Reklama

Polska

Serce zostawiłem w Zambii i w Polsce

Ks. Marceli Prawica to jeden z najsłynniejszych polskich misjonarzy. Od 45 lat mówi o Bogu i pomaga ludziom w buszu w Zambii. Mieszka w Chingombe, niewielkiej miejscowości, w której znajduje się katolicka misja założona przez jezuitów w 1914 r. Żeby do niej dotrzeć z najbliższego miasta, trzeba przejechać 220 km po stromych zboczach górskich.
Z ks. Marcelim Prawicą – misjonarzem w Zambii – rozmawia dziennikarz TVP Krzysztof Tadej

Niedziela Ogólnopolska 4/2017, str. 20-23

[ TEMATY ]

wywiad

Krzysztof Tadej

Ks. Marceli Prawica

Ks. Marceli Prawica

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KRZYSZTOF TADEJ: – Czego mogą nas nauczyć mieszkańcy Afryki?

KS. MARCELI PRAWICA: – Kultury, grzeczności i ludzkiego podejścia do człowieka. Przyjechałem na cztery miesiące do Polski i zobaczyłem, jak ludzie są zajęci, zagonieni, nie mają czasu. I odnoszą się do siebie z niechęcią. To niespotykane w Afryce. Tam wszyscy się uśmiechają i dzielą się tym, co mają. A mają niewiele. Pamiętam, jak rozdawałem cukierki dzieciom na misji. Gdy skończyłem, to po jakimś czasie przyszło jeszcze czterech chłopców. Znalazłem, niestety, tylko jednego cukierka i nie wiedziałem, co zrobić. Dam jednemu, to trzech pozostałych będzie smutnych – myślałem. Ale w końcu dałem jednemu z nich. Ten chłopczyk wziął kamień, potłukł cukierka i rozdał kolegom po kawałeczku. Albo inna sytuacja. Jadę do naszej stacji misyjnej. Odprawiam Mszę św. W jej trakcie ludzie przynoszą dary. Podchodzi kobieta z czwórką dzieci i przekazuje mi pół dyni. Po chwili mówi: „Ojcze, przepraszam, że tylko pół, ale od dwóch dni nic nie jedliśmy. I połowę zjedliśmy wczoraj z dziećmi”. Ta kobieta była wdową, nie miała nic, i te pół dyni to był skarb, którym chciała się podzielić.

– Kiedy 4 lutego 1972 r. przyjechał Ksiądz do Zambii, zobaczył straszną biedę. Czy sytuacja się zmieniła i teraz jest trochę lepiej?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Nic się nie zmieniło. Jest grupka ludzi, 2-3 proc., którzy są niezwykle, nieprzyzwoicie bogaci. Dorobili się na korupcji, może niektórzy na jakimś biznesie. Niewiele osób tworzy klasę średnią – handlarze, farmerzy. A reszta żyje w skrajnej biedzie. Głodują. Mają mniej niż dolara dziennie na przeżycie; np. u nas, w Chingombe, w czasie Bożego Narodzenia nikt z mieszkańców nie miał nawet jednej kromki chleba! Wiesz, co jest najgorsze na misji?

– Samotność?

– Nie, bezradność. Przychodzi matka z dziećmi i mówi: „Nie jedliśmy nic od kilku dni”. A ja jestem bezsilny, bo już wszystko rozdałem. Wcześniej przyszli ludzie słaniający się z głodu i dałem im to, co mieliśmy.

– Chingombe to duża parafia?

– Kiedyś była ogromna. Mieliśmy ponad 50 stacji misyjnych rozrzuconych na wielkim obszarze. Do najbardziej odległej było 350 km. Teraz jest nieco lepiej, ten teren został podzielony na cztery parafie.

– Stacja misyjna, czyli...

– Mała wspólnota. Kilka domów, kaplica. W większych skupiskach organizacje katolickie, chór.

– Do niektórych stacji docierał Ksiądz na piechotę.

– Nadal nie można tam dojechać, bo nie ma dróg. Idzie się przez górskie doliny. Często po 180 km. Bierzesz walizkę z naczyniami i szatami liturgicznymi, leki dla ludzi, trochę żywności, wodę – i ruszasz w drogę.

– Czy możliwe jest utrzymanie misji bez pomocy z zewnątrz?

Reklama

– Nierealne. Funkcjonujemy dzięki pomocy dobrych ludzi, organizacji charytatywnych, Kościoła. Największe wydatki to benzyna i części do samochodu. A samochód jest tutaj niezbędny. Najgorzej jest, gdy jadę np. z ciężko chorymi do Kabwe, miasta oddalonego o 220 km. Po drodze łapię gumę, a nie mam pieniędzy, żeby kupić nową. Tak było ostatnio.

– I co wtedy?

– Modliłem się do św. Judy Tadeusza. Jakoś dojechaliśmy. Poszedłem odebrać pocztę. A tam ktoś przesłał przekaz z pieniędzmi na misje. Wystarczyło na oponę.

– Czy w Zambii jest niebezpiecznie?

– No, nie przesadzajmy. Tylko raz o mało mnie nie zastrzelili. Bandycki napad. Jechałem z Kabwe z wolontariuszką z Ameryki i jej koleżanką. Chciały zobaczyć misje. Był też z nami nasz parafianin. W pewnym momencie zobaczyliśmy na drodze rozsypane kamienie. Nie mogliśmy przejechać. Padł strzał z kałasznikowa, przebił drzwi samochodu tuż obok mnie. Gdyby pocisk przeleciał 5 cm wyżej, tobyśmy dzisiaj nie rozmawiali. Napastników było trzech. Kazali nam wyjść z samochodu, zabrali pieniądze i odjechali. Później zostali złapani.

– Kiedyś Ksiądz miał też przygodę z krokodylem...

Reklama

– Zarzucaliśmy sieci na ryby na brzegu zamulonej rzeki. Kilka razy, ale bez powodzenia. Zobaczyłem jakiś kamień i powiedziałem, że może z tego miejsca będzie lepiej. Stanąłem i poczułem łuski. Ale krokodyl był chyba zmęczony i zestresowany, bo zanim zareagował, zdążyłem uciec.
Przypomina mi to inną sytuację. Przepływaliśmy z moim parafianinem przez wezbraną rzekę. Tam mogły być krokodyle. W którymś momencie nie dało się płynąć i trzeba było kawałek pokonać pieszo. Mówię: Idę pierwszy. A on się nie zgadza. Pytam, dlaczego. Odpowiada: „Ja idę pierwszy. Jak mnie krokodyl złapie, to trudno, ale gdyby złapał ciebie, to kto nam później odprawi Mszę św.?”.

– Czy w ciągu 45 lat na misjach zdarzyło się, że miał Ksiądz wszystkiego dość i chciał wyjechać?

– Kilka razy. Ale tylko tak sobie mówiłem, wiedząc, że przecież nie wyjadę. Jak mam trudne chwile, to idę do ludzi. Widzę, jak chcą słuchać o Bogu. Wiem, że jestem im potrzebny.

– Niedawno zachęcał Ksiądz do wyjazdu na misje kleryków w radomskim seminarium. I mówił: „Nie marnujcie ani jednego dnia. Musicie być dobrze przygotowani”.

– Na misjach wszystko się przydaje. Trzeba trochę znać się na budownictwie, żeby ci się chata nie rozpadła. Naucz się gotować, żebyś nie umarł z głodu. I strzelać, żebyś przeżył. Dobrze jest się też znać na samochodach, bo jak się zepsuje, to najbliższy warsztat będzie 300 km dalej. Oczywiście, musisz wiedzieć, jak się robi zastrzyki, bo wtedy uratujesz wiele osób. Taka jest rzeczywistość. Ale to, rzecz jasna, nie jest najważniejsze.

– A co jest?

Reklama

– Na misje jedzie się po to, aby głosić Ewangelię. To jest istota tego, co robimy. Odprawianie Mszy św., sprawowanie sakramentów, katechizowanie – to najważniejsze zadania misjonarza. Nie można misji sprowadzać tylko do organizowania pomocy. Nie należy też iść do ludzi, jeżeli nie żyje się tym, co się głosi. W myśl zasady, że nie można dać tego, czego się nie posiada. Misjonarz ma więc skupić się na sprawach duchowych w kontaktach z ludźmi, a nie zachowywać się wobec nich jak urzędnik, biznesmen czy polityk.

– Mówił też Ksiądz, że nie można być „letnim” kapłanem. Co miał Ksiądz na myśli?

– Trzeba być zdecydowanym, radykalnym. Trzeba iść na całego albo w ogóle nie iść. Trzeba wiedzieć, po co jest się księdzem. Nie dla kariery, zaszczytów i tego, żeby ludzie mówili: ekscelencjo czy: eminencjo. To Bóg jest najważniejszy, a nie ja. Mam czynić Jego wolę i być sługą dla ludzi. Dlatego codziennie na misjach proszę Ducha Świętego: „Panie Boże, daj mi siłę, aby powiedzieć to, co Ty chcesz powiedzieć w tym momencie ludziom”. Dzisiaj w Polsce mówię do kleryków: „Jeśli masz inne cele, to odejdź! Nie jedz w seminarium chleba za pieniądze ciężko zarobione przez innych ludzi”.
Poza tym myślę, że każdy ksiądz powinien choć raz być głodny, spragniony i powinno go coś boleć.

– Dlaczego?

– Bo tylko wtedy zrozumie drugiego człowieka. Nie z rozmyślań, książek, ale z doświadczenia. Ostatnio odwiedzałem kapłanów, a oni się skarżą, że coś ich boli. Jednego głowa, drugiego serce, innemu strzyka w kolanie. – Dziękuj Bogu! – mówię. – Jednocześnie ratuj się, bo od tego masz rozum. Ale dziękuj za łaskę, że poznajesz to, co czują inni ludzie. Wtedy zrozumiesz ich troski i problemy.

Reklama

– Niedawno na zakończenie jednego z kazań podczas pobytu w Polsce powiedział Ksiądz: „Wracam do Zambii, aby tam umrzeć!”.

– Trzeba być realistą. Mam już 78 lat. Z trudem chodzę i oddycham. Po problemach z sercem wszczepiono mi by-passy. Ponad 100 razy chorowałem na malarię, co też odbija się na zdrowiu. Czuję, że droga mojego życia na ziemi się kończy.
Wracam do Zambii, bo czuję się tam wśród swoich. To moja druga ojczyzna. Nie z urodzenia, ale z wyboru. Nie chcę używać zbyt górnolotnych słów, ale prawdą jest, że kości misjonarzy są fundamentem Kościoła misyjnego.
Poza tym pogrzeb w Zambii będzie tańszy! Nie trzeba organizować przyjęcia, a nieboszczyków chowa się bez trumny!

– Poczucie humoru pomaga podczas pracy misyjnej?

– Bez tego nie dałoby się przetrwać. Optymizm, uśmiech, radość – to podstawa. Mistrzem żartów był mój przyjaciel kard. Adam Kozłowiecki. Przez 13 lat razem pracowaliśmy w Chingombe.

– Legendarny kapłan, który w czasie II wojny światowej był więziony przez Niemców w Krakowie, w Wiśniczu, a później w obozach koncentracyjnych w Auschwitz i Dachau.

– Tam ocierał się o śmierć. Ale jak ktoś go pytał o ten dramatyczny okres życia, to odpowiadał: „Hitler bardzo się mnie bał i zamknął mnie do obozu!”, a innym razem: „Tak. Byłem w Dachau. Tam spędzałem wakacje na koszt Hitlera!”.

– Skuteczna ewangelizacja zależy od uśmiechu?

Reklama

– To ważne, tak jak ręka wyciągnięta do człowieka, którego nie znasz. Z szacunkiem i poszanowaniem jego kultury. Często denerwuje mnie, jak słyszę z jakąś pogardą: „Afryka to Trzeci Świat”. Potem wracam do seminaryjnego pokoju i widzę w telewizji w Polsce programy z wróżkami, wróżbitami. Przecieram oczy ze zdumienia. 1000 lat chrześcijaństwa w Polsce i programy z wróżkami, do których dzwonią ludzie po poradę?! To gdzie jest ten „Trzeci świat”? Tu czy tam?

– Tęskni Ksiądz za Polską?

– Jestem Polakiem. Kocham Polskę, ale i Afrykę. Kontynent, któremu wyrządzono kiedyś ogromną krzywdę – wywieziono 20 mln niewolników. I w tym, niestety, brały udział państwa chrześcijańskie. Tej krzywdy nie da się wynagrodzić.
Serce zostawiłem w dwóch krajach. Gdy jestem tam, myślę o Polsce, a tutaj – o Zambii. I przypominam sobie, jak żegnało mnie przed wyjazdem wielu ludzi: mieli łzy w oczach. Jak mógłbym do nich nie wrócić?

2017-01-18 10:25

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bazylika św. Piotra – najważniejszy kościół stacyjny świata

Niedziela Ogólnopolska 9/2020, str. 23

[ TEMATY ]

wywiad

Watykan

Bazylika

Rzym

św. Piotr

MONIKA KSIĄŻEK

Wśród kościołów stacyjnych Rzymu jest najbardziej znana świątynia miasta – Bazylika św. Piotra. O tym, jak celebruje się statio w bazylice watykańskiej, opowiada bp Vittorio Lanzani, delegat administracji bazyliki.

Włodzimierz Rędzioch: Kiedy przypada statio u św. Piotra?
CZYTAJ DALEJ

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus - "Moim powołaniem jest miłość"

Niedziela łódzka 22/2003

[ TEMATY ]

św. Teresa z Lisieux

Adobe Stock

Św. Teresa z Lisieux

Św. Teresa z Lisieux

O św. Teresie od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, karmelitance z Lisieux we Francji, powstały już opasłe tomy rozpraw teologicznych. W tym skromnym artykule pragnę zachęcić czytelników do przyjaźni z tą wielką świętą końca XIX w., która także dziś może stać się dla wielu ludzi przewodniczką na krętych drogach życia. Może także pomóc w zweryfikowaniu własnego stosunku do Pana Boga, relacji z Nim, Jego obrazu, który nosimy w sobie.

Życie św. Teresy daje się streścić w jednym słowie: miłość. Miłość była jej głównym posłannictwem, treścią i celem jej życia. Według św. Teresy, najważniejsze to wiedzieć, że jest się kochanym, i kochać. Prawda to, jak może się wydawać, banalna, ale aby dojść do takiego wniosku, trzeba w pełni zaakceptować siebie. Św. Teresie wcale nie było łatwo tego dokonać. Miała niesforny charakter. Była bardzo uparta, przewrażliwiona na swoim punkcie i spragniona uznania, łatwo ulegała emocjom. Wiedziała jednak, że tylko Bóg może dokonać w niej uzdrowienia, bo tylko On kocha miłością bez warunków. Dlatego zaufała Mu i pozwoliła się prowadzić, a to zaowocowało wyzwoleniem się od wszelkich trosk o samą siebie i uwierzeniem, że jest kochana taką, jaka jest. Miłość to dla św. Teresy "mała droga", jak zwykło się nazywać jej duchowy system przekonań, "droga zaufania małego dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach Ojca". Św. Teresa ufała bowiem w miłość Boga i zdała się całkowicie na Niego. Chciała się stawać "mała" i wiedziała, że Bogu to się podoba, że On kocha jej słabości. Ona wskazała, na przekór panującemu długo i obecnemu często i dziś przekonaniu, że świętość nie jest dostępna jedynie dla wybranych, dla tych, którzy dokonują heroicznych czynów, ale jest w zasięgu wszystkich, nawet najmniejszych dusz kochających Boga i pragnących spełniać Jego wolę. Św. Teresa była przekonana, że to miłosierdzie Boga, a nie religijne zasługi, zaprowadzi ją do nieba. Św. Teresa chciała być aktywna nie w ćwiczeniu się w doskonałości, ale w sprawianiu Bogu przyjemności. Pragnęła robić wszystko nie dla zasług, ale po to, by Jemu było miło i dlatego mówiła: "Dzieci nie pracują, by zdobyć stanowisko, a jeżeli są grzeczne, to dla rozradowania rodziców; również nie trzeba pracować po to, by zostać świętym, ale aby sprawiać radość Panu Bogu". Św. Teresa przekonuje w ten sposób, że najważniejsze to wykonywać wszystko z miłości do Pana Boga. Taki stosunek trzeba mieć przede wszystkim do swoich codziennych obowiązków, które często są trudne, niepozorne i przesiąknięte rutyną. Nie jest jednak ważne, co robimy, ale czy wykonujemy to z miłością. Teresa mówiła, że "Jezus nie interesuje się wielkością naszych czynów ani nawet stopniem ich trudności, co miłością, która nas do nich przynagla". Przykład św. Teresy wskazuje na to, że usilne dążenie do doskonałości i przekonywanie innych, a zwłaszcza samego siebie, o swoich zasługach jest bezcelowe. Nigdy bowiem nie uda się nam dokonać takich czynów, które sprawią, że będziemy w pełni z siebie zadowoleni, jeśli nie przekonamy się, że Bóg nas kocha i akceptuje nasze słabości. Trzeba zgodzić się na swoją małość, bo to pozwoli Bogu działać w nas i przemieniać nasze życie. Św. Teresa chciała być słaba, bo wiedziała, że "moc w słabości się doskonali". Ta wielka święta, Doktor Kościoła, udowodniła, że można patrzeć na Boga jak na czułego, kochającego Ojca. Jednak trwanie w takim przekonaniu nie przyszło jej łatwo. Przeżywała wiele trudności w wierze, nieobce były jej niepokoje i wątpliwości, znała poczucie oddalenia od Boga. Dzięki temu może być nam, ludziom słabym, bardzo bliska. Jest także dowodem na to, że niepowodzenia i trudności są wpisane w życie każdego człowieka, nikt bowiem nie rodzi się święty, ale świętość wypracowuje się przez walkę z samym sobą, współpracę z łaską Bożą, wypełnianie woli Stwórcy. Teresa zrozumiała najgłębszą prawdę o Bogu zawartą w Biblii - że jest On miłością - i dlatego spośród licznych powołań, które odczuwała, wybrała jedno, mówiąc: "Moim powołaniem jest miłość", a w innym miejscu: "W sercu Kościoła, mojej Matki, będę miłością".
CZYTAJ DALEJ

Zawalcz o pokój twego domu

2025-10-01 19:47

Archiwum organizatorów

Rekolekcje dla małżeństw poprowadzi ks. Łukasz Plata, ewangelizator, dr nauk teologicznych w zakresie teologii moralnej.

Rekolekcje dla małżeństw poprowadzi ks. Łukasz Plata, ewangelizator, dr nauk teologicznych w zakresie teologii moralnej.

Zapraszamy na rekolekcje charyzmatyczne dla małżeństw „Pokój Twemu domowi”, które poprowadzi ks. Łukasz Plata.

Rekolekcje odbędą się we Wrocławiu od 18 do 19 października w parafii Świętej Rodziny i skierowane są do wszystkich małżeństw – zarówno tych, które przeżywają trudności, jak i tych, które po prostu pragną umocnić swoją więź i odnaleźć nową radość ze wspólnego życia. – To przestrzeń, by zatrzymać się, zostawić na chwilę codzienny chaos i usłyszeć, że Bóg pragnie być źródłem pokoju w każdym domu – mówią współorganizatorzy Katarzyna i Tomasz Węgrzynowie. Podczas spotkania małżonkowie będą mieli okazję wysłuchać konferencji opartych na Dobrej Nowinie, uczestniczyć w Eucharystii, doświadczyć modlitwy wstawienniczej, a także skorzystać z wyjątkowych momentów, jak randka małżeńska czy szczera rozmowa z kapłanem podczas panelu „Zapytaj księdza o co tylko chcesz”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję