Reklama

Niedziela Łódzka

Wszystko ma sens – szukajmy go razem

Z ks. Juliuszem Lasoniem – diecezjalnym duszpasterzem służby zdrowia, kapelanem Szpitala im. M. Kopernika w Łodzi, kapelanem domu pomocy społecznej i hospicjum – rozmawia Anna Skopińska

Niedziela łódzka 7/2016, str. 6-7

[ TEMATY ]

wywiad

Archiwum Szpitala Bonifratrów w Łodzi

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

ANNA SKOPIŃSKA: – Kapelan szpitalny diecezjalnym duszpasterzem służby zdrowia. Czy przez to jest łatwiej, bo zna Ksiądz problemy tych ludzi, bo ciągle jest w ich środowisku?

KS. JULIUSZ LASOŃ: – Choć trochę znam tych ludzi. Moi rodzice byli lekarzami i wychowałem się w tym środowisku. Sam otarłem się o aptekę. Dzięki temu faktycznie jest łatwiej.

– Czyli kapelanem został Ksiądz z pełną premedytacją?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Tak. Co prawda w szpitalu, w którym nie chciałem posługiwać, gdyż tu zmarł mój tata. Musiałem co dwa, trzy dni chodzić do sali, gdzie umierał. Po roku, w tej placówce, na tym samym piętrze, po przeciwnej stronie tamtej sali, uratowano moją mamę.

– Jak to jest pracować wśród chorych? To jest przecież obciążenie, jakiś bagaż bierze się na siebie...

– Każdy chory jest inny. Lekarz musi sobie wypracować zdrowy dystans, bo ma swoją rodzinę, swoje życie. Ja nie muszę mieć dystansu, nawet nie mogę go mieć. I stąd duże obciążenie. To choćby zmiany w psychice, które podpowiadają, że gdy coś cię zaboli, to przecież z podobnym bólem zetknąłeś się wczoraj u człowieka, który umierał. Ale tak musi być i na to trzeba się zgodzić.

– Czyli przekuwa to Ksiądz na codzienność i idzie dalej?

Reklama

– Jakby się tym żyło, człowiek po dwóch dniach zrezygnowałby ze szpitala.

– Ksiądz tam, w tym szpitalu, praktycznie mieszka...

– To praca 24 godziny na dobę. Najważniejszy jest kontakt z kapelanem. Ludzie muszą go mieć, na sto procent. Muszą go przede wszystkim widzieć. I nigdy nie można powiedzieć im: „jutro”. Bo nigdy nie wiadomo, czy ono będzie...

– To Ksiądz mówi, że musi być kontakt z kapelanem, ale czy pacjenci, chorzy też tak mówią? Że kapelan jest potrzebny w szpitalu?

– Gdyby nie był, nie miałbym tylu wezwań. Dzień i noc. Gdyby podczas Mszy świętych, szczególnie niedzielnej, nie było pełnej szpitalnej kaplicy, tak że się ludzie w niej nie mieszczą, to nie byłby potrzebny.

– A co z kapelanami, którzy zostawiają na korytarzach przypięte na ścianie karteczki – kontakt do siebie, do kancelarii parafialnej, i to już za całe ich bycie w szpitalu wystarczy?

– To jest trudna sytuacja. Jestem jedynym kapelanem – księdzem diecezjalnym, w szpitalu. Pozostali to księża z parafii. Oni muszą wiele spraw i zajęć połączyć.

– Więc rozgrzeszamy?

Reklama

– Nie, wcale nie rozgrzeszamy. Odpowiedź nie jest taka prosta. To cały sposób bycia w szpitalu. Większość księży jest w nim o godz. 6.45 – 7. Wtedy w szpitalach robione są toalety, podawane leki. A z drugiej strony, kiedy oni mają tam być, jak potem przychodzą obowiązki w parafiach: katechezy, pogrzeby.

– Nowy duszpasterz służby zdrowia będzie chciał to zmienić?

– Jestem w trakcie przygotowywania i opracowania broszury „Duszpasterstwo służby zdrowia w archidiecezji łódzkiej”. To ankiety z parafii – jakie są tam potrzeby, jaka pomoc chorym. Czy na terenie znajdują się domy pomocy społecznej, jakieś ZOL-e. Kontakt z nimi i kto się nimi opiekuje, w jaki sposób. Wtedy będziemy mieć ogląd sytuacji. Chcemy też przygotować tzw. status kapelana szpitalnego w archidiecezji łódzkiej.

– Do tej pory to duszpasterstwo było takim trochę zamkniętym kręgiem – nie wiem, czy to Ksiądz widzi? Emerytowani pracownicy, starsi ludzie. Nie było tu faktycznych pracowników służby zdrowia.

– Po to jestem, by to zmienić. Główny problem to dotarcie do ludzi. Tych, których mamy, i tych, których chcielibyśmy mieć. Nasze duszpasterstwo zostało już poszerzone – to nie tylko służba zdrowia, ale też pracownicy pomocy społecznej. I chcemy też włączyć w nie stowarzyszenia pacjentów, bo przecież służba zdrowia bez chorych nie istnieje.

– Jak odwiedzać chorych w szpitalu?

Reklama

– Są dwa sposoby odwiedzania chorych. Pierwszy to wejście i wyjście o 6 rano do sal i zapytanie się, czy jestem potrzebny, drugi – to rozmowa. Przez pierwsze dwa, trzy lata mojej pracy było to wejście i wyjście. Teraz to jest ciągła rozmowa. Lepiej wejść w dialog i przejść połowę szpitala, ale mieć kontakt z tymi ludźmi. Jest też pytanie: do kogo tam jestem posłany? Do chorych czy do personelu? A może do obojga? To wymaga ogromnej ilości czasu. Wyłączony telefon i człowiek do dyspozycji.

– To poświęcenie, ale coś przecież to szpitalne duszpasterstwo daje?

– Uczy niesamowitej mądrości. Uczy tego, że dziś jest dziś, a jutra nie ma. Nigdy nie wiadomo, co będzie za godzinę. Uczy też tego, że ksiądz jest od służenia, a nie od bycia. Że cały czas musisz być dla tych ludzi – uśmiechnięty, serdeczny. Teraz trudno jest dotrzeć do człowieka. A w szpitalu jest taka szansa. I ja ją mam. Mam szansę opowiedzieć mu najpiękniejszą historię na świecie. Nie przez telewizję, tylko osobiście. Historię Pana Jezusa, miłości.

– A gdy ktoś nie chce słuchać tej historii?

– Na siłę nie można nawracać. Jeśli jedna osoba chce słuchać, to staram się mówić na tyle głośno, by i inne usłyszały. I walczyć ze stereotypami, np. z takim, że jak ksiądz przychodzi, to trzeba umierać.

– A to przecież nie tak...

– To sakrament chorych. On może być w pewnym momencie ostatnim. Sam go przyjmuję co roku. To jest oddanie Bogu tego, co mnie przerasta, mojej choroby, tego, co za trudne, tego, co absolutnie ponad mną, na co nie mam za wielkiego wpływu. Czasami oddanie lęku, bo w nim nie ma miłości. Kto to wszystko zechce, jeśli nie Bóg?

– Ksiądz tak to oddaje, a nie ma w nim jakiejś złości, bo np. ktoś młody umiera, bo ktoś bardzo cierpi, nie ma w Księdzu takiego buntu?

Reklama

– Nie. Zrozumiałem dopiero w szpitalu sens i prawdziwość słów: „Boże, choć Cię nie pojmuję, jednak nad wszystko miłuję...”. Czy ja muszę rozumieć? Nie jestem od rozumienia. Jest też historia młodego chłopaka, który miał 9 lat, gdy umarła mu mama, 18 – gdy zmarł brat, i potem tata. Jakby się zbuntował, to byłby kim? Profesorem polonistyki, może świetnym aktorem, ale czy byłby człowiekiem, który przemienia świat?

– Ale była też wielka wiara Karola Wojtyły, dziś świętego Jana Pawła II...

– Bóg jest większy od nas. On wie lepiej, co robi. A szpital Kopernika w sposób szczególny tego uczy. Jest naprzeciwko parku „Wenecja”, miejsca powołania św. Faustyny.

– Mówi o tym Ksiądz swoim chorym?

– Tak. Przed każdą Mszą św. staramy się odmówić Koronkę do Miłosierdzia Bożego. To genialna modlitwa na ból i poranienie serca. Sprawdziłem to przy mojej mamie, gdy umierała. Wszystko da się wyłączyć w człowieku, oprócz serca. Dlatego trzeba w rozmowę z danym człowiekiem zaangażować się na sto procent.

– Zawsze to się Księdzu udaje?

– Nie. Jest więcej, po ludzku rozumianych, porażek niż sukcesów. To też jest problem czasu. Ale nie tylko dla chorych, ale też czasu, by się samemu przygotować do tego, co się dzieje. Żeby się pomodlić. Bez modlitwy ja bym do szpitala nie wszedł.

– Nie wchodzi Ksiądz bez modlitwy, a czy dotykanie tych chorych, umierających nie jest właśnie tą modlitwą?

– Musi być wszystko – i modlitwa, i uśmiech, i rozmowa.

– Tak po prostu – bycie z tym człowiekiem.

Reklama

– Nie wolno się bać kontaktu fizycznego. Zdarzają się sytuacje, gdy ciało jest zniszczone, z ranami, z wyciekającą krwią, ale na to nie można zwracać uwagi – trzeba być.

– Dla tego bycia może szczególnie potrzebni są nam – świeckim, chorym, kapelani?

– To, czy w parafii będzie grupa oazowa, odnowy, tego nigdy nie wiadomo. Najczęściej są ministranci. Na pewno chorzy zawsze będą. Wchodząc do chorego, np. po chemii, kapłan powinienem mieć minimum wiadomości, ile tych chemii może być, co ile są. Żeby ten człowiek wiedział, że mówi z kimś, kto wie, o co chodzi, zrozumie go i da mu wsparcie. Powinien też wiedzieć, jakie są konsekwencje niektórych chorób. Wtedy można nawiązać kontakt. Jeśli będzie brakowało podstawowej wiedzy, to tego kontaktu nigdy nie będzie.

– Ale wie Ksiądz, że my uciekamy od tych trudnych tematów, spraw, bólu...

– Dlatego proponuję, by młodzież drugiej, trzeciej klasy licealnej zaprowadzić na onkologię. Po to, by zobaczyli, że tam też jest życie. Prowadzone są wielkie rozmowy na temat edukacji seksualnej w szkole, a tak ważne sprawy się pomija.

– Chorzy czują to życie? A ich pytania: „dlaczego”? Co Ksiądz im mówi?

– Odpowiadam: nie wiem. Poza tym nie ma jednej odpowiedzi. To zależy od historii życia danej osoby, od stopnia zaufania Bogu, od relacji z Nim. Ale chcę im powiedzieć, właśnie opowiadając historię naszego papieża, że wszystko ma swój sens. Szukajmy go razem.

2016-02-11 10:08

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Jesteśmy gotowi do reformy

Z Anną Zalewską – minister edukacji narodowej – rozmawia Mateusz Wyrwich

MATEUSZ WYRWICH: – Przeciwnicy reformy, szczególnie ci skupieni w Związku Nauczycielstwa Polskiego, mówią, że nie jest ona potrzebna, ponieważ dotychczasowy system edukacji się sprawdził.
CZYTAJ DALEJ

O. Tomasz Maniura OMI zakończy posługę w Oblackim Centrum Młodzieży NINIWA

2025-04-30 15:28

[ TEMATY ]

Kokotek

Festiwal Życia w Kokotku

Magdalena Lewandowska/Niedziela

O. Tomasz Maniura opowiadał o festiwalu Życia

O. Tomasz Maniura opowiadał o festiwalu Życia

„Wszystko ma swój czas” - napisał o. Tomasz Maniura OMI, ogłaszając zakończenie swojej siedemnastoletniej posługi w Oblackim Centrum Młodzieży NINIWA w Kokotku oraz Duszpasterza Młodzieży Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. O swojej decyzji zakonnik poinformował dziś za pośrednictwem mediów społecznościowych.

Jak podkreślił w opublikowanym wpisie, czas jego zaangażowania w dzieło NINIWY i Festiwalu Życia był „piękny i intensywny”, ale nadszedł moment, by „złapać dystans i bardziej zająć się sobą i swoim życiem duchowym”.
CZYTAJ DALEJ

Kard Sandri: Nie ma wzrostu bez korzeni i nie ma rozkwitu bez nowych pędów

2025-04-30 21:29

[ TEMATY ]

kardynał

konklawe

Vatican News

kard. Sandri

kard. Sandri

"Nie ma przyszłości bez spotkania starych i młodych; nie ma wzrostu bez korzeni i nie ma rozkwitu bez nowych pędów. Nigdy proroctwo bez pamięci, nigdy pamięć bez proroctwa; i zawsze będzie konieczne spotkanie" - w jakiś sposób papież Franciszek pozostawia to słowo także Kolegium Kardynalskiemu, złożonemu z ludzi młodych i starszych - mówił kardynał Leonarda Sandri w homilii podczas piątej Mszy św. za duszę Papieża Franciszka w ramach Novendiali.

Kardynałowie przybyli do Rzymu na kongregacje generalne przed konklawe uczestniczyli w piątej Mszy św. w ramach Novendiali, czyli dziewięciu Msz św. odprawianych za zmarłego Papieża Franciszka. Podczas piątej Mszy św. Novendiali, kard. Leonardo Sandri mówił w homilii, że jak Apostołowie w Wieczeniku czekali na zesłanie Ducha Świętego, tak obecnie Kościół oczekuje na nowe natchnienie Ducha Świętego w czasie, kiedy będzie się dokonywać wybór nowego papieża.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję