Reklama

Wiara

Ikona ruchów proaborcyjnych, po tym filmie jest już innym człowiekiem

Przeczytałam scenariusz od deski do deski... Moje serce zaczęło bardzo szybko bić. Dotarło do mnie, że to wspaniała historia. Że ten film zwali wszystkich z nóg. Że jeśli faktycznie powstanie, będzie prawdziwym uwieńczeniem tego, przez co przeszłam...

[ TEMATY ]

film

świadectwo

Materiały prasowe

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Była ikoną ruchów proaborcyjnych. Jej sądowa sprawa z początku lat 70. XX wieku znana jako Roe przeciw Wade’owi doprowadziła do legalizacji w USA aborcji na życzenie. Od tego momentu w Stanach Zjednoczonych przeprowadzono około 50 milionów aborcji. W 1995 roku przeżyła nawrócenie i od tego czasu stała się obrończynią życia. Zagrała epizodyczną rolę w filmie Doonby. Każdy jest Kimś.
Z Normą McCorvey rozmawia reżyser filmu Peter Mackenzie

Peter Mackenzie: – Dlaczego zmieniło się twoje podejście w stosunku do ruchu pro-life?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Norma McCorvey: Był rok 1995. Pracowałam wtedy w klinice aborcyjnej. Naprzeciwko zaczęła działać organizacja pro-life o nazwie Operation Rescue. Oczywiście uważaliśmy ich za wroga. My mieliśmy rację, oni się mylili. Patrzyłam, jak w kółko wchodzą i wychodzą ze swojego biura i pomyślałam, że coś mi się w nich podoba. Ale potem stwierdziłam, że to obrzydliwe.

PM: – Wydaje mi się, że miało to też związek z pewną dziewczynką.

Reklama

NM: Rzeczywiście. Chodzi o Emily. Miała wtedy siedem lat. Rozmawiałam przez telefon z pewną matką. Chciała się umówić na wizytę, aby przeprowadzić aborcję. Tymczasem przy moim biurku siedziała Emily. Kobieta tłumaczyła mi, że ma już troje dzieci, po czym spytała: „Czy to naprawdę jest dziecko?”. Odpowiedziałam: „Przechodziłaś już przez to wcześniej. Urodziłaś krokodyle czy dzieci?”. Odparła, że urodziła dzieci. Sama sobie odpowiedziała... To było dziecko. Poza tym w klinice działo się wiele innych rzeczy. Któregoś dnia przyszła do nas dziewczyna, która nie była w ciąży. Zrobiłam jej test. Wynik był negatywny. Powiedziałam pielęgniarce, że ta dziewczyna nie wymaga zabiegu. Z jednej z sal wyszedł lekarz przeprowadzający aborcje i powiedział: „Powiemy jej, że jest w ciąży i będzie musiała nam zapłacić”. Odparłam, że nie mogę tego zrobić. To było nieetyczne. Ale on naciskał: „No dalej, każ jej zapłacić”.

Kiedy indziej osoba przeprowadzająca aborcję kazała mi złożyć dziecko w całość. Odparłam, że nic takiego nie widniało w opisie mojego stanowiska.

PM: – Złożyć dziecko w całość?

NM: W przypadku aborcji przeprowadzanych w drugim trymestrze ciąży trzeba upewnić się, czy usunięto wszystkie części ciała. Gdyby coś zostało w środku, kobieta mogłaby mieć infekcję i być w kiepskim stanie. Którejś nocy mocno padało. Przechodziła burza. Poszłam na tył, żeby włączyć korki, bo wysiadł prąd w budynku. Stał tam zamrażalnik, w którym przechowywaliśmy ciała dzieci. Coś mnie naszło. Coś popychało mnie do tego, żeby zajrzeć do środka. Żałowałam, że to zrobiłam... Od tamtego czasu jestem innym człowiekiem. Teraz czuję się już lepiej, ale wtedy to było straszne przeżycie.

Reklama

Któregoś dnia po tym wydarzeniu przyszłam do pracy. Telefon dzwonił non stop. Mieliśmy cztery czy pięć linii. Odebrałam. Usłyszałam kobietę mówiącą, że chciałaby się umówić na aborcję, i odpowiedziałam: „Przepraszam, my nie przeprowadzamy aborcji”. Moja koleżanka z pracy spojrzała na mnie, mówiąc: „Zwariowałaś?”. Odparłam, że mam już tego dosyć. Co weekend musieliśmy zarobić co najmniej czterdzieści tysięcy dolarów. Od środy wieczorem do soboty w nocy. Czterdzieści tysięcy. I zawsze nam się udawało. Ale potem przestałam to robić. Zanim odeszłam z kliniki, liczba spadła do trzech, może czterech pacjentek tygodniowo. Potem poszłam do kościoła z Emily i jej rodzicami i oddałam swoje serce Jezusowi Chrystusowi.

PM: – Mogłabyś opisać moment objawienia?

NM: Pastor rozważał szesnasty werset Ewangelii świętego Jana. Nigdy nie starałam się analizować tego momentu. Był dla mnie tak magiczny. Siedziałam w kościele. Pastor odmawiał modlitwę. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że mam podniesioną rękę. Pastor powiedział do mnie: „Wiem, kim jesteś. Czy chciałabyś tu podejść i spotkać Jezusa Chrystusa?”. Stwierdziłam, że rzeczywiście tego pragnę. Szturchnęłam Rondę i poprosiłam, żeby mnie odprowadziła. Była w szoku. Oto Roe ze sprawy Roe przeciw Wade’owi, której przypadek zalegalizował aborcję, idzie do ołtarza. Zbliżyłam się i spojrzałam w oczy pastorowi. Zobaczyłam w nich tyle współczucia i ciepła. Zapytał mnie, czy chcę oddać swoje serce Jezusowi. Odpowiedziałam, że chcę.

Reklama

To był sobotni wieczór. W poniedziałek rano poszłam do kliniki, oddałam klucze mojej koleżance i powiedziałam, że odchodzę. Zaprotestowała, ale odparłam jej, że mogę zrobić, co chcę. Opuściłam klinikę i poszłam prosto do biura Operation Rescue. Moja duchowa podróż trwa już szesnaście lat. Miałam wcześniej do czynienia z duchowością, ale to nie było to. Tym razem chodziło o coś bardziej duchowego. To była tęsknota. Tak naprawdę chciałam po prostu być szczęśliwa. Nie pragnęłam niczego więcej. Przez prawie całe życie cierpiałam na depresję. Tymczasem nagle wszystko rozpłynęło się w powietrzu. Od tamtej pory czuję się o wiele lepiej.

PM: – Jak wylądowałaś w Smithville?

NM: To przedziwna historia. Byłam świeżo po powrocie z Phoenix, gdzie pomagałam mojej znajomej. Pamiętam, że wysiadłam z samochodu, podeszłam do drzwi i nagle usłyszałam głos mówiący: „Musisz stąd wyjechać”. W porządku. Stałam w miejscu przez dłuższą chwilę. Zrozumiałam, że to Bóg. Bóg kazał mi wyjechać. Wrzuciłam bagaż do samochodu. Usiadłam za kierownicą i po dwóch dniach trafiłam do Smithville. Próbowałam się stąd wydostać, ale nie mogłam opuścić hrabstwa. Naprawdę. Coś kierowało mnie z powrotem. Nie wiem dlaczego. To było przedziwne. Spytałam Boga: „Co mam zrobić? Dlaczego zatrzymujesz mnie w tym miejscu? Co jest w nim wyjątkowego?”. Nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Obudziłam się w środku nocy i usłyszałam: „Masz tu zostać”. „W porządku”. Nic więcej. W czwartek wieczorem pojechałam do Smithville. Znalazłam dom w Indian Lake. I nadal pytałam Boga: „Jaki masz dla mnie plan? Co mam teraz zrobić?”. Przez kolejne sześć tygodni wyłącznie się modliłam. Któregoś dnia zadzwonił do mnie mój adwokat. Powiedział, że chce się ze mną spotkać jakiś mężczyzna z Londynu. Spytałam, czego chce. Umówiłam się z tobą w restauracji na Main Street. Opowiedziałeś mi o filmie, a potem zaproponowałeś mi rolę. Byłam zaskoczona. Ja w filmie? Przedziwne.

Reklama

To, że przeszłam przez to wszystko, nie mogłam opuścić hrabstwa, znalazłam dom, potem poznałam ciebie... Wszystko to nagle stało się jasne. Taki był Boży plan. Miałam być Nancy Thurber w filmie Doonby. Każdy jest Kimś.

PM: – Jak ci się podobała praca nad filmem?

NM: Przeczytałam scenariusz od deski do deski i byłam pewna, że czegoś nie zrozumiałam, więc przeczytałam go ponownie. Moje serce zaczęło bardzo szybko bić. Dotarło do mnie, że to wspaniała historia. Że ten film zwali wszystkich z nóg. Że jeśli faktycznie powstanie, będzie prawdziwym uwieńczeniem tego, przez co przeszłam. Powiedziałam Bogu: „Nie wiem, dlaczego to właśnie ja zostałam wybrana do tej roli. Jestem za to wdzięczna. Ale czy wiesz, jak to wszystko się skończy?”. On z pewnością wie. Praca z pozostałymi aktorami i z tobą była niesamowitym doświadczeniem.

PM:– Ludzie twierdzą, że to nie jest chrześcijański film, bo nie pojawiają się w nim krzyże, księża, Biblia... Jak byś im odpowiedziała?

Reklama

NM: W tym filmie nie chodzi o religię. Chodzi o objawienie, jakiego doświadczyli mieszkańcy tego małego miasteczka. Film bazuje na tradycji chrześcijańskiej i większość bohaterów to chrześcijanie. Masz rację, nie ma w nim Biblii, krzyży i kościołów. Ale myślę, że taki był zamiar. Bez objawienia nie byłoby filmu. Moja postać, Nancy Thurber, chce pomóc młodej kobiecie, ale jest przy tym dość szorstka. Nie robi tego specjalnie. Martwi się o tę dziewczynę, o to, jak potoczy się jej życie. Nancy jest najbardziej konserwatywną postacią w filmie. Spędziła całe swoje życie w miasteczku. Wie, jakie ludzie mają zdanie o tej dziewczynie. Jest jednak na tyle wyrozumiała, że daje jej kredyt zaufania. Próbuje ją powstrzymać przed popełnieniem jakiegoś głupstwa. Nancy jest bardzo przeciwna aborcji, ale nie w wymiarze politycznym. Nie mogę tego inaczej ująć. Obejrzyjcie cały film. Gdy będziecie mniej więcej w połowie, pomyślicie: „Czy dobrze mi się wydaje?...”. W tej historii jest zagadka. To świetny film. Mieliśmy wspaniałych aktorów i doskonałego scenarzystę.

PM: – Scenariusz został napisany jakieś dwadzieścia lat temu.

NM: Uważam, że kobiety, które zamierzają podjąć działania mogące zaszkodzić ich zdrowiu, po obejrzeniu tego filmu zaczęłyby się nad tym zastanawiać. Nie mam co do tego wątpliwości. Nie chcę zdradzać, jaki jest finał tej historii, bo to duże zaskoczenie. To wspaniały, cudowny film.

2015-03-23 09:41

Oceń: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wiara jest oddechem Boga

„Choć na pustkowiu nie znajdowali siedziby Boga, to jednak wyraźniej słyszeli tam żywe słowo, które przynieśli w sobie. Ludzie, którzy na tyle oswoili się z pustynią, że nie odczuwają już presji przestrzeni i pustki, nieuchronnie zwracają się do Boga jako jedynej ostoi i jedynego wyczuwalnego rytmu istnienia. Wszystkie wierzenia semickie miały swe źródło w przekonaniu, że świat jest pustką, Bóg zaś obfitością” (T. E. Lawrence).

Wierzę, bo...? Opowiedz mi o tym bez użycia wielkich słów i gładkich zdań wytrychów. Mów tak, jakbyś opowiadał komuś bliskiemu, dziecku, ukochanej, przyjacielowi, który właśnie traci wiarę, a ty chcesz zrobić coś, co go na tej drodze zatrzyma. Szczerze, bez zakładania masek, bez przymilnej poprawności. Opowiedz o tym, jakie miejsce zajmuje w Twoim życiu wiara?... Pyta Katarzyna Woynarowska. ALEKSANDRA MARIA GIL, publicystka, grafik. Związana z ruchem pro life w Polsce, od 2000 r. - z Fundacją „Głos dla Życia”: - Wiem, że jako istota obdarzona wolną wolą decyduję o swoim postępowaniu, jednak to wiara porządkuje moje życie. W rzeczywistości, w której rozmywają się granice między dobrem a złem, gdy permisywizm wypiera postawy zgodne z naturą, to właśnie wiara pozwala mi pozostać człowiekiem i nie poddać się promowanej wokół bylejakości, godzenia się na wszystko i za każdą cenę... AGNIESZKA KONIK-KORN, historyk, dziennikarka, mama dwójki dzieci: - Gdy patrzysz na życie przez pryzmat wiary, to wszystko w życiu nabiera sensu. Nie ukrywam, że wiara w moim życiu cały czas ewoluuje - raz dojrzewa, innym razem przychodzą kryzysy. Wiara jest decyzją podejmowaną nie tylko w sercu, ale i w umyśle. Ważną rolę w rozwoju mojej wiary odgrywa formacja we wspólnocie, w zasadzie od dzieciństwa. Choć wspólnoty się zmieniały, to myślę, że bez nich trudno byłoby mi wiedzieć o pewnych rzeczach. W wierze także świadomość ma ogromne znaczenie. KS. ROMAN CHYLIŃSKI CSMA: - Wiarę w Boga rozumiem w trzech wymiarach: wierzyć Słowu Boga, ufać Słowu Boga i całkowicie Jemu zawierzyć swoje życie. - Czy później lżej się żyje? - Chyba nie, ale pewniej stąpa się po ziemi... S. BARBARA PODGÓRSKA, karmelitanka misjonarka: - Wiara jest oddechem Boga we mnie. Jest jak płomień, który daje radość i siłę do przyjmowania życiowych zadań. Wiara „nawraca” mnie do Boga... MAREK CHUDZIK, anestezjolog, ojciec dwójki dzieci, wdowiec: - Nie jestem człowiekiem zbyt pobożnym, więc nie wiem, czy jestem godzien mówić w tym gronie... Jednak trochę myślałem... Wiecie, jak ktoś wychował się w rodzinie katolickiej, będzie w ważnych chwilach zachowywał się jak człowiek wierzący... Nawet jeśli utrzymuje, że stracił wiarę. Albo tak jak ja, ciągle się zastanawia nad swoją relacją do Boga. Przekaz, jaki niesie chrześcijaństwo, jest dla mnie rodzajem tatuażu duszy. KAŹKA URBAN, ekonomistka, redaktorka, działaczka społeczna: - Nie godzę się na ten świat taki, jaki jest, rozumiesz... Ludzie potrafią być wielcy i mali jednocześnie. Wszyscy zawodzą, ja również. Zamiast frustrującego rozczarowania, można przyjąć ludzi i świat takim, jaki jest, nie wyrzekając się marzeń o absolutnej realizacji dobra i piękna, których skrawków doświadczam na co dzień. Potrzebuję Absolutu. To daje podstawy do wyrozumiałości wobec siebie i innych... - No dobrze, wobec tych pięknych deklaracji, czy i w jaki sposób wiara wpływa na podejmowanie przez Was codziennych decyzji? Nie mówię o robieniu zakupów, ale o istotnych sprawach... OLA: - Nie masz racji! Nawet zakupy podporządkowane są temu, w co wierzę. Nie kupuję np. produktów koncernów, które wykorzystują w swojej produkcji komórki macierzyste pozyskane z ciał abortowanych dzieci. Jedna z firm chciała wprowadzić na rynek napój, w którym znajdowały się takie komórki, tłumacząc to ulepszeniem smaku! Sam pomysł jest dla mnie niegodziwy, więc bojkotuję wszystkie artykuły tej korporacji... AGA: - Wszystko, co robię, staram się robić tak, by nie ranić Jezusa. Jest to najtrudniejsze w sytuacjach międzyludzkich, dochodzą tu także kwestie emocjonalne albo zwykłe „lubienie” czy „nielubienie się”. A żyć życiem wiary - to żyć w prawdzie... KS. ROMAN: - Kiedy poznałem paschalny wymiar wiary, to dopiero zrozumiałem, że wiara wymaga decyzji. Najpierw trzeba wyrzec się paru rzeczy, aby poważnie potraktować chrześcijaństwo w swoim życiu: wyrzec się szatana, grzechu i wszystkich okoliczności, które prowadzą do zła. I tu zaczyna się „bój bezkrwawy” o duszę. Trudna jest wiara chrześcijańska, bo wymaga radykalizmu, a nie bawienia się ze złem. KAŹKA: - Wiara w warunkach codzienności? Chyba najbardziej jest we mnie tych kilka chwil, podczas których miałam uczucie namacalnej obecności Boga. Kiedy powietrze staje się gęste od jakiejś nienazwanej substancji i tej błogości, że skoro tak jest, to wszystko jest dobre. Te kilkanaście, kilkadziesiąt sekund, które przyszły nie wiadomo dlaczego i skąd (pewnie to nazywają łaską), staram się nieustannie w sobie odświeżać. A najintensywniej modlę się, oczywiście, w momentach, kiedy tak już nabroiłam, że wydaje mi się, iż nic mnie nie uratuje. A to zabawna historia z codziennego życia: Lata już temu, pewnie jak każda młoda mama, miałam straszny kryzys, poczucie, że jestem złą matką. Po trzech dniach użalania się nad sobą w rozmemłanym łóżku powiedziałam: - Panie Boże, ja się na ten świat nie prosiłam, stworzyłeś mnie, więc teraz coś z tym zrób, bo oszaleję. „And this is the last call!”. Otworzyłam Biblię na oślep, na fragmencie, jak Święta Rodzina zgubiła Jezusa w świątyni i nawet tego nie zauważyła! Roześmiałam się do łez, wstałam z łóżka, otrzepałam się i poszłam dalej... OLA: - Od 15 lat jestem żoną swojego męża i oprócz wszystkich chwil szczęśliwości były i kryzysy, i to wiara pozwoliła nam obojgu wytrwać przy sobie. Także moja praca, to ciągłe zmaganie się ze sobą - na ile realizuję talenty, którymi zostałam obdarowana, a na ile zakopałam je w ogródku rutyny?... S. BASIA: - Na pewno nie chciałabym przeżywać mojego życia „bez rozumu niczym koń i muł” (Ps 32, 9) czy jak ci, którzy „mają usta, ale nie mówią; oczy mają, ale nie widzą; mają uszy, ale nie słyszą; mają ręce, lecz nie dotykają” (por. Ps 115, 5-7). Świadome przeżywanie życia, poszukiwanie sensu, piękna, mądrości prowadzi do zintegrowania różnych aspektów osobowości. Stąd nie waham się potwierdzić, że przyjmuję z wdzięcznością (i z pewną ulgą...) obecność wiary w moim życiu. MAREK: - Dużo ostatnio myślałem na ten temat i ku mojemu zdumieniu stwierdziłem, że system, w jakim żyję, moja codzienność i dziesiątki podejmowanych decyzji opieram na Dekalogu. Moim skromnym zdaniem - nie ma doskonalszego określenia granic. Kto wychodzi poza nie, staje się bezrozumnym zwierzęciem... KAŹKA: - Ewangelia jest zdecydowanie najlepszą rzeczą, jaką przeczytałam. To opowieść o człowieczeństwie, o jakim marzę, najwyższych lotów... Jezus jest po prostu piękną postacią - mądrą, odważną, sprawczą, empatyczną do bólu. - Teraz będzie trudniej. Czy macie zwyczaj dzielenia się wprost z ludźmi swoim doświadczeniem wiary? Nie boicie się etykiety dewotki/ dewota? S. BASIA: - „Zwyczaju” dzielenia się wiarą jako takiego nie mam, ale też nie ukrywam pod korcem światła wiary. Wiara domaga się dialogu i świadectwa. KS. ROMAN: - Jako kapłan słyszę cały czas słowa św. Pawła: „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!”. Więc mi biada! KAŹKA: - Wiarą dzielę się w sposób nienachalny. Mówię o swoich doświadczeniach duchowych w taki sam sposób, w jaki mówię o przeżyciach nad obrazami mistrzów holenderskich. Jak coś się dzieje w moim życiu ważnego, to mówię o tym nawet niewierzącym przyjaciołom, niezależnie od tego, czy są to doświadczenia duchowe, kulinarne czy literackie. OLA: - Nie ukrywam się i nie chowam ze swoją wiarą. Na szczęście jeszcze za to nie zamykają w rezerwatach. Mam dość silną osobowość i opowiadanie o sytuacjach, które mnie spotkały, czy stanie na straży swoich przekonań to ta część mnie, która mnie dookreśla. AGA: - To zależy od sytuacji. Inaczej dzielimy się we wspólnocie, a inaczej wśród osób nieznanych. Jednak są takie środowiska, gdzie świadectwem będzie już noszenie krzyżyka lub milczenie w gronie plotkujących. Myślę, że dzielić się wiarą nie można na siłę, bo można kogoś zniechęcić. Po to też mamy rozum, by rozeznawać, jakie świadectwo potrzebne jest w danej sytuacji. Ale jeśli do osób niewierzących wrogo nastawionych do Kościoła będziemy podchodzić z przyjaźnią i radością, wyobrażając sobie, jak by do nich podchodził Pan Jezus, to myślę, że to jest najlepsze świadectwo. - Wejdźmy o stopień wyżej: Wiara bez uczynków jest martwa - a więc... AGA: - Jeśli ktoś wierzy, to nie oddzieli wiary od swoich decyzji. Powiem więcej - to właśnie wiara pomaga dostrzec, że coś jest nie tak. Wierzący nie usprawiedliwią się tak łatwo. Bez wiary nie podejmujemy pewnych działań, bo po ludzku nie zobaczymy w tym sensu. Nie pogodzimy się z naszym wrogiem, nie przebaczymy mu, jeśli wiara nie podpowie nam, że to jest nam potrzebne do zbawienia, do szczęśliwego życia jeszcze tu, na ziemi. S. BASIA: - Jedynie mówienie, że się wierzy w Boga, może stanowić pułapkę, a na pewno rodzi pustkę. Taki potok słów potrafi pomniejszyć, a nawet zagłuszyć wewnętrzną siłę wiary. Przecież nikogo nie zbawi ani nie uzdrowi taki aktywizm. Dlatego warto otwierać Ewangelię i spoglądać na otaczający nas świat oczami Boga. Pytać siebie o to, co nam każe wychodzić „z chatki miłości własnej”, by odziać, nakarmić, pocieszyć, przyjąć, nieść pokój... Zawsze i w każdym czasie chodzi przecież o życie. Życie w Bogu. OLA: - Dokonałam życiowego wyboru. Wyboru pracy. Nie jestem w wielkiej firmie, na superstanowisku i nie mam pieniędzy, które pozwoliłyby na zagraniczne wakacje. Ale wykonuję swoją pracę najlepiej, jak potrafię, wykorzystuję w realizowanych zadaniach swoje umiejętności. Każdego dnia, gdy wybieram się do pracy, mam świadomość, że przyczyniam się do dobra na świecie i że to, co robię, nie jest sprzeczne z tym, w co wierzę. KS. ROMAN: - Kiedy po ludzku już nic nie możemy uczynić, ani inteligencją, ani pobożnością, ani-ani... to wówczas robimy miejsce dla wiary. - Czyli, podsumowując - wiara to? AGA: - Wiara to coś, co pomaga nam powstawać. Pion, do którego cały czas musimy równać. Papierek lakmusowy naszych uczynków. Drogowskaz wskazujący nam cel, do którego zmierzamy... OLA: - Wiara to nadzieja, że dobro jest w każdym z nas. Wiara jest jak łódź. Gdy nie mam siły i wątpię, to dryfuję... Gdy jej zaufam - biorę ster we własne ręce i wówczas to już nie przypadek kieruje moimi losami. Wiara wprowadza w moje życie taki ład, w którym nie muszę godzinami zastanawiać się nad tym, co mam zrobić. Dzięki niej odpowiedzi znajdują się szybko, choć często są niełatwe do zrealizowania. KAŹKA: - Św. Augustyn powiedział: „intimior intimo meo”. Rozwinięty w tłumaczeniu ten cytat brzmi: Bliższy mi niż ja sam w tym, co mi najbliższe. To jest dla mnie kwintesencja wiary w Boga. Bóg, który jest, i ja, która się staram. I choć nie zawsze mi się udaje, to mam ten komfort, że jest Ktoś, kto patrzy w tym samym kierunku...
CZYTAJ DALEJ

Watykan: pierwsze plany nowego papieża

2025-05-08 21:40

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

PAP/Art Service

Nowy papież Leon XIV odprawi w piątek o godz. 11 Mszę św. w Kaplicy Sykstyńskiej - zapowiedziano w Watykanie. W poniedziałek 12 maja papież spotka się z wysłannikami mediów w Auli Pawła VI.

Dyrektor biura prasowego Stolicy Apostolskiej przedstawił w czwartek dziennikarzom pierwsze plany nowego papieża.
CZYTAJ DALEJ

USA/ Trump: to wielki zaszczyt dla kraju, że mamy pierwszego amerykańskiego papieża

2025-05-08 19:53

[ TEMATY ]

Donald Trump

Papież Leon XIV

PAP/EPA/BONNIE CASH / POOL

To wielki zaszczyt dla naszego kraju, że mamy pierwszego amerykańskiego papieża - powiedział w czwartek prezydent USA Donald Trump, gratulując kardynałowi Robertowi Francisowi Prevostowi wyboru na głowę Kościoła katolickiego. Dodał, że nie może doczekać się spotkania z nowym papieżem.

"Gratulacje dla kardynała Roberta Francisa Prevosta, który właśnie został mianowany papieżem. To wielki zaszczyt zdać sobie sprawę z tego, że jest on pierwszym amerykańskim papieżem. Jakie to ekscytujące i jaki wielki zaszczyt dla naszego kraju. Nie mogę doczekać się spotkania z papieżem Leonem XIV. To będzie bardzo znaczący moment!" - napisał Trump na swoim portalu społecznościowym Truth Social. (PAP)
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję