Depresja jest chorobą XXI wieku, a smutek jako jej wierny towarzysz zda się być równie powszechny. W czasach, kiedy dobre samopoczucie jest w cenie, wspaniały uśmiech jest wręcz obowiązkowy, a smutek
- delikatnie mówiąc - niestosowny, powszechność depresji staje się wręcz paradoksalna. Profesor Antoni Kępiński, pisząc o charakterystycznym dla depresji smutku, wyróżnia kilka jego odcieni.
Pisał o smutku cichym i burzliwym, pustym i pełnym, czystym i brudnym, nie wyczerpując przy tym jego odmian. Bywały już w historii czasy swoistych epidemii depresji uwarunkowanych sytuacją społeczną,
ekonomiczną, klimatem, a nawet czasem (jak choćby te związane z przepowiedniami końca świata), ale sam smutek może nas dopaść zawsze i wszędzie. Dopaść dosłownie, bowiem - jak chce Ewargiusz z Pontu
- jest on swoistym demonem. Pontyk zaliczał go do swoich ośmiu logismoi utrudniających drogę ku Bogu. Łączył smutek z niezaspokojonymi pragnieniami i marzeniami. Uważał, że jest szczególnie niebezpieczny,
ponieważ czyni człowieka podatnym na acedię - ostateczne zniechęcenie i zwątpienie. Lekarstwem nań miała być modlitwa, a słowa Ewargiusza: „Pożądaj wszystkiego, co masz, a będziesz miał wszystko,
czego pożądasz”, zdają się być swoistą receptą na przygnębienie. Podobnie zresztą traktował smutek ojciec Pio, pisząc: „unikaj smutku, ponieważ wdziera się on do serc, które są przywiązane
do rzeczy świata”. Ponieważ mało kto jest wolny od różnorakich przywiązań, smutek bywa po prostu codziennością - adekwatną odpowiedzią na naszą kondycję jako ludzi. Stąd uporczywe depresje,
przeróżne chandry, spleeny i inne weltschmerce.
Wspomniany już Antoni Kępiński pokusił się nawet o stwierdzenie, że nie tylko każdy człowiek smuci się nieco inaczej, ale i każdy kraj hoduje smutki o własnym kolorycie. Coś niecoś o słowiańskiej
romantycznej duszy mówią nasze staropolskie smętki i tęsknice. Najgłębszy rodzaj frasunku widać w znanym z ludowych kapliczek przedstawieniu Chrystusa Frasobliwego, siedzącego w melancholijnej pozie wiecznej
zadumy nad ludzkim losem. Smutek ma zatem swoje dwa oblicza. Z jednej bowiem strony rozbija, zniechęca i niszczy, z drugiej zaś uspokaja, otwiera przestrzeń dla refleksji nad tym, co istotne i pozwala
uznać za znikome to, co znikome jest. Czas smutku bywa oczyszczający - czego świadomi są ci, którzy przeszli przez depresje, ale samo oczyszczenie jest zazwyczaj bolesne, o czym ci, którzy właśnie
ją przeżywają, wiedzą najlepiej. Pozytywny smutek, żal i skruchę opisywali Ojcowie Kościoła. Mówili oni o smutku duszy (animi cruciatus) i skrusze serca (compunctio cardis). Taki smutek nawróconego grzesznika,
prędzej czy później, przeradza się w radość.
Smutek może zatem być święty, ale o wiele częściej bywa niebezpiecznie kuszący - jak samo piękno. O związku smutku z pięknem można by zresztą napisać niejedno. Podobno najpiękniejsze są smutne
piosenki, nie stronimy też od wyciskających łzy z oczu filmów. Jednak powiązania smutku z pięknem bywają o wiele bardziej subtelne. Widać je chyba najwyraźniej na przykładzie Japonii. W języku japońskim
słowo smutek pierwotnie oznaczało tyle co piękny, rozkoszny. Estetycznej atrakcyjności smutku i melancholii nie oparli się romantycy, a samą melancholię często uważano za objaw niezwykłej wrażliwości
i wielkiego geniuszu artystycznego. Wielu widziało w niej natchnienie do medytacji, modlitwy, wizjonerstwa. Choć ci, którym melancholia rzeczywiście dała się we znaki, dalecy byli od jej gloryfikacji.
Nie bez przyczyny chyba znany z tego, że miewał silne depresje Dante Alighieri umieścił melancholików w piątym kręgu opisywanego w Boskiej komedii piekła.
Przed melancholią przestrzegał Albrecht Dürer. W swym podręczniku malarstwa radził nawet, by zagrożonego tym stanem ucznia kurować, a jako receptę na smutek doradzał... muzykę. Nic dziwnego, winny
wszelkim smutkom szatan trzyma się z dala od muzyki - tak przynajmniej twierdził M. Luter. Wielu doświadczonych duchowo ludzi wywodzi genezę smutku od grzechu pierworodnego, będącego pierwszą przyczyną
melancholii, której przekleństwo ciąży w mniejszym lub większym stopniu na nas wszystkich. Rzec by się zatem chciało, że smucić się jest rzeczą ludzką, tyle że powody do smutku bywają mniej lub bardziej
godne człowieka. Dał temu wyraz Blaise Pascal w swej modlitwie: „Odejmij mi tedy, Panie, smutek, który miłość własna mogłaby zrodzić we mnie z przyczyny mych cierpień oraz rzeczy świeckich, gdy
nie idą wedle pragnień mego serca, o ile nie tyczą samej Twojej chwały. Ale wlej we mnie smutek pokrewny Twemu. Niech moje cierpienia posłużą do uśmierzania Twego gniewu. Uczyń z nich sposobność do mego
zbawienia i mego nawrócenia”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu