Andrzej Przychodni, dyrektor muzeum powiedział, że po rocznej przerwie chcieliśmy zaprosić na nowo do odwiedzania naszej placówki, która nie jest tylko statycznym muzeum, ale dzięki różnego rodzaju wydarzeniom turyści mogą poznać, jak kiedyś żyli ludzi w epoce neolitu.
– Było to wydarzenie, w którym chcieliśmy pokazać, jak wyglądało życie codzienne ludzi, którzy penetrowali te tereny od epoki kamienia po okres wpływów rzymskich. Na trzynastu stoiskach prezentowaliśmy dawne rzemiosło, technikę wojenną czy wytop żelaza. Każda z tych prezentacji ma związek z przeszłością tej ziemi – mówił dyrektor muzeum.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kiedy odwiedzający przekraczają bramy muzeum, to czują się, jakby wehikuł czasu przenosił ich w inne czasy. Kopalnie krzemienia eksploatowane były tu przez współczesnych ludzi od ok. 3900 r. do 1600 przed Chr. i wybudowana wioska przypomina tamte czasy.
Reklama
– Odnajdujemy tutaj artefakty po działalności kultury pucharów lejkowatych, pozostałości po społeczności, którą nazywamy kulturą amfor kulistych i po osadnictwie kultury mierzanowickiej. Odtworzona osada przybliża czasy w których teren ten był intensywnie eksplorowany choć taka naprawdę nie było tutaj stałego osadnictwa. W latach 50 – tych ubiegłego wieku inż. Żurowski odkrył na tych terenach pozostałości pieców w których wytapiano żelazo ponad 2 tyś lat temu oraz ślady jego wstępnej przeróbki – mówił Andrzej Przychodni, dyrektor muzeum.
Życie sprzed lat
W neolitycznej wiosce, która została zorganizowana w muzeum, można było zobaczyć życie i funkcjonowanie ludzi w epoce neolitu i wczesnego brązu. Odbywały się pokazy myślistwa, obróbki kamienia, żelaza, garncarstwa oraz tkactwa neolitycznego.
– Jednym z podstawowych zadań było rozpalenie ognia, który dawał ciepło, bronił przed dzikimi zwierzętami i pozwalał na przygotowanie jedzenia. Człowiek z tego okresu wytwarzał także pierwsze narzędzia z kamienia czy rogów zwierząt. Posiadł pierwotną technikę wyprawy skór i wytwarzania z nich okryć, które chroniły go przed chłodem – opowiadał jeden z rekonstruktorów.
– Ludzie z neolitu tworzyli społeczności o silnych więzach. Jestem przekonany, że nazywanie tych ludźmi pierwotnymi jest bardzo krzywdzące. Byli niezwykle inteligentni, zaradni i twórczy. Do perfekcji technikę rozpalania ognia, której my musimy się mozolnie uczyć. Myślę, że mielibyśmy duże kłopoty, aby przeżyć w warunkach, w jakich im przychodziło żyć, pracować i zdobywać pożywienie – mówił odtwórca roli prehistorycznego człowieka.
Reklama
Na jednym ze stanowisk można było również zobaczyć obróbkę kamienia. Odwiedzającym pokazywał tą sztukę Marcin Dziewanowski, archeolog ze Szczecina. – Obróbka krzemienia nazywana jest kamiennym kowalstwem, bo tylko ci, którzy dokładnie poznali jego tajemnice, mogli wytwarzać prawdziwe dzieła sztuki i bardzo użyteczne narzędzia. Pierwotni rzemieślnicy mieli do dyspozycji narzędzia z poroża, miedzi i drewna, aby obrabiać dużo twardszy kamień, jednak byli w tymi prawdziwymi mistrzami – mówił Marcin Dziewanowski.
Starożytna moda
W każdej epoce naszych dziejów człowiek poza jedzeniem i pracą musiał jeszcze się w coś ubierać. Na kilku stanowiskach można było poznać kulturę celtycką. Małgorzata Gławińska ze Stowarzyszenia Rekonstrukcyjnego „Terra Celtica” opowiadała odwiedzającym o wyrobie ozdób oraz o historii tkactwa celtyckiego.
– Jesteśmy rekonstruktorami rzemiosł, jakie były domeną ludów celtyckich, a więc wyrobów ozdób, tkactwa oraz kowalstwa, które specjalizowało się w wyrobie broni. Przybliżamy historię tkactwa celtyckiego – począwszy od sposobów czyszczenia, przędzenia, farbowania wełny aż po niełatwą sztukę tkacką. Trzeba dodać, że w tym okresie nie znano jeszcze kołowrotków do przędzenia wełny. Wszystko odbywało się ręcznie z użyciem wrzecionka. Była to żmudna i niełatwa praca. Celtowie zdobyli wiedzę farbowania wełny w wielu barwnych kolorach: czerwieni, nasyconego błękitu oraz brązu. Niełatwy był także sam wyrób tkaniny na prostych krosnach, dlatego były one cenne i wykorzystywano je bardzo skrupulatnie. Tuniki lub inne ubiory wielokrotnie naprawiano, przerabiano i cerowano, by służyły jak najdłużej – mówiła Małgorzata Gławińska.
Reklama
Podkreślała również, że Celtowie lubili różnego rodzaju biżuterie. – Tork (naszyjnik) był najbardziej popularną ozdobą. Noszony był zarówno przez mężczyzn, jak i kobiety. Był oznaką wolności. Fibula to kolejna ozdoba w formie naszej agrafki. Ona bardzo mocno ewaluowała i odnajdując ją podczas wykopalisk, możemy określić, z jakiego okresu kultury lateńskiej pochodzi. Ta ozdoba bardzo często miała kształt naszej jemioły, która dla Celtów była rośliną magiczną – podkreślała rekonstruktorka.
Dawni wojownicy
Na stoisku niedaleko ówczesnej garderoby oraz biżuterii Paweł Gławiński prezentował uzbrojenie wojowniczych Celtów oraz opowiadał o historii prowadzenia przez nich wojen. – Broń ewoluowała wraz z techniką prowadzenia wojny. Najpierw używano krótkich mieczy do walki wręcz, potem gdy weszła konnica, koniecznym było dostosowanie długości miecza do tego, by jeździec mógł swobodnie walczyć, jadąc na wierzchowcu. Warto przypomnieć, że to właśnie Celtowie wymyślili lub – używając współczesnego słownictwa – opatentowali kolczugę, czyli drucianą zbroję, która pewnie chroniła przed ciosami zadawanymi mieczem lub włócznią. Nie zachowało się wiele przekazów nt. ich uzbrojenia lub techniki walki, bo ogólnie mało mamy przekazów o kulturze lateńskiej. Jeśli takie ślady istnieją, to najczęściej w przekazach rzymskich, które z racji tego, że był to odwieczny wróg cesarstwa, nie zawsze są obiektywne i prawdziwe – mówił Paweł Gławiński.
Dawna huta
Atrakcją, która przyciągała najbardziej uwagę, był pokaz wytopu żelaza. Miłośnicy historii mieli możliwość na żywo obserwować, jak rozpala się starożytny piec hutniczy oraz zaobserwować proces wytopu żelaza, o którym opowiadał Adrian Wrona ze Świętokrzyskiego Stowarzyszenia Dziedzictwa Przemysłowego.
– Przystępując do wytopu, najpierw zasypywano go węglem drzewnym, który był głównym paliwem w starożytnych piecach. Zasyp musiał sięgać otworów dmuchowych, dzięki temu główny wsad nie opadał do kotlinki, ale utrzymywał się na odpowiedniej wysokości, gdzie odbywał się wytop, czyli odseparowanie żelaza od skały płonnej. Całość procesu wytapiania trwała ok. 6 godzin, podczas których do szybu wsypywano zasyp właściwy, czyli rudę żelaza oraz węgiel drzewny. Zasyp uzupełniano aż do momentu, gdy zauważono, że wytop zaczyna sięgać do otworów dmuchowych. To oznaczało, że wyredukowane żelazo wypełniło kotlinkę i można zakończyć wypalanie – mówił Adrian Wrona.