Reklama

Ciągle wybierać niepodległość

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Szkolny korytarz, wyfroterowane na wysoki połysk podłogi, w oknach zawieszone nowe firanki, klimat powagi, patosu, pewności siebie. W auli okolicznościowa dekoracja prezentująca popiersie Lenina, sierp, młot, duża czerwona gwiazda i napis, który pozostał mi w pamięci na zawsze: "Tylko z Leninem i jego rewolucyjnym duchem odkrywamy przyszłość Polski". Tak zapamiętałem sobie datę 7 listopada 1984 r., kiedy to w mojej szkole obchodzono kolejną rocznicę rewolucji październikowej. Jakże byłem zdziwiony, kiedy za kilka dni, 11 listopada w szkole nie wspomniano o odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Dlaczego? Czy to było zwykłe zapomnienie? Dziś wiem, że to był duch socjalistycznego wychowania.

Na długo przed rozpoczęciem listopadowego miesiąca oświadczono nam, że nasza klasa (maturalna) ma przygotować okolicznościową akademię poświęconą rewolucji październikowej. Dyrektor w mocnych i stanowczych słowach zaznaczył, że bardzo na nas liczy i na pewno nie będzie się wstydził naszych "socjalistycznych" osiągnięć. Aby dodać nam ducha, na zakończenie spotkania powiedział: "Pamiętajcie, bardzo na was liczę. Nie zapomnę o was także na egzaminie maturalnym w maju". Sprawa stała się prosta: nie będzie akademii, nie będzie matury. Próby w szkolnej świetlicy zaczęły się bardzo szybko. Przygotowane przez panią nauczycielkę teksty zostały podzielone na role. Każdy coś tam trzymał w ręku, udawał, że czyta i w duchu zaśmiewał się na całego. Pamiętam, dostałem jakiś tekst mówiący o przewodniej roli partii w narodzie i wiersz o rewolucyjnych osiągnięciach towarzyszy ze Wschodu. Przeczytałem uważnie i od pierwszej chwili zastanawiałem się nad tym, co zrobić, aby nie wyjść na durnia przed kolegami w szkole i w swoim środowisku. Nic nie przychodziło mi do głowy. Patrzyłem na swoich kolegów i koleżanki z klasy, którzy też nie okazywali jakiegoś szalonego entuzjazmu z przydzielonych im ról. Każdy jednak powtarzał drugiemu słowa: nie ważna akademia, ważna matura. Mój kolega Władek i ja jakoś nie mogliśmy się z tym pogodzić: matura tak, ale za jaką cenę?

Któregoś wieczora, ucząc się na głos "rewolucyjnych tekstów", przyszedł do mojego pokoju dziadek. Usiadł w fotelu, nabił tytoniem swoją starą fajkę, podkręcił wąsa, uśmiechnął się i zapytał: "Nie szkoda ci czasu na te bzdury?". Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, ale i wielką radością, że ktoś tak mi bliski myśli podobnie jak ja. Usiadłem szybko przy dziadku i patrząc mu w oczy, zapytałem: "A co ja mam zrobić, jak mi kazali? Pewnie jak się tego nie nauczę, to nie zdam matury". Doświadczony dziadek spojrzał na mnie z politowaniem, wstał, wyszedł z pokoju. Po kilku minutach wrócił trzymając za pazuchą stary, zniszczony kajet. "To moje życie, to moje wspomnienia, to moja Polska, o którą walczyłem, abyś ty miał gdzie żyć, i abyś umiał po polsku mówić. I abyś prawdziwej historii Polski się uczył". W długie dżdżyste wieczory dziadek czytał mi swoje wspomnienia o bolszewikach, o Legionach, o odwadze, o bohaterskim księdzu, który ukrywał wrogów Ojczyzny, o więzieniu, o tym, jak Rosjanie rozstrzelali jego brata. Słuchałem, analizowałem i nic mi się nie zgadzało. Inne były bowiem jego wspomnienia od wiedzy przekazywanej mi w szkolnych murach. " Wam dzisiaj mówią o rewolucji, o przyjaźni polsko-radzieckiej, a zapominają mówić o niepodległości. A wiesz, co to znaczy odzyskać Polskę po 123 latach niewoli? Wiesz, co to za uczucie móc zaśpiewać w wolnej Ojczyźnie Jeszcze Polska nie zginęła? Takich chwil się nie zapomina, bo to nasza prawdziwa historia" - wspominał dziadek. A każde nasze spotkanie kończył żołnierską piosenką: Legiony, Marsz Pierwszej Brygady, Ułani, Ułani.

Dla mnie były to prawdziwe lekcje historii, które nauczyły mnie patrzeć na Polskę innymi oczami. I dzisiaj są wśród nas tacy " dziadkowie" ze swoimi wspomnieniami, ze swoim patriotyzmem, ze śpiewem na ustach, z niepodległością w sercach. Pan Bóg co pewien czas zabiera do siebie tych, by razem z nimi zaśpiewać: "Ojczyzno ma tyle razy we krwi skąpana". By razem z nimi powiedzieć całemu światu: "Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów nieba, tęskno mi, Panie". Tak to wszystko dzisiaj wspominam, tymi wydarzeniami żyję i patrzę dookoła siebie i z poetą wołam:

"Takiej Ojczyzny daj nam dożyć, Boże,

i znowu klęknąć w progu naszych chat.

Wiemy, że dobroć Twa rozwalić może

Gmachy obłudy w plątaninie krat".

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Papież Franciszek: zaufać temu spojrzeniu miłości

2025-04-18 21:01

[ TEMATY ]

Watykan

Droga Krzyżowa

papież Franciszek

PAP/MASSIMO PERCOSSI

Droga Krzyżowa jest modlitwą tych, którzy są w drodze. Przecina nasze zwykłe ścieżki, abyśmy przeszli ze znużenia ku radości - napisał Ojciec Święty w rozważaniach, które dziś zostaną odczytane przy poszczególnych stacjach Drogi Krzyżowej w rzymskim Koloseum.

Franciszek we wstępie wskazał, że droga Zbawiciela „nas kosztuje”. W świecie, który wszystko kalkuluje, bezinteresowność ma wysoką cenę. „W darze, natomiast, wszystko rozkwita na nowo: miasto podzielone na różne ugrupowania i rozdarte konfliktami zmierza ku pojednaniu; wypalona religijność odkrywa na nowo płodność Bożych obietnic; nawet serce z kamienia może przemienić się w serce z ciała” - napisał Papież.
CZYTAJ DALEJ

Abp Galbas: w miłości nie ma handlu; nie chodzi w niej o utarg, ale o wielkoduszność

2025-04-17 21:37

[ TEMATY ]

Warszawa

Wielki Czwartek

Msza Wieczerzy Pańskiej

Abp Adrian Galbas

BP Episkopatu

Abp Adrian Galbas

Abp Adrian Galbas

Sprawiedliwość nie może być ostatnim zawołaniem chrześcijan. Od niej ważniejsza jest miłość do ostatniego tchnienia – powiedział abp Adrian Galbas podczas liturgii Wieczerzy Pańskiej w archikatedrze warszawskiej. Podkreślił, że w miłości nie ma handlu, ale chodzi o wielkoduszność.

W Wielki Czwartek metropolita warszawski abp Adrian Galbas przewodniczył wieczorem mszy Wieczerzy Pańskiej w archikatedrze św. Jana Chrzciciela.
CZYTAJ DALEJ

Pożegnanie z „check and balance”?

2025-04-19 10:26

Materiały własne autora

Samuel Pereira

Samuel Pereira

Ostatnie lata w polskiej polityce to eksplozja zamiany pojęć. Weźmy choćby tzw. populizm. Zgodnie z definicją (z łac. populus „lud”) jest to zjawisko polityczne polegające na odwoływaniu się w swoich postulatach i retoryce do idei i woli „ludu”, często stawianego w kontrze do „elit”.

Mimo iż jest to łatka przyklejana przez obóz lewicowo-liberalny konserwatystom, tak naprawdę jest to mechanizm przez nich samych coraz intensywniej stosowany. W naszym kraju widać to choćby przy okazji kolportowania narracji, zgodnie z którą Prawo i Sprawiedliwość to elita biznesowo-polityczna, którą trzeba „odsunąć od władzy” i odebrać pieniądze, którymi „się nachapali”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję