Reklama

Zatrzymać wodę

O coraz bardziej naglącej potrzebie strategicznego myślenia i racjonalnego gospodarowania skąpymi zasobami wodnymi kraju z min. Mariuszem Gajdą rozmawia Wiesława Lewandowska

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Poważne problemy z wodą – przede wszystkim jej niedostatek – mamy w Polsce od dawna. Zaczęto je zauważać już kilkadziesiąt lat temu, obliczano, że bilans wodny Polski jest porównywalny z egipskim, a dziś na jednego mieszkańca naszego kraju przypada trzy razy mniej wody niż w innych krajach UE. Mówiło się i mówiło, jak bardzo jest źle i... niewiele z tego wynikało?

MIN. MARIUSZ GAJDA: – To prawda, mówiło się! Właśnie z tego zauroczenia, że coś ciekawego będzie się działo w tej dziedzinie, w 1975 r. poszedłem na Wydział Hydrotechniki Politechniki Gdańskiej – mieliśmy wtedy nadzieję, że ruszą zapowiadane hucznie w PRL-u programy wodne (np. gierkowski „Program Wisła”).

– Nie ruszyły...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Mało tego, to wtedy zostały ostatecznie zarzucone dobre przedwojenne pomysły. W II Rzeczypospolitej m.in. Gabrielowi Narutowiczowi, jako profesorowi Politechniki w Zurychu, zlecono zaplanowanie całej gospodarki wodnej w Polsce, głównie pod kątem energetyki wodnej, która miała być – przy małym wtedy zapotrzebowaniu – głównym źródłem prądu, ale też z uwzględnieniem ochrony przed powodzią i nawadniania. Powstał wówczas szczegółowy program dla rzek podkarpackich, który w dużej mierze został zrealizowany przed wojną i z rozpędu był kontynuowany także po niej. Powstały zapory na Sole; Porąbka jeszcze przed wojną, według projektu Narutowicza, potem Tresna, czyli Jezioro Żywieckie, później Czaniec... Rozpoczętą przed wojną budowę zbiornika w Rożnowie dokończyli Niemcy w czasie okupacji. Zbiornik w Czorsztynie z dużymi bólami w końcu, po ponad 30 latach, został oddany do użytku w 1997 r. Tuż po wojnie zrealizowano drogę wodną górnej Wisły w rejonie Krakowa, a w 1974 r. powstał zbiornik we Włocławku, jako element kaskady dolnej Wisły.

– I tu nastąpił bezwzględny koniec pięknych hydrotechnicznych marzeń?

– Tak, wszystko się zatrzymało. Przede wszystkim z powodu głębokiego kryzysu socjalistycznej gospodarki. Nic lub niewiele robiono także w ciągu następnych ponad 40 lat...

– Czy transformacja gospodarcza po 1989 r. nie ogarnęła tego tematu?

– Nie, w latach 90. ubiegłego wieku po prostu nie przykładano do tego wagi, skupiano się na innych problemach; gospodarkę wodną odłożono na bok, ponieważ wymagała dużych nakładów inwestycyjnych, które w dodatku nie mogły przynieść natychmiastowych sukcesów... mieszczących się w kalendarzu wyborczym. Dość powiedzieć, że rozpoczętą w 1987 r. budowę zbiornika Świnna Poręba dopiero w tym roku uda się zakończyć. Podobnie ma się sprawa z budową stopnia wodnego Malczyce na Odrze.

– Budowa zbiornika wodnego trwająca 30 lat to chyba światowy rekord nieudolności!

Reklama

– To prawda. Podobnie nieudolna jak polska transformacja gospodarcza po 1989 roku.... Przy dobrym finansowaniu budowa takiego zbiornika powinna trwać 6-8 lat. I tak też było jeszcze w latach 60. i 70., dzięki bardzo dobrej przedwojennej szkole inżynierskiej, szczególnie dzięki entuzjazmowi aktywnych jeszcze wówczas profesorów i absolwentów Politechniki Lwowskiej. I tak dwukrotnie większy od Świnnej Poręby zbiornik soliński, mimo znacznie skromniejszych możliwości technicznych, udało się wybudować w ciągu 7 lat. Ale prawdziwy rekord świata padł, gdy w 1933 r. na rzece Wdzie k. Świecia zbiornik Żur wraz z elektrownią zbudowano w ciągu 1,5 roku! Mimo że stosowano „technologię furmankową” – furmankami wywożono masy ziemne – i były tylko jedna koparka parowa, jeden dźwig... Potrafiono i chciano to zrobić. Ale to było w II Rzeczypospolitej.

– A w III RP trzeba było wielkiej powodzi w 1997 r., by zwrócić uwagę na ogromne zaniedbania hydrotechniczne?

– Niestety, pocieszano się wtedy, że takie powodzie zdarzają się w Polsce raz na 1000 lat. A tak naprawdę to nie była „powódź tysiąclecia”, tyle że przy słabych zabezpieczeniach i bezrozumnie zabudowanych terenach zalewowych poczyniła szokująco wielkie szkody, np. we Wrocławiu, gdzie na poniemieckim polderze zalewowym za czasów PRL-u wybudowano wielkie osiedle mieszkaniowe. Niemniej jednak to dopiero wówczas zaczęto znów myśleć o konkretnych rozwiązaniach problemu.

– Zaczęło się myślenie, nie działanie?

– Zaczęły się też jakieś działania. Powstał wtedy pierwszy plan Banku Światowego, potem drugi, dziś jeszcze realizowany jest trzeci. Ale, co najważniejsze, wreszcie zaczęto myśleć w kategoriach planowania przestrzennego. Gdy w latach 1998-99 byłem po raz pierwszy doradcą min. Jana Szyszki, udało się wprowadzić do prawa wodnego zakaz budowy na terenach zalewowych, później, już w nowym Prawie wodnym z 2001 r., zawarliśmy wiele konkretnych administracyjnych ograniczeń.

– A więc pojawiło się wreszcie strategiczne myślenie – jak w II RP – o gospodarce wodnej kraju?

Reklama

– Problem dotarł do świadomości decydentów i w następnych latach zaczęto przygotowywać różnego rodzaju inwestycje, ale w mojej ocenie nadal brakowało spójnego, kompleksowego podejścia. Wprawdzie poprzedni rząd przygotował plan zarządzania ryzykiem powodziowym, ma on jednak wiele wad; niektóre udało nam się teraz sprawnie – z uwagi na terminy podyktowane przez Komisję Europejską – poprawić, ale nadal nie jest tak, jak być powinno.

– Dlaczego?

– Właśnie z powodu niedostatecznej koordynacji dotychczasowych działań, co czasem może wywoływać skutki odwrotne do zamierzonych.

– Czyli powódź?

– Tak. I tak się zdarzało tam, gdzie budowano wały przeciwpowodziowe w nieodpowiednich miejscach, często tylko po to, by się przypodobać miejscowym wyborcom... Ignorowano fakt, że woda zagrodzona w jednym miejscu zawsze znajdzie ujście w innym. Tak było w przypadku tragicznego zalania Sandomierza w 2010 r., gdy usypano wał po drugiej stronie Wisły i w ten sposób odgrodzono rzekę od jej naturalnego rozlewiska. Niezwykle istotne jest to, żeby tam, gdzie to możliwe, dać rzece więcej swobodnej przestrzeni.

– To wydaje się proste, dlaczego więc jest niemożliwe?

Reklama

– To jest możliwe, ale pod warunkiem zmiany systemu zarządzania dużymi rzekami. Do tej pory wodami zarządza administracja rządowa, przez Regionalne Zarządy Gospodarki Wodnej. Wałami przeciwpowodziowymi zarządzają natomiast marszałkowie sejmików wojewódzkich za pośrednictwem Wojewódzkich Zarządów Melioracji i Urządzeń Wodnych. To rozbicie kompetencyjno-administracyjne często prowadzi do sytuacji takich jak ta w Sandomierzu z 2010 r. – bo wcześniej w województwie świętokrzyskim (po drugiej stronie Wisły) udało się komuś załatwić podwyższenie wału... Wtedy też mieliśmy „wielką obronę” Warszawy przed powodzią, wielka woda wylała się więc koło Płocka, gdzie wprawdzie budowano wały, ale właśnie niezbyt roztropnie... Dlatego niezbędne jest – w ochronie zarówno przed powodziami, jak i przed suszą – zarządzanie rzekami w systemie zlewniowym.

– I tego właśnie wymaga Unia Europejska...

– Ale nie ona to na nas wymusza, lecz zwykły rozsądek i logika. Zresztą polska gospodarka do lat 70. bazowała na systemie zlewniowym, teraz rząd Prawa i Sprawiedliwości – nawet bez nacisków UE – zamierzał przywrócić ten sposób zarządzania, a nawet pójść dalej, niż nakazuje dyrektywa unijna, która wymaga tylko jednolitego zarządzania w układzie dorzeczy. Z moich analiz wynika – a zajmuję się nimi przez całe swoje życie zawodowe – że jedyną dobrą metodą w polskich warunkach jest zorganizowanie zarządzania wodami w układzie zlewniowym, jednolitego – bo zasoby wodne to przecież naczynia połączone – dla całego terytorium Polski.

– Co to będzie oznaczało?

– To, że jeden gospodarz wód będzie odgrywał rolę służebną wobec wszystkich użytkowników, będzie starał się godzić interesy i czuwać nad zasobami wody do picia, dla rolnictwa, dla żeglugi śródlądowej, dla energetyki wodnej i dla chłodzenia bloków energetycznych, dla przemysłu. Będzie dbał o zabezpieczenie przed powodzią i przed suszą.

– Czy nie będzie to syzyfowa praca, zważywszy na dotychczasowe zaniedbania?

Reklama

– Nie będzie łatwo, ale nie ma innego wyjścia. Z uwagi na coraz poważniejsze zagrożenie suszami w Polsce pilnie potrzebujemy bardzo precyzyjnych planów i procedur administracyjnych w celu ustalania, kto, kiedy, ile i z jakiej wody może korzystać. „Krwiobieg” wód powierzchniowych i podziemnych musi być w Polsce wnikliwie monitorowany.

– Bo woda w Polsce staje się „dobrem rzadkim”?

– Rzeczywiście, mamy jej o wiele za mało – i niewiele dotychczas zrobiliśmy, by ją zatrzymywać – a więc musimy zacząć ją rozdzielać w sposób kontrolowany, co nie znaczy, że jakiś użytkownik zostanie jej pozbawiony.

– Podniesie się pewnie krzyk, że to zamach PiS na wodę...

– Już się to dzieje, ponieważ zmieniają się kompetencje marszałków województw w zakresie kierowania zarządami melioracji, czyli wałami przeciwpowodziowymi i mniejszymi rzekami (zlecone wcześniej samorządom zadania rządowe). To nie zamach, lecz przejęcie przez rząd pełnej odpowiedzialności za gospodarkę wodną.

– Czy to da gwarancję minimalizowania skutków suszy i powodzi?

– Tylko w ten sposób można będzie nie tylko skuteczniej zapobiec powodziowym katastrofom, ale też racjonalniej gospodarować skąpymi zasobami wodnymi kraju.

– A konkretnie – w jaki sposób?

Reklama

– Przez dokładnie przemyślany, wyliczony i monitorowany w skali całego kraju system pozwoleń wodnoprawnych. Dotychczas tego rodzaju pozwolenia na pobór wody były wydawane na szczeblu lokalnym – u starosty lub marszałka – i nie brano pod uwagę kumulacji poboru na większym obszarze niż województwo. Pozwolenia wydawano więc egoistycznie i na oślep, zupełnie nie uwzględniano potrzeb innych użytkowników.

– Przekonaliśmy się już, jak bardzo to groźne, gdy brakowało wody do chłodzenia bloków energetycznych...

– To prawda. Dlatego dziś tłumaczę koncernom energetycznym, że nie ma możliwości zwiększenia ilości wody, że może być jej jeszcze mniej niż np. w 2015 r., gdy sytuacja wyglądała naprawdę tragicznie. Dlatego też elektrownie powinny przechodzić na zamknięte układy chłodzenia z 20-krotnie mniejszym zużyciem wody. Niestety, do tej pory raczej o tym nie myślano.

– Skąd ta beztroska?

– Po prostu inwestorzy nie mieli pojęcia, jak wielki mamy w Polsce deficyt wody! A taką informację powinien im przekazać gospodarz wód.

– Dlaczego nie przekazywał?

– Być może nie chciał zniechęcać inwestorów, a być może myślał, że jakoś to będzie, że wody wystarczy. Być może sam nie wiedział o deficycie. O ile przed wojną i tuż po niej dość pieczołowicie robiono bilanse wodno-gospodarcze dla każdej rzeki, o tyle później je zarzucono. Wprawdzie w 2001 r. wprowadziliśmy w Prawie wodnym zapis o „warunkach korzystania z wód dorzeczy” i o tym, że pozwolenie wodnoprawne nie może naruszać warunków korzystania z wód dorzeczy, wprawdzie zostały przywrócone bilanse wodno-gospodarcze i miał też powstać koordynujący wszystko Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej, jednak sprawy uległy zawieszeniu na kolejnych kilka lat... Odżyły w 2006 r. za sprawą rządu PiS – zorganizowałem wtedy Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej, by później znów zapadł w niebyt na kolejne 8 lat. Teraz wracamy do podstaw, tworząc nowe, odpowiadające na aktualne wyzwania Prawo wodne.

Druga część rozmowy – w następnym numerze.

* * *

Mariusz Gajda
Podsekretarz stanu w Ministerstwie Środowiska, był doradcą ministra ochrony środowiska w latach 1998 – 2000, w latach 2005-07 zorganizował powstanie Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej. Specjalista w dziedzinie hydrotechniki (absolwent Politechniki Gdańskiej). Zaprojektował kilkadziesiąt małych elektrowni wodnych.

2017-04-26 10:01

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

[ TEMATY ]

św. Katarzyna Sieneńska

Giovanni Battista Tiepolo

Św. Katarzyna ze Sieny

Św. Katarzyna ze Sieny
W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne. Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej. Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia. Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie. Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy. Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską. Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej". Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała! Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła. Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża. Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.
CZYTAJ DALEJ

Znamy datę konklawe!

2025-04-28 13:03

[ TEMATY ]

konklawe

śmierć Franciszka

Włodzimierz Rędzioch

Kardynałowie zebrani na 5. kongregacji generalnej zadecydowali, że konklawe rozpocznie się w środę, 7 maja.

W dzisiejszej kongregacji generalnej uczestniczyło ponad 180 kardynałów, w tym nieco ponad 100 elektorów. Wygłosili oni ok. 20 wystąpień, poświęconych sprawom Kościoła, relacjom ze światem, wyzwaniom i cechom, jakie powinny charakteryzować nowego papieża, by mógł im sprostać. Do komisji, obradującej w ramach kolegium partykularnego, wylosowano kardynałów: Reinharda Marxa , Luisa Antonia Taglego oraz Dominique’a Mambertiego.
CZYTAJ DALEJ

Maryja wraca do domu. Zakończenie nawiedzenia

2025-04-29 16:01

[ TEMATY ]

Częstochowa

peregrynacja

obraz Matki Bożej

Karol Porwich/Niedziela

Zapraszamy do udziału w uroczystości zakończenia nawiedzenia Maryi w znaku kopii Cudownego Obrazu Matki Bożej w archidiecezji częstochowskiej, która odbędzie się w piątek 2 maja.

15.15 – czuwanie modlitewne
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję