Reklama

Wiara

Z miłości czy z obowiązku?

Czytelnik pyta: Czy lepiej uczestniczyć we Mszy św. raz na jakiś czas, ale świadomie i dobrowolnie, czy też co niedzielę, ale głównie po to, by odbębnić obowiązek albo otrzymać podpis księdza?

Niedziela Ogólnopolska 48/2022, str. 12-13

[ TEMATY ]

wiara

Karol Porwich/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Nie opuszczajmy naszych wspólnych zebrań, jak się to stało zwyczajem niektórych, ale zachęcajmy się nawzajem” – pisze autor Listu do Hebrajczyków (10, 25) i tym samym uświadamia nam, że problem z coniedzielnym uczestnictwem w Eucharystii jest tak stary jak Kościół. W naszych czasach przybiera on nieraz formę zadanego wyżej pytania, czyli: Czy nie lepiej uczestniczyć we Mszy św. świadomie i dobrowolnie raz na jakiś czas niż zmuszać się do uczestnictwa co niedzielę? Czy jakość nie jest ostatecznie ważniejsza niż ilość? Odpowiedź na te i podobne pytania wymaga sięgnięcia głębiej niż tylko zarysowany w nich problem – do mentalności i wewnętrznych założeń, które nieświadomie przyjmujemy wraz z większością współczesnych nam ludzi.

Świadectwo przynależności

W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „Uczestnictwo w niedzielę we wspólnej celebracji Eucharystii jest świadectwem przynależności do Chrystusa i Jego Kościoła oraz wierności Chrystusowi i Kościołowi. Wierni potwierdzają w ten sposób swoją komunię w wierze i miłości” (p. 2182). Ktoś powie: piękne słowa, ale jak często udaje się nam tak przeżyć Mszę św., żeby faktycznie poczuć „komunię w wierze i miłości”? W takim myśleniu kryje się nieraz pierwsze błędne założenie, które zniechęca do regularnego uczestniczenia we Mszy św. Polega ono na utożsamieniu komunii – zarówno z Bogiem, jak i z ludźmi – z jakąś formą wewnętrznego przeżycia. Można powiedzieć, że jest to przecenienie płaszczyzny przeżyć, uczuć, przy jednoczesnym niedocenieniu innego czynnika – ciała. Warto zatem zwrócić uwagę na pewien zadziwiający fakt: moment największego zjednoczenia z Bogiem, do którego człowiek jest zdolny na ziemi, to nie wewnętrzne doświadczenie Jego bliskości, ale prosty cielesny akt: spożycie konsekrowanej Hostii. Analogicznie – moją komunię z braćmi buduję zarówno przez poczucie, że są mi bliscy, jak i przez sam fakt, że mimo różnic czy zwyczajnej nieznajomości spotykamy się wszyscy w tym samym miejscu, wchodzimy przez te same drzwi i siadamy obok siebie w tych samych ławkach (czy nie tego właśnie brakowało nam w czasie restrykcji związanych z pandemią COVID-19?). Oczywiście, namacalna, cielesna obecność nie musi wykluczać przeżyć: czasem naprawdę poczujemy wspólnotę z modlącymi się na tej samej Mszy św. ludźmi, czasem w momencie przyjęcia Komunii św. faktycznie będą nam towarzyszyły silne poruszenia wewnętrzne. Nie one są jednak istotą. Z naszą więzią z Panem Bogiem jest bowiem trochę tak jak z więziami rodzinnymi. W miłość rodzinną wpisane są zarówno momenty czułości, kiedy cały świat wydaje się nasycony ciepłem i harmonią, jak i zwyczajne, codzienne bycie ze sobą, wszystkie te drobne rzeczy, z których utkana jest codzienność, a więc słowa w rodzaju: „ubierz się ciepło, załóż czapkę”, „obiad macie w lodówce, wrócę dziś późno, bo mam zebranie”, a nie tylko „kocham Cię” szeptane do ucha.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Rzeczywistość stawia opór

Drugie błędne i często nieświadome założenie, które przyjmujemy, dotyczy przeceniania rodzących się w nas spontanicznych impulsów. W dobie wszechobecnych wezwań do „życia w zgodzie ze sobą” i „podążania za głosem serca” wyobrażamy sobie nieraz, że robienie czegoś z obowiązku albo z przyzwyczajenia odbiera autentyzm temu, w co się angażujemy. Ale przecież „świat” zupełnie by się rozleciał, gdyby chciało się go budować wyłącznie na tym, co spontanicznie odczuwane. Podobnie rozleci się każde budowane w ten sposób życie wiary: szybko stanie się poetyckim marzycielstwem, a nie duchowym realizmem. W rozwoju duchowym jest miejsce na impulsy i olśnienia, ale rozwój nie polega na tych olśnieniach. Są one raczej owocem, nagrodą, którą Pan Bóg nieraz nam daje, żebyśmy nie ustali w drodze. Sam rozwój dokonuje się na ogół w trudnych momentach zmagania się z oporną materią – ze słabością naszego ciała, z niestałością naszych myśli i psychiki. Czy będzie to czytanie Pisma Świętego mimo znużenia i rozproszeń, czy właśnie chodzenie co niedzielę do kościoła, choć w danym dniu nic mnie tam akurat nie ciągnie. Jednym z najlepszych sprawdzianów rzeczywistości jest to, że w przeciwieństwie do marzeń stawia nam ona opór.

Reklama

Łaska daru

„Zawsze dziękujemy Bogu za was wszystkich, wspominając o was nieustannie w naszych modlitwach, pomni przed Bogiem i Ojcem naszym na wasze dzieło wiary, na trud miłości i na wytrwałą nadzieję w Panu naszym, Jezusie Chrystusie” – takimi słowami Paweł, Sylwan i Tymoteusz pozdrawiają Tesaloniczan w skierowanym do nich liście (1, 2-3). Powszechnie wiadomo, że wiara, nadzieja i miłość to tzw. cnoty teologalne, które nie są efektem ludzkiego samodoskonalenia, ale łaskawym darem Boga, a jednak w zacytowanym tekście są one połączone z „dziełem”, „trudem” i „wytrwałością”. Trudno znaleźć fragment w Biblii, który by bardziej dobitnie podkreślał, że w życiu chrześcijańskim to, co darmowe, splata się z wysiłkiem. Można by dodać, że podobnie to, co spontaniczne, to, co jest najgłębszym ludzkim pragnieniem i jego „głosem serca”, łączy się z pracą, ascezą, również z pewnym, dobrze rozumianym, przyzwyczajeniem.

To nie produkt

Trzeba przyznać, że rutyna i przyzwyczajenie mają u nas fatalną prasę. Współcześnie mówi się o nich najczęściej w kontekście wiary obumarłej, „oswojenia się” z Bogiem i znieczulenia na Jego tajemnicę. Ale mają one przecież także pozytywną stronę: dopiero na gruncie pewnej rutyny i przyzwyczajenia, a więc stałości niezależnej od emocjonalnych fluktuacji, może wyrosnąć dojrzała wiara. Człowiek nie może być nieustannym mistykiem, który „idzie” tylko od uniesienia do uniesienia – zresztą nawet mistycy nie poprzestawali na samych odczuciach. O ile początek wiary może się wiązać z jakimś przełomowym doświadczeniem, o tyle jej wzrost wymaga stałości, przypomina trochę wzrost drzewa, niemożliwy do zaobserwowania dla kogoś, kto domaga się wymiernych efektów po każdym podjętym wysiłku.

Msza św. nie jest „produktem” skrojonym pod nasze gusta. Dorastamy do niej powoli i pewnie nigdy nie dorośniemy w pełni. Człowiek niecierpliwy, oczekujący za każdym razem spektaklu i zaspokojenia swojej ciekawości, może ją potraktować tak, jak Herod potraktował prowadzonego na mękę Jezusa: oczekiwał po Nim wielu znaków, nie ujrzał ich, więc Nim wzgardził. Jeśli jednak potraktujemy coniedzielne uczestnictwo we Mszy św. nie jako nużący obowiązek, ale jako powolny proces wychowawczy, wtajemniczenie w coś wielkiego i subtelnego, z pewnością uda nam się w końcu dostrzec jej wartość i piękno. Msza św. jest w tym trochę podobna do muzyki symfonicznej. Trudniej się w nią wsłuchać niż w piosenkę nadawaną w radiu, ale – w przeciwieństwie do tej ostatniej – nigdy się nie znudzi ani nie „przeje”. Podobnie jest z Mszą św.: jeśli raz odkryje się jej głębię, ciągle będzie się w niej odsłaniać coś nowego.

2022-11-22 14:16

Ocena: +14 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Płyń dla życia!

Niedziela podlaska 16/2019, str. V

[ TEMATY ]

wiara

Archiwum CIDD

Ks. Tomasz Przewoźny, dyrektor Młodzieży Kurii Diecezjalnej w Drohiczynie, asystent Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Diecezji Drohiczyńskiej

Ks. Tomasz Przewoźny, dyrektor Młodzieży Kurii Diecezjalnej w Drohiczynie,
asystent Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Diecezji Drohiczyńskiej

Popłyną kajakami nie tylko po to, by miło spędzić czas. Chcą się modlić za życie zagrożone i za tych, którzy pragną potomstwa. W ten sposób pokazują, że młodych obchodzi idea obrony życia

Monika Kanabrodzka: – Jaka jest idea spływu kajakowego „Życie płynie – płyń dla życia”?

CZYTAJ DALEJ

Bratanek Józefa Ulmy o wujku: miał głęboką wiarę, silny moralny kręgosłup i niezależność myśli

2024-03-24 08:43

[ TEMATY ]

Ulmowie

Zbiory krewnych rodziny Ulmów

Wiktoria i Józef Ulmowie

Wiktoria i Józef Ulmowie

Bratanek błogosławionego Józefa Ulmy, Jerzy Ulma, opisał swojego wujka jako mężczyznę głębokiej wiary, którego cechował mocny kręgosłup moralny i niezależność myśli. O ciotce, Wiktorii Ulmie powiedział, że była kobietą niezwykle energiczną i pełną pasji.

W niedzielę przypada 80. rocznica śmierci Józefa i Wiktorii Ulmów oraz ich dzieci. Zostali oni zamordowani przez Niemców 24 marca 1944 r. za ratowanie Żydów, których Niemcy zabili jako pierwszych.

CZYTAJ DALEJ

Rozważania na Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego: szatan połknął haczyk

2024-03-28 23:26

[ TEMATY ]

rozważania

ks. Marek Studenski

Materiał prasowy

Jak wygląda walka dobra ze złem na zupełnie innym, nieuchwytnym poziomie? Jak to możliwe, że szatan, będący ucieleśnieniem zła, może zostać oszukany i pokonany przez dobro?

Zagłębimy się w niezwykłą historię i symbolikę Hortus deliciarum (grodu rozkoszy) Herrady z Landsbergu (ok. 1180). Ten odcinek to nie tylko opowieść o starciu duchowych sił, ale także głębokie przemyślenia na temat tego, jak każdy z nas może stawić czoła pokusom i trudnościom, wykorzystując mądrość przekazywaną przez wieki.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję