Reklama

Niedziela Legnicka

Trzy osoby, trzy życiorysy

Działali z zaangażowaniem w NSZZ „Solidarność”. W czasie stanu wojennego ryzykowali własnym zdrowiem. Zależało im na ojczyźnie. Teresa Bazała, polityk i nauczycielka historii z Ludwikowic Kłodzkich, Wiktor Stasik, pracownik fizyczny z Wrocławia i Julian Golak, polityk i przedsiębiorca z Nowej Rudy - o swojej działalności opowiadają Dorocie Niedźwieckiej

Niedziela legnicka 51/2012, str. 4-5

[ TEMATY ]

stan wojenny

Dorota Niedźwiecka

Jarosław Hyk, student z Wrocławia, przejechany w sierpniu 1982 r. przez samochód ZOMO, stał się jednym z symboli stanu wojennego

Jarosław Hyk, student z Wrocławia, przejechany w sierpniu 1982 r. przez samochód ZOMO, stał się jednym z symboli stanu wojennego

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

TERESA BAZAŁA: - 13 grudnia 1981 r. Nie zapomnę do końca życia tego dnia: przerażonej twarzy mojej mamy, która informowała mnie o tym, co się stało. I pełnego napięcia oczekiwania, kiedy funkcjonariusze SB, którzy musieli już wiedzieć o mojej działalności w NSZZ „Solidarność”, po mnie przyjdą. Od tamtego momentu zaczęłam traktować władze komunistyczne jako okupanta. Dlaczego? Przez to, w jaki sposób zdławiły ruch „Solidarności”. Wiedzieliśmy, jak wyglądały internowania, warunki, w jakich przesłuchiwano i przetrzymywano działaczy. Z Wolnej Europy i Głosu Ameryki dowiadywaliśmy się także o popełnianych w 80. latach morderstwach.

WIKTOR STASIK: - Przyszli po mnie do domu, 13 grudnia o godz. 3.00 nad ranem. Dwóch esbeków w cywilu i trzech zomowców z karabinami. Nie wiedziałem jeszcze, że ogłoszono stan wojenny. - Konstytucja gwarantuje mi spokój od godziny 23.00 do 5.00 rano. Proszę wyjść - zwróciłem się do nachodzących mnie w nocy funkcjonariuszy. Groźba, że mogli wyważyć drzwi, podziałała jak otrzeźwienie. Od roku pełniłem funkcję przewodniczącego Zakładowej Komisji NSZZ „Solidarność” w Fabryce Automatów Tokarskich we Wrocławiu. Udało mi się jeszcze spłukać w toalecie listę członków „Solidarności” i spakować ciepłą bieliznę. Nie byłem pewien, czy biorą mnie na przesłuchanie, czy - wzorem poprzednich pokoleń - zamierzają wywieźć na Syberię.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

JULIAN GOLAK: - Stan wojenny to był dramat dla Polski, przerwanie wielkiej, wspólnej pracy na rzecz wolnej ojczyzny. Dla mnie osobiście to jeden z przełomowych momentów życia. Kiedy ogłoszono stan wojenny, świadomie wróciłem z urlopu i jako sekretarz Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w Zakładach Graficznych we Wrocławiu, zorganizowałem strajk, biorąc tym samym odpowiedzialność za działających tam ze mną ludzi.

TERESA BAZAŁA: - W tamtym czasie starałam się przede wszystkim ułatwić ludziom dostęp do prawdziwych informacji o tym, co dzieje się w poszczególnych regionach Polski. Komunizm opierał się na jednym, wielkim kłamstwie. Fałszowano historię, by ukazać system w jak najlepszym świetle. Kłamano także w sytuacjach, z których nie czerpano korzyści. Największy wstrząs przeżyłam, gdy po wybuchu elektrowni w Czarnobylu, ówczesny rzecznik rządu Jerzy Urban, zapewniał w telewizji, że nie ma żadnego zagrożenia. A wystarczyło powiedzieć, by nie wychodzić w tych dniach z dziećmi z domów, by nie narażać ich na chorobę nowotworową. Do tego dochodziły kradzieże: przed 1980 r. w zakładach pracy dochodziło do olbrzymiego rozkradania mienia. I nie chodzi tu o wynoszenie śrubek czy gwoździ przez robotników, ale wielotysięczne straty, dzięki którym bogaciły się władze zakładu. To właśnie ujawniały utworzone przez „Solidarność” komisje zakładowe, jeszcze przed ogłoszeniem stanu wojennego.

Reklama

WIKTOR STASIK: - To kard. Wyszyński, a potem Jan Paweł II zainspirowali mnie do działalności związkowej. Pamiętam szczególnie słowa naszego Papieża na pl. Zwycięstwa w Warszawie, w imieniu całej Polski, a potem cała Polska zjednoczyła się w działaniu…

JULIAN GOLAK: - Młodszym, bardzo trudno wytłumaczyć, czym były kartki na mięso, buty, słodycze. Wyjaśnić, że o tematach w prasie decydowały władze państwowe, że cenzurowano nawet prywatne listy.
Zostałem więźniem politycznym. Niestety, nie internowano mnie z innymi więźniami politycznymi, ale pozbawiono wsparcia przyjaciół, osadzając w więzieniu z kryminalistami, z których jeden był skazany na 25 lat więzienia, drugi - chyba na dożywocie. Najbardziej bolesne i upokarzające były przesłuchania - deptano mi palce u nóg ciężkimi butami, kazano rozbierać się do naga. Co gorsze, nie miałem wyroku i nie wiedziałem, za co siedzę.

WIKTOR STASIK: - „1. Odwołać stan wojenny. 2. Uwolnić internowanych. 3. Uwolnić naszego przewodniczącego Stasika” - moi koledzy z zakładu wypisali na transparencie swoje żądania. Dyrekcja, której zależało, by produkujący na eksport zakład znów ruszył, uruchomiła znajomości w Komitecie Wojewódzkim PZPR. W poniedziałek, wypuszczono mnie z Zakładu Karnego przy ul. Klęczkowskiej, by wymóc na załodze FAT przerwanie strajku.

Reklama

JULIAN GOLAK: - Wypuszczono mnie po kilku tygodniach, już w 1982 r. Gdy zacząłem domagać się sprawiedliwości przed sądem, dowiedziałem się, że ze względu na zmilitaryzowanie zakładu, panowały w nim inne niż zazwyczaj przepisy, dlatego można mnie było aresztować i zwolnić z pracy. Równocześnie SB nakłaniały mnie do wyjazdu za granicę. Nie pozwoliłem wygonić się z ojczyzny, co zaowocowało inną formą represji, tzw. wilczym biletem: nie chciano mnie nigdzie zatrudnić, przez co musiałem opuścić ukochany Wrocław i wyjechać na prowincję.

WIKTOR STASIK: - Po wkroczeniu do zakładu, 18 grudnia 1981 r., ZOMO aresztowało pracowników według przygotowanej wcześniej listy. Zakład został rozwiązany. Trafiłem ponownie do aresztu, najpierw przy ul. Klęczkowskiej, a 7 stycznia 1982 r. - do obozu dla internowanych w Grodkowie. Przed wyjazdem wezwano mnie na kolejną rozmowę. - Mamy propozycję nie do odrzucenia, proponujemy bilet w jedną stronę: dla pana i rodziny. - Panowie, mi zależy na ojczyźnie - skwitowałem. - My sobie pojedziemy, by łatwo żyć, a tutaj co? Każde nowe pokolenie będzie zaczynać od nowa?

JULIAN GOLAK: - To była walka o prawa człowieka i obywatela oraz o wolną i niepodległą Polskę. Wiele osób podczas tamtych dni kształtowało swój charakter, patriotyzm. Niesamowite zjawisko miało miejsce w drugiej połowie 1981 r., gdy mimo wrogości władz, wolny związek zawodowy „Solidarność” stał się największą organizacją na świecie (zapisało się do niego prawie 10 milionów członków).

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Gdy opadł kurz

Niedziela Ogólnopolska 30/2023, str. 42-43

[ TEMATY ]

stan wojenny

NAC/fot. Grażyna Rutowska

Czterdzieści lat temu, 22 lipca 1983 r., miesiąc po wizycie Jana Pawła II w ojczyźnie, władze komunistyczne odwołały stan wojenny.

Stan wojenny to dla młodego pokolenia odległa przeszłość, o której jego przedstawiciele niewiele wiedzą. Dla pokolenia ich rodziców i dziadków to żywa i bolesna rana, która wciąż przypomina czas przemocy, kłamstwa i zmiażdżonej gąsienicami czołgów wielkiej nadziei, wyzwolonej przez Jana Pawła II i Solidarność w latach 1979-81.

CZYTAJ DALEJ

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

Prezydent: dziękuję strażakom za służbę ludziom i Rzeczypospolitej

2024-05-04 15:06

[ TEMATY ]

prezydent

Karol Porwich/Niedziela

Prezydent Andrzej Duda

Prezydent Andrzej Duda

Prezydent Andrzej Duda podziękował w sobotę strażakom za służbę ludziom i Rzeczypospolitej. Podczas centralnych obchodów Dnia Strażaka przypomniał, że tylko w 2023 r. strażacy podjęli pół miliona interwencji, podczas których udzielali wszechstronnej pomocy.

Prezydent wraz z małżonką Agatą Kornhauser-Dudą wzięli w sobotę udział w Centralnych Obchodach Dnia Strażaka, które odbyły się na Placu Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie. W uroczystości uczestniczyli również m.in. marszałek Sejmu Szymon Hołownia oraz szef MSWiA Marcin Kierwiński.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję