Ostrzeżenia przed wojną domową są mocno przesadzone. Wielka Brytania była już wielokrotnie świadkiem gwałtownych protestów ulicznych, zwłaszcza późnym latem. I prędzej czy później zawsze wygasały one w obliczu dezaprobaty opinii publicznej i solidarności sąsiedzkiej. Są jednak podstawy, aby sądzić, że tym razem problem jest poważniejszy, bo w obliczu tego, jak nowy centrolewicowy rząd Partii Pracy, który funkcjonuje zaledwie od miesiąca, przedstawia swoją politykę, niezadowolenie i frustracja pogłębiają się wśród najniżej sytuowanych grup ludności.
Po wiekach akceptowania ludzi z zewnątrz, z ich odrębnymi zwyczajami i postawami, Brytyjczycy są instynktownie tolerancyjni. Ale ta tolerancja jest wystawiona dziś na próbę, ponieważ obecne warunki podważają odziedziczoną tożsamość i system wartości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jednym z głównych źródeł konfliktu jest masowa imigracja, która miała się zmniejszyć po głosowaniu w sprawie brexitu w 2016 r., ale zamiast tego drastycznie wzrosła, i to w czasie, gdy koszty utrzymania rosną, co niesie ze sobą ubóstwo i inne trudności.
Migracja netto do Wielkiej Brytanii wyniosła 745 tys. w 2022 r. i 685 tys. w 2023 r., co odpowiada tworzeniu każdego roku miasta większego niż Łódź. Ten napływ ludności zapewnia źródło taniej siły roboczej firmom i korporacjom, przy czym niewiele (jeśli nie wcale) zwraca się uwagi na wpływ społeczny i kulturowy migrantów.
Reklama
Gdy dodamy do tego obecne obsesje, od zmian klimatycznych po prawa osób transseksualnych, poczucie, że kraj staje się obcy dla rdzennych mieszkańców, zyskuje na znaczeniu, wraz ze spostrzeżeniem, że nowe sposoby myślenia są przymusowo narzucane przez nawykłe do wygód elity klasy średniej i ich medialnych sojuszników, wbrew sprawiedliwości, demokracji i zdrowemu rozsądkowi. Ci, którzy kwestionują imigrację lub ideologię gender, są napiętnowani jako rasiści i homofobi, ci natomiast, którzy odwołują się do tożsamości narodowej, tradycji chrześcijańskiej lub wartości rodzinnych – jako szowiniści i fanatycy.
Są lekcje do wyciągnięcia z tego, co dzieje się na Wyspach, dla innych krajów, w tym dla Polski. Jeszcze nie doświadczyła ona, przynajmniej w czasach współczesnych, tak powszechnego wyobcowania rdzennych społeczności, postrzegających siebie jako zmarginalizowane i odsunięte na boczny tor, pozbawione szacunku i ochrony we własnym kraju.
Sytuacja ta rodzi jednak realne możliwości dla Kościołów w Wielkiej Brytanii, aby objąć przywództwo w promowaniu większej wzajemnej akceptacji i głębszego zrozumienia tłumionego niezadowolenia.
Kościół katolicki w szczególności, bo jest wolny od stowarzyszeń establishmentu swojego oficjalnego anglikańskiego odpowiednika i tradycyjnie czuje się jak w domu w biedniejszych społecznościach. Łączy on podziały klasowe i etniczne z bogactwem mądrości i doświadczenia, które daje katolicka nauka społeczna.
Reklama
We wspólnym liście otwartym z innymi przywódcami religijnymi kard. Vincent Nichols potępił zamieszki jako „plamę na naszym narodowym sumieniu”; ubolewa nad tym, jak „niewielka mniejszość przyniosła nienawiść, przemoc i wandalizm do miast i miasteczek”. Obiecał jednak „współpracować z rządem i wszystkimi grupami społecznymi w celu konstruktywnego i współczującego dialogu na temat imigracji i spokoju społecznego”. Przypomniał, że każdy obywatel ma „prawo do szacunku i obowiązek szanowania innych, abyśmy razem mogli budować spójne i harmonijne społeczeństwo dla wszystkich”.
Czy to wezwanie zostanie wysłuchane – z czasem się okaże.
Podczas gdy budynki są podpalane, a firmy rabowane, priorytetem musi być przywrócenie porządku publicznego. Ale gdy BBC i inne główne media przymykały oczy na roszczenia protestujących, nowy premier – Keir Starmer przedstawił zamieszki jako działanie „skrajnie prawicowych bandytów”, którzy zasługują na aresztowanie w trybie doraźnym i drakońskie wyroki. Podczas gdy posłuszni obywatele są chwaleni, to ci, którzy wnoszą skargi i żale, po raz kolejny stają w obliczu oszczerstw i represji.