Reklama

Na świadectwo prawdzie

Miała ręce przy pracy serce przy Bogu

Niedziela przemyska 23/2002

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Śp. s. Stanisława Wierzbieniec, służebniczka Najświętszej Maryi Panny, odeszła do wieczności 9 kwietnia 2002 r. w Prałkowcach, mając 92 lata. Tak się złożyło, że zmarła w pierwszy dzień po święcie Miłosierdzia Bożego, a w uroczystość Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny. Zbiegły się te dwie uroczystości razem, które dla siostry Stanisławy - można rzec - okazały się najcudowniejszym czasem, by zostać "porwanym" do nieba. Rzeczywiście, można tak powiedzieć, że siostra Stanisława została "porwana", gdyż jeszcze rano była w kaplicy na Mszy św., przyjęła Pana Jezusa w Komunii św. Wprawdzie już się źle czuła i musiała się położyć do łóżka, ale jeszcze powiedziała, że na kolację może zje bułeczkę z mlekiem. Na "wieczerzę" zaprosił ją jednak już sam Pan Jezus.

W Zgromadzeniu szeroko i daleko nie była znana, choć przeżyła w nim ponad 70 lat, bowiem pełniła funkcje, które określa się dziś - nie atrakcyjne. Całe życie pracowała w dużych kuchniach, a w ostatnich latach w ogrodzie. Nigdy też nie była przełożoną (przez co zaoszczędził jej Bóg odpowiedzialności za drugich). Nie utrzymywała też jakichś szerszych kontaktów z ludźmi, już to z racji pełnionych obowiązków, które zamykały ją raczej w obrębie domu czy ogrodu, już to z predyspozycji wrodzonych; była bowiem nad wyraz skromna, cicha, pokorna. Wykształcenie miała zaledwie podstawowe. Mimo tego zadziwiła wielu swoim ukrytym bogactwem. Polegało ono na otwartości całego serca na Boga i ludzi, z którymi się stykała. Doświadczała cudownego działania łaski Bożej w swojej duszy. I to wynosiło ją ponad szarą rzeczywistość, która ją ciągle osłaniała.

To zadziwienie pokazał pogrzeb śp. s. Stanisławy. Wzięło w nim udział 8 kapłanów i klerycy. Obrzędom przewodniczył ks. infułat Stanisław Zygarowicz, który wygłosił też piękną homilię. Wprawdzie wszystkich swoich słów nie odnosił całkowicie i bezpośrednio do Zmarłej, niemniej odzwierciedlały one jej życie. Z pewnością łatwo jest kapłanowi wygłaszać homilie na pogrzebach ludzi świętych, bo wszystko, co dobre, to do nich zawsze pasuje.

O śp. s. Stanisławie nie trzeba było mówić wiele z życiorysu, bo chociaż był on długi - to był jakby uproszczony, krótki, bez zawiłości. Urodziła się w Jarosławiu w 1910 r. Tam też została ochrzczona, spędziła dzieciństwo i młodość. Bardzo kochała swoje miasto; przy spotkaniu z kimś z Jarosławia, lubiła mówić: Mój kochany Jarosław, co tam słychać?

W jej życiorysie mieściły się dwie wojny światowe, czas odzyskania niepodległości Polski w 1918 r., cały okres komunizmu, stan wojenny i w końcu upadek komunizmu. Chociaż pracowała ściśle wewnątrz wspólnoty zakonnej, to te zmiany polityczne, losy Ojczyzny, Kościoła, nie były jej obce; ona wszystkim żywo się interesowała.

Wieloletnia praca w kuchniach, jak np. w Sanoku - w przedszkolu, w Domu Dziecka - w Brzozowie, w Jasionce utrwaliła mocny grunt pod jej życie duchowe. Rzadko, ale czasem wspominała o tej ciężkiej pracy. Można było podziwiać na jej przykładzie, co może uczynić Bóg z człowiekiem, jeśli on współpracuje z Bożą łaską. Ewidentne to było w życiu s. Stanisławy. Spokój, wielkie opanowanie, cierpliwość, poświęcenie i pogoda, to cechy, które zrosły się z jej naturą, to również owoce jej pracy nad sobą z pomocą Boga.

Potem Pan Jezus zmienił siostrze Stanisławie "kurs"; z kuchni wyszła na świeże powietrze - do pracy w ogrodzie. Ewangeliczną posługę Marty zamieniła trochę na rolę Marii. Przez ponad 20 lat, aż do ostanich dni, kontemplowała Boga w Jego dziełach stworzonych, w pięknie przyrody. Dziesięć lat pracy w Pruchniku - to pełnia adoracji Boga w ogrodzie upiększonym wspaniałymi kobiercami kwiatów, warzywami, a także modlitwą na klęczkach w domowej kaplicy. Tam całymi godzinami, szczególnie późnym wieczorem lub nocą, przebywała "sam na sam" z Panem Jezusem Eucharystycznym.

Bóg dawał jej na tyle siły, iż po długiej modlitwie, czuła się wypoczęta. I znowu udawała się do pracy w ogrodzie. Nie marnowała ani jednej chwili na jakieś próżne sprawy, zbyteczne rozmowy. Była inteligentna; potrafiła błyskawicznie rozróżniać dobre rzeczy od złych, wiadomości puste od wartościowych, plotki od rzeczywistości. Umiała selekcjonować i dobrem od razu się przejąć i nim się zająć. Miała nieco przytępiony słuch, co dla niej okazało się zbawienne i obracało się w dobro, gdyż nie musiała wychwytywać różnego rodzaju nowinek. Natomiast miała wyostrzony słuch na Głos Pana Boga; umiała Go słuchać na modlitwie, spełniała Jego życzenia, natchnienia, co uwidoczniało się w jej postępowaniu; w miłości siostrzanej, delikatności, życzliwości dla każdego. To był jej autentyzm życia.

Ten typ sylwetki - to monolit - można by tak nazwać. Nic sztucznego w mowie, nic sztucznego w postawie. Jak w Ewangelii - jej mowa była "tak, tak - nie, nie". A prostota nabyta czy wypracowana była czymś pięknym i stałym; miała swój wyraz w odniesieniu do wszystkich. Dlatego rozumiała każdego: dziecko, młodego człowieka, starego, cierpiącego.

Ten jakby uproszczony stosunek siostry Stanisławy do otoczenia, pomagał innym siostrom w ich różnych działaniach apostolskich, w pracy z młodzieżą. Dla przykładu może posłużyć praca sióstr w Pruchniku, gdzie siostra Stanisława przebywała 10 lat. Dom sióstr wtedy tętnił życiem. Było w nim zawsze pełno młodzieży i gwarno, czasem aż za bardzo głośno od śpiewu, muzyki, prób przed różnymi imprezami, przedstawieniami. Ten styl życia nie dziwił ani ówczesnej siostry przełożonej ani siostry Stanisławy, wręcz był przez nie akceptowany i mile widziany. Świadczyło to o ich wielkiej wewnętrznej dojrzałości, która objawiała się w duchowej młodości, co przekładało się na rozumienie młodych, otwartość na dobro i radość z osiąganego dobra. Umiały siostry wszystkim się cieszyć. I tym także, gdy widziały, że wielu spośród młodych ludzi obierało stan kapłański, życie zakonne czy zakładało wzorowe życie rodzinne.

Siostra Stanisława była młoda duchem. Dla młodzieży miała otwarte serce, także kuchnię i spiżarkę. Nie musiała z nimi wiele rozmawiać, a powiedziała najwięcej. Któż zliczy jej gesty dobroci? Były one zbyt ciche i zwyczajne. Czyny pozostawały a ich Sprawca znikał. Tak potrafi czynić tylko człowiek o szlachetnym sercu.

Przedziwny jest Bóg w swoich świętych, przedziwni są święci. Ta przedziwność zawiera w sobie Piękno, które przybiera różne formy, kształty widoczne jeszcze za życia u niektórych ludzi. Widzi je Kościół i pragnie pokazać wszystkim poprzez wynoszenie ich na ołtarze jako błogosławionych. Ale jest wielka rzesza świętych nie kanonizowanych, którzy również przymnażają chwały Bożej, są dla nas wzorami i przynoszą wiele radości. Znaliśmy ich i żyli z nami na co dzień. Nieraz może nie zauważaliśmy ich, bo byli zbyt skromni. Dopiero po ich odejściu do Pana otwierają nam się oczy i widzimy, jak zwyczajność zamienia się w wielkość.

Siostra Stanisława żyła benedyktyńską zasadą: ora et labora, która nadawała sens jej życiu. Droga do Pana jest ciernista, bo nie może być uczeń nad Mistrza. Siostra Stanisława choć kochała cudne róże - to czuła ich kolce, choć szczyciła się pysznymi piwoniami, paradnymi mieczykami, floksami - to bardziej bliskie jej były skromne fiołki. Jednakże wszystkie te kwiaty układała w piękny bukiet i codziennie, z miłością składała go w darze Panu Jezusowi przez ręce Niepokalanej Matki.

Przed samym odejściem do wieczności, po raz ostatni uporządkowała rabaty wokół domu w Prałkowcach i poprzecinała róże. Panu Jezusowi złożyła jeszcze ostatni bukiet: swoje modlitwy, uczestnicząc we Mszy św. w domowej kaplicy, a potem odeszła cicho, spokojnie, nie przeszkadzając w niczym siostrom, nawet w kolacji. Jedynie siostra pielęgniarka nie była zwolniona z czujności i jako pierwsza zaświadczyła o odejściu siostry Stanisławy na "wieczną ucztę do Pana".

Tacy ludzie, jak śp. s. Stanisława są wielkim błogosławieństwem dla domów, gdzie się znajdują, dla rodzin, Kościoła, Ojczyzny i świata. Oni ręce mają przy pracy, a serce przy Bogu. Dlatego wszystko co robią i czym żyją ma swoją wielką wartość. Oni na wszystko patrzą Bożym spojrzeniem. Taka jest o nich prawda!

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Duda: z wielkiej straty narodziła się wspólnota

2025-04-10 20:35

[ TEMATY ]

Warszawa

Prezydent Andrzej Duda

PAP/Leszek Szymański

Katastrofa pod Smoleńskiem odebrała Polsce 96 wybitnych rodaków, a jednak z tej wielkiej straty narodziła się wspólnota - powiedział w orędziu prezydent Andrzej Duda. Dodał, że 15 lat temu "wiele osób podjęło decyzję o zaangażowaniu się w sprawy publiczne".

"Katastrofa (...) odebrała Polsce 96 wybitnych rodaków, a jednak z tej wielkiej straty narodziła się wspólnota. W tamtych pamiętnych dniach wiele osób podjęło decyzję o zaangażowaniu się w sprawy publiczne. Powstały oddolne inicjatywy społeczne i płaszczyzny współpracy na rzecz dobra wspólnego" - oświadczył Duda.
CZYTAJ DALEJ

USA/ Trump o wypadku helikoptera na rzece Hudson: straszna katastrofa

2025-04-11 07:44

[ TEMATY ]

USA

katastrofa

wypadek

rzeka Hudson

śmigłowiec

PAP/EPA/SARAH YENESEL

Prezydent USA Donald Trump odniósł się na platformie społecznościowej Truth Social do czwartkowego wypadku helikoptera, który rozbił się na rzece Hudson między Nowym Jorkiem a New Jersey. Nazwał zdarzenie „straszną katastrofą”. W ciągu ostatnich dwóch dekad w USA doszło do wielu tragedii z udziałem śmigłowców.

"Straszna katastrofa helikoptera na rzece Hudson. Wygląda na to, że sześć osób – pilot, dwoje dorosłych i troje dzieci – odeszło. Materiał filmowy z miejsca zdarzenia jest wstrząsający. Niech Bóg błogosławi rodziny i przyjaciół ofiar. Sekretarz Transportu, Sean Duffy, wraz ze swoim zespołem ekspertów zajmuje się tą sprawą. Wkrótce zostaną podane informacje na temat przyczyn i okoliczności tej tragedii" – napisał Trump.
CZYTAJ DALEJ

O Górskiej Drodze Krzyżowej (GDK) na Podhalu: modlitwa towarzysząca wysiłkowi staje się owocniejsza

2025-04-11 08:11

[ TEMATY ]

Wielki Post

ekstremalna Droga Krzyżowa

EDK

Podhale

GDK

Ks. Marek Kordaszewski MIC_Zakopane - Głos z Cyrhli / Facebook

Jeśli podejmiemy trud pójścia razem z Chrystusem przez to życie, nie będzie łatwo, ale widoki, jakie będą nam towarzyszyć i przeżycia na tej drodze są niepowtarzalne - powiedział w rozmowie z Polskifr.fr ks. Marek Kordaszewski MIC, organizator Górskiej Drogi Krzyżowej (GDK) na Wielki Kopieniec (1328 m n.p.m.) w Tatrach.

Marianin ks. Marek Kordaszewski z parafii Miłosierdzia Bożego w Zakopanem-Cyrhli, wspominając początki GDK na jej terenie, wskazał, że „na początku było sceptycznie”, bo z pewnością „łatwiej jest uczestniczyć w drodze krzyżowej, będąc w kościele w ławce”. Przekonywał jednak, że „warto zaryzykować”. Tak trzy lata temu odbyła się pierwsza GDK na Wielki Kopieniec z udziałem ok. 20 osób. Z każdym rokiem przybywa pątników. W roku 2024 uczestniczyło 29, a w tym roku 2025 uczestniczyło 49 osób. „Każdy szedł indywidualnie, w tempie jakim chciał, miał tekst do rozważania lub wsłuchiwał się w audio, które były przekazane z Ekstremalnej Drogi Krzyżowej (EDK) ogólnopolskiej” - opowiedział ks. Marek.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję