Katarzyna Miłkowska: - 11 listopada prezydent Lech Kaczyński podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim w dniu Narodowego Święta Niepodległości wręczył ordery zasłużonym żołnierzom-kombatantom oraz działaczom opozycji niepodległościowej. Wśród nich znalazł się również Ksiądz. Za swoją działalność odebrał Ksiądz Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Na stronie internetowej Prezydenta RP w uzasadnieniu odznaczenia czytamy: „W okresie PRL organizator spotkań kombatantów AK, działacz Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, KPN i «Solidarności»”. Proszę powiedzieć Czytelnikom, skąd u Księdza takie poczucie patriotyzmu, potrzeba włączenia się w działania opozycyjne?
Ks. Stanisław Falkowski: - Moim zawołaniem w kapłaństwie jest „Bóg i Ojczyzna”. To jest moja dewiza życiowa. Jeżeli spotykam człowieka, który ceni w swoim programie życiowym Boga i Ojczyznę, myślę o nim: „Swój człowiek, ktoś bardzo bliski”. W słowach Bóg i Ojczyzna wszystko dla mnie się zamyka.
- To chyba znaczy, że od najmłodszych lat wzrastał Ksiądz w poszanowaniu najważniejszych dla człowieka wartości życiowych?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Tak, to prawda. Potrzebę modlitwy i pracy na rzecz dobra ludzi i kraju zawdzięczam rodzicom i środowisku, w którym wzrastałem. Pochodzę z parafii Topczewo, a w jej okolicach w czasach wojny i bezpośrednio po niej działali partyzanci. Od dziecka byłem nimi zafascynowany. To rodzice jako pierwsi tłumaczyli mi, że ci ludzie walczą o wolną Polskę i należy ich za to szanować. Pamiętam, że jako kilkuletni chłopiec bardzo pragnąłem, aby to mój tata właśnie pomagał partyzantom. Bardzo dużo zawdzięczam również ojcu chrzestnemu, który był gorącym patriotą. Kiedy przychodził do nas, godzinami mogłem słuchać jego opowieści o wojnie i działaniach oddziałów AK, o nadziei na bliski pokój i życie w wolnej Polsce.
- Wizja wolnej Polski zapewne spowodowała u Księdza zaangażowanie w działania podziemia?
- Tak, wszystko to wypływało z potrzeby serca, z wiary w wolną Ojczyznę. Było tak wtedy, kiedy powstał KOR, ROPCiO, KPN, potem „Solidarność”. Cały czas byłem i jestem z tymi, którzy byli zaangażowani w konkretną pracę dla Polski, dla jej suwerenności.
- Jak Ksiądz trafiał do ludzi podziemia?
- Dzięki kontaktom wśród księży i wielu znajomym w różnych parafiach. Odnalazłem ks. Zieję w Warszawie, który wprowadził mnie do KOR-u. Potem, kiedy powstał ROPCiO, dotarłem do Andrzeja Czumy. Byłem w kontakcie z Leszkiem Moczulskim z KPN-u.
- Czy to znaczy, że był Ksiądz członkiem tych organizacji?
- Nie. Nie należałem bezpośrednio do organizacji podziemia, ale zawsze wspierałem ich członków i działaczy. Zostałem nawet kapelanem „Solidarności” na ziemi sokołowskiej. Kiedy tylko mogłem, bywałem na spotkaniach, manifestacjach czy strajkach. 11 listopada podziemie tradycyjnie organizowało manifestacje w Warszawie i przez kilka lat w nich uczestniczyłem.
- Kiedy najbardziej dało się odczuć zainteresowanie Służby Bezpieczeństwa waszymi działaniami?
Reklama
- Władze bezpieczeństwa najbardziej interesowały się tym, że składaliśmy co roku kwiaty przed pomnikiem Księdza Brzóski w Sokołowie Podlaskim. Po Mszy św. w intencji Ojczyzny w kościele parafialnym szliśmy pod pomnik, gdzie modliliśmy się, składaliśmy kwiaty i zapalaliśmy znicze. Po takich naszych spotkaniach SB wprost mnie nie represjonowała. Były co prawda telefony do księdza proboszcza typu: „Niech Ksiądz Stanisław ołtarza pilnuje, a nie jakieś manifestacje urządza”, ale na tym się kończyło.
- Wiem, że poznał Ksiądz ks. Jerzego Popiełuszkę…
- Tak, poznałem go. Odprawiałem z nim Mszę św. za Ojczyznę, a fotografia z tej Eucharystii jest nawet w książce o życiu ks. Popiełuszki. Ujął mnie on wtedy swoją bezpośredniością, szacunkiem do człowieka. Przy pierwszym spotkaniu powiedziałem, że jestem z Sokołowa Podlaskiego, ale zaraz sprostowałem, że z Niecieczy w dekanacie sokołowskim. Wtedy ks. Popiełuszko zaskoczył mnie i ujął jednocześnie. Myślałem, że powie mi: „Siądzie ksiądz do konfesjonału”, a tu słyszę: „Ksiądz odprawi z nami Mszę św.”. Byłem bardzo zaskoczony, ale i szczęśliwy. To było wielkie wydarzenie w moim życiu.
- Wielkim przeżyciem wiele lat później było zapewne znaleźć się w Pałacu Prezydenckim wśród wielu znakomitych osobistości?
- O tak. Nie ma co prawda tu porównania, ale również bardzo to przeżywałem.
- Czy spodziewał się Ksiądz odznaczenia za działalność opozycyjną?
Reklama
- Nie mogę powiedzieć, że się spodziewałem. Wiedziałem, że dawne środowiska opozycyjne z Sokołowa i Siedlec, z którymi byłem związany, podjęły starania o zgłoszenie mnie do odznaczenia. Pierwszy sygnał, że ktoś stara się o odznaczenie dla mnie, pojawił się w listopadzie ubiegłego roku. Przyjechali do mnie przyjaciele z czasów działalności w Sokołowie i poinformowali, że starają się o odznaczenie mnie za działalność opozycyjną i potrzebują dokumentów, które mogłyby to potwierdzić. Widząc ich zaangażowanie, zgodziłem się i dałem materiał na mój temat, spisany kilka lat temu przez uczennicę szkoły salezjańskiej w Sokołowie. 2 listopada tego roku dostałem list z Kancelarii Prezydenta i zaproszenie na uroczystość w dniu 11 listopada.
- Proszę opowiedzieć jeszcze historię Księdza jako kapłana...
- Jeszcze jako mały chłopiec obserwujący życie dorosłych pragnąłem być urzędnikiem, nauczycielem, a potem lekarzem. Zastanawiałem się tylko, jak można wykonywać te zawody jednocześnie? Lata nauki i doświadczeń, przekazywane wartości duchowe i własne potrzeby uświadomiły mi moje powołanie. Wtedy też zrozumiałem, że będąc księdzem, będę wykonywał jednocześnie zadania zbliżone bardzo do tych, o których marzyłem jako mały chłopiec. Tak trafiłem do szkoły średniej prowadzonej przez Księży Salezjanów w Różanymstoku, a po jej rozwiązaniu przez władze komunistyczne znalazłem się w III klasie Liceum Biskupiego w Siedlcach. Tam też wstąpiłem do seminarium duchownego. Byłem kapłanem diecezji siedleckiej, teraz jestem kapłanem diecezji drohiczyńskiej. Pierwszą parafią, do której trafiłem, był Ostrów Lubelski, potem Ryki, Tuczna, Żelechów, Stoczek Węgrowski, Sokołów, gdzie posługiwałem 10 lat, i wreszcie po tylu latach trafiłem na parafię do Niecieczy. Jestem tu już 25 lat i czuję się jak w rodzinie. Podsumowując moje życie, mogę tylko dziękować Bogu za wszystko, co mnie spotkało, jestem szczęśliwy.