Reklama

Afryka - szkoła życia i miłości

Tak naprawdę to ks. Antoni Sokołowski marzył o tym, by być blisko nieba, bujać w obłokach, latać szybkim samolotem i patrzeć na świat z góry. I zobaczyć z tej perspektywy kawał świata, bo przecież jest on taki piękny, niesamowity, tajemniczy. Zobaczył kawał świata i poznał tysiące ludzi. Dziś wydaje się jakby zawsze na niego czekali

Niedziela kielecka 17/2011

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Antoni Sokołowski urodził się w diecezji tarnowskiej, w Robczycach. Często zastanawiał się, kim zostać, jak pokierować swoim życiem. Nie chciał pracować w cukrowni, chociaż dla wielu jego kolegów praca w tym największym zakładzie w Robczycach to był szczyt marzeń. On miał inne plany. O misjach myślał już będąc w liceum, zauroczony spotkaniami z wieloma misjonarzami, którzy przyjeżdżali do parafii na urlop. Serce ciągnęło go do tych miejsc i ludzi, o których opowiadali, ale rozum podpowiadał coś innego. Był młodym, przystojnym, postawnym mężczyzną.

Miał być pilotem

Co może być piękniejszego od latania w przestworzach? Każdy powinien realizować własne marzenia, nawet te najskrytsze - myślał z odwagą. Wszystko szło mu jak z płatka. Był bardzo dobrym uczniem, więc egzaminy do Wyższej Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie zdał bez problemów. Był w siódmym niebie. Rodzice byli zachwyceni. Koledzy patrzyli na niego z zazdrością. I stało się. Właśnie wtedy, zaraz po tych zdanych egzaminach musiał spotkać misjonarza. Co za „zbieg okoliczności.” Kapłan przyjechał, by odpocząć, by podreperować nadwątlone zdrowie. Rozmowy z księdzem przedłużały się. Antoni słuchał opowieści o ludziach czekających na kapłanów, którzy przybliżą ich do Pana Boga. Zrozumiał, że jednym z najważniejszych elementów pracy misyjnej jest zdrowie i sprawność fizyczna. Właśnie przeszedł pomyślnie wszystkie badania zdrowotne, mógł zostać oficerem lotnictwa, służyć wojsku, Ojczyźnie. Jednak pod wpływem tego spotkania i rozmów ze schorowanym misjonarzem podjął decyzję, że swoje życie i zdrowie ofiaruje Bogu i ludziom. Złożył dokumenty do Wyższego Seminarium Duchownego w Kielcach.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Koledzy księża wspominają

Antek Sokołowski przybył do kieleckiego Seminarium z bardzo jasno skrystalizowanym zamiarem wyjechania na misje. Opatrzność Boża dała mu taką możliwość.
W czasie formacji seminaryjnej troszczył się o życie duchowe. Często można go było spotkać w kaplicy na modlitwie różańcowej, podczas odprawiania Drogi Krzyżowej lub medytacji Bożego Słowa. Ze swojej rodzimej, tarnowskiej diecezji przywiózł znajomość rekolekcji oazowych. W 1981 r., będąc już klerykiem, jako animator służył swym doświadczeniem na oazie pierwszego stopnia w Sułoszowej. Kleryk Antoni, później ksiądz, bardzo kochał góry. Chyba nadal pielęgnuje tę miłość. Znał podstawowe zasady wspinaczki wysokogórskiej. Miał dobrą kondycję na górskich szlakach. Rozkochał w górach wielu młodych ludzi. Bardzo mocno identyfikował się z myślami zapisanymi przez ks. Romana Rogowskiego w książce „Mistyka gór”.
- Inną jego pasją było robienie zdjęć. Wiele wydarzeń z życia seminaryjnego, z wypraw w góry, z rekolekcji oazowych można dzisiaj sobie przypomnieć dzięki jego dokumentacji fotograficznej - opowiada ks. Jan Jagiełka.

Reklama

Lisów był lekcją wiary

Święcenia kapłańskie przyjął w kieleckiej bazylice katedralnej z rąk bp. Stanisława Szymeckiego 25 maja 1985 r. Młody kapłan został skierowany do parafii w Lisowie koło Morawicy. To tutaj zobaczył u ludzi prawdziwą, autentyczną wiarę. Żył między ludźmi, którzy walczyli o miejsce krzyża w życiu publicznym, w ich szkołach i w ich sercach. To miejsce i ci wspaniali bezkompromisowi, a przecież zwyczajni ludzie zaimponowali mu swoją wiarą i niezłomną odwagą. Komuniści, którzy chcieli usunąć krzyż z przestrzeni publicznej, przegrali. Nie pomogły szykany i próby zastraszenia, akcje, kary, sądy i wyroki. Krzyże zostały w szkolnych klasach w Lisowie, komuniści odeszli w niepamięć. - Ks. Antoni uczył religii w punktach katechetycznych w Lisowie, Brudzowie, Skrzelczycach i Radomicach. W Skrzelczycach znajdowała się kaplica, w której ksiądz odprawiał Msze św. w każdą niedzielę i pierwsze piątki miesiąca. Ks. Antoni nie miał samochodu, więc mieszkańcy z Radomic i Skrzelczyc przyjeżdżali po niego i zawozili do kaplicy, aby odprawił Eucharystię - opowiada pani Anna Nowak.
Po uroczystościach peregrynacji Krzyża z udziałem Prymasa Glempa, życie w Lisowie wróciło na stare tory: nauki religii, Mszy św. i pracy duszpasterskiej, ale nie tylko. Do dziś parafianie wspominają ks. Antoniego, który kochał wspinaczki górskie i to jak… wspiął się na dach kościoła i malował go bez specjalnego zabezpieczenia. Ludzie zadzierali głowy z niedowierzaniem i modlili się, żeby tylko nie spadł. Miał bardzo dobry kontakt z młodzieżą i dorosłymi. W czasie gdy tworzyła się nowa parafia w Radomicach, pomagał przy jej powstaniu od początku. Do dzisiaj w kościele w Radomicach odbywa się odpust w uroczystość św. Antoniego. Później były kolejne parafie w Miechowie i w Chęcinach. Wreszcie ta najważniejsza w diecezji Man w Biankouma.

Reklama

Dotknął innego świata

Wiedział, gdzie leży Wybrzeże Kości Słoniowej, ale nigdy nie myślał, że tam kiedyś pojedzie - to było takie nierealne… Spotkania z kapłanami, którzy pracowali w Afryce, na zawsze zapadły w jego pamięci. Przygotowywał się do tego, by pójść ich śladami. Szybko, bo już po pięciu latach pracy w diecezji kieleckiej, bp Szymecki skierował ks. Antoniego na Wybrzeże Kości Słoniowej. - Kto jedzie na misje, musi zabrać ze sobą: trzy razy wiarę, dwa razy zdrowie i raz pieniądze. Najważniejsze są wiara i zdrowie - bez nich nie można mówić o prawdziwej ewangelizacji w krajach tropikalnych - podkreśla. Dlaczego trafił właśnie tutaj? Ponieważ już wcześniej pracowali w tym miejscu kapłani z diecezji kieleckiej.

Mozaika Afryki

Różni podróżnicy różnie opowiadają o swoim pierwszym kontakcie z Czarnym Lądem. Mówią o innym zapachu tej ziemi, o upale, duszności o niesamowitych krajobrazach. Co uderzyło młodego księdza z Polski? - Najbardziej uderzającym dla mnie, przybysza z Europy, był pierwszy kontakt z miejscowym człowiekiem. Na lotnisku tragarzami były kobiety. Podeszły, wzięły jego walizki i niosły je kilkaset metrów na parking. W tym momencie zrozumiał, że jest w innym świecie, że znajduje się w orbicie całkowicie innej kultury. Aby zrozumieć tych ludzi, ich świat i system wartości, trzeba z nimi spędzić wiele czasu. Ale być razem z nimi, a nie stać obok i przyglądać się. Wtedy ich się zrozumie. Katolicy w Wybrzeża Kości Słoniowej stanowią około 18 procent społeczeństwa. Większość mieszkańców tego kraju to animiści, 25 procent wyznaje islam. Pierwsi katolicy pojawili się tutaj pod koniec XV wieku, byli to europejscy kupcy, w ślad za nimi pojawili się pierwsi misjonarze. Tropikalny klimat i choroby sprawiły, że praca misyjna została wkrótce przerwana. Dość powiedzieć, że w ciągu jednego roku na tyfus, malarię i żółtą febrę zmarło ponad dwudziestu misjonarzy. Dopiero na początku XIX wieku Kościół zadomowił się na stałe w tej części świata.

Reklama

Pierwsze sukcesy

Przez dwa lata ks. Sokołowski przebywał w Biankouma, to tu przygotowywał się do prawdziwej pracy misyjnej. Poznawał język, ludzi, ich zwyczaje, kraj, w którym miał pracować. W 1993 r. miejscowy biskup oddelegował go do pracy duszpasterskiej. Miał zadanie: zbudować nową wspólnotę parafialną pw. Świętej Rodziny. Na terenie swojej misji miał około 2000 chrześcijan zgrupowanych w czternastu wspólnotach wioskowych. Zaczęło się. W ciągu dziewięciu lat stworzył wszystkie struktury parafialne. W każdej wspólnocie wybudował nową i - co warte jest podkreślenia - murowaną kaplicę. Mozolna praca powoli dawała efekty. Powstawały grupy biblijne, liturgiczne, młodzieżowe chóry, tworzyły się prawdziwe wspólnoty parafialne. Trudy? Nic nie przychodzi łatwo. Powoli przełamywał bariery, zyskiwał przyjaciół, ich zrozumienie i pomoc. Gdy się już zżył ze swoimi parafianami, otrzymał nowe zadanie.

Najważniejsze, by mieć czas na rozmowę

Nowa misja, którą objął, liczy ponad 7 tys. chrześcijan, żyjących w 40 wspólnotach i jest bardzo rozległa. Do najdalszych kaplic ma ponad 120 km. Dojeżdża do nich po kiepskich afrykańskich drogach. Misja była zaniedbana, przez trzy lata pozostawała bez księdza. Tak naprawdę, wszystko musiał zaczynać od nowa. Od chwili mianowania sam musiał podejmować decyzje i sam je wykonywać. Szczególny nacisk położył na pracę duszpasterską, poszczególne wspólnoty odwiedza średnio co dwa miesiące. Parafię św. Jana Ewangelisty w Buyo podzielił na cztery sektory.
W poniedziałek rano pakuje się i wyjeżdża z misji. Przez tydzień odwiedza kolejne wspólnoty. Jeździ od wioski do wioski. Przyjazd do kolejnej miejscowości rozpoczyna od spotkania z szefem wioski, wspólnej rozmowy - wymianie kilku zdań: Co słychać? Jakieś problemy? Radości? Po rozmowie udaje się do kaplicy, w której spowiada i udziela sakramentów - bywają lata, że udziela blisko 800 chrztów - odwiedza chorych i spotyka się z katechistami. Katechiści sprawują bardzo ważną rolę, są jakby „zastępcami” księdza. To oni organizują modlitwy, wypełniają zadania nałożone przez księdza, przypominają o świętach w roku liturgicznym i organizują liturgię słowa. Ich praca jest nieocenioną pomocą dla misjonarza, który daną wspólnotę może odwiedzić raz na dwa miesiące, nie częściej. - W każdej wspólnocie problemów jest bardzo dużo. W miarę możliwości staram się je rozwiązywać. Najważniejszą rzeczą jest, by dla każdego potrzebującego mieć czas, porozmawiać o jego problemach. Nie wszystkie da się rozwiązać, lecz świadomość, że misjonarz wysłuchał, często jest dla nich najlepszym lekarstwem.

Życie bez misji? Niemożliwe!

Przyjeżdża do Polski - i jest radosny, szczęśliwy, że widzi krewnych, znajomych, miejsca swojego dzieciństwa ale… Właśnie. Gdy mijają pierwsze dni, tygodnie pobytu w Polsce, staje się jakiś niespokojny, zamyślony. Ciałem wprawdzie jest tutaj, lecz myślami już w Afryce.
- Afryka jest dla mnie wspaniałą szkołą życia. Uczę się odnajdywać piękno i bogactwo w prostocie. My, Europejczycy, nie zawsze potrafimy zrozumieć i docenić wartości życia Afrykańczyków. Aby to w pełni pojąć, trzeba z nimi stanowić jedno - tłumaczy ks. Sokołowski.
Misje to dla niego sens życia, to świadomy wybór, którego dokonał wiele lat temu. Nie żałuje. - Idąc z miłością do tych ludzi w Afryce, nauczając, budując świątynie i szpitale, zdobywając pieniądze dla nich, realizujemy testament Jezusa Chrystusa - „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię”.

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wy jesteście przyjaciółmi moimi

2024-04-26 13:42

Niedziela Ogólnopolska 18/2024, str. 22

[ TEMATY ]

homilia

o. Waldemar Pastusiak

Adobe Stock

Trwamy wciąż w radości paschalnej powoli zbliżając się do uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Chcemy otworzyć nasze serca na Jego działanie. Zarówno teksty z Dziejów Apostolskich, jak i cuda czynione przez posługę Apostołów budują nas świadectwem pierwszych chrześcijan. W pochylaniu się nad tajemnicą wiary ważnym, a właściwie najważniejszym wyznacznikiem naszej relacji z Bogiem jest nic innego jak tylko miłość. Ona nadaje żywotność i autentyczność naszej wierze. O niej także przypominają dzisiejsze czytania. Miłość nie tylko odnosi się do naszej relacji z Bogiem, ale promieniuje także na drugiego człowieka. Wśród wielu czynników, którymi próbujemy „mierzyć” czyjąś wiarę, czy chrześcijaństwo, miłość pozostaje jedynym „wskaźnikiem”. Brak miłości do drugiego człowieka oznacza brak znajomości przez nas Boga. Trudne to nasze chrześcijaństwo, kiedy musimy kochać bliźniego swego. „Musimy” determinuje nas tak długo, jak długo pozostajemy w niedojrzałej miłości do Boga. Może pamiętamy słowa wypowiedziane przez kard. Stefana Wyszyńskiego o komunistach: „Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził”. To nic innego jak niezwykła relacja z Bogiem, która pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na drugiego człowieka. W miłości, zarówno tej ludzkiej, jak i tej Bożej, obowiązują zasady; tymi danymi od Boga są, oczywiście, przykazania. Pytanie: czy kochasz Boga?, jest takim samym pytaniem jak to: czy przestrzegasz Bożych przykazań? Jeśli je zachowujesz – trwasz w miłości Boga. W parze z miłością „idzie” radość. Radość, która promieniuje z naszej twarzy, wyraża obecność Boga. Kiedy spotykamy człowieka radosnego, mamy nadzieję, że jego wnętrze jest pełne życzliwości i dobroci. I gdy zapytalibyśmy go, czy radość, uśmiech i miłość to jest chrześcijaństwo, to w odpowiedzi usłyszelibyśmy: tak. Pełna życzliwości miłość w codziennej relacji z ludźmi jest uobecnianiem samego Boga. Ostatecznym dopełnieniem Dekalogu jest nasza wzajemna miłość. Wiemy o tym, bo kiedy przygotowywaliśmy się do I Komunii św., uczyliśmy się przykazania miłości. Może nawet katecheta powiedział, że choćbyśmy o wszystkim zapomnieli, zawsze ma pozostać miłość – ta do Boga i ta do drugiego człowieka. Przypomniał o tym również św. Paweł Apostoł w Liście do Koryntian: „Trwają te trzy: wiara, nadzieja i miłość, z nich zaś największa jest miłość”(por. 13, 13).

CZYTAJ DALEJ

Magdalena Guziak-Nowak: wszystkie ręce na pokład dla ochrony życia dziecka nienarodzonego

2024-05-04 09:55

[ TEMATY ]

pro life

Adobe.Stock

- Jestem przeciw aborcji, ponieważ po pierwsze nie wolno zabijać niewinnych dzieci, a po drugie kobiety zasługują na dobrą, konkretną, realną pomoc w rozwiązaniu ich prawdziwych problemów, z którymi czasami w ciąży muszą się borykać, a nie na taką tanią alternatywę, która do końca życia pozostanie wyrwą w sercu - mówi Magdalena Guziak-Nowak, sekretarz zarządu Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka, dyrektor ds. edukacji.

Pani Magdalena wraz z mężem Marcinem wygłosiła 2 maja konferencję nt. „Każde życie jest święte i nienaruszalne” w Narodowym Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu w ramach comiesięcznych modlitw w intencji rodzin i ochrony życia poczętego.

CZYTAJ DALEJ

Borowa Wieś: znaleziono dziewczynkę w oknie życia

2024-05-05 10:01

[ TEMATY ]

okno życia

Karol Porwich

W oknie życia znajdującym się na terenie Ośrodka dla Osób Niepełnosprawnych "Miłosierdzie Boże" w Mikołowie-Borowej Wsi znaleziono dziewczynkę. Do wydarzenia doszło we wtorek 30 kwietnia.

Dziewczynka została przebadana przez personel medyczny. Lekarze orzekli, że jest zdrowa. Następnie niemowlę zostało zabrane przez pracowników służby zdrowia na dalszą obserwację i opiekę. To już drugie dziecko, które znaleziono w oknie życia w Borowej Wsi.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję