Reklama

Kościół nad Odrą i Bałtykiem

Bogu dziękuję za cud powrotu z Syberii

Niedziela szczecińsko-kamieńska 35/2014, str. 3, 5

[ TEMATY ]

historia

wspomnienia

BOGDAN NOWAK

91-letnia Wanda Rogaś wspomina syberyjskie zesłanie i Bogu dziękuje za cud powrotu z Syberii

91-letnia Wanda Rogaś wspomina
syberyjskie zesłanie i Bogu dziękuje za
cud powrotu z Syberii

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Byłem mile zaskoczony, gdy drzwi otworzyła mi uśmiechnięta pani Wanda Rogaś. Wnętrze zadbane, biblioteczka wypełniona literaturą religijno-patriotyczną. Gdy siadam do kawy podanej przez samotną sybiraczkę, dostojna szczecinianka podkreśla:

WANDA ROGAŚ: – Ja mam już 91 lat, urodziłam się w Tucholi na ziemi bydgoskiej w rodzinie rolniczo-patriotycznej. Jeszcze mam młodsze rodzeństwo: brata Witolda i nieżyjącą już siostrę Stanisławę. Dotknęła naszą rodzinę zsyłka na Syberię, z której dane nam było wszystkim wrócić do Polski, a to niewątpliwie zawdzięczamy naszej silnej wierze w Chrystusa i szczególnym modlitwom mojej babci Anny do Matki Bożej Kochawińskiej. Na koronacji tego cudownego Obrazu była obecna w roku 1912 moja babcia wraz z mamą, a widok takiego Oblicza Matki towarzyszy mi przez całe życie.

BOGDAN NOWAK: – Czy pamięta Pani moment wywózki na Syberię?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Ten sobotni, bardzo mroźny dzień 10 lutego 1940 r. będę pamiętać do końca swego życia. Spałam wtedy u swojej babci, która mieszkała w Stryju. Poszłam, jak zwykle, do gimnazjum na lekcje. Wtem do klasy wszedł dyrektor szkoły wraz z kilkoma mężczyznami. Jeden z nich był ze straży cywilnej z czerwoną opaską na rękawie i z karabinem zakończonym ostrym bagnetem. Przyszli po mnie. Kazali mi się szybko ubrać. Dyrektor poprosił uczniów, by ofiarowali mi swoje śniadania, gdyż wyjeżdżam bardzo daleko. Wszyscy solidarnie mi je oddali. Wychodząc na ulicę, strażnik ostrzegł mnie, wówczas 16-latkę, bym szła z głową pochyloną i na nikogo nie patrzyła. Tak zostałam doprowadzona na dworzec towarowy, gdzie już był podstawiony pociąg do przymusowej wywózki Polaków na Sybir. Moich rodziców i rodzeństwo zabrali Sowieci tego samego dnia o godz. 4. Musieli się spakować w ciągu pół godziny. Mama zemdlała, a tato nie miał sił się ubrać. Na miejsce zbiórki zesłańców przywozili na saniach górale ukraińscy. Tata musiał iść 5 km w śniegu obok sań, a laskę, którą musiał się podpierać, sowiecki żołdak wyrwał mu z ręki i wyrzucił. Było wielkie zamieszanie, krzyk i płacz dzieci. Wsadzili nas do bydlęcego wagonu, w którym było pełno ludzi: żołnierzy legionistów, policjantów, gajowych, leśników i Ukraińców.

– Zawieziono was na Ural...

– W końcu marca, po trzech przesiadkach na trasie, dotarliśmy do posiołka Wyżnyj Is. Stamtąd pieszo doszliśmy do górskiego posiołka Kamieniuszka. Zastaliśmy baraki zbudowane dla wrogów komunizmu, skąd już przeważnie nie wracali żywi. Mnie skierowano do najcięższej pracy w kopalni złota i platyny. Tato w lesie przygotowywał bale do wzmocnienia korytarzy w kopalni, natomiast mama z bratem musieli wyciąć i ułożyć drewno w lesie. Tata otrzymał ostrzeżenie: „Ty pan tu zostaniesz do grobowej deski”.

Reklama

– Skąd ta nagonka na Pani ojca?

– Tato, Ignacy Kuźniar, był wielkim patriotą i żołnierzem Legionów Polskich, dlatego znalazł się wraz z rodziną na sowieckiej liście przeznaczonych na zsyłkę na Sybir. W wojsku służył 10 lat. Najpierw został powołany do wojska austriackiego. Gdy wybuchała I wojna światowa, walczył na froncie włoskim. Po kilku latach przyjechał na urlop do rodzinnej Albigowej, ale już do wojska austriackiego nie powrócił, tylko ochotniczo wstąpił do Legionów Polskich i wyruszył na Kijów. W roku 1920 był z wojskiem w Grudziądzu i stamtąd szedł bronić Warszawy przed bolszewickim najazdem. Zdemobilizowany został w roku 1921. Ożenił się w Stryju z moją mamą Heleną. Z wykształcenia był rolnikiem. Niedaleko Stryja w roku 1926 kupił 10-hektarowe gospodarstwo.

– Co było najtrudniejsze na Syberii?

– Głód i nostalgia za Ojczyzną. W maju 1943 odebrano nam obywatelstwo polskie. Głód był straszliwy. Mama zamieniała ubrania na jedzenie i w ten sposób udało się przeżyć 9-miesięczną zimę. Zazdrościłam tym, co umarli. Wiosną można było nazbierać traw, które trzeba było kilka razy przegotować i jadło się taką zawiesinę. Ciągle mieliśmy nadzieję, że wrócimy do Polski, choć każdego dnia śmierć zaglądała nam w oczy. Od wiosny 1944 r. brakowało już wszystkiego, by zamienić na żywność. Zimę przetrwaliśmy dzięki temu, że mama obrączki ślubne zamieniła na16 kg mąki razowo-żytniej.

– Podobno była Pani nawet polonistką na tym bezludziu?

– We wrześniu 1944 r. załadowano nas do bydlęcych wagonów i pojechaliśmy na południe ZSRR. Wojska sowieckie odnosiły zwycięstwa nad armią niemiecką, tym samym zmniejszył się rygor w stosunku do nas. Po dwóch miesiącach podróży przyjechaliśmy na Ukrainę, do Chrestowska, ok. 40 km od Krymu. Zamieszkaliśmy w jednoizbowej chacie z glinianą podłogą i małym piecykiem. Bytowanie tutaj było lżejsze niż na Sybirze, gdyż klimat był ciepły. Związek Patriotów Polskich, którego moja mama była członkinią, rozpoczął działalność od oświaty. Postarał się, by polskie dzieci rozpoczęły naukę języka polskiego, a ja byłam jedną z nauczycielek.

– Stamtąd powróciliście do Polski?

– Musieliśmy pisać do władz sowieckich, aby zwrócili nam obywatelstwo polskie. Pierwszeństwo powrotu miały rodziny, których mężowie lub dzieci byli w wojsku. Z trudem naszą rodzinę dołączyli do transportu jadącego do Polski. Gdy nasz bydlęcy transport na początku marca 1946 r. zatrzymał się na dłuższy postój w Rzeszowie, poszłam z mamą do najbliższego kościoła, uklękłyśmy na jego progu i płakałyśmy ze wzruszenia.

– Czy od razu przywieziono Was do Szczecina?

– Najpierw dotarliśmy na Ziemie Zachodnie. We wsi Brzeźnica niedaleko Żagania rodzice otrzymali 10-hektarowe poniemieckie gospodarstwo wraz z koniem i krową. Zaczęliśmy nowe życie. Wkrótce udało się nam skontaktować listownie z rodziną mamy w Szczecinie. Przyjechał jej brat i zabrał mnie do tego portowego miasta, abym ukończyła szkołę średnią systemem wieczorowym. Do południa pracowałam w Państwowym Urzędzie Repatriacyjnym. Otrzymałam też niewielkie mieszkanie komunalne. Kilka lat później sprowadziłam do Szczecina rodziców, którzy bali się kolektywizacji gospodarstw rolnych. Przed opuszczeniem Brzeźnicy tato zaprowadził do wójta konia i oddał wszystko, niczego nie chciał od władzy ludowej.

– Z Pani twarzy emanuje autentyczna radość życia, pomimo doznania tylu cierpień Golgoty Wschodu...

– Nasza rodzina nie ma żalu do Ukraińców czy Żydów, którzy nas wysłali na Sybir, a nasze gospodarstwo zrównali z ziemią, by po nas nic nie pozostało. Nie wiadomo, co byłoby z nami, gdybyśmy tam zostali. Na pewno los nasz byłby podobny do Polaków, którzy pozostali między Ukraińcami. Do Rosjan też nie czujemy nienawiści, tam też są życzliwi ludzie, którzy nam pomagali. Wprawdzie jestem od ponad 30 lat wdową, to jednak kocham życie takie, jakie mi dał Stwórca. Jestem matką dwóch synów. Doczekałam się czterech wnuków. Mieszkam sama, ale pod nieustanną opieką Matki Najświętszej. Pamiętam o tych z mojej rodziny, którzy ubiegli mnie w drodze do wieczności, pielęgnując ich groby na szczecińskim cmentarzu. Wierzę, że tam na mnie czekają, bo przecież wszyscy idziemy do domu Ojca, jak mawiał św. Jan Paweł II.

2014-08-28 12:44

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Lubelski Lipiec

Niedziela lubelska 31/2018, str. II

[ TEMATY ]

historia

uroczystość

Ewa Kamińska

Uroczystości na terenie lokomotywowni

Uroczystości na terenie lokomotywowni

Eucharystia to dziękczynienie, dzisiejsza przede wszystkim za „Solidarność” i Lubelski Lipiec. 38 lat temu stąd ruszyła lawina – powiedział ks. prał. Tadeusz Pajurek, witając przybyłych na Mszę św. w rocznicę wydarzeń, które stały się impulsem dla zakładów w całej Polsce, a które doprowadziły do powstania NSZZ „Solidarność”. 15 lipca w katedrze lubelskiej zgromadzili się m.in. przedstawiciele władz państwowych i samorządowych oraz członkowie NSZZ „Solidarność” z pocztami sztandarowymi.

CZYTAJ DALEJ

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

Watykan: papież będzie przewodniczył procesji Bożego Ciała na tradycyjnej trasie

2024-05-04 12:54

[ TEMATY ]

Watykan

Grzegorz Gałązka

2 czerwca b.r. w niedzielą po uroczystości Bożego Ciała Ojciec Święty będzie o godzinie 17.00 przewodniczył Mszy św. w bazylice św. Jana na Lateranie, a następnie procesja przejdzie do bazyliki Santa Maria Maggiore, zaś Ojciec Święty udzieli tam błogosławieństwa eucharystycznego - poinformowało Biuro Papieskich Ceremonii Liturgicznych.

O ile wcześniej papieże przewodniczyli procesjom Bożego Ciała na placu św. Piotra, to Paweł VI przewodniczył im w poszczególnych parafiach Rzymu. Natomiast św. Jan Paweł II wprowadził zwyczaj ich odbywania w czwartek Bożego Ciała na trasie między bazylikami św. Jana na Lateranie i Matki Bożej Większej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję