Urodziłem się w roku 1944 w kieleckiej wsi. Wychowali mnie rodzice bogobojni. Te wioseczki kieleckie były bardzo biedne. Po wojnie ludzie wyjeżdżali na zachodnie ziemie. Tak też zrobili moi rodzice i wyjechaliśmy do Twardocic koło Złotoryi, do PGR-u. Tam wzrastałem – opowiada ks. Stanisław, wspominając tragiczne wydarzenia. – Śmierć mojego brata oraz kuzyna uświadomiła mnie o kruchości życia oraz czym jest życie. Nie uczestniczyłem w pogrzebie mojego brata, ponieważ byłem wtedy w szpitalu. Miałem operację ucha środkowego. Pamiętam, jak do szpitala przyszła ubrana na czarno moja mama. Wiedziałem, że coś się stało – dopowiada ksiądz.
Ksiądz Stanisław to człowiek mający marzenia od zawsze. – A ja chciałem tak jakby naprawiać świat. Chciałem coś w życiu osiągnąć. To dlatego chciałem zostać księdzem. Słuchałem Mszy św. z Lille we Francji oraz z Anglii w BBC. Byłem ministrantem. Moi rodzice byli pobożnymi oraz prostymi ludźmi. Spotykałem się z komentarzami „idzie przyszły ksiądz”, ale nic sobie z tego nie robiłem – kontynuuje ks. Włodarski.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kapłan z uśmiechem wspomina czasy młodości oraz moment podjęcia decyzji o wstąpieniu do seminarium. – Po ukończeniu szkoły średniej pracowałem przez dwa lata w palmiarni, a następnie wstąpiłem do seminarium. Tam myślałem „łopatologicznie”. Z racji studiów filozofii i teologii nie było troszeczkę łatwo. Przebrnąłem wysiłkiem własnym, ale i z pomocą kolegów. Napisałem pracę magisterską o modlitwie, z czego się ogromnie cieszę. Zaczynaliśmy formację w liczbie ponad 60-ciu, a zostało nas wyświęconych 36 kapłanów. Święceń diakonatu udzielił nam bp Józef Marek, a święceń prezbiteratu bp Wincenty Urban. Był to rok kiedy zmarł kard. Kominek. W niedzielę, dzień po święceniach odprawiłem swoją pierwszą Mszę św. w kościele NMP w Złotoryi. To był początek mojego kapłaństwa – wspomina ks. Stanisław, dodając: – Moją pierwszą parafią wikariuszowską była parafia Chrystusa Króla w Dzierżoniowie. Przed wyjazdem na pierwszą parafię ks. Jakubowski, proboszcz w Złotoryi, zorganizował spotkanie i odbyliśmy rundę honorową po miejscowym rynku. W ten sposób poczuliśmy, że idziemy na żniwo Pańskie. W Dzierżoniowie i w okolicy pracowało nas 15 kapłanów. Spotykaliśmy się, budowaliśmy więzi. To było bardzo piękne – powraca wspomnieniami ks. Stanisław, mówiąc dalej o swojej drugiej parafii św. Józefa w Dankowicach koło Strzelina, skąd został skierowany do Białego Kościoła, aby tam tworzyć parafię. – 4 lata mieszkałem w wikarówce w Dankowicach, ale jednocześnie przygotowywałem pole pod dom parafialny w Białym Kościele. Praca w Dankowicach bardzo mi się przydała w późniejszych latach, zwłaszcza przy pracy z młodzieżą. Młodzi ludzie chętnie przychodzili na spotkania. Potrzebowali księdza, jak również samych siebie. To było piękne doświadczenie – mówi prezbiter.
– W trakcie odbudowania parafii były trudności materiałowe i finansowe, ale z Bożą pomocą wszytko się udało. Ludzie pragnęli kościoła. Dlatego nam się udało. Mieliśmy opiekę kurii wrocławskiej, ks. Drwięgi, ks. Cempy oraz prof. Rozpędowskiego. Pierwsza Msza św. została odprawiona we wrześniu 1984 r. na placu kościelnym, a pierwsza Pasterka została odprawiona w ruinach kościoła. Ta Eucharystia po 10 latach odbyła się przy ognisku, kiedy śnieg padał ludziom na głowę – rozpamiętuje ks. Włodarski, wyrażając słowa podziękowania. – Odczuwam wielką wdzięczność za to, co dał mi Bóg i za to, co mogłem zrobić dla ludzi. Księży widzi się jako tych, którzy biorą, zbierają. Ja jestem przeogromnie wdzięczny za to, co mogłem dać ludziom. I ci ludzie są naprawdę wdzięczni. Najpiękniejszym tego dowodem jest ich obecność na Mszy św. w katedrze w dzień 50. rocznicy święceń kapłańskich – przytacza ks. Stanisław Włodarski.