Reklama

Kościół

Najlepszy towar i kiepska reklama?

Rozpoczyna się właśnie Rok Rodziny poświęcony refleksji nad „Amoris Laetitia” papieża Franciszka. Jak Kościół wspiera polskie rodziny pytamy bp. Wiesława Śmigla – biskupa toruńskiego oraz przewodniczącego Rady ds. Rodziny Konferencji Episkopatu Polski.

Niedziela Ogólnopolska 11/2021, str. 22-25

[ TEMATY ]

rodzina

Ks. Paweł Borowski

Tomasz Strużanowski

Tomasz Strużanowski

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Tomasz Strużanowski: „W Polsce całe duszpasterstwo winno być rozumiane w kluczu rodzinnym”. Czy Ksiądz Biskup wie, kto jest autorem tych słów?

Biskup Wiesław Śmigiel: Papież Franciszek?

Nie. Biskup Wiesław Śmigiel, który wypowiedział je w 2018 r. po otrzymaniu nominacji na przewodniczącego Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Rodziny.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

No tak... Jednak nie ja to wymyśliłem, ludzie Kościoła mają taką świadomość od bardzo dawna.

Życie Kościoła w sporej mierze upływa pod znakiem dni, tygodni, miesięcy i lat „pod hasłem...”. Co uczynić, aby nadchodzący Rok Rodziny faktycznie przyczynił się do odnowy polskich małżeństw i rodzin, a nie został tylko „odhaczony”? I co zrobić, aby jego obchody doprowadziły do odwrócenia trendu, w którym znaczna część młodych (a może większość?) żyje w konkubinatach, związkach cywilnych lub z hukiem się rozwodzi przy pierwszych przeciwnościach i kryzysach?

Reklama

Samo ogłoszenie Roku Rodziny wskazuje kierunek. Przypomina, na czym winniśmy być skoncentrowani w duszpasterstwie – na małżeństwie i rodzinie. Zarówno erozja małżeństwa i rodziny, której jesteśmy świadkami, jak i odnowa, o którą zabiegamy, dokonują się w dłuższym czasie. Chociaż zdecydowanie szybciej można coś zburzyć i zniszczyć niż zbudować. W tym kontekście mówimy raczej o procesach niż o jednej akcji. Papież przypomina nam, że powinniśmy systematycznie i cierpliwie więcej czasu i uwagi poświęcać małżeństwu i rodzinie. Droga do odnowy Kościoła prowadzi przez rodzinę, ale również kryzysy Kościoła w znacznej mierze wynikają ze słabości rodziny.

Czy Kościół ukazuje taką wizję małżeństwa, która pociąga i zachwyca? A może są jeszcze jakieś rezerwy, niedostatki w ukazywaniu takiej wizji? Jeśli tak, to jakie?

Nasuwa się tu pytanie, jak rozumiemy Kościół. Czy utożsamiamy go wyłącznie z duchowieństwem i zakonnikami – i krytykujemy ich za prawdziwe bądź urojone błędy, grzechy, upadki – czy raczej widzimy w nim wspólnotę tworzoną przez duchownych, osoby konsekrowane i najliczniejszą grupę – świeckich, którzy na równi (choć każdy na swój sposób) czują się odpowiedzialni za stan i rozwój Kościoła. Największa rezerwa tkwi w samych małżeństwach i rodzinach. Trzeba, aby to właśnie małżonkowie mieli możliwość i odwagę stanąć przed wspólnotą Kościoła i (zgodnie z prawdą) powiedzieć: „Nasze doświadczenie pokazuje, że warto! To jest coś pięknego!”. Czyli zakomunikować coś innego niż to, co bezustannnie sączy się z niektórych mediów: że rodzinę należy kojarzyć tylko z rozpadem, przemocą, nudą i rozczarowaniem. Takich pozytywnych przykładów potrzebują zarówno młodzież, jak i dorośli, na każdym etapie życia. Powtarzam: jeśli chodzi o przekonujące świadectwo, jak piękne może być małżeństwo, nikt nie zastąpi w tym samych małżonków.

Mówi się, że jeśli chodzi o małżeństwo i rodzinę, to Kościół ma najlepszy towar i bardzo kiepską reklamę...

Reklama

Do pewnego stopnia się z tym zgadzam. Dostrzegamy z jednej strony bogactwo – małżeństwa, które pięknie realizują Boży plan w swoim życiu, są otwarte na łaskę sakramentu małżeństwa, a z drugiej strony słabość, nieumiejętność pokazania tego bogactwa oraz eksponowanie problemów, co czasem jest antyświadectwem. Po części bierze się to stąd, że ciągle jesteśmy przygnieceni problemami, np. w duszpasterstwie skupiamy się na rodzinach, które potrzebują pomocy, gdyż przeżywają poważne kryzysy, a nie na tych, które „jakoś” sobie radzą. Logika jest dobra, bo to chorzy potrzebują lekarza, ale profilaktyka jest równie ważna, bo pozwala uniknąć wielu problemów. Nie wolno o tym zapominać.

No właśnie. Czy Ksiądz Biskup zgodzi się z tym, że w realiach Kościoła w Polsce nie ma czegoś takiego jak powszechna „opieka duszpasterska po udzieleniu sakramentu małżeństwa”, postulowana przed laty w Relatio synodi? Jeśli młodzi małżonkowie nie trafią do jakiejś wspólnoty, nie otrzymują żadnej istotnej propozycji, która pomogłaby im okrzepnąć w małżeństwie, pogłębić jego rozumienie, nauczyć się czerpać moc z sakramentu, dostrzegać potrzebę współpracy z łaską Bożą przez kolejne lata małżeństwa. Jakie praktyczne rozwiązania mogłyby zmienić tę sytuację?

Taka opieka istnieje, ale jest jeszcze sporo do zrobienia. Funkcjonują liczne wspólnoty, w których małżonkowie mogą się formować, modlić, korzystać z doświadczeń innych, wspólnie spędzać czas oraz uczyć się dobrej komunikacji. Tych wspólnot z roku na rok przybywa, ale to wciąż kropla w morzu potrzeb.

A co z tymi, którzy nie trafią do żadnej wspólnoty, bo nigdy im tego nie zaproponowano, a jeśli nawet, to nie zdecydowali się na taki krok?

Reklama

Takim małżonkom też należy stworzyć szanse. Jedną z nich są tradycyjne rekolekcje parafialne, które można poprowadzić w kluczu małżeńskim i rodzinnym. Przepowiadanie rekolekcjonisty wspierają tu świadectwa „praktyków” – małżonków, którzy postawili Pana Boga na pierwszym miejscu i udało im się wiele spraw uporządkować. Można w parafiach wykorzystywać niedzielne popołudnia i proponować cykliczne spotkania poświęcone jakiemuś aspektowi małżeństwa czy po prostu wspólnie świętować dzień Pański. Pomysłów może być sporo i jeśli nawet nie wszystkie zakończą się tzw. sukcesem, to mamy obowiązek stwarzać okazję, zapraszać, nieustannie próbować, ponieważ najgorsze są lenistwo i zniechęcenie.

Jak można poprawić jakość przygotowania do małżeństwa?

Reklama

W Polsce w teorii, a także w praktyce jest ono dobrze zorganizowane. Mamy Krajowy Ośrodek Duszpasterstwa Rodzin, który koordynuje działania i pomaga diecezjalnym ośrodkom oraz poradniom specjalistycznym i parafialnym. W tych punktach posługują zastępy doradczyń i doradców życia rodzinnego. Potrzeby są jednak znacznie większe, dlatego wciąż poszukujemy specjalistów, a najlepiej małżeństw, które byłyby gotowe zaangażować się w duszpasterstwo rodzin. Przygotowanie dalsze odbywa się głównie w rodzinach oraz na różnych szczeblach katechizacji. Można powiedzieć, że jest to wychowanie do życia w małżeństwie i rodzinie. Są również przygotowania bliższe – czyli cykl katechez, na których wprost porusza się tematy małżeńsko-rodzinne – oraz bezpośrednie, przygotowujące do samego przyjęcia sakramentu małżeństwa. Żeby jednak to przygotowanie było rzetelne, konieczne jest spełnienie co najmniej dwóch warunków: jeden z nich to dobre środowisko wzrostu od najmłodszych lat, a w przygotowaniu bliższym i bezpośrednim – również poziom merytoryczny osób prowadzących, drugi warunek natomiast to dobra wola i chęci ze strony narzeczonych, którzy przychodzą do parafii nie po „zaświadczenie”, lecz po naukę i pomoc Kościoła w stworzeniu jak najlepszych możliwości startu i rozwoju w małżeństwie. Osobnym wyzwaniem jest odejście od modelu klerykalnego, w którym kapłan bierze na siebie cały wysiłek przygotowania, na rzecz modelu wspólnotowego, w którym duszpasterz przewodzi duchowo, koordynuje i pozostaje ekspertem w sprawach teologii, ale wiele zadań przejmują dobrze przygotowani świeccy, najlepiej małżonkowie, którzy nie tylko uczą, ale są też świadkami.

A czy nie należałoby być bardziej wyczulonym na sytuacje, w których wyraźnie widać, że narzeczeni obojętnie czy wręcz bez wiary podchodzą do małżeństwa jako sakramentu? Może ograniczyłoby to liczbę późniejszych spraw o stwierdzenie nieważności jego zawarcia...

Na pewno chodzi nie tyle o piętrzenie trudności, ile o uświadomienie wagi zawarcia sakramentalnego małżeństwa. Właśnie: sakramentalnego małżeństwa, a nie „ślubu w kościele”. Odnoszę wrażenie, że to się w jakimś stopniu dokonuje. Część ludzi rezygnuje z sakramentu małżeństwa, ponieważ nie ma wiary, a jednocześnie coraz częściej przed ołtarzem stają ci, którzy wiedzą, po co przychodzą. Zmniejszają się nacisk tradycji i tęsknota wyłącznie za białą suknią i całą tą, piękną skądinąd, zewnętrzną otoczką.

Zwiększa się świadomość, że jest to akt wiary?

Tak. Bo jeśli mówimy o kryzysie małżeństwa i rodziny, to dotyczy on przede wszystkim wiary. Kierując się wiarą, mąż i żona łatwiej potrafią dostrzec problem w sobie, a nie w „drugiej połówce”, i przede wszystkim w małżeńskiej i rodzinnej codzienności otwierają się na Bożą pomoc oraz na wieczność.

Reklama

No właśnie – wieczność... Pamiętam, jak kiedyś – przez formację we wspólnocie Domowego Kościoła – dotarło do mnie, że moją rolą jako męża jest pomóc żonie w tym, aby była zbawiona... Amen – niech tak się stanie!

Piękne... Taka perspektywa ustawia wszystko we właściwej hierarchii. W naszym życiu jest wiele spraw ważnych, o które można i trzeba zabiegać, ale trzeba też pamiętać o tej jednej, najważniejszej – o zbawieniu. Moim zdaniem, sporo nieporozumień, które dotyczą małżeństwa i rodziny, zaczyna się od braku wiary.

Gdy papież Franciszek ogłaszał Rok Rodziny, zapowiedział, że będzie on „kontynuacją procesu synodalnego”. Pamiętamy, że zarówno obrady synodu, które poprzedziły ukazanie się Amoris laetitia, jak i sama adhortacja posłużyły jako punkt wyjścia do różnych interpretacji nauczania Kościoła na temat małżeństwa. Dodajmy – niekiedy mocno różniących się między sobą, a czasem wręcz w widoczny sposób sprzecznych z Ewangelią i dotychczasową nauką Kościoła. Czy można się obawiać narastania tego zamętu?

Reklama

Owe nieporozumienia to efekt oderwania adhortacji od wiary przeżywanej jako relacja z Bogiem. Synodalność, tak bardzo zaakcentowana przez Franciszka, miała służyć wymianie poglądów w duchu wiary i troski o Kościół. Wydaje mi się, że Ojciec Święty chce się po pięciu latach przekonać, jaki wpływ Amoris laetitia wywarła w Kościele na świadomość, czym jest małżeństwo, oraz na samą praktykę. Spodziewam się, że w Roku Rodziny wczytamy się na nowo w treść adhortacji, zaś poszczególne episkopaty będą miały szansę pokazać, jak na ich terenie wygląda kondycja małżeństw i rodzin oraz jak realizują duszpasterstwo rodzin.

Czy Ksiądz Biskup uważa, że Amoris laetitia rzeczywiście dała powód do różnych interpretacji?

To nie jest dokument, który by coś rozstrzygał na zasadzie: „to wolno – tego nie wolno”. Amoris laetitia to przede wszystkim próba pozytywnego spojrzenia na rodzinę, to wskazanie kierunku i zachęta do radosnego przeżywania miłości w rodzinie. To również zaproszenie do wyruszenia w drogę, która otwiera na łaskę, ale niekiedy może prowadzić do bolesnych, niewygodnych wniosków, gdyż nie potwierdzi naszych przyzwyczajeń, wyobrażeń i pragnień.

Gdzie jest „złoty środek” między stanięciem w prawdzie o nierozerwalności małżeństwa a miłosiernym towarzyszeniem tym, którzy znaleźli się – jak to ujmuje adhortacja – w „sytuacjach nieregularnych”, czyli są po rozwodach, żyją w powtórnych związkach cywilnych lub konkubinatach?

To określenie nie jest zbyt szczęśliwe. My nie chcemy szukać „złotego środka”, lecz chcemy stanąć w prawdzie o małżeństwie i rodzinie – prawdzie wypływającej z Ewangelii.

A czy samo sformułowanie: „sytuacje nieregularne” już nie jest takim szukaniem językowego „złotego środka”?

Reklama

Trzeba głosić prawdę, nawet trudną, bolesną, ale prawdę, gdyż tylko ona pomaga, tylko ona wyzwala. Oczywiście, trzeba to robić delikatnie, z miłością, ale rzeczy trzeba nazywać po imieniu. Logika miłosierdzia nie może odrzucać prawdy, ale przynagla, aby nikogo definitywnie nie odrzucać, lecz pomagać poranionym i grzesznym. Pomoc polega nie na przymykaniu oka na grzech, ale na podnoszeniu z grzechu.

Jak zatem pomagać osobom rozwiedzionym? Jest ich coraz więcej.

Zgodzi się Pan z tym, że te „sytuacje nieregularne”, związane z rozpadem wcześniejszego małżeństwa sakramentalnego, są bardzo różne: czasem zawinione, i to bardzo, a niekiedy nie. Powiedzmy też, że tylko część osób pozostających w tych „sytuacjach nieregularnych” to ludzie autentycznie spragnieni Boga, którzy szukają miejsca w Kościele, którym zależy na integracji. A skoro, mimo trudności, chcą być blisko Boga, trzeba im pomóc i otoczyć ich opieką. Kościół nie może się ograniczyć do powiedzenia: „zgrzeszyliście”. Trzeba się pochylić nad każdym przypadkiem z osobna i pomóc tym, których ścieżki uległy poplątaniu, w otwarciu się na głos Boga. W jaki sposób? Każda sytuacja wymaga towarzyszenia i rozeznania. Gdyby istniały uniwersalne rozwiązania, to pewnie papież opisałby je w Amoris laetitia, a tego nie uczynił.

A propos służenia prawdzie. Jak Ksiądz Biskup ocenia dokument wydany w 2009 r. przez Konferencję Episkopatu Polski, zatytułowany Służyć prawdzie o małżeństwie i rodzinie? Dokument przeszedł niezauważony, dziś mało kto o nim pamięta. A mógłby – tak mi się wydaje – zostać bardzo owocnie wykorzystany w duszpasterstwie...

Reklama

Jest on dostępny nie tylko w wersji drukowanej, ale też na stronie Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin (www.kodr.pl , zakładka „Nauczanie Kościoła”). To jest bardzo cenny, obszerny i ponadczasowy dokument, zawierający materiał na wiele katechez. Zachęcam do uważnej lektury.

Na zakończenie zapytam w imieniu niezliczonych niedowiarków: dlaczego warto się żenić i wychodzić za mąż?

To chyba raczej ja powinienem zapytać Pana (śmiech). Moja odpowiedź jako duszpasterza będzie teoretyczna, choć zawsze mogę mieć odniesienie do tego, co zaobserwowałem w domu rodzinnym i dostrzegam u innych. A tak serio i krótko: ponieważ jest to piękna, wzniosła i realna, bliska konkretowi życia droga do świętości. W niej można odkryć jedną z największych tajemnic: że szczęście bierze się nie z tego, co mogę dostać, tylko – paradoksalnie – z tego, co daję drugiej osobie. Małżeństwo i rodzina to wspólnota miłości, stwarzająca szansę rozwoju w tym właśnie kierunku: wydobycia z każdego piękna jego człowieczeństwa...

...i „zapracowania” na niebo.

2021-03-09 12:27

Oceń: +5 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

W 100 miastach przejdą Marsze dla Życia i Rodziny

[ TEMATY ]

rodzina

marsz

Pod hasłem „Kierunek: Rodzina” ulicami 107 polskich miast przejdą Marsze dla Życia i Rodziny. Najwięcej z nich zaplanowano na niedzielę 26 maja. Jak zapowiadają ich organizatorzy będzie to wielkie święto rodzin. Uczestnicy marszów będą zachęcać polskie rodziny do decydowania się na liczne potomstwo. Przedstawią też postulaty wprowadzenia prawa, które ułatwi rodzinom podjęcie takich decyzji.
CZYTAJ DALEJ

Dlaczego godzina dziewiąta jest godziną piętnastą?

Niedziela lubelska 16/2011

Triduum Paschalne przywołuje na myśl historię naszego zbawienia, a tym samym zmusza do wejścia w istotę chrześcijaństwa. Przeżywanie tych najważniejszych wydarzeń zaczyna się w Wielki Czwartek przywołaniem Ostatniej Wieczerzy, a kończy w Wielkanocny Poranek, kiedy zgłębiamy radosną prawdę o zmartwychwstaniu Chrystusa i umacniamy nadzieję naszego zmartwychwstania. Wszystko osadzone jest w przestrzeni i czasie. A sam moment śmierci Pana Jezusa w Wielki Piątek podany jest z detaliczną dokładnością. Z opisu ewangelicznego wiemy, że śmierć naszego Zbawiciela nastąpiła ok. godz. dziewiątej (Mt 27, 46; Mk 15, 34; Łk 23, 44). Jednak zastanawiający jest fakt, że ten ważny moment w zbawieniu świata identyfikujemy jako godzinę piętnastą. Uważamy, że to jest godzina Miłosierdzia Bożego i w tym czasie odmawiana jest Koronka do Miłosierdzia Bożego. Dlaczego zatem godzina dziewiąta w Jerozolimie jest godziną piętnastą w Polsce? Podbudowani elementarną wiedzą o czasie i doświadczeniami z podróży wiemy, że czas zmienia się wraz z długością geograficzną. Na świecie są ustalone strefy, trzymające się reguły, że co 15 długości geograficznej czas zmienia się o 1 godzinę. Od tej reguły są odstępstwa, burzące idealny układ strefowy. Niemniej, faktem jest, że Polska i Jerozolima leżą w różnych strefach czasowych. Jednak jest to tylko jedna godzina różnicy. Jeśli np. w Jerozolimie jest godzina dziewiąta, to wtedy w Polsce jest godzina ósma. Zatem różnica czasu wynikająca z położenia w różnych strefach czasowych nie rozwiązuje problemu zawartego w tytułowym pytaniu, a raczej go pogłębia. Jednak rozwiązanie problemu nie jest trudne. Potrzeba tylko uświadomienia niektórych faktów związanych z pomiarem czasu. Przede wszystkim trzeba mieć na uwadze, że pomiar czasu wiąże się zarówno z ruchem obrotowym, jak i ruchem obiegowym Ziemi. I od tego nie jesteśmy uwolnieni teraz, gdy w nauce i technice funkcjonuje już pojęcie czasu atomowego, co umożliwia jego precyzyjny pomiar. Żadnej precyzji nie mogło być dwa tysiące lat temu. Wtedy nawet nie zdawano sobie sprawy z ruchów Ziemi, bo jak wiadomo heliocentryczny system budowy świata udokumentowany przez Mikołaja Kopernika powstał ok. 1500 lat później. Jednak brak teoretycznego uzasadnienia nie zmniejsza skutków odczuwania tych ruchów przez człowieka. Nasze życie zawsze było związane ze wschodem i zachodem słońca oraz z porami roku. A to są najbardziej odczuwane skutki ruchów Ziemi, miejsca naszej planety we wszechświecie, kształtu orbity Ziemi w ruchu obiegowym i ustawienia osi ziemskiej do orbity obiegu. To wszystko składa się na prawidłowości, które możemy zaobserwować. Z tych prawidłowości dla naszych wyjaśnień ważne jest to, że czas obrotu Ziemi trwa dobę, która dzieli się na dzień i noc. Ale dzień i noc na ogół nie są sobie równe. Nie wchodząc w astronomiczne zawiłości precyzji pomiaru czasu możemy przyjąć, że jedynie na równiku zawsze dzień równy jest nocy. Im dalej na północ lub południe od równika, dystans między długością dnia a długością nocy się zwiększa - w zimie na korzyść dłuższej nocy, a w lecie dłuższego dnia. W okolicy równika zatem można względnie dokładnie posługiwać się czasem słonecznym, dzieląc czas od wschodu do zachodu słońca na 12 jednostek zwanych godzinami. Wprawdzie okolice Jerozolimy nie leżą w strefie równikowej, ale różnica między długością między dniem a nocą nie jest tak duża jak u nas. W czasach życia Chrystusa liczono dni jako czas od wschodu do zachodu słońca. Część czasu od wschodu do zachodu słońca stanowiła jedną godzinę. Potwierdzenie tego znajdujemy w Ewangelii św. Jana „Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin?” (J. 11, 9). I to jest rozwiązaniem tytułowego problemu. Godzina wschodu to była godzina zerowa. Tymczasem teraz godzina zerowa to północ, początek doby. Stąd współcześnie zachodzi potrzeba uwspółcześnienia godziny śmierci Chrystusa o sześć godzin w stosunku do opisu biblijnego. I wszystko się zgadza: godzina dziewiąta według ówczesnego pomiaru czasu w Jerozolimie to godzina piętnasta dziś. Rozważanie o czasie pomoże też w zrozumieniu przypowieści o robotnikach w winnicy (Mt 20, 1-17), a zwłaszcza wyjaśni dlaczego, ci, którzy przyszli o jedenastej, pracowali tylko jedną godzinę. O godzinie dwunastej zachodziło słońce i zapadała noc, a w nocy upływ czasu był inaczej mierzony. Tu wykorzystywano pianie koguta, czego też nie pomija dobrze wszystkim znany biblijny opis.
CZYTAJ DALEJ

500 paczek trafiło do najuboższych

2025-04-19 12:30

Marzena Cyfert

Poświęcenie darów dla ubogich

Poświęcenie darów dla ubogich

Abp Józef Kupny pobłogosławił w Wielką Sobotę 500 paczek dla ubogich. Przygotowane one zostały przez wrocławską Caritas ze środków przekazanych przez wiernych archidiecezji.

– Nasze akcje angażują bardzo wielu ludzi, aby te działania pomocowe były przeprowadzone sprawnie, dokładnie i docelowo trafiły do najbardziej potrzebujących. Dzisiaj zostanie rozdanych 500 paczek, poświęconych przez naszego metropolitę, dla naszych podopiecznych, którzy korzystają na co dzień z łaźni i kuchni – mówił ks. Dariusz Amrogowicz, dyrektor wrocławskiej Caritas.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję