Przyjechałem tu, by odbyć szczególną podróż w czasie. Zobaczyć, usłyszeć i poczuć to, co wydarzyło się ponad 70 lat temu, gdy nie było mnie jeszcze na świecie. Do tej podróży niepotrzebny mi wehikuł czasu. Wystarczą wspomnienia tych, którzy przetrwali, by dać świadectwo.
Przejście
Reklama
Dorastałem w cieniu dawnych koszar wojskowych znajdujących się przy ul. Grunwaldzkiej. Szkoła podstawowa, do której chodziłem, była niedaleko. Często mijałem stare budynki, gdy szedłem do miejsca pracy moich rodziców. Wtedy była tam hurtownia alkoholu, a samo miejsce zawsze napawało mnie lękiem. Pomnik znajdujący się nieopodal kojarzył mi się z kobietą grającą na harfie. I nie dziwiło mnie to. Przecież w jednym z tych budynków była szkoła muzyczna. W miarę upływu lat, dzięki nauczycielowi historii w szkole średniej, zacząłem odkrywać to miejsce. Przerażające fakty zaczęły układać się w całość, niczym posunięcia pędzlem na płótnie, a pełen obraz ukazał się moim oczom zaledwie kilka dni temu, we wspomniany na wstępie styczniowy wieczór. Niemiecki obóz koncentracyjny – KL Soldau powstał we wrześniu 1939 r. To pierwszy obóz koncentracyjny utworzony przez hitlerowców na ziemiach polskich. Nazwano go obozem przejściowym i rzeczywiście dla tysięcy jeńców stał się bramą, przez którą przechodzili z życia do śmierci. Harfa z pomnika zamieniła się w ogrodzenie z drutu kolczastego, kobieta – w więźnia. Zrozumiałem, dlaczego to miejsce wiało grozą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
To nie był film
„Soldau – miasto na pograniczu śmierci” to tytuł filmu dokumentalnego, który skłonił mnie do przyjazdu w rodzinne strony. Premierę zaplanowano na 15 stycznia br. Aula Centrum Kształcenia Ustawicznego w Działdowie wypełniona po brzegi. Wśród zgromadzonych – dwie drobne kobiety. Zatrzymałem się na chwilę rozmowy i odkryłem, że stoję przed świadkami tych mrocznych wydarzeń. Były dziećmi, które razem ze swoimi rodzicami trafiły do obozu w Działdowie. Teresa Krowicka miała wówczas 4 lata, a Krystyna Gajewska – 10 lat. Traumatyczne przeżycia wyryły piętno, które towarzyszy im do dziś. – Wszyscy byliśmy przeznaczeni na stracenie – mówi pani Krystyna. Obie podkreślają, że to, iż przeżyły, to cud. – Każdego dnia dziękuję za to Bogu – dodaje pani Teresa.
Przyzwyczailiśmy się do przemocy pokazywanej każdego dnia w telewizji. Często tragiczne historie ludzi spływają po nas jak po przysłowiowej kaczce i przechodzimy przez nie do codziennych spraw. Może nawet zdarza się, że traktujemy je jak rozrywkę. Tym razem z zapartym tchem i mokrymi od łez oczami słuchałem ich historii. I uświadomiłem sobie po raz kolejny, że to nie był park rozrywki. To nie był film.
Głód
Reklama
W obozie panował straszny głód. Do jedzenia był tylko czerstwy chleb i do picia kawa, którą można by nazwać brudną wodą. Od czasu do czasu pojawiała się zupa podawana w korytach – na tysiąc więźniów przypadało 100 misek. Czas na posiłek był krótki. – Trzeba było się spieszyć, by cokolwiek zjeść. Potrzebny był spryt. Ludzie wyrywali sobie jedzenie – wspomina pani Krystyna. – Pamiętam uczucie głodu, które mi towarzyszyło w obozie – mówi pani Teresa. Do dziś ciągle się martwi, że zabraknie jej jedzenia. – Długie lata po wojnie nie mogłam zrozumieć, dlaczego moja mama nie pozwalała mi jeść zupy, którą podawali Niemcy w obozie. Dopiero gdy miałam kilkanaście lat, mama powiedziała mi, że Niemcy zabierali dzieci, które się urodziły, lub malutkie dzieci, które zmarły, i z nich przygotowywali jedzenie – mówi ze łzami w oczach.
Głodowa śmierć stawała się udziałem wielu więźniów. Ci, którzy nie umarli z głodu, doświadczali codziennego terroru, bicia i poniżania. Najgorzej traktowano duchownych i siostry zakonne, wśród nich bł. abp. Antoniego Juliana Nowowiejskiego i bł. bp. Leona Wetmańskiego. Zmuszanie do deptania krzyża i wyrzekania się Chrystusa zderzało się z odwagą wiary gotowej na wszystko. Egzekucje były codziennością. Więźniowie byli rozstrzeliwani na schodach do piwnicy lub wywożeni do pobliskich lasów.
Brakuje mi słów, by opisać to, co usłyszałem. Bestialstwo sięgające szczytu okrucieństwa i dna człowieczeństwa. – Dzikie zwierzę zaatakuje, naje się i odchodzi. W tym obozie wielu z tych oprawców to byli ludzie nienasyceni – mówi ks. kan. Marian Ofiara, kustosz sanktuarium Błogosławionych Męczenników Działdowskich, który podjął się zadania upamiętnienia ofiar obozu Soldau.
Głód tysięcy umęczonych ludzi – czy staje się on także moim głodem? Ich pragnienie – czy jest moim pragnieniem? Co zrobić, by ciągle pragnąć upamiętnienia ich ofiary?
Pomnik
Reklama
Rozpoczyna się pokaz filmu. Organizatorzy spotkania i twórcy opowiadają o celu, który im przyświecał. – Przez wiele lat nie mogłem zrozumieć, dlaczego o tym miejscu i o tej wielkiej zbrodni nie słyszałem wcześniej. Ten film to nasz pomnik – wirtualny pomnik pamięci. Dlaczego podjęliśmy się tego zadania? Bo tak trzeba. To jest nasz obowiązek – mówi Andrzej Rutecki, sekretarz Stowarzyszenia Odnowy Chrześcijańskiej „Pamięć i Tożsamość”.
Pytanie o brak należytego upamiętnienia ofiar obozu nurtowało także mnie. Przez lata odnosiłem wrażenie, że robiono wszystko, by tę pamięć zamazać, a miejsce okryć zapomnieniem. Zacząłem szukać informacji o KL Soldau. W styczniu 1945 r. Niemcy zorganizowali tzw. Marsz Śmierci dla ostatnich więźniów obozu. Ustawieni w czwórki, przy szalejącej śnieżycy, byli pędzeni przez hitlerowców na północ. Długi na ok. 2 km szereg więźniów przeszedł przez Frygnowo, Ostródę, Stare Jabłonki i doszedł do Zawad Małych. Tam grupa 120 więźniów została rozstrzelana. Wyzwolenia doczekali tylko nieliczni. Zaledwie kilka dni po tym wydarzeniu Armia Czerwona wkroczyła do Działdowa i utworzyła swój własny obóz. – Sowieci zorganizowali tutaj Obóz Nakazowo-Rozdzielczy NKWD, z którego tysiące Polaków zostało wywiezionych na Wschód. Zadbano o to, żeby pamięć o tym drugim obozie została wymazana. Być może to spowodowało niechęć władz PRL-u do zajmowania się sprawami i historią tego miejsca – mówi w rozmowie ze mną prezes stowarzyszenia Zenon Gajewski. Nic zatem dziwnego, że sprawa obozu została zapomniana. – Do tego stopnia, że w świadomości mieszkańców Działdowa ten obiekt istnieje jako koszary, a nie obóz – dodaje pan Zenon.
Reklama
W rozmowie z osobami zaangażowanymi w dzieło przywracania pamięci wspólnie dochodzimy do wniosku, że świadków tych wydarzeń jest coraz mniej, a czas nie jest naszym sprzymierzeńcem. Film, który powstał, jest krokiem ku temu, by ocalić od zapomnienia to miejsce. Jest również jednym z elementów pomnika pamięci, który musimy zbudować. – Gdy podjęłam pracę nad tym filmem, chciałam, aby te osoby, które ocalały, wiedziały, że ich historia jest ważna, że ktoś razem z nimi walczy o to, aby nie została zapomniana – podkreśla reżyser dokumentu Maria Cegiełka.
Pamięć
Biskup toruński Wiesław Śmigiel, który uczestniczył w premierze filmu, nie krył wzruszenia. – Dla mnie jest to szczególne przeżycie, bo tu zginęło dwóch biskupów, wielu księży i sióstr zakonnych. To jest miejsce kaźni polskiego duchowieństwa w czasie II wojny światowej – mówi w rozmowie ze mną. Film nie tylko przypomina historię, ale też bardzo dużo mówi o nas. – Nie byłoby mnie, nie byłoby duchownych, nie byłoby seminarium, nie byłoby Kościoła w Polsce, który cieszy się siłą ewangelizacyjną, gdyby nie było tych męczenników, którzy tu oddali życie za Kościół i za Polskę. To miejsce zasługuje na szczególną pamięć – dodaje.
Byłe więźniarki podkreślają, że ten film jest potrzebny następnym pokoleniom, by je przestrzec przed strasznymi konsekwencjami odwrócenia się od Boga. – Oddalenie się od Boga prowadzi do strasznego okrucieństwa. Gdyby oni mieli Boga w sercu, to nie wierzę, że mogliby takie rzeczy zrobić drugiemu człowiekowi – podkreśla Teresa Krowicka. Wracam do domu już nie ten sam. W głowie rozbrzmiewają słowa, które przeczytałem na ścianie jednego z baraków w obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau: „Naród, który nie pamięta swojej historii, skazany jest na jej powtórzenie”. Nie zapomnę.
***
Film „Soldau – miasto na pograniczu śmierci” został objęty patronatem medialnym Tygodnika Katolickiego „Niedziela”. Dotychczas pokazy filmu odbyły się w Działdowie, Toruniu, Grudziądzu i Płocku. Osoby zainteresowane filmem i historią obozu oraz zorganizowaniem projekcji filmu w swojej miejscowości mogą się kontaktować ze Stowarzyszeniem „Pamięć i Tożsamość” pod nr. tel. 513 024 691 lub mailowo: stowarzyszenie.dzialdowo@gmail.com .