Reklama

Rożaniec za Ojczyznę

Trzymać się Różańca

Niedziela Ogólnopolska 11/2014, str. 26-27

[ TEMATY ]

wywiad

różaniec

Jacek Rzyski

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

LIDIA DUDKIEWICZ: – Pochodzi Pan z Częstochowy – kiedyś, prezentując w „Niedzieli” sylwetkę Jana Pospieszalskiego, pozwoliliśmy sobie nasz artykuł zatytułować: „Chłopak spod Jasnej Góry”. Pana rodzina mieszkała na plebanii parafii św. Barbary (obecnie paulińskiej), u stóp klasztoru. Przed laty osobiście spotykałam Pana rodziców – Donatę i Stanisława Pospieszalskich. Tata w latach 80. i 90. przynosił nawet artykuły do druku w „Niedzieli”, a z Mamą słuchałyśmy razem wykładów z zakresu sztuki sakralnej. Zdarzało się, że naszym wykładowcą był Stanisław Pospieszalski. Miałam też okazję poznania niektórych rodzinnych tajemnic, m.in. dotyczących religijnego wychowania dużej gromadki dzieci. Poszukując ludzi, którzy mogą świadczyć o mocy modlitwy różańcowej, dotarłam do Pana. Zwracam się więc z prośbą o wspomnienia na temat religijnego charakteru Pana rodzinnego domu w Częstochowie.

Reklama

JAN POSPIESZALSKI: – Mogę się podzielić doświadczeniem rodzinnego zawierzenia Matce Bożej. Pamiętam, jak w domu przy ul. św. Barbary w Częstochowie pojawił się obrazek z tekstem aktu oddania Matce Bożej całej naszej wielkiej rodziny, na wzór oddania całego narodu polskiego przez kard. Stefana Wyszyńskiego. Wtedy zaczęły się nasze rodzinne kontakty z Instytutem Prymasowskim na Jasnej Górze. Należeliśmy też do Rodziny Rodzin i braliśmy udział w spotkaniach formacyjnych. Z pewnością na nasze życie religijne ważny wpływ wywierała bliskość Jasnej Góry i parafii, na której plebanii właściwie przez lata mieszkaliśmy. A na całe życie zostaliśmy ukształtowani przez wspólną modlitwę. W domowym zaciszu elementem naturalnym, codziennie nam towarzyszącym, był wieczorny dziesiątek Różańca. Widzę to od zawsze jako rzeczywistość zastaną, funkcjonującą od najwcześniejszych chwil życia, gdy jako mały człowiek uczyłem się języka, gdy dorastałem. Trzeba było razem uklęknąć do modlitwy. Nam, dzieciakom, wydawała się ona strasznie długa... A ponieważ rodzice mieli nas dziewięcioro, na pewnym etapie wpadli na pomysł, żeby każde dziecko mówiło po jednej „Zdrowaśce”: Antek pierwszy, a potem po kolei: Joanna, Janek, Elka, Paweł, Karol, Tereska, Marcin, Mateusz. Ostatnią „Zdrowaśkę” mówiliśmy wszyscy. Mama, żeby to jeszcze skomplikować, podzieliła odmawianie Różańca na dziewięć chórów anielskich. Każdy z nas miał przypisany chór niebieski, którego przyzywał podczas swojej „Zdrowaśki”, a ostatnią odmawiało się z całym dworem anielskim. Rano z kolei podczas modlitwy odmawiany był wspólnie Dekalog. Dzięki temu dzisiaj należę do ludzi, którzy na wyrywki znają treść przykazań, bez wymieniania na palcach, po kolei, wiem dokładnie, które jest które.

– Jestem pod wrażeniem słów, które wypowiedział Pan na Jasnej Górze 2 lutego br. podczas promocji filmu „Tajemnica tajemnic” Rafała Porzezińskiego. W szczelnie wypełnionej Kaplicy Różańcowej stwierdził Pan wtedy, że Polacy to maryjny naród i w sytuacji zagrożenia naszym naturalnym odruchem jest modlitwa do Matki Bożej. Padło wtedy jeszcze więcej cennych słów, ale przede wszystkim przekazał Pan ważną informację, że Polacy noszą w kieszeni różaniec. A skąd Pan to wie?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Jednym z najbardziej poruszających życiowych doświadczeń religijnych było dla mnie wydarzenie z 10 kwietnia 2010 r. Czekaliśmy na Cmentarzu Katyńskim na przyjazd delegacji z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele. I wtedy dotarła wiadomość, że w Smoleńsku rozbił się samolot z polską delegacją. Stanęliśmy wobec rzeczywistości, która nas absolutnie przerastała. Szok i niedowierzanie. Niestety, różni informatorzy zaczęli potwierdzać, że w Smoleńsku była katastrofa i ta tragiczna prawda powoli przebijała się do świadomości. Nagle jeden z mężczyzn wskoczył na podwyższenie, jego głowa pojawiła się nad morzem przerażonych ludzi. Zaczął krzyczeć wniebogłosy: „Pod Twoją obronę uciekamy się, święta Boża Rodzicielko...”. Modlitewny krzyk Polaka na tym nieludzkim miejscu, to rozpaczliwe zwrócenie się do Matki Najświętszej i wołanie u Niej pomocy było pierwszą naturalną reakcją człowieka ugodzonego tak potworną wiadomością. Mnie przypadł smutny obowiązek przekazania wszystkim przez mikrofon tragicznej wiadomości o katastrofie. Miałem potwierdzić, że samolot uległ katastrofie i ludzie zginęli. Gonitwa myśli... Kiedy tak szybko zastanawiałem się, jak to przekazać, zajrzałem do programu uroczystości i zauważyłem, że cały scenariusz jest już do wyrzucenia, ale jeden punkt pozostał aktualny, do zrealizowania – Ofiara Eucharystyczna. Pomyślałem, że Msza św., sprawowana codziennie na ołtarzach świata – w dużym kościele parafialnym czy w maleńkim kościółku, a nawet w prywatnej kaplicy, celebrowana przez pojedynczego księdza – jest najsilniejszą rzeczywistością, której nie da się zmierzyć z najbardziej tragiczną katastrofą. Mogłem więc podać, że ocalał najważniejszy punkt naszej uroczystości – Msza św. I wtedy za moimi plecami odezwał się męski głos. Ktoś zaczął głośno, jak komendy, podawać do mikrofonu słowa: „O krwi i wodo, któraś wytrysnęła z Najświętszego Serca Jezusowego jako zdrój miłosierdzia dla nas – ufamy Tobie!”. Był to głos ks. Konrada Zawiślaka – młodego kapelana Skierniewickiej Chorągwi Harcerstwa, ale też kapelana Wojska Polskiego. W tej potwornej chwili bólu spontanicznie zaczął prowadzić Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Ludzie, którzy jeszcze do tej pory trzymali telefony, oczekując, że jakaś dobra wiadomość, jakaś nadzieja pojawi się w SMS-ach, schowali komórki, jak na rozkaz, i wyjęli różańce. Wtedy właśnie odkryłem, że Polacy noszą w kieszeni różaniec i że naszym naturalnym odruchem w takich chwilach jest sięganie po różaniec. Taka właśnie jest polska dusza.

– Słuchając różnych medialnych przekazów dotyczących ostatnich wydarzeń na kijowskim Majdanie, gdy zdeterminowani Ukraińcy oddawali nawet życie w walce o godną przyszłość dla siebie i następnych pokoleń, po raz pierwszy od Pana właśnie usłyszałam przez radio, że na kijowskim Majdanie jest Bóg. Podczas dyskusji przed radiowymi mikrofonami różni dziennikarze analizowali sytuację polityczną, a Pan z entuzjazmem podkreślał, że Majdan się modli, że ludzie okazują sobie dużo miłości i są gotowi na wszelkie poświęcenia. Katolickie media podały, iż na Majdanie rozdano co najmniej 700 tys. różańców, a na barykadach ustawiono krzyże. Proszę podzielić się z nami tymi spostrzeżeniami.

Reklama

– Oglądałem wydarzenia na Majdanie, szczególnie nocami, bezpośrednio z przekazu internetowego w Espreso TV, gdzie przekazywano on-line 24 godziny na dobę przebieg wydarzeń z Ukrainy. Widziałem, że modlitwa nieustannie trwała obok barykad. Jeden z namiotów pełnił rolę kaplicy. Niestety, 18 lutego Berkut ją spalił. Kiedy w krytycznym momencie przynoszono na Majdan ciała ludzi, usłyszałem po raz pierwszy, jak po ukraińsku brzmi „Zdrowaś Maryjo”. Z różnych stron słychać było: „Hospody pomyłuj” i „Sława Isusu Chrystu”. Majestatycznie płynąca pieśń-modlitwa jak ścieżka dźwiękowa do walk na barykadzie. Na scenie zawieszono ikony, była też figura Matki Bożej Fatimskiej. O każdej pełnej godzinie w nocy do mikrofonu podchodzili duchowni, aby intonować modlitwę, również różańcową. Nawet w najbardziej krytycznych momentach na barykadach widać było sylwetki duchownych z ikonami i krzyżami w rękach, ze stułami zarzuconymi na panterki, w sutannach czy habitach i z kaskami na głowach. W sobotę 22 lutego na Majdan dotarł katolicki biskup pomocniczy diecezji kijowsko-żytomierskiej Stanisław Szyrokoradiuk OFM z wielkim krzyżem, poświęconym w 2004 r. przez Jana Pawła II. Ten krzyż pielgrzymuje w intencji pokoju, odwiedza miasta całego świata. Teraz na trasie jego peregrynacji wypadł akurat Kijów.
W nocy, po masakrze, która miała miejsce w czarny czwartek, na scenę wszedł chłopak z barykady i prosił wszystkich, by mimo tylu zabitych, mimo bólu, uchronić serca od nienawiści. Bardzo ważna była wypowiedź dziewczyny, która przekazała słowa francuskich dziennikarzy: „Ukraina uważa, że potrzebuje Unii Europejskiej. Nic bardziej błędnego! To my – mówili dziennikarze – starzejąca się Unia, wypłukana z wartości i idei, potrzebujemy Ukrainy! Takiej Ukrainy, jaka objawiła się na Majdanie”. Przypominam sobie tutaj słowa Jana Pawła II z kijowskiej homilii, wygłoszonej 24 czerwca 2001 r.: „Ziemio Ukraińska, skąpana w krwi męczenników, dziękuję ci za przykład wierności Ewangelii, który dałaś chrześcijanom na całym świecie!”. Dla Ukraińców, uczestników, obserwatorów Majdan stał się nowym aktem założycielskim państwa i narodu.

– Obecnie, wobec zagrożenia pokoju w Europie, spowodowanego konfliktem rosyjsko-ukraińskim, z pewnością bardzo potrzeba modlitwy. Znamy już wiele cudów różańcowych. Przypomnijmy, że papież Pius IX powiedział: „Daj mi armię odmawiającą milion różańców dziennie, a zwyciężę świat”.

Reklama

– W dziejach świata potwierdziły się cudowne wydarzenia różańcowe. Jak np. wytłumaczyć cud austriacki, który został opisany nawet przez historyków. Skromny franciszkanin Petrus Pavlièek rzucił całą Austrię na kolana. Ta wielka modlitwa Austriaków sprawiła, że w 1955 r. wojska radzieckie wycofały się z Austrii. W 1986 r. Filipiny też zwyciężały Różańcem, gdy 2 mln ludzi wyszły na ulice Manili z różańcami w ręku przeciwko czołgom armii Marcosa. Szczególne doświadczenie miałem w Budapeszcie 21 stycznia 2012 r., kiedy widziałem największą demonstrację uliczną w moim życiu – oczywiście, poza spotkaniami modlitewnymi z Janem Pawłem II. Wtedy w Budapeszcie z krzyżami i różańcami maszerowało pół miliona ludzi, a więc 5 proc. z 10-milionowego narodu. Aby zachować tę proporcję, w Polsce musiałyby wyjść na ulice z różańcami 2 mln ludzi. Dzisiaj na Węgrzech widać owoce krucjaty różańcowej za Ojczyznę. Węgrzy podnoszą się z kryzysu, mimo dramatu potwornego zadłużenia, kłopotów gospodarczych, mimo nienawiści do Viktora Orbána ze strony rządzącej obecnie koalicji, eurolewicy, biurokracji unijnej.

– Proszę na koniec o słowo do redaktorów i czytelników „Niedzieli” różańcowej, ukazującej się co dwa tygodnie pod tytułem „Różaniec za Ojczyznę”.

– Modlitwą można wybłagać cuda. Moja praktyczna rada jest taka: Nie ruszać się z domu bez różańca, jeden mieć przy łóżku, a drugi w kieszeni płaszcza, kurtki czy w torebce. I trzymać się różańca, który jest jak lina ratunkowa dla alpinisty, rzucona z góry w momencie, kiedy stoi on nad przepaścią. Można wtedy złapać linę i podciągać się do góry. Każdy paciorek, każdy koralik różańcowy to jak węzeł sznura, po którym można się wspinać jak po drabince – i uratować.

2014-03-10 15:04

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Chrześcijaństwo przetrwało trudniejsze czasy niż obecne

[ TEMATY ]

wywiad

zjazd gnieźnieński

Paweł Kęska/facebook.com

Z prof. Januszem Karwatem, kierownikiem Zakładu Studiów Gnieźnieńskich Instytutu Kultury Europejskiej Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, rozmawia Andrzej Tarwid

Andrzej Tarwid - Pański wykład o początkach chrześcijaństwa na ziemiach polskich otworzył inauguracyjną sesję plenarną X Zjazdu Gnieźnieńskiego. Zapytam przewrotnie: co byłoby, gdyby Mieszko I nie przyjął chrztu? - Gdyby tak potoczyły się nasze dzieje, to można powiedzieć, że nie było by Polski. A w konsekwencji my nie bylibyśmy tymi samymi ludźmi, którymi dzisiaj jesteśmy. - Czyli gdyby nie chrzest, to państwo Mieszka I nie przetrwałoby? - Tak uważam. Dziadek i ojciec Mieszka I zbudowali potężne państwo, ale na jego granicach rywalizowali już ze znacznie mocniejszymi związkami plemiennymi. Słowianie połabscy byli tak silni, że zagrażali nawet cesarstwu. Mieszko I też z nimi przegrywał. Konwersja na chrześcijaństwo była więc jego świadomym wyborem motywowanym głównie tym, aby ocali państwo i zamieszkującą na jego terytorium ludność. - A jakie jeszcze inne cele brał on pod uwagę? - Mieszko I wiedział, że wraz z nową wiarą przyjdą inne dobrodziejstwa, takie jak np. kultura pisana, nowe budownictwo, zamki, a z czasem hierarchia kościelna. Na tym właśnie polegał jego geniusz, że doskonale zdawał on sobie sprawę także z tych innych, szerszych konsekwencji przyjęcia chrześcijaństwa. - Co wiemy o tym, jak odbywało się nawracanie poddanych na nową wiarę? - Warto podkreślić, że Mieszko I nie nawracał mieczem. To był proces, który trwał latami. Uznaje się, że chrześcijaństwo tak w pełni rozwinęło się dopiero w XII wieku. - To zasługa kapłanów. Co o nich wiemy? - Ci pierwsi - a zwłaszcza Jordan, który przyprowadził ze sobą kapłanów z otoczenia Dobrawy - znali język starosłowiański. To było bardzo ważne, bo dzięki temu umieli porozumieć się z miejscową ludnością, które również mówiła po starosłowiańsku. - Podczas swojego wykładu zaskoczył Pan wielu słuchaczy stwierdzeniem, że w najbliższym czasie możemy dowiedzieć się zupełnie nowych rzeczy o początkach Polski Piastów dzięki odkryciom genetyków. Dyscypliny te nie kojarzą się z historią… - (uśmiech) A jednak właśnie dzięki badaniom genetycznym mamy szansę poznać genom Piastów, którzy zostali pochowani w Poznaniu. To może prowadzić do dalszych odkryć. Niewykluczone bowiem, w Gnieźnie zostali złożeni przodkowie Mieszka. Gdyby nie badania genetyczne, to potwierdzenie takiego odkrycia - oczywiście, jeśliby do niego doszło - nie byłoby w ogóle możliwe. - Nauka pozwala nam lepiej poznać nasze „korzenie”. Pojęcie to jest bardzo często przywoływane w trakcie zjazdowych wystąpień, ale głównie w pesymistycznym kontekście. Najczęściej mówi się o tym, że to Europa odcina się od chrześcijańskich „korzeni”. Już kilku lat temu niektórzy publicyście pisali nawet, że na Starym Kontynencie nie będzie chrześcijan... - Uważam, że osoby te mylą się w swoich opiniach. Oczywiście, świat cały czas się zmienia, lecz jako historyk mogę powiedzieć, że chrześcijaństwo przetrwało trudniejsze czasy niż obecne. Przetrwa więc i obecny kryzys, tego możemy być pewni. Inny wniosek jaki płynie z uprawianej przeze mnie dyscypliny mówi natomiast o tym, że najtrudniejsze kryzysy biorą się zawsze z tych rzeczy, które są nie do końca rozpoznane. - „Kryzys” to koleje słowo często przywoływane na Zjeździe. Ma Pan Profesor jakąś swoją receptę na kryzysy, ale nie te państwowe czy cywilizacyjne, lecz te, które dopadają zwykłych ludzi w ich codziennym życiu? - Nie powinniśmy zapominać, że najważniejsze rzeczy dzieją się wokół nas, a więc w domu rodzinnym i w pracy. A na przezwyciężenie wszelkich takich kryzysów sposób jest tylko jeden - zachowujmy się zgodnie z Dekalogiem. I nie łudźmy się, że dzięki naszej mądrości, inteligencji czy sprytowi wymyślimy coś lepszego od Bożych przykazań.
CZYTAJ DALEJ

Niezbędnik Katolika miej zawsze pod ręką

Do wersji od lat istniejącej w naszej przestrzeni internetowej niezbędnika katolika, która każdego miesiąca inspiruje do modlitwy miliony katolików, dołączamy wersję papierową. Każdego miesiąca będziemy przygotowywać niewielki i poręczny modlitewnik, który dotrze do Państwa rąk razem z naszym tygodnikiem w ostatnią niedzielę każdego miesiąca.

CZYTAJ DALEJ

Letnie pielgrzymowanie na Jasną Górę nabiera rozpędu: Pieszo, na rolkach, w siodle

2025-07-07 20:01

[ TEMATY ]

Jasna Góra

pielgrzymki

Karol Porwich/Niedziela

Letnie pielgrzymowanie na Jasną Górę nie traci na aktualności. Już teraz przekonują o tym kolejne grupy pielgrzymów, którzy każdego dnia napływają do sanktuarium, a w nich rodziny, młodzież, seniorzy. Jak dotąd, już w czerwcu, odnotowano więcej pątników pieszych, a i liczba biegaczy podwoiła się w tym przedziale czasowym w stosunku do roku ubiegłego. Coraz więcej przyjeżdża nowych grup rowerowych organizowanych też w skali diecezji. Pątnicy przybywają na Jasną Górę w duchu hasła Roku Jubileuszowego - "Pielgrzymi nadziei".

Można powiedzieć, że pielgrzymi na Jasnej Górze „rozkręcają” lato. Tradycyjnie o tej porze, czyli w czerwcu i lipcu przychodzą ci, którzy mają blisko, jak pątnicy z archidiecezji częstochowskiej i ci, którzy mają trochę dalej, jak wierni z parafii Górnego Śląska. Pielgrzymkę nazywają „duchową adrenaliną, która pomaga iść przez życie”. - Nie ma proszenia bez podziękowania i pielgrzymowania bez ofiary - podkreślają. Ślązacy bardzo chętnie zabierają na pielgrzymki dzieci.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję