Z Miłosierdziem jest jak z ogniem w ogromnym piecu ceramicznym. Gdybyś stłuczony wazon posklejał, pozostaną na nim ślady dawnego rozbicia. Jeśli wypalisz wazon na nowo i nadasz mu kształt, stanie się zupełnie nowym naczyniem. I oto właśnie chodzi z każdym człowiekiem by stał się nowym stworzeniem.
Wymagająca prawda
O tajemnicy Bożego Miłosierdzia najwięcej nauczyłem się jako kapelan w areszcie śledczym. W każdą sobotę odwiedzałem osadzonych z katechezą i posługą sakramentalną. Do tamtego czasu wydawało mi się, że miłosierdzie jest łatwiejsze od sprawiedliwości, że chodzi w nim o rodzaj spoufalania się z Bogiem, niemal klepanie Go po plecach. Prawda jest jednak zupełnie inna, a nauczyli mnie jej więźniowie. Jeśli złamałeś prawo, musisz odbyć karę mówili. Ale po wyroku możesz wrócić do swego dawnego życia, bo przecież nikt normalny nie będzie pracował za tysiąc złotych. Dla więźniów tych nie istniało zatem pojęcie „pokuta”, a jedynie „odsiadka”. A jeśli czegoś żałowali, to raczej faktu, że zostali przyłapani i udowodniono im winę, niż tego, że kogoś skrzywdzili czy że sprzeniewierzyli się Bogu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Zupełnie inaczej jest z miłosierdziem. Jeśli przyjmiesz do swego serca orędzie o Bożym Miłosierdziu, to nawet największe zbrodnie, które popełniłeś, pójdą w zapomnienie. Tyle tylko, że im więcej ci przebaczono, do tym większej przemiany jesteś zobowiązany. Nie wolno ci wrócić do tego samego życia, musisz się zmienić.
Miłość silniejsza od śmierci
Nie bez powodu spowiedź św. tak naprawdę nosi nazwę sakramentu pokuty i pojednania. Czasami szafarzy tego sakramentu nazywamy sędziami. Ale nie wolno tu ulec złudzeniu: nie chodzi o sędziów kojarzonych z rozpoznawaniem winy i nakładaniem kary. Tu chodzi o prezbiterów, którzy siedząc w konfesjonale mają za zadanie rozpoznać, czy penitent jest zdolny do przyjęcia rozgrzeszenia. Każdy zaś posiada tę zdolność, gdy niezależnie od ciężaru win szczerze postanawia poprawę. Właśnie ta okoliczność szczery żal za grzechy nadaje skuteczności biblijnemu zapewnieniu: „Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją” (Iz 1, 18).
Dlatego też nie ma sensu obiegowa opinia powtarzana nieraz przez katolików, że rezygnują z sakramentu pokuty i pojednania, bo ciężar ich win zdecyduje o tym, że nie otrzymają rozgrzeszenia. W jakimś sensie każdy spowiednik ma tu związane ręce. Jeśli nie on jest przebaczającym Bogiem, to nie ma żadnego prawa stawiać tamy Bożemu Miłosierdziu. Innymi słowy, żaden ksiądz nie robi nikomu łaski, udzielając rozgrzeszenia, a do aktu tego jest wręcz zobowiązany. Oczywiście, nie bezwarunkowo: penitent musi żałować i obiecywać poprawę.
Wieczny Pedagog
Reklama
Nawet bardzo pobieżna znajomość historii zbawienia pozwala na uświadomienie sobie niesamowitej logiki Boga: każda akcja ze strony człowieka ma swoją reakcję, każda wklęsłość ma swoją wypukłość. Jeśli zatem potrzeba było umocnienia wiary Izraelitów w Starym Testamencie czy też jej pogłębienia wśród wyznawców Chrystusa w Nowym pojawiały się cuda. One były potrzebne akurat w tym konkretnym czasie, kiedy wzmacniało się zwątpienie wędrujących przez pustynię Żydów czy kiedy trzeba było niejako uwiarygodnić Chrystusa.
Podobnie było z tzw. znakami czasów. Pamiętamy, jak Pan Jezus miał pretensje do uczniów, że nie odczytywali tych znaków. Na pewno z perspektywy historii możemy w tym kontekście mówić o wszystkich wojnach i nieszczęściach, które nawiedziły ludzkość. Ale w nie mniejszym stopniu o zwycięstwach, nie wyłączając upadku komunizmu. To wszystko były znaki czasów, mówiące o Opatrzności, która nawet z największego nieszczęścia potrafiła wyłuskać dobro.
Podobnie wreszcie w historii zbawienia było z objawieniami i mistykami. Orędzia przekazywane przez tych ostatnich osadzone były zawsze w jakimś konkretnym kontekście. Potrzeba więc było pogłębienia prawdy o Sercu Jezusowym przed I wojną światową (Leon XIII poświęcił Sercu Jezusa świat), jak i potrzeba było prawdy o Królowej Pokoju z Medjugorie przed strasznymi wojnami na Bałkanach. Tak więc możemy z całą pewnością przyznać, że potrzeba było również światu orędzia o Bożym Miłosierdziu po straszliwych doświadczeniach dwóch wojen z początku XX wieku, a także komunizmu.
Jezu, ufam Tobie
Bez posiadania większej wiedzy teologicznej można niemal na ślepo założyć, że skoro u progu XXI wieku tak bardzo rozpowszechnił się kult Bożego Miłosierdzia, to znaczy, że w tym fakcie także należy się dopatrywać przejawów Bożej interwencji.
Reklama
Wzmianki o tej tajemnicy możemy znaleźć zarówno w Starym Testamencie, jak i w Nowym. Najczęściej będzie tu chodziło o przymiot samego Boga, który należy do najważniejszych, obok świętości i sprawiedliwości. Jednak w odniesieniu do każdego człowieka możemy powiedzieć, że przekłada się on na obowiązek bycia miłosiernym dla innych. Jan Paweł II mówił nawet o wyobraźni Miłosierdzia, przez co rozumiał konieczność ogólnoludzkiej solidarności.
W perspektywie wspominanej pedagogiki Boga należy patrzeć także na ten fakt, o którym wspomniał bł. Jan Paweł II podczas konsekracji sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie. To właśnie on sam, jak mówił, młody chłopak w drewnianych chodakach, mógł od młodzieńczych lat czerpać z głębi objawień ujawniających światu cudowną prawdę o Bogu. Św. Faustyna Miłosierdzie określała bardzo lapidarnie, zarazem niezwykle głęboko ujmując jego istotę: „Miłosierdzie jest kwiatem miłości; Bóg jest miłością, a miłosierdzie jest Jego czynem, w miłości się poczyna, w miłosierdziu się przejawia” (Dz. 651).
Nawet najgorliwi krytycy współczesnego świata mogliby się zgodzić bez cienia wątpliwości, że słowa powyższe mogą być dla tego świata remedium. Bo dopóki trwa Boże Miłosierdzie, nadzieja nie umrze.