Reklama

Niedziela Sandomierska

Kiedy się wypełniły dni…

Mija 74. rocznica napaści hitlerowskich Niemiec na Polskę. O świcie 1 września 1939 r. na całej długości granicy zachodniej, a także z terytorium Moraw i Słowacji uderzyły na nas oddziały wroga. Wehrmacht rozpoczął realizację planu Fall Weiss, zakładającego błyskawiczny atak bez formalnego wypowiedzenia wojny. Wrześniowe walki przetoczyły się również przez nasz region. Mieszkańcy niektórych miejscowości już na samym początku okupacji poznali najczarniejsze jej oblicze.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Polska Guernica - takie porównanie przylgnęło do położonej nieopodal Tarnobrzega wioski Chmielów, która już w drugim dniu wojny doświadczyła prawdziwego piekła. Spotkał ją los podobny do tego, który trzy lata wcześniej stał się udziałem hiszpańskiej Guernicy. Było słoneczne lato, życie toczyło się spokojnym leniwym rytmem prowincji. Dobiegały końca żniwa, ludzie zbierali z pól zboże, rozpoczynali orkę, na łąkach pasło się bydło. I wtedy właśnie, zupełnie niespodziewanie, na Chmielów spadły niemieckie bomby.

O tej tragedii napisano już bardzo wiele. Kilka lat temu na łamach Zeszytów Nowodębskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego zostało zamieszczone obszerne opracowanie na ten temat pióra Tomasza Sudoła. Autor zebrał wspomnienia licznych świadków, ale również sięgnął do niemieckich źródeł historycznych, dzięki czemu możliwe stało się dokładniejsze prześledzenie całego zdarzenia.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Nalotu dokonały samoloty I Dywizjonu 76. Pułku Bombowego Luftwaffe. Maszyny wystartowały z Wrocławia. Pierwszym celem ich ataku był Sobów, później Tarnobrzeg, a na końcu Chmielów. Chodziło o zniszczenie ważnego rozwidlenia kolejowego oraz dworca PKP w Chmielowie. Jak to się stało, że bomby nie trafiły tam, gdzie trzeba, spadając w rejon zabudowań mieszkalnych? Próbowano tłumaczyć to sobie na wiele różnych sposobów. Krążyły często abstrakcyjne zupełnie hipotezy, jak ta mówiąca, że atak był aktem zemsty na pracującym w tartaku hrabiego Tarnowskiego Żydzie, który przed wojną odmówił rzekomo sprzedaży drewna niemieckiej delegacji. Inna plotka głosiła, że w załodze jednego z samolotów był młody oficer, którego rodzina mieszkała niegdyś w Chmielowie, doznając tu prześladowań. Podczas nalotu skorzystał z okazji, by odegrać się za wszystkie dawne krzywdy.

Prawda wydaje się być dużo bardziej prozaiczna. Na skuteczności bombardowania zaważyły zapewne warunki atmosferyczne. Gęstniejące tego dnia chmury sprawiły, że bomby zamiast w urządzenia kolejowe trafiły w znajdującą się tuż obok wioskę, zamieniając ją błyskawicznie w trawione pożogą gruzowisko.

Śmierć i zgliszcza

O wydarzeniach pamiętnego września opowiedział mi niegdyś ich naoczny świadek, Józef Rzepecki z Jadachów. Gdy wybuchła wojna, mieszkał w Chmielowie. Miał wtedy 17 lat i to, co zobaczył, utkwiło mu na zawsze głęboko w pamięci. - Z radiowych komunikatów, których strzępy dochodziły do nas po napaści Niemiec na Polskę, najbardziej zastanawiały wszystkich te, mówiące o bombardowaniach - wspominał J. Rzepecki. - Każdy wiedział mniej więcej co to wojna, ale bombardowanie to było nowe słowo. Ludzie próbowali tłumaczyć je sobie po swojemu. Nikt nie przypuszczał nawet, że tak szybko na własnej skórze odczuje wszystko to, co się pod nim kryło.

Reklama

Kiedy rozpoczął się atak, wiele osób było w polu lub na pastwiskach, gdzieniegdzie jednak bydło powoli spędzano już do obór. Cała akcja nad Sobowem, Tarnobrzegiem i Chmielowem trwała mniej więcej 20 minut. - W mgnieniu oka wieś zamieniła się w gęstą ścianę ognia, dymu i kurzu. Bomby spadały gęsto. Nie były duże, ale wkoło rozpryskiwały się odłamki. Każdy uciekał, gdzie mógł, ja schroniłem się w rowie przydrożnym, który znajdował się niedaleko domu. Obok mnie przywarła do ziemi znajoma dziewczyna. W pewnym momencie wychyliła się na moment. Ta chwila wystarczyła, by odłamek roztrzaskał jej głowę. Zginęła. Była jedną z ponad 50 osób, które poniosły tego dnia śmierć. Dziesiątki rannych trafiły do szpitala w Tarnobrzegu, który nie był przygotowany na przyjęcie tak wielkiej liczby ludzi wymagających natychmiastowej pomocy. Dyrektor Rusinowski wraz z dwoma innymi lekarzami pracowali bez wytchnienia. Brakowało wszystkiego, a zwłaszcza materiałów opatrunkowych. Ropiejące rany goiły się nieraz miesiącami, wydzielając nieprawdopodobny fetor.

Upamiętnieni

Chmielów lat trzydziestych ubiegłego wieku był zbudowany z drewna. Murowane budynki stanowiły rzadkość. Nic więc dziwnego, że lotniczy atak pozostawił tu jedynie stertę gruzów, z której sterczały gdzieniegdzie kikuty kominów. - Ocalała piwnica, gdzie schroniliśmy się całą rodziną - opowiadał Józef Rzepecki. - Od nas na szczęście nikt nie zginął, tylko siostra została ranna. Wszystkie otwory kazano nam pozatykać dokładnie nawilżonymi szmatami, bo istniało ryzyko ataku gazowego. Siedzieliśmy w ciemnicy, gdzie trudno było nawet oddychać. Ludzie stracili cały dobytek. Świeżo zebrane plony strawił ogień. Ten sam los spotkał zwierzęta, które ginęły w straszliwych męczarniach, płonąc żywcem, zamknięte w chlewach. Widmo głodu stawało się tym wyraźniejsze, że nie było żadnych zapasów na zimę. Ci, którzy ocaleli, przez całą zimę chodzili po okolicznych wsiach, prosząc o kromkę chleba.

Na jednej ze ścian kościoła parafialnego w Chmielowie widnieje tablica pamiątkowa z nazwiskami ofiar tragedii, która dotknęła wioskę we wrześniu 1939 r. Kiedy odejdą ostatni świadkowie tamtych wydarzeń, będzie ona być może jedynym śladem przypominającym o tym, co się stało.

Na wschód

Reklama

Jednym z najbardziej charakterystycznych obrazów, jaki zapamiętali mieszkańcy Sandomierszczyzny z pierwszych dni września 1939 r., były napływające nieprzerwaną falą tłumy uciekinierów. Pierwsi pojawili się już następnego dnia po napaści Niemiec. Byli to mieszkańcy południowych rejonów ziemi kieleckiej, a później także Śląska i okolic Łodzi. Niektórzy opowiadali o masowych mordach dokonywanych przez okupantów na ludności cywilnej. Potęgowało to uczucie paniki. Drogi, zwłaszcza te w kierunku Sandomierza, były niewyobrażalnie zatłoczone. Wszyscy chcieli za wszelką cenę przeprawić się za Wisłę, aby tam szukać ratunku. Do grup uciekinierów dołączali również miejscowi - głównie młodzież i starsi, niezmoblilizowani do wojska mężczyźni. Całe rodziny, ze spakowanym pospiesznie dobytkiem, pieszo lub na wozach wyruszały byle dalej na wschód.

Zofia z Radziwiłłów Skórzyńska, córka ostatnich przedwojennych właścicieli majątku Sichów pod Staszowem, w swoich wspomnieniach opisała jak wyglądała ta wędrówka.

„Wozy czasem tarasują całą drogę i trzeba je z trudem wymijać. W miarę zbliżania się do przeprawy przez Wisłę na szosie coraz więcej pieszych z węzełkami na plecach i oddziałów wojska. Pamiętam żałosny, jakże smutny widok naszych żołnierzy, siedzących na brzegu szosy i opatrujących sobie odparzone w czasie marszu stopy. (…) Wieść podawana z ust do ust głosiła, że niebawem przyjdą tu Niemcy, że rabują i palą wsie, rżną bydło, mordują kobiety i dzieci, wieszają lub rozstrzeliwują mężczyzn. (…) Niektórzy podejrzewali, że wieści takie rozpuszczane były specjalnie, aby spowodować ogólne zamieszanie, a przede wszystkim utrudnić zorganizowanie zwartej i sensownej obrony. (…) Zdarzało się, że Niemcy bombardowali zatłoczone szosy. Schronieniem były okalające horyzont lasy, boczne piaszczyste trakty, ciche zagubione wsie i gwiaździste noce. Chłopi i dwory podejmowały na ogół uciekinierów gościnnie. Dawano im nocleg i gorącą zupę, wynoszono na drogę sagany dymiących kartofli”.

Reklama

Marsz na wschód okazał się złudnym ratunkiem. Kiedy po agresji Sowietów 17 września dokonano podziału Polski na teren okupacji radzieckiej i niemieckiej, w strefie radzieckiej znalazły się setki tysięcy uchodźców z centralnej i zachodniej Polski.

Walki

3 września na Kielecczyźnie pojawiły się pierwsze oddziały niemieckie, które przełamały polską obronę na styku działania Armii „Łódź” i Armii „Kraków”. W dniach 7-11 września, na lewym brzegu Wisły, ku przeprawie pod Baranowem przedzierała się Grupa Operacyjna „Jagmin” (dawniej „Śląsk”) dowodzona przez gen. Jana Sadowskiego. W jej skład wchodziły m.in. 22. Dywizja Piechoty i 55. Dywizja Piechoty Rezerwowa. W nocy z 10 na 11 września zajęły one pozycje wokół Osieka, celem obrony przyczółka mostowego i umożliwienia saperom budowy drugiego pontonowego mostu przez Wisłę. 11 września przez cały dzień od strony Staszowa i Niekrasowa polskie siły atakowane były nieustannie przez pododdziały niemieckiej 27. i 68. dywizji piechoty. Mimo silnego ostrzału i bombardowań pozycje zajęte przez żołnierzy „Jagmin” zostały utrzymane. Nocą wojsko przeprawiło się na drugą stronę Wisły.

Reklama

9 września bardzo ciężkie boje toczyła pod Stopnicą 22. Dywizja Piechoty Górskiej pod dowództwem płk. Leopolda Endel-Ragisa. Dywizja po wyczerpującym nocnym boju rozbiła niemiecki oddział zaporowy, niszcząc bardzo dużo sprzętu nieprzyjacielskiego i biorąc wielu jeńców, jednak poniosła zarazem ciężkie straty. W nocy z 9 na 10 września dywizja miała wykonać natarcie pozorujące na Staszów. Jej przetrzebione szeregi liczyły już wówczas zaledwie ok. 3 tys. ludzi i 31 dział. 10 września dywizja została rozbita pod Rytwianami przez niemiecką 5. Dywizję Pancerną. Zginęli wówczas m.in. ppłk Jan Wójcik i kpt. Antoni Dobrzański.

W tym samym czasie siły niemieckie również podjęły przygotowania do przeprawy przez Wisłę pod Tarnobrzegiem i Sandomierzem. Mimo że sam Sandomierz już 9 września został zajęty przez wroga, to jednak most pozostawał ciągle w rękach Polaków. Broniła go grupa ppłk. Antoniego Sikorskiego. W Tarnobrzegu siły polskie obsadziły tak zwaną Skalna Górę i długi pas wiślanego brzegu na południe i północ od miasta. Doszło tam do kilkudniowych zaciętych walk o przeprawę. Dzięki temu, że zaangażowana była w nie potężna część sił niemieckich, oddziały polskie wchodzące w skład Armii „Kraków” mogły spokojnie przeprawić się w tym czasie za Wisłę i przesunąć na linię Sanu.

Ze Skalnej Góry roztaczał się rozległy widok aż po Wyżynę Sandomierską, Łoniów i Koprzywnicę. Obrońcy razili dalekim ogniem karabinów maszynowych kolumny niemieckie w marszu z Ciszycy do Radowęża. Niemcy musieli szukać osłony wałów przeciwpowodziowych, a do zwalczania polskiej obrony przesunąć kilka czołgów i tankietek nad sam brzeg rzeki. Trzy dni trwały walki o przeprawy w Tarnobrzegu. Nieprzyjaciel próbował bezskutecznie zbudować tutaj most pontonowy. Wśród obrońców Skalnej Góry szczególnie chwalebnie zapisał się Józef Sarna. Podczas walk w tym miejscu już jako porucznik dowodził Hufcem Przysposobienia Wojskowego i tarnobrzeskimi harcerzami. Mimo miażdżącej przewagi przeciwnika obrońcy wytrwali nad podziw długo. Po udaremnieniu pierwszej próby przejścia Niemców przez rzekę por. Sarna nakazał wycofać się swoim oddziałom oraz ukryć posiadaną broń. Sam został razem z pięcioma żołnierzami oraz dwoma cekaemami, broniąc się przed nacierającym wrogiem jeszcze przez dwa dni. Zginął 13 września, a jego śmierć zakończyła obronę miasta. Ciało porucznika zostało pochowane na skarpie wiślanej. Później zwłoki przeniesione zostały na cmentarz wojenny w Tarnobrzegu. Imię Józefa Sarny nosi Gimnazjum nr 3 w Tarnobrzegu, jedna z ulic miasta oraz Zespół Szkół i jedna z ulic w Gorzycach. W 2008 r. bohaterski obrońca Skalnej Góry pośmiertnie został uhonorowany tarnobrzeskim odznaczeniem Sigillum Civis Virtuti, przyznawanym osobom, które rozsławiają imię miasta i są przykładem dla przyszłych pokoleń.

2013-09-04 12:06

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Depo: potrzebna jest pamięć i miłość, żeby budować przyszłość

[ TEMATY ]

rocznica

wojna światowa

wikipedia.org

Wieluń, zmbombardowane miasto w pierwszym dniu wojny

Wieluń, zmbombardowane miasto w pierwszym dniu wojny

„Potrzebna jest pamięć i miłość, która przebacza, po to, żeby budować przyszłość” - mówił abp Wacław Depo, który 1 września w Wieluniu, w 77. rocznicę wybuchu II wojny światowej odprawił Mszę św. na fundamentach kościoła farnego, który został zbombardowany podczas niemieckiego nalotu. Na Mszy św. zgromadziło się duchowieństwo na czele z kanonikami Kapituły Kolegiackiej w Wieluniu, przedstawiciele władz państwowych, samorządowych i wojewódzkich, kombatanci, żołnierze Wojska Polskiego, byli więźniowie i represjonowani, a także młodzież szkolna i przedstawiciele innych wyznań chrześcijańskich.

Przed Mszą św. minister Adam Kwiatkowski odczytał list Andrzeja Dudy, prezydenta RP. „Tego dnia, 1 września 1939 roku, około godziny 4:35, metodyczny, wielogodzinny, terrorystyczny nalot niemieckiego lotnictwa na Wieluń równolegle z ostrzałem Westerplatte rozpoczął II wojnę światową. Wojnę, jakiej dotąd jeszcze nie było, wojnę podczas której straty wśród ludności cywilnej sięgnęły dziesiątek milionów osób. Do rangi symbolu urasta fakt, że owo pasmo cierpień, zniszczeń i śmierci zapoczątkował akt barbarzyństwa, jakim była zbrodnia wieluńska. Bezbronna, wielotysięczna miejscowość o 700-letniej historii, jeden z ważniejszych ośrodków miejskich ziemi łódzkiej, została zrównana z ziemią. Zamordowano znacznie ponad tysiąc mężczyzn, kobiet, dzieci, w tym pacjentów i personel szpitala, którego dach był oznaczony czerwonym krzyżem. Tysiące uciekinierów pozostawiło w gruzach dorobek całego życia. Ich jedyną winą było to, że są Polakami, to, że żyli i pracowali dla dobra narodu i państwa, które stały na drodze podboju totalitarnego imperium” - napisał Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej.
CZYTAJ DALEJ

Nawet kiedy człowiek zapomina o Bogu, to jednak Bóg nie zapomina o człowieku

2025-05-01 16:30

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Karol Porwich/Niedziela

Nawet kiedy człowiek zapomina o Bogu, kiedy myśli, że Go nie ma lub że umarł, to jednak Bóg nie zapomina o człowieku. Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie. Oto wyryłem cię na obu dłoniach, twe mury są ustawicznie przede Mną (Iz 49, 15-16) – powie Bóg.

Jezus znowu ukazał się nad Jeziorem Tyberiadzkim. A ukazał się w ten sposób: Byli razem Szymon Piotr, Tomasz, zwany Didymos, Natanael z Kany Galilejskiej, synowie Zebedeusza oraz dwaj inni z Jego uczniów. Szymon Piotr powiedział do nich: «Idę łowić ryby». Odpowiedzieli mu: «Idziemy i my z tobą». Wyszli więc i wsiedli do łodzi, ale tej nocy nic nie ułowili. A gdy ranek zaświtał, Jezus stanął na brzegu. Jednakże uczniowie nie wiedzieli, że to był Jezus. A Jezus rzekł do nich: «Dzieci, macie coś do jedzenia?» Odpowiedzieli Mu: «Nie». On rzekł do nich: «Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, a znajdziecie». Zarzucili więc i z powodu mnóstwa ryb nie mogli jej wyciągnąć. Powiedział więc do Piotra ów uczeń, którego Jezus miłował: «To jest Pan!» Szymon Piotr, usłyszawszy, że to jest Pan, przywdział na siebie wierzchnią szatę – był bowiem prawie nagi – i rzucił się wpław do jeziora. Pozostali uczniowie przypłynęli łódką, ciągnąc za sobą sieć z rybami. Od brzegu bowiem nie było daleko – tylko około dwustu łokci. A kiedy zeszli na ląd, ujrzeli rozłożone ognisko, a na nim ułożoną rybę oraz chleb. Rzekł do nich Jezus: «Przynieście jeszcze ryb, które teraz złowiliście». Poszedł Szymon Piotr i wyciągnął na brzeg sieć pełną wielkich ryb w liczbie stu pięćdziesięciu trzech. A pomimo tak wielkiej ilości sieć nie rozerwała się. Rzekł do nich Jezus: «Chodźcie, posilcie się!» Żaden z uczniów nie odważył się zadać Mu pytania: «Kto Ty jesteś?», bo wiedzieli, że to jest Pan. A Jezus przyszedł, wziął chleb i podał im – podobnie i rybę. To już trzeci raz Jezus ukazał się uczniom od chwili, gdy zmartwychwstał. A gdy spożyli śniadanie, rzekł Jezus do Szymona Piotra: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?» Odpowiedział Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś baranki moje». I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?» Odparł Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś owce moje». Powiedział mu po raz trzeci: «Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?» Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: «Czy kochasz Mnie?» I rzekł do Niego: «Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego Jezus: «Paś owce moje. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz». To powiedział, aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga. A wypowiedziawszy to, rzekł do niego: «Pójdź za Mną!»
CZYTAJ DALEJ

Watykan uhonorował 167 katolików zabitych na Sri Lance

2025-05-04 13:00

[ TEMATY ]

Watykan

Krzysztof Świertok/BPJG

To pierwszy krok w stronę uznania męczeństwa ofiar zamachów bombowych na świątynie chrześcijańskie na Sri Lance. 167 katolików zamordowanych w Niedzielę Wielkanocną 21 kwietnia 2019 roku zostanie oficjalnie wpisanych do Katalogu „Świadków wiary” XXI wieku. Przygotowała go Dykasteria Spraw Kanonizacyjnych na Jubileuszowy Rok Święty 2000.

O decyzji Watykanu poinformowano podczas czuwania w kościele św. Antoniego w stolicy Sri Lanki, Kolombo. Kardynał Malcolm Ranjith, arcybiskup Kolombo, podkreślił, że wybór ten „ma na celu uhonorowanie ofiary” zabitych sześć lat temu. Dodał, że wpisanie ich do Katalogu „Świadków wiary” jest związane z tym, że zbrodnia została popełniona z powodu „nienawiści do wiary” (odium fidei). Ten termin jest używany w procesach beatyfikacyjnych dla potwierdzenia męczeństwa kandydatów na ołtarze.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję