Reklama

Wiadomości

Emocje: wróg czy przyjaciel?

Każdy z nas doświadcza czasem emocjonalnych rozterek i bolesnych emocji. Jedni ludzie uznają takie przeżycia za grzech czy za dowód na brak zaufania do Boga. Inni próbują zagłuszać swoje przeżycia, a jeszcze inni im się poddają

Niedziela Ogólnopolska 25/2017, str. 42-43

[ TEMATY ]

ludzie

©khosrork – stock.adobe.com/Fotolia.com

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Raczej nieliczni wiedzą, jak w dojrzały sposób odnosić się do własnych przeżyć, zwłaszcza tych, które nas najbardziej niepokoją czy zawstydzają.

To inni mają problem

Oddychamy z ulgą, gdy porównujemy siebie z ludźmi tkwiącymi w sidłach strasznych nałogów – alkoholizmu, narkomanii, hazardu czy uzależnionych od Internetu. Jest dla nas wtedy oczywiste, że nasze życie tak tragicznie nie wygląda. W rzeczywistości może to ci inni są w lepszej sytuacji? Przynajmniej ci, którzy nazwali już swój problem po imieniu i wiedzą, gdzie tkwi źródło ich bolączek. Wszyscy mamy problemy z emocjami. Łatwo przychodzi nam zajmować postawy skrajne, które jedynie pogarszają sytuację. Łatwo odruchowo odreagowywać emocjonalny ból kosztem naszych bliskich czy mścić się na samych sobie za to, że nie jesteśmy doskonali. Łatwo też wmawiać sobie, że niczego bolesnego nie przeżywamy, że nie zazdrościmy, że nie jesteśmy smutni, rozgoryczeni, zdenerwowani, że nie przeżywamy złości wobec samych siebie czy innych ludzi. Czujemy ulgę wtedy, gdy wmawiamy sobie, że wszyscy bliscy jednakowo nas cieszą, że w każdej sytuacji mamy poczucie bezpieczeństwa czy że zawsze czujemy się kochani przez Boga.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Złe emocje?

Reklama

Odruchowo dzielimy emocje na dobre i złe, więc surowo oceniamy siebie wtedy, gdy w naszym rozumieniu czujemy te złe. Taki podział wydaje się oczywisty, a jednak wprowadza on w błąd i świadczy o tym, że nie rozumiemy sensu emocji i uczuć, jakie się w nas pojawiają. Nie jest przecież dziełem przypadku to, co przeżywamy. Emocje i uczucia są drugim – obok myślenia – sposobem odkrywania prawdy o nas, o naszym postępowaniu i o sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Nasze przeżycia są też po części echem całej naszej dotychczasowej historii życia, począwszy od fazy prenatalnej i wczesnego dzieciństwa. Emocje i uczucia to rodzaj mapy, która pokazuje, które aspekty nas samych i naszych relacji ze światem nas cieszą, a które nas niepokoją czy wręcz bolą lub paraliżują. Emocje to sygnalizatory tego, co dzieje się z nami i wokół nas. Najbardziej nawet bolesne przeżycia nie są problemem, lecz sygnałem problemów, z jakimi mierzymy się na co dzień. To właśnie dlatego wszystko, co przeżywamy, jest cenne. Dobrze jest być w kontakcie z rzeczywistością i wiedzieć, co nas cieszy, a co odbiera nam siły i radość życia. Można dzielić emocje na przyjemne i niemiłe, na radosne i smutne, na takie, z których chętnie się zwierzamy, i na takie, których się wstydzimy nawet przed samymi sobą. Wszystkie jednak przeżycia są pozytywne, gdyż mówią nam coś ważnego o nas, o naszych sposobach postępowania, a także o naszych relacjach, zwłaszcza z bliskimi nam osobami: z małżonkiem, dziećmi, rodzeństwem. Wyjątkowo bolesne przeżycia bywają bardzo uciążliwe, ale to właśnie one mogą nam dosłownie ratować życie. Dzieje się tak wtedy, gdy potrafimy odkryć ich przyczyny i gdy usuwamy źródło emocjonalnego bólu.

Lustro życia

Nie radzimy sobie z naszymi emocjami tym bardziej, im bardziej nie radzimy sobie z codziennymi obowiązkami i z relacjami międzyludzkimi. Nie da się zrozumieć naszych przeżyć w oderwaniu od sytuacji, w jakiej się znajdujemy, a zwłaszcza w oderwaniu od naszych więzi z Bogiem, z samymi sobą i z bliźnimi, czy w oderwaniu od naszych potrzeb, pragnień, nadziei i trudności. Wielu z nas boi się patrzeć w to lustro, jakim jest prawda o nas, wyrażona w przeżyciach, które w nas dominują. Często nie pozwalamy sobie czuć tego, co się w nas dzieje. Nie pozwalamy sobie zwłaszcza cierpieć, przeżywać złości, rozczarowania czy żalu. Boimy się łez bólu. Coraz częściej boimy się nawet łez wzruszenia, wdzięczności i radości. Od dzieciństwa bywamy cenzurowani emocjonalnie i nauczyliśmy się cenzurować samych siebie. Wydaje nam się to najlepszym sposobem obrony przed negatywną reakcją otoczenia i przed nowymi zranieniami. Wielu z nas jest przekonanych o tym, że emocje i uczucia to znak niedojrzałości czy dowód zniewieściałości.

Nie bój się przeżyć!

Reklama

Wielu z nas potrzebuje kopernikańskiego przewrotu w postawie wobec własnych przeżyć. Chodzi o to, by nie bać się tego, co przeżywamy, a z drugiej strony o to, by się nie skupiać na przeżyciach, lecz na wyciąganiu z nich wniosków. Te uczucia i emocje, które się w nas już pojawiły, nie znikną samoczynnie. Nie znikną nawet wtedy, gdy już zdołamy poprawić nasze postępowanie czy nasze relacje z innymi. Emocje, których nie przeżywamy świadomie, zalegają w nas i nas zatruwają, jak pokarm, który zjedliśmy, ale którego nie trawimy. Im dłużej trwa taka sytuacja, tym bardziej bolesne będą jej konsekwencje. Tłumienie własnych przeżyć jest możliwe tylko do pewnego czasu. Wcześniej czy później dojdzie do niekontrolowanego wybuchu w postaci agresji, autogresji, zaburzeń psychicznych czy rozpaczy. Im bardziej ofiarnie ktoś kocha czy im bardziej jest ktoś krzywdzony, tym bardziej ma prawo – podobnie jak uczynił to Jezus na krzyżu – wykrzykiwać swój emocjonalny ból. Ważne, by ten ból wykrzykiwać do Boga oraz do tych ludzi, którzy chcą i potrafią nas rozumieć, uszanować, wspierać oraz trafnie wczuwać się w nasze przeżycia i ich przyczyny.

Bóg dał nam zdolność przeżywania emocji i uczuć po to, byśmy wiedzieli, co nas cieszy i kiedy jesteśmy na granicy zniechęcenia i wyczerpania. Ważne, by w żadnej sytuacji nie oskarżać siebie za najbardziej nawet bolesne emocje, jakich doświadczamy. Oskarżanie siebie za przeżywanie określonych emocji jest równie bezpodstawne i autodestrukcyjne, jak oskarżanie siebie za to, że mam gorączkę. Mamy unikać błędów i grzechów, a nie emocji. One nie podlegają ocenie moralnej. Nie są ani grzechem, ani zasługą. Krzywdzimy siebie wtedy, gdy niepokojące nas przeżycia traktujemy jak moralne zło. Od początku historii mamy problemy z emocjami, bo popełniamy błędy, o których nam emocje przypominają. Po grzechu pierworodnym Adam przeżywał strach. Szukając ulgi, zrzucił całą winę na Ewę, a sam schował się przed Bogiem. Z kolei osamotniona przez Adama Ewa szukała ulgi przez zrzucenie całej winy na kusiciela.

Wolność emocjonalna

Reklama

Człowiek dojrzały nie skupia się na emocjach, jakie przeżywa, lecz na wyciąganiu z nich wniosków, czyli na poprawianiu swojej sytuacji życiowej. W uzależnienia wpada ten, kto próbuje „regulować” swoje emocje zamiast zmieniać na lepsze swoje postępowanie. Nie chodzi o to, by być w dobrym nastroju, lecz by się nawracać i coraz mądrzej kochać. Wtedy dobry nastrój sam się pojawi i nas zaskoczy. Im bardziej ktoś skupia się na szukaniu dobrego nastroju, tym większego doświadczy smutku, gdyż radosnego nastroju nie da się osiągnąć wprost. Radość to konsekwencja postępowania według słów i czynów Jezusa. Im mniej ducha, tym więcej dyktatury emocji i tym więcej uzależnień. To właśnie z powodu niedojrzałości duchowej dzieciom i nastolatkom jest tak trudno panować nad sposobem wyrażania bolesnych i niechcianych emocji. Albo wybuchają emocjonalnie, albo zamykają się w sobie, wpadając w kompleksy i wmawiając sobie, że są nic niewarci.

Wrażliwość i radość

Przeżywanie trudności emocjonalnych to dobry znak, świadczący o naszej wrażliwości. Jedynie psychopaci nie mają żadnych problemów z emocjami. Potrafią czynić największe nawet zło z zupełnym spokojem. Wrażliwość emocjonalna ma swoją nieraz wysoką cenę, ale to dzięki niej jesteśmy w stanie mobilizować się do nawrócenia i miłości, wczuwać się w sytuację tych, których kochamy, być wdzięcznymi Bogu i tym ludziom, którzy okazują nam serce. To oczywiste, że wszyscy spragnieni jesteśmy emocjonalnej ciszy, spokoju i pogody ducha. Ważne jest, byśmy byli realistami, którzy wiedzą, że w życiu doczesnym nie jest możliwe doświadczanie samej tylko radości. Z drugiej strony mamy prawo starać się o to, by tej radości było jak najwięcej. Sam Jezus tego dla nas pragnie. Jeśli tu i teraz kochamy i jesteśmy kochani, to mimo że od razu nie znikną rany z przeszłości, a obecne troski i zmęczenie nadal będą nam ciążyć, ta najgłębsza radość będzie w nas coraz większa.

* * *

Agnieszka Porzezińska
Dziennikarka, scenarzystka, w TVP ABC prowadzi program „Moda na rodzinę”

2017-06-12 14:56

Ocena: 0 -2

Reklama

Wybrane dla Ciebie

W Iranie łamane są prawa człowieka

WŁODZIMIERZ RĘDZIOCH: – Proszę powiedzieć, czym stał się Iran ajatollaha Chomeiniego?
CZYTAJ DALEJ

Czwarty papież

Niedziela Ogólnopolska 47/2022, str. 18

[ TEMATY ]

św. Klemens I

commons.wikimedia.org

Św. Klemens I

Św. Klemens I

Święty Klemens był trzecim następcą św. Piotra, po Linusie i Anaklecie.

Był synem Faustyna, niewolnikiem pochodzenia żydowskiego. Miał go wyzwolić patrycjusz rzymski Klemens, którego imię przybrał z wdzięczności. Prawdopodobnie został ochrzczony i otrzymał święcenia kapłańskie z rąk Piotra Apostoła, o czym pisał Tertulian. Kierował Kościołem w latach 88-97. Autorem najważniejszego świadectwa o jego życiu jest św. Ireneusz, biskup Lyonu do 202 r. Zaświadcza on, że Klemens „widział Apostołów”, „spotykał ich”, „miał jeszcze w uszach ich przepowiadanie, a przed oczyma ich tradycję”.
CZYTAJ DALEJ

Stany swingujące

2024-11-23 18:30

[ TEMATY ]

felieton (Łódź)

Karol Porwich/Niedziela

Amerykanie już wybrali, teraz będą – po nowemu – budować swoje państwo. A u nas po staremu: swingujemy. Trzy tygodnie temu dziennikarz Piotr Gabryel, na łamach portalu „Do Rzeczy”, zapytał bez ogródek: „Kto i w jaki sposób dokona V. rozbioru Polski?” Przyznacie Państwo, że pytanie jest frapujące i odważne. Pozostaje kwestia: kiedy ma się to stać? Za ile lat, miesięcy, tygodni…? „Czy to może już?” – jak śpiący rycerze w tatrzańskiej jaskini dopytywali kowala Faklę, kiedy przyszedł podkuć im konie. Legenda, stworzona w czasach zaborów, krzepiła Polaków myślą, że rycerze obudzą się, gdy ojczyzna będzie w potrzebie. Jednak nie przebudzili się ani w dniach wybuchu powstań narodowych, ani później: latem 1920 r., we wrześniu 1939 r., ani w czasie Powstania Warszawskiego. W 1920 r. przyszła nam na ratunek Najświętsza Panienka. Zaś rycerze pozostali już na zawsze legendą: piękną, melancholijną i rozczarowującą.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję