Skąd w Gdańsku wziął się cudowny wizerunek Matki Bożej z dalekiego kresowego miasteczka, można się łatwo domyślić. Wizerunek znajdował się w kościele ormiańskim w Stanisławowie i w 1937 r. został koronowany; zawierucha powojenna spowodowała, że trzeba było wywieźć go do Polski. I tu pojawia się postać ks. Kazimierza Filipiaka, który „nie wypuszczając z rąk umiłowanego wizerunku”, tułał się przez wiele lat, ścigany przez władze komunistyczne, by wreszcie dotrzeć z obrazem do Gdańska, do wspomnianej wyżej świątyni. Kościół był jednak zrujnowany, dlatego wizerunek zawieszono najpierw w malutkiej zakrystii. Za sprawą kolejnego kustosza – ks. Cezarego Annusewicza obraz znalazł należne mu miejsce w ołtarzu głównym świątyni. I tu także zadbano o historyczną ciągłość, ponieważ ołtarz był wzorowany na tym stanisławowskim.
Bez blizn
Reklama
Jak każdy obraz uznawany przez wiernych za cudowny, także ten ma swoje dzieje, ginące w pomrokach przeszłości. Otóż w kronikach kościoła ormiańskiego odnotowano, że powstanie obrazu zawdzięczamy sekretarzowi gminy ormiańskiej Donigowi, dla którego namalował go nieznany z nazwiska artysta o imieniu Daniel. Skrupulatnie odnotowano przy tym wiek artysty: był to na owe czasy człek już sędziwy, liczył bowiem 70 lat. Wizerunek miał, zapewne na życzenie zleceniodawcy, przypominać ten częstochowski. Donig trzymał obraz w domu do czasu, gdy został uzdrowiony z choroby oczu, podobno nawet ślepoty. Odzyskawszy widzenie, dostrzegł, że Madonna z obrazu płacze. Zdumiony i lekko przestraszony natychmiast zaniósł obraz do kościoła. Płacz jednak nie tylko nie ustał, ale nawet się wzmógł. Do zbadania tego zjawiska powołano specjalną komisję, która po wnikliwej analizie potwierdziła nadprzyrodzoność zjawiska. Łzy delikatnie otarto welonem, który zamknięto w relikwiarzu i od tej pory podawano wiernym do ucałowania. Dzieje się tak zresztą do dziś – 21 sierpnia każdego roku udziela się szczególnych łask przez błogosławieństwo relikwiarzem z tuwalnią łez Matki Bożej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wieść o tak spektakularnym wydarzeniu szybko rozniosła się po Rzeczypospolitej. Wkrótce przybywający do Stanisławowa ludzie zaczęli doświadczać niezwykłych łask, a miejscowy proboszcz spisywał wiele cudownych zdarzeń, które miały miejsce za sprawą Matki Bożej Łaskawej. Skomponował nawet specjalną pieśń, tytułując ją: Godzinki o Najświętszej Marji Pannie w obrazie stanisławowskim w kościele ormiańskim łaskami sławnej. Wierny lud zaczął więc powtarzać: Jeżeli nie możesz odbyć pielgrzymki do Częstochowy i tam upaść na twarz przed Panienką Jasnogórską, udaj się do Niej w Stanisławowie, a nie zawiedziesz się w swojej nadziei.
Reklama
Obraz Matki Bożej Łaskawej jest wierną kopią wizerunku jasnogórskiego, z tym, że jego twórca nie domalował charakterystycznych dla ikony blizn. Wizerunek pochodzi prawdopodobnie ze szkoły polskiej XVII-XVIII wieku, namalowano go na płótnie rozpiętym na sosnowej desce. „Przez blisko dwieście lat obraz zdobił Stanisławów, czyniąc zeń Maryjną stolicę pielgrzymów południowo-wschodniej Małopolski, Podola i Pokucia, «twierdzę ducha na straży Wschodnich Kresów», «Częstochowę ziemi czerwieńskiej – wschodnich rubieży Rzeczypospolitej», jak pisał w 1938 roku o. Konstanty Maria Żukiewicz, dominikanin, propagator kultu Matki Najświętszej, wybitny przedwojenny «kaznodzieja generalny». To m.in. on pokazał w swoich relacjach, co znaczyła dla stanisławowian koronacja tego obrazu. Dzięki orędownictwu Matki Łaskawej i ze względu na swoją Patronkę z dumą nazywali swoje miasto tak, jak polecił hetman wielki koronny Józef Potocki, który rozbudowując Stanisławów, nad główną bramą umieścił napis «Gród Dziewicy»” – czytamy w tekście Anety M. Krawczyk zamieszczonym na łamach Kuriera Galicyjskiego.
Wiadomo, że w tej materii nie chodzi o liczby – warto jednak wspomnieć, że do 1883 r. zanotowano aż 738 cudów potwierdzonych mocą urzędu przez samego abp. Izaaka Mikołaja Isakowicza. Uzdrowienia, nawrócenia, ocalenia, szczęśliwe powroty z niebezpiecznych wypraw, wyproszone liczne i zdrowe potomstwo – długo można wyliczać ten cudowny rejestr. Mieszkańcy Stanisławowa, którzy po wojnie zamieszkali na ziemiach odzyskanych, przez lata utrzymywali, że modlitwy wiernych przed obrazem Pani Łaskawej wyprosiły zwycięstwo oręża polskiego w czasie inwazji bolszewickiej w 1918 r.
Jak wspomniano wcześniej, 22 sierpnia 1742 r. po twarzy Maryi spłynęły łzy. Nie działo się tak tylko jeden raz – Madonna ze Stanisławowa płakała wielokrotnie. Z czasem wierni zauważyli, że te łzy poprzedzały nadejście trudnych czasów. Ksiądz Konstanty Żukiewicz napisał: „Łzy Matki Bożej były przestrogą, wołały o opamiętanie przed zbliżającymi się rozbiorami i te nieszczęściem wróżebne łzy po wiekowej niewoli wypłakały nam ojczyznę wolną”.
Obraz został ubrany w korony tuż przed wybuchem II wojny światowej. 60 lat później, w 1996 r., gdy celebrowano rocznicę owej koronacji, list ze specjalnym błogosławieństwem napisał św. Jan Paweł II. W czasie tej pięknej uroczystości świątynię tłumnie wypełnili mieszkańcy Stanisławowa i członkowie wspólnoty ormiańskiej, którzy zjechali do Gdańska z całej Polski. Modlono się wtedy po polsku, ormiańsku i ukraińsku, a w darach ołtarza złożono m.in. ormiańskie kadzidło i ziemię z cmentarza stanisławowskiego.
Dzisiaj gdańscy Ormianie spotykają się w sanktuarium Matki Bożej Łaskawej kilka razy w roku, a przede wszystkim w związku z odpustem w rocznicę koronacji obrazu, obchodzonym w niedzielę przed uroczystością Zesłania Ducha Świętego oraz w uroczystość Trzech Króli, czyli Objawienia Pańskiego, które według tradycji ormiańskiej wiąże się z poświęceniem wody i odnowieniem przyrzeczeń chrzcielnych, pamiątką chrztu Armenii.
Kościół ormiańskokatolicki to jeden z katolickich Kościołów wschodnich, pełnoprawny członek Kościoła katolickiego, uznający władzę i autorytet biskupa Rzymu. Kościół ten jest spadkobiercą bogatej tradycji chrześcijaństwa ormiańskiego, duchowym dzieckiem św. Grzegorza Oświeciciela. Wyróżnia go starożytny obrządek ormiański, zwłaszcza język liturgiczny – staroormiański grabar.