klinice Gemelli z powodu obustronnego zapalenia płuc. „Obraz pozostaje skomplikowany, z ryzykiem stanu krytycznego, a rokowania pozostają ostrożne. Aktualnie nie ma leukocytozy, a papież przeszedł z nieinwazyjnej wentylacji mechanicznej na stosowanie końcówek do nosa do tlenoterapii wysokoprzepływowej” - zaznaczono. W biuletynie wydanym przez Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej nie ma ponadto żadnych odniesień do pracy, ponieważ papież przeplatał chwile odpoczynku z modlitwą w kaplicy apartamentu na dziesiątym piętrze rzymskiego szpitala.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję