Reklama

Wywiady

Pewnie modli się za nasz naród

O osobie i pracy duszpasterskiej bp. Stefana Wyszyńskiego w archidiecezji lubelskiej – z arcybiskupem seniorem tej diecezji Bolesławem Pylakiem rozmawia ks. Ireneusz Skubiś

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KS. IRENEUSZ SKUBIŚ: – Diecezja lubelska, słynna z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, zawsze niezwykle współbrzmiała z Kościołem w Polsce. Dziś tkwi swymi korzeniami w decyzjach Księdza Arcybiskupa, znaczącego pasterza tego terenu – pamiętam, gdy Ekscelencja odchodził na emeryturę (1997 r.), „Niedziela” ze swym lubelskim dodatkiem rozchodziła się w Waszej diecezji w liczbie 17 400 egzemplarzy! Ekscelencja był następcą bp. Stefana Wyszyńskiego, późniejszego wielkiego prymasa Polski. Jak Ksiądz Arcybiskup go zapamiętał?

Reklama

ABP BOLESŁAW PYLAK: – Zawsze doceniałem wartość słowa drukowanego – to zapewne zasiew prymasa Wyszyńskiego, który sam był pisarzem i publicystą i jako ordynariusz lubelski bardzo zabiegał o korzystanie z katolickiej prasy, zalecał księżom zakładanie bibliotek i czytelni. Coś z tego we mnie zostało.
Mówiąc o prymasie Wyszyńskim, muszę wrócić do czasu jego współpracy jako biskupa z bp. Zdzisławem Golińskim, w 1947 r. konsekrowanym na jego pomocnika w Lublinie. Stanowili wspaniały duet duszpasterski. W czasach uwięzienia prymasa w Komańczy bp Goliński otrzymał od niego list, w którym pisał, że dobrze się pracowało w Lublinie, że diecezję lubelską ukochał i że tam było dla niego pole doświadczalne w pracy biskupiej. I rzeczywiście, kiedy po dwóch latach i 8 miesiącach przeszedł do Warszawy, jego styl duszpasterzowania rozszerzył się na całą Polskę. W diecezji lubelskiej pracował krótko, ale dokonał wielkiego dzieła.
Był znany w Lublinie, na KUL-u studiował w latach 1925-29 prawo kanoniczne i nauki społeczno-ekonomiczne, zrobił doktorat na temat: „Prawa rodziny, Kościoła i państwa do szkoły”. Działał wśród studentów, tworzono wówczas Stowarzyszenie Katolickiej Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie”, które pracowało przez wiele lat, a on był duszą tego ruchu, udzielał się również w „Bratniaku” oraz pracował w diecezji. Później wrócił do Włocławka i tam bardzo skutecznie działał społecznie, wykładając w Wyższym Seminarium Duchownym oraz działając m.in. w Związku Robotników Chrześcijańskich, wykładając na Uniwersytecie Robotniczym. W 1939 r., kiedy przyszli Niemcy, jako znany ksiądz był narażony na aresztowanie. Zresztą 1/3 księży na Ziemiach Zachodnich zginęła w okresie okupacji niemieckiej. Biskup włocławski Michał Kozal radził mu więc wyjechać. I wtedy przyjechał do Lublina. W 1940 r. zamieszkał pod Lublinem, w parafii Nasutów – była tam część majątku Zamoyskich. Jakiś czas tam przebywał, oczywiście pod zmienionym nazwiskiem, bo gestapo go szukało, a później przeniósł się do rezydencji Zamoyskich w Kozłówce.
W 1941 r. – ponieważ fizycznie nie był za mocny, groziła mu gruźlica – wyjechał do Zakopanego. Tam w pewnej chwili góral poradził mu, by wyjechał z miasta, gdyż jest poszukiwany. Nie wrócił już do Kozłówki, bo w tym czasie gestapo aresztowało Zamoyskiego i uwięziło go w obozie koncentracyjnym. To samo byłoby z Wyszyńskim. Zatrzymał się w miejscowości Żułów k. Krasnegostawu. Właściciel Żułowa ofiarował majątek siostrom z Lasek, które troszczyły się o ociemniałych. Warunki mieszkaniowe były bardzo skromne, ale pracował dla sióstr i ociemniałych przez cały rok. Dopiero w 1942 r. wyjechał do Lasek i tam był kapelanem sióstr w zakładzie dla ociemniałych, był też kapelanem szpitala akowskiego, podczas Powstania Warszawskiego opatrywał rannych. W Laskach przeżył straszliwe czasy. Później wyjechał do Włocławka, gdzie był wicerektorem seminarium. Księży było mało – Niemcy wymordowali ich wielu – miał dużo pracy w duszpasterstwie, wydawał też „Ateneum Kapłańskie”. Był człowiekiem pióra, a jego główne zainteresowania to sprawy społeczne. Na tamte czasy było to bardzo ważne, bo Polska przeżywała przeobrażenia komunistyczne.
W 1946 r. Ojciec Święty Pius XII mianował ks. prof. Wyszyńskiego biskupem lubelskim. Byłem wtedy w seminarium lubelskim na trzecim roku. Modliliśmy się bardzo o nowego biskupa i radość nasza była wielka, kiedy przyszedł do nas ks. Wyszyński – człowiek Boży i taki ludzki, bezpośredni. Przychodził bardzo często do seminarium, interesował się nami. Żeby mu usłużyć, wyświęcono z naszego kursu (liczył 11 kleryków) trzech diakonów, wśród których byłem i ja. Jeździliśmy z bp. Wyszyńskim w teren, i to nieraz na całe tygodnie. Był bardzo aktywny, nawiedzał zwłaszcza nasze południowo-wschodnie tereny, zniszczone przez bandy ukraińskie, przez Niemców; Zamojszczyzna była skolonizowana przez Niemców.
Jeżdżąc z bp. Wyszyńskim, podpatrywałem jego pracę. To był człowiek ogromnej pracy. Był uzdolniony, miał dar organizacyjny, był świetnym teologiem, ale też umiał teologię realizować w konkretnych sytuacjach i warunkach. To był prawdziwy talent duszpasterski. Różnie się o nim mówi: dyplomata – pewnie ubowcy tak mówili, socjolog, kaznodzieja, ale to był najpierw duszpasterz, choć wszystkie te określenia są bardzo celne.
W tym czasie biskup był nam bardzo potrzebny. Diecezja była zniszczona, trzeba było wszystko odbudowywać, organizować kurię; spalona katedra, wiele zniszczonych kościołów. Seminarium za okupacji miało swoją siedzibę pod Lublinem, w Krężnicy Jarej. W 1945 r. wróciło do Lublina, jednak tylko do dawnego gmachu – nowy budynek najpierw był zajęty, a później stał pusty, lecz władze nie chciały go oddać. Bp Wyszyński robił wszystko, żeby go odzyskać. Dopiero, kiedy do Lublina miał przyjechać kard. Bernard Griffin, prymas Anglii, udało się przekonać władze i dały najpierw jedno piętro, a później cały gmach. Budynek był jednak bardzo zniszczony, bo na początku Niemcy mieli tam swój szpital, a potem zajęli go Sowieci. Odbudowywaliśmy go własnymi rękami, jeździliśmy do parafii zbierać ofiary na odbudowę, co nie było proste, bo ludzie byli biedni, okupacja wyniszczyła wszystkich, na seminarium zawsze jednak coś dali. Bogu dziękować, powoli wszystko odbudowaliśmy. A bp Wyszyński był tu niezastąpiony.
Jako diakon służyłem bp. Wyszyńskiemu. Pamiętam, kiedy miał przyjechać do diecezji, pisał do ks. Piotra Stopniaka: „Nie urządzajcie mi specjalnego mieszkania, wystarczy proste żelazne łóżko. Trzeba odbudowywać katedrę i diecezję”. Jego skromność i ubóstwo były uderzające. A już wielkim dla mnie przeżyciem było służyć mu do Mszy św. Czasami musiał odpocząć, gdy był chory – fizycznie nie był za mocny. Wtedy przynosiłem mu Komunię św. do jego sypialni. Pamiętam, że kiedyś w czasie Mszy św. zabrakło nam hostii. Jak to się stało – nie pamiętam. Pobiegłem wówczas do katedry po hostie, a on został przy ołtarzu i spokojnie czekał na mój powrót. Myślę, że się modlił. I co było zaskakujące – nie zdenerwował się, zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Kiedyś też czegoś nie dopatrzyłem w pracy i później go przepraszałem, a on na to: „Czyś to chciał zrobić? Oczywiście, że nie”. Był bardzo ludzki, bliski, ale była w nim wielkość.

– Jaki był stosunek bp. Wyszyńskiego do KUL-u?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– KUL był jego oczkiem w głowie. Nawet jego ingres zaczął się powitaniem na KUL-u. Podkreślał, że na KUL-u dużo skorzystał. Na jego powitanie w katedrze przybyło z Lublina ok. 50 tys. ludzi! Później czytałem w ubeckich papierach, że ich to też zaskoczyło. Jako prymas zawsze przyjeżdżał na inaugurację roku akademickiego na KUL-u. W końcu sierpnia odbywały się Dni Społeczne – odprawiał Msze św. w kościółku uniwersyteckim, przemawiał. A miał wiele do powiedzenia, wszyscy słuchaliśmy go z zachwytem. Była Komisja Episkopatu ds. KUL-u, której on przewodniczył, bp Julian Wojtkowski był sekretarzem, a ja trochę pomagałem prymasowi. Bp Wyszyński chciał wiedzieć, jacy są klerycy, jacy profesorowie, kadra, warunki materialne, a w tamtym czasie władze robiły wszystko, żeby KUL się nie rozrastał. Wraz z ówczesnym rektorem ks. Antonim Słomkowskim, wspaniałym człowiekiem, stanowili niezwykły tandem przepełniony troską o KUL. Pamiętam – już jako biskup – jak przy Episkopacie istniała Komisja Maryjna powołana przez prymasa Wyszyńskiego (byłem jej członkiem), w ramach której powstawały nowe inicjatywy związane z pobożnością maryjną i wiele ogólnopolskich akcji duszpasterskich.
Kiedy kard. Wyszyński był umierający, w końcu maja 1981 r. zebrała się Rada Główna (8 biskupów). Przywieziono go do nas na wózku. Już bardzo słabiutki, powiedział: – Nie zostawiam wam jakiegoś konkretnego planu, idźcie drogą, którą szliśmy dotychczas, wcielajcie myśl Bożą w życie. Potem z każdym biskupem żegnał się osobiście. Podszedłem, schyliłem się ze łzami w oczach, bo było to dla mnie rozstanie bardzo bolesne, a on powiedział: – Bolciu, KUL był zawsze moją wielką troską... Odpowiedziałem, że i moją będzie. KUL to rzeczywiście była dla niego wartość wyjątkowa.

– W jaki sposób bp Wyszyński przystępował do odnowy diecezji?

Reklama

– To było jego wielkie dzieło, dokonane w ciągu dwu lat. Dokonał wizytacji w 80 parafiach. Przyglądałem się tej pracy. Był bardzo dokładny i znakomicie rozumiał strukturę parafii. Później starał się nakreślić bardzo szczegółowy obraz parafii. Kiedy on to pisał? – myślę, że w nocy. Już jako ordynariusz wykorzystałem te własnoręcznie pisane przez bp. Wyszyńskiego protokoły i opracowałem książkę: „Stefan Wyszyński. Biskup Lubelski 1946-1949”.
Drugi mój akt wdzięczności to mniejsze opracowanie pt. „Maryjne drogi w życiu i działalności Prymasa Stefana Wyszyńskiego (1901-1981)”. Bo jego praca była w dużym stopniu pracą z Maryją, co nieraz mu zarzucano jako zbytni sentymentalizm czy pójście w ludowość. Ale on na to nie zważał i robił swoje. I to, że Polska wtedy przetrwała „czerwone morze”, to jest jego ogromna zasługa.
Jeśli chodzi o odbudowę – wtedy w narodzie była bieda, ale był wielki zapał wśród ludzi i wielka ich ofiarność. Polak Polakowi był bratem. Bieda też łączy. Kuchnia dla ubogich przy ul. Zielonej to jest jego dzieło, które działa do dzisiaj – w tamtym czasie korzystali z niej także nauczyciele i studenci. W tych warunkach bp Wyszyński tworzył Caritas – wspaniałą organizację, wtedy bardzo skuteczną, później zlikwidowaną przez władze, które obawiały się wpływu Kościoła przez pomoc ludziom. Ale to cały problem. Ileż by można mówić o duszpasterskich poczynaniach bp. Wyszyńskiego! Wszystko ożywił: III Zakon Franciszkański, Sodalicję Mariańską, Krucjatę Eucharystyczną, Różaniec – stworzył specjalną komisję maryjną ds. Różańca. Był synem organisty, więc organiści też się „obudzili”, były różne koncerty pieśni, działały chóry kościelne – wszystko odżyło. Odbywały się rejonowe różańcowe kongresy w Lublinie, w Krasnobrodzie – to wszystko pięknie się rozwijało. I on był duszą tego wszystkiego.
Oczywiście, w ciągu 2 lat i 8 miesięcy nie wszystko udało się zrobić. Kiedy zostałem jego następcą, w jakiejś mierze realizowałem jego dawne zamiary, kiedyś powiedział mi nawet prywatnie: „Robisz po cichu to, co ja zamierzałem”. Myślę, że miał wtedy na myśli koronację Matki Bożej w Wąwolnicy. Przygotowaliśmy potem koronację Matki Bożej w Janowie Lubelskim, w Chełmie, Matki Bożej Kazimierskiej – to wszystko jego posiew. Pewnie nie dorastałem do jego możliwości, ale odczytywałem jego plany i rozumiałem jego ducha. I na miarę możliwości staraliśmy się współpracować z łaską Bożą. Wybudowaliśmy 401 kościołów i kaplic, co na tamte czasy było wprost cudem. Mówiłem już o wielkim braku księży. Była zresztą specjalna ubecka komórka, która miała utrudniać młodym pójście do seminarium. Ale faktycznie Matka Boża była szefową od powołań. Pamiętam, że na początku na I rok zgłosiło się 39 kandydatów, a pod koniec było ich 74. Dzisiaj często całe seminarium liczy ok. 100 kleryków. To Matka Boża, to łaska Boża, my jesteśmy tylko narzędziami...
Kończąc te moje wspomnienia, muszę podkreślić, że bp Wyszyński, późniejszy prymas, to był wielkiej klasy duszpasterz i teolog, doskonale znający sytuację w naszym kraju i odznaczający się wielkim talentem duszpasterskim. Kapłan niesamowicie pracowity, bliski człowiekowi. Nadzwyczajny patriota, który powiedział: „Ojczyznę kocham bardziej niż własne serce, a jeżeli coś czynię dla Kościoła, to czynię to dla Ojczyzny”. I taka była prawda. Modlę się o jego beatyfikację. Modlę się także o to, bym dożył tej beatyfikacji, na którą on w pełni zasługuje, bo był to mąż Boży i bardzo ludzki.

– Stwierdzono już heroiczność cnót kard. Wyszyńskiego, czyli jest cud, a więc bardzo blisko do beatyfikacji. Ksiądz Arcybiskup z pewnością będzie jej świadkiem...

– Dałby Pan Bóg. Doczekaliśmy kanonizacji Jana Pawła II, a przecież z kard. Wyszyńskim stanowili wspaniały duet. Opatrzność Boża na czasy komuny dała nam dwóch wielkich świętych. Wszystko to łaska Boża! W każdej Mszy św. modlę się o beatyfikację kard. Stefana Wyszyńskiego. Mam tu, w pokoju, jego obraz, nabyłem go kiedyś na wystawie w katedrze. Patrzy na mnie, zamyślony. Pewnie modli się za nasz naród, bo zdajemy trudny egzamin. Obyśmy z Bożą pomocą zdali go jak najlepiej.

2014-05-27 15:51

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Problemy ze spowiedzią

Niedziela małopolska 12/2015, str. 5

[ TEMATY ]

wywiad

spowiedź

Paweł Matyjewicz

O. Piotr Hensel OCD

O. Piotr Hensel OCD

Nie zawsze doceniamy łaskę spowiedzi. Niekiedy ten sakrament miłosierdzia traktowany jest – paradoksalnie – jak „zło konieczne”. Dlatego w tym tygodniu rozmawiamy o kłopotach ze spowiedzią. Na nasze pytania odpowiada o. Piotr Hensel, podprzeor klasztoru karmelitów bosych na Glogera w Krakowie

AGNIESZKA KONIK-KORN: – Kiedy spowiedź jest nieważna?
CZYTAJ DALEJ

Święty Klemens Rzymski

Drodzy Bracia i Siostry!
CZYTAJ DALEJ

"Spotkanie Klecińskie" w muzycznym tonie

2024-11-23 19:31

ks. Łukasz Romańczuk

Ireneusz Kuś

Ireneusz Kuś

W kościele NMP Królowej Polski we Wrocławiu - Klecinie odbył się “Koncert miniatur organowych dla uczczenia św. Cecylii, patronki muzyki kościelnej”w wykonaniu organisty Ireneusza Kusia.

Koncert odbył się w ramach “Spotkań klecińskich” podczas których zaproszeni goście będą się dzielić swoim słowem oraz talentami. Listopadowe spotkanie miało charakter muzyczny i jego celem było uczczenie św. Cecylii. We wstępie do koncertu życiorys patronki muzyki kościelnej opowiedział ks. Jacek Tomaszewski, proboszcz klecińskiej parafii. Uczestnicy koncertu organowego mogli wysłuchać m.in. następujące utwory: Toccatę e-moll Johanna Pachelbela; “Ojcze nasz” w kompozycji Dietricha Buxtehudea; “Pastorale” Charlesa Weseleya. W drugiej części przygotowane zostały kompozycje: Johanna Sebastiana Bacha “Zmiłuj się Panie, mój Boże” oraz “Sinfonia”, a także “Dawny taniec angielski” Gordona Younga.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję