W przypadku samobójstw statystyki policyjne są zaniżone. W rzeczywistości szacuje się, że liczby te mogą znacznie przekraczać dane oficjalne. W Polsce taki rodzaj śmierci często nie jest odnotowywany w kartach zgonu. Lekarze wpisują zatrucie lub wypadek. Rodziny nie chcą ujawniać prawdziwej przyczyny śmierci swego dziecka. Wynika to z poczucia winy i ostracyzmu społecznego.
Kim są młodzi desperaci?
Michał i Ania znali się od małego. Razem chodzili do przedszkola, do szkoły. Od dzieciństwa mówili, że zawsze będą razem. Rodziny były ze sobą zaprzyjaźnione. Ojcowie prowadzili wspólny interes. Potem w wyniku pewnych transakcji pokłócili się. Ta domowa wojna odbiła się boleśnie na Ani i Michale. Dzieci zostały przeniesione do innych szkół. Zabroniono im spotykania się po lekcjach. Młodzi cały czas lawirowali, aby być razem. Czarę goryczy przelała decyzja rodziców Michała. Postanowili przenieść się do innego miasta. Odpowiedzią na to była ucieczka dzieci z domu. Gdy je odnaleziono, zastosowano restrykcyjne kary. W akcie desperacji młodzi, w wieku 15 lat, rzucili się pod pociąg.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Rodzice 9-letniego Darka byli zajęci wyłącznie swoimi kłótniami. Ojciec zdradzał matkę i bił ją. W domu niemal codziennie dochodziło do drastycznych scen. Chłopiec błagał matkę, aby uciekli do babci, która mieszkała w sąsiednim mieście. Matka nie chciała o tym słyszeć. Któregoś dnia po lekcjach Darek poszedł do parku. Zostawił na ławce plecak, a w nim pożegnalny list i powiesił się na gałęzi drzewa.
Kasia chodziła do pierwszej klasy liceum. Była bardzo wrażliwą, inteligentną dziewczyną. Oczytana, pisała dojrzałe, piękne wiersze. Nauczycielka języka polskiego nie mogła znieść jej oryginalnego sposobu myślenia. Zaczęły się szykany na lekcjach, poniżanie, wyśmiewanie uczennicy. Koleżanki i koledzy dobrze bawili się na tych specyficznych szkolnych spektaklach. Kasia nie mogła tego wytrzymać. Zaplanowała samobójstwo. Od pewnego czasu gromadziła środki nasenne, które podkradała swojej matce i babci. Któregoś dnia pojechała do podmiejskiego lasku i otruła się. Zostawiła dramatyczny list, w którym pisała, że nie może dalej żyć w świecie pogardy, wykluczenia i podłości. Miała niecałe 16 lat.
Reklama
To tylko trzy tragedie obrazujące różnorodność zjawiska. Charakterystyczne, że wiek samobójców obniża się. Ten ostateczny krok podejmują często dzieci, które nie ukończyły 10 lat. Dr Maciej Pilecki, psychiatra dziecięcy, zwraca uwagę, że dzieci są pozbawione lęku przed własną śmiercią. Nie rozumieją jej ostateczności, nieodwołalności. Pojęcie śmierci rozwija się pod koniec 10., 11. roku życia, a nawet później. Może dlatego, że dzieci nie uświadamiają sobie nieodwracalności śmierci, łatwo odbierają sobie życie? Na początku 2014 r. głośna była śmierć 12-latki z woj. wielkopolskiego. Marysia była radosną dziewczynką, lubianą w szkole, kochaną w domu. Wróciła z urodzin u koleżanki, porozmawiała z mamą, poszła do swojego pokoju. Po pół godzinie brat wszedł do jej pokoju i zobaczył ją martwą.
Jaki jest portret młodocianego samobójcy? Najczęściej jest to 16-, 17-latek mający niskie poczucie wartości, osamotniony, niepotrafiący zmierzyć się z konfliktami rodzinnymi, nieszczęśliwą miłością. Nastolatek odczuwa brak sensu życia, wpływu na swoją sytuację. Nie widzi dla siebie przyszłości, a swój świat postrzega jedynie w czarnych barwach. Czuje się wyizolowany ze swego środowiska, rezygnuje z wytyczonych celów, nie stara się pokonać trudności i ratuje się ucieczką, wycofaniem. Kłopoty w szkole, w rodzinie, nieszczęśliwa miłość stają się dla młodego człowieka barierami nie do pokonania. Sprowadzają na niego wszechogarniający lęk. W końcu marzy jedynie, aby jak najszybciej uwolnić się od bólu istnienia. Nie radzi sobie z szybko zmieniającymi się stanami emocjonalnymi: z wściekłością, rozpaczą, poczuciem beznadziejności i winy. Jedyne wyjście z tej emocjonalnej pułapki widzi w ucieczce w śmierć.
Pomoc
Reklama
Dziecko ze swoimi problemami bywa przeważnie osamotnione. Rodzice, zabiegani wokół codziennych kłopotów, bagatelizują stany emocjonalne swoich dzieci. „Okres dojrzewania, burza hormonów. Przejdzie mu”. „Jakie on może mieć problemy? Zobaczy dopiero w dorosłym życiu, co to są kłopoty”. To najczęstsze słowa, które nastolatek słyszy w domu. Szkoła stoi poza problemami psychicznymi dzieci. Nikt z nauczycieli nie zauważy zmiany w zachowaniu jednego z uczniów. Prof. Agnieszka Gmitrowicz, szefowa Kliniki Psychiatrii Młodzieżowej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, uważa, że „dzieci słabsze są samotne, bo w swoich problemach nie znajdują wsparcia. Nie znajdują go w szkole, bo ta nie wie, jak postępować z uczniami w depresji. Nie potrafi jej rozpoznać. Przecież nie ma odgórnych wytycznych. Dziecko cierpi samo, w milczeniu”. A problemy psychiczne występują często, bo u co czwartego dziecka. Rodzice, jeśli w ogóle coś zauważą, wstydzą się takich problemów. Nawet przed sobą nie chcą się do tego przyznać. W Polsce nie ma terapii rodzin, nie ma systemu, który wspierałby dziecko w kryzysie. Można jedynie apelować o czujność rodziców. Powinni być spostrzegawczy, zauważać wszelkie zmiany w zachowaniu syna czy córki. Baczną uwagę trzeba zwrócić na społeczne wycofanie, izolację, poczucie smutku, beznadziejności, zagubienia, trudność w podejmowaniu decyzji, kłopoty z nauką, zaburzenia snu, odżywiania, używanie narkotyków, poczucie niepokoju, fobie, brak autorytetów. Zwłaszcza ten rozpowszechniony w dzisiejszych czasach relatywizm, zamazanie granicy między dobrem a złem, sprzyja rozpadowi psychiki. Młody człowiek nie ma się do kogo odwołać, jest zwykle zawieszony w pustce. Nastolatki, które kierują się w swoim życiu Dekalogiem, rzadko przejawiają działania suicydogenne. – Gdy umarła moja ukochana mama – mówi 15-letnia Basia – pierwszy odruch to była chęć ucieczki w śmierć. Potem zdałam sobie sprawę, że byłby to największy grzech, jak zawsze tłumaczyła mi mama. I w przyszłym życiu mogłabym się już z nią nie spotkać.
Co robić, gdy zauważy się zmiany w zachowaniu dziecka? Przede wszystkim nauczyć się go słuchać. Szczerze rozmawiać. Nie dawać zbawiennych rad i łatwych rozwiązań. Gdy widzisz, że nie dajesz sobie rady z problemem i słowa oraz działania dziecka przerastają cię, musisz mu o tym uczciwie powiedzieć. Naucz się dzielić z synem czy córką uczuciami. Zachowuj się empatycznie. Gdy twoje działania nie przynoszą rezultatu, szukaj pomocy u specjalisty psychologa czy psychiatry. Nigdy nie lekceważ słów dziecka. Ono wysyła do ciebie rozpaczliwe komunikaty. Jest mu źle, cierpi i prosi cię o pomoc. Gdy już dojdzie do próby samobójczej, nigdy nie można jej lekceważyć. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że dziecko zrobi to ponownie. Prof. Brunon Hołyst, zajmujący się suicydologią od prawie 40 lat, mówi: – Założyciel pierwszego telefonu zaufania pastor Chad Varah powiedział, że nie wolno lekceważyć żadnych prób samobójczych. Bo jest reguła, że za trzecim lub czwartym razem kończy się to śmiercią. Próby samobójcze są domeną dziewcząt (ok. 5 tys. rocznie). Chłopcy, aby się zabić, wybierają bardziej drastyczne i skuteczne metody.
Reklama
Dr Krzysztof Rosa, socjolog, suicydolog z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, zwraca uwagę na pewne podobieństwa rodzin, w których doszło do tragedii. – Są to zwykle rodziny zamknięte, ograniczające relacje ze światem zewnętrznym. A postawy rodzicielskie są tam skrajne. Dominuje nadopiekuńczość: dziecko trzyma się pod kloszem, drobiazgowo kontroluje, pozbawia prywatności i możliwości decydowania o sobie. Stawia mu się surowe wymagania, a poprzeczkę zawiesza wysoko. Towarzyszą temu emocjonalny dystans i chłód – mówi dr Rosa.
Drugi biegun to rodziny, które nie interesują się dzieckiem, nie mają z nim kontaktu, nie wiedzą nic o jego problemach. Z badań przeprowadzonych przez dr. Rosę wynika, że dzieci, które targnęły się na życie, pochodzą często z rodzin dotkniętych przemocą fizyczną i psychiczną, alkoholizmem, zdradą małżeńską i rozwodem, nieakceptacją nowego partnera matki czy ojca.
Samobójcze blogi
Od kilkunastu lat w Internecie istnieją różnorodne fora, na których młodzi łączą się w samobójczych zamiarach. „Szukam kogoś, kto razem ze mną odbierze sobie życie” – czytamy na jednym z nich. Z pozoru nic ich nie łączy, jedynie chęć śmierci. Na warszawskich Bielanach odnaleziono mężczyznę i dziewczynę. Powiesili się na słupie energetycznym. Przy niej znaleziono dokładne wyliczenia wysokości, z której trzeba skoczyć, aby pętla zacisnęła się skutecznie. Miała 15 lat. Była uczennicą gimnazjum, autorką bloga o śmierci. Odwiedzała często satanistyczne strony w Internecie. On – 36-latek, rencista. Były narkoman, chory na AIDS. Poznali się w Internecie i umówili na wspólną śmierć. Zetknęli się na portalu Zabij.pl, który policja zamknęła po ich samobójstwie.
Reklama
Takich wypadków jest więcej. Łatwiej umiera się we dwójkę lub w większym gronie. Na forach zawiera się pakty samobójcze. Przewodzi im lider, ktoś najbardziej zdeterminowany. Młodzi nakręcają się w swoich emocjach, wywierają presję jeden na drugiego. Tych niezdecydowanych popycha się do autoagresji. Tak jest na całym świecie. Trzy niemieckie nastolatki zamknęły się w namiocie i zagazowały grillem na śmierć. W Szwecji dwoje nastolatków skoczyło razem do wody. W Japonii kilka lat temu internetowe pakty stały się plagą.
Tragedia rodziców
Śmierć dziecka to zawsze dla rodziców dramat, ale samobójstwo, zwłaszcza dla osób wierzących, staje się niewyobrażalną tragedią. Niestety, nie ma u nas danych dotyczących życia rodzin po stracie samobójczej dziecka. Szacuje się jedynie, że 75-90 proc. takich rodziców ma poważne problemy w małżeństwie, a 50-75 proc. związków rozpada się.
– Byłam chyba złą matką – mówi mama 16-letniego Bogdana, który odebrał sobie życie. – Nie potrafiłam pomóc swemu dziecku. Bagatelizowałam jego przygnębienie, wewnętrzną izolację. Myślałam, że to okres dojrzewania, że samo przejdzie. Bogdan był bardzo zdolny. Miał wybitny talent matematyczny. Interesował się filozofią. Jesteśmy rodziną wierzącą. Zaniepokoiłam się, że syn przechodził załamanie wiary. Modliłam się za niego. Niezbadane są jednak wyroki Boskie. Modlę się do Jezusa o miłosierdzie dla niego. Choć od tego tragicznego dnia minęło 5 lat, nie potrafię dalej żyć.
To poczucie winy, że można było do tego nie dopuścić, że było się złym rodzicem, pogrążonym jedynie w swoich problemach, towarzyszy osieroconym rodzicom przez wiele lat, a bywa, że do końca życia. Według psychologa Małgorzaty Witkowskiej, tylko niektórym samobójstwom można było zapobiec. Zwłaszcza samobójstw spowodowanych depresją rodzice nie byli w stanie sami udaremnić. Bez względu na to, jak by się zachowywali, do tragedii i tak by doszło. Bardzo trudno jest odczytać sygnały, które wysyła zdesperowany nastolatek. Stają się one czytelne dopiero po tragedii.
Rodzice, którzy stracili dziecko przez jego samobójczą śmierć, są osamotnieni w swoim bólu. Znajomi i przyjaciele instynktownie unikają z nimi kontaktu – w obliczu takiego cierpienia nie wiedzą, jak mają z nimi rozmawiać, jak się zachowywać. Często nawet drogi współmałżonków rozchodzą się. – Ból jest tak ogromny – mówi Małgorzata Witkowska – że człowiek przestaje zwracać uwagę na ból współmałżonka, skazując w ten sposób i jego, i siebie na osamotnienie. Partnerzy oddalają się od siebie, przestają ze sobą rozmawiać, tracą szansę na bliskość i porozumienie.