Reklama

Przypowieść o alpiniście

Mówiliśmy przed tygodniem o roli spowiednika w procesie, jakim jest regularne korzystanie z sakramentu pokuty i pojednania, myślę, że warto jeszcze przyjrzeć się szansie, jaką daje człowiekowi każdorazowe rozgrzeszenie. Im bardziej człowiek uświadomi sobie, jaką głupotą jest grzech i jakim darem jest ponowne nawiązanie przyjaźni z Bogiem, tym większa szansa, że gorliwie tę przyjaźń będzie w swoim sercu podtrzymywał.

Niedziela warszawska 15/2003

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Życie ludzkie można porównać do wspinaczki alpinisty, który wymarzył sobie osiągnięcie wspaniałego szczytu. Szczyt został kiedyś zdobyty przez sławnego mistrza. Osiągnięcie tego wierzchołka wydaje się być osiągnięciem na miarę całego życia. Przygotował się do zaplanowanej eskapady znakomicie. Skompletował sprzęt, wyćwiczył formę, wybrał najlepszą pogodę. Podejmując wspinaczkę usłyszał, że jego próbę będzie ubezpieczał sam znany poprzednik. Właśnie on będzie pomagał odnajdywać najwłaściwszą drogę, będzie kierował jego krokami, sam mistrz będzie miał w ręku linę asekuracyjną przymocowaną do uprzęży alpinisty.
Pierwsze kroki... Radość, zapał, entuzjazm... Mijają minuty, kwadranse, godziny. Nadal dość pogodnie, ale chmury przesłoniły słońce, okazało się, że cień wierzchołka zwykle przesłania ścianę, która jest śliska i przeraźliwie zimna. Niekiedy dłoń długo szuka zaczepienia, czasem obsuwają się zwietrzałe kawałki skały, stopa nie może znaleźć oparcia. Północny wiatr przenika najlepszy alpinistyczny kombinezon. Po głowie chodzi myśl: "co ja tutaj robię?, czy to w ogóle ma sens?" Gdy trudności się wzmagają, rozdrażniony umysł przestaje być roztropny.
Oczy dostrzegają w dole nasłonecznioną kotlinkę, a wyobraźnia podsuwa zdanie: "ten mistrz wcale nie jest taki wspaniały, wskazuje mi drogę nie do przejścia i jeszcze ta jego lina ogranicza moje kroki, nie mogę iść szlakiem, który wydaje mi się być wygodniejszy".

* * *

Diabelskie kłamstwo może wyglądać bardzo różnie. Przychodzą nam niekiedy do głowy zdania typu: "coś mi się od życia należy", "ile można wybaczać", "życie ma swoje prawa", "Pan Bóg za dużo ode mnie wymaga", "kiedyś się trzeba wyszaleć", "jestem wierzący, ale bez przesady", "nie jestem święty" i wiele, wiele innych. U ich podstawy leży umiejętnie ukryty pogląd, że miłość proponowana przez Boga jest nierealna, niedzisiejsza. Takie szatańskie wątpliwości zawsze prowadzą do przekonania: "lepiej niż Pan Bóg wiem, co dla mnie jest dobre".
Wsączona przez Nieprzyjaciela nieufność wobec Boga może zakończyć się tragicznie. Decyzja "lepiej wiem" jest identyczna z poglądem "Pan Bóg mnie kocha za mało" i pociąga za sobą słowa lub czyny, przez które bezpowrotnie zrywamy swój związek z Bogiem.
Wreszcie przychodzi decyzja: "mam w kieszeni nóż, przetnę linę i tak będę swobodniejszy". Po wykonaniu tego pomysłu już tylko kilka chwil, nogi ześlizgują się, zmęczona ręka nie wytrzymuje wysiłku, alpinista spada. Musiało tak się stać. Ale... nie poobijał się o skały, spadł na miękkie podłoże porośnięte wysoką trawą. Jakby ktoś zadbał o miękkie lądowanie. Nie od razu każdy grzech boli...
Nadeszła chwila, która udaje spełnienie. Osłonięta od wiatru kotlinka, promienie słońca, które rozgrzewają zgrabiałe ręce. Jeśli nawet zgromadziło się tam błoto, to zmęczony napięciem rozum podsuwa rozwiązanie, że to borowina, lecznicze...
Dopiero po pewnym czasie, gdy ciało trochę wypocznie, a może nawet rozleniwi, alpinista ukradkiem kieruje spojrzenie ku górze. I widzi odciętą przez siebie linę na niedosiężnej wysokości. Nie podskoczy, za wysoko. Tęsknota właściwa człowiekowi przeznaczonemu do zdobywania świata zaczyna goryczą napełniać serce alpinisty. "Jaki ja byłem głupi". Nadzieja ukryta w duszy dopuszcza myśl, że może znajdzie się jakiś sposób na to, aby wrócić na skałę i nadal piąć się ku wierzchołkowi. Okazuje się, że wystarczy zwrócić się ku Mistrzowi, że On może usłyszeć każdą tęsknotę serca ludzkiego.
A zatem jest sposób, jest nadzieja. Ktoś, kto kocha, może z góry wyciągnąć rękę i dać ponowną szansę. To właśnie Boże Miłosierdzie, to właśnie łaska Odkupienia.
Chrystus - Syn Boży przyszedł na ziemię przyjmując postać człowieka, by powiedzieć każdemu, że Bóg daje szansę. Nie trzeba pozostawać w prochu ziemi, można piąć się w górę i, choć wspinaczka nie będzie łatwa, to jednak daje człowiekowi radość czynienia sobie ziemi poddaną. Jest spełnieniem tęsknot, które nie pozwalają zatrzymać się w drodze.
Bez cudownego pomysłu Odkupienia, bez tej decyzji ujawniającej Bożą Miłość nie mielibyśmy możliwości osiągnięcia szczytu, spotkania ze Stwórcą. Zbawienie - to spotkanie z Bogiem, które przemieniło się w wieczność.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święty Jan Nepomucen

Niedziela podlaska 20/2001

[ TEMATY ]

święty

Arkadiusz Bednarczyk

Św. Jan Nepomucen z kościoła w Lutczy

Św. Jan Nepomucen z kościoła w Lutczy
Św. Jan Nepomucen urodził się w Pomuku (Nepomuku) koło Pragi. Jako młody człowiek odznaczał się wielką pobożnością i religijnością. Pierwsze zapiski o drodze powołania kapłańskiego Jana pochodzą z roku 1370, w których figuruje jako kleryk, zatrudniony na stanowisku notariusza w kurii biskupiej w Pradze. W 1380 r. z rąk abp. Jana Jenzensteina otrzymał święcenia kapłańskie i probostwo przy kościele św. Galla w Pradze. Z biegiem lat św. Jan wspinał się po stopniach i godnościach kościelnych, aż w 1390 r. został mianowany wikariuszem generalnym przy arcybiskupie Janie. Lata życia kapłańskiego św. Jana przypadły na burzliwy okres panowania w Czechach Wacława IV Luksemburczyka. Król Wacław słynął z hulaszczego stylu życia i jawnej niechęci do Rzymu. Pragnieniem króla było zawładnąć dobrami kościelnymi i mianować nowego biskupa. Na drodze jednak stanęła mu lojalność i posłuszeństwo św. Jana Nepomucena. Pod koniec swego życia pełnił funkcję spowiednika królowej Zofii na dworze czeskim. Zazdrosny król bezskutecznie usiłował wydobyć od Świętego szczegóły jej spowiedzi. Zachowującego milczenie kapłana ukarał śmiercią. Zginął on śmiercią męczeńską z rąk króla Wacława IV Luksemburczyka w 1393 r. Po bestialskich torturach, w których król osobiście brał udział, na pół żywego męczennika zrzucono z mostu Karola IV do rzeki Wełtawy. Ciało znaleziono dopiero po kilku dniach i pochowano w kościele w pobliżu rzeki. Spoczywa ono w katedrze św. Wita w bardzo bogatym grobowcu po prawej stronie ołtarza głównego. Kulisy i motyw śmierci Świętego przez wiele lat nie był znany, jednak historyk Tomasz Ebendorfer około 1450 r. pisze, że bezpośrednią przyczyną śmierci było dochowanie przez Jana tajemnicy spowiedzi. Dzień jego święta obchodzono zawsze 16 maja. Tylko w Polsce, w diecezji katowickiej i opolskiej obowiązuje wspomnienie 21 maja, gdyż 16 maja przypada św. Andrzeja Boboli. Jest bardzo ciekawą kwestią to, że kult św. Jana Nepomucena bardzo szybko rozprzestrzenił się na całą praktycznie Europę. W wieku XVII kult jego rozpowszechnił się daleko poza granice Pragi i Czech. Oficjalny jednak proces rozpoczęto dopiero z polecenia cesarza Józefa II w roku 1710. Papież Innocenty XII potwierdził oddawany mu powszechnie tytuł błogosławionego. Zatwierdził także teksty liturgiczne do Mszału i Brewiarza: na Czechy, Austrię, Niemcy, Polskę i Litwę. W kilka lat potem w roku 1729 papież Benedykt XIII zaliczył go uroczyście w poczet świętych. Postać św. Jana Nepomucena jest w Polsce dobrze znana. Kult tego Świętego należy do najpospolitszych. Znajduje się w naszej Ojczyźnie ponad kilkaset jego figur, które można spotkać na polnych drogach, we wsiach i miastach. Często jest ukazywany w sutannie, komży, czasem w pelerynie z gronostajowego futra i birecie na głowie. Najczęściej spotykanym atrybutem św. Jana Nepomucena jest krzyż odpustowy na godzinę śmierci, przyciskany do piersi jedną ręką, podczas gdy druga trzyma gałązkę palmową lub książkę, niekiedy zamkniętą na kłódkę. Ikonografia przedstawia go zawsze w stroju kapłańskim, z palmą męczeńską w ręku i z palcem na ustach na znak milczenia. Również w licznych kościołach znajdują się obrazy św. Jana przedstawiające go w podobnych ujęciach. Jest on patronem spowiedników i powodzian, opiekunem ludzi biednych, strażnikiem tajemnicy pocztowej. W Polsce kult św. Jana Nepomucena należy do najpospolitszych. Ponad kilkaset jego figur można spotkać na drogach polnych. Są one pamiątkami po dziś dzień, dawniej bardzo żywego, dziś już jednak zanikającego kultu św. Jana Nepomucena. Nie ma kościoła ani dawnej kaplicy, by Święty nie miał swojego ołtarza, figury, obrazu, feretronu, sztandaru. Był czczony też jako patron mostów i orędownik chroniący od powodzi. W Polsce jest on popularny jako męczennik sakramentu pokuty, jako patron dobrej sławy i szczerej spowiedzi.
CZYTAJ DALEJ

Zdewastowano pomnik zamordowanych polskich jeńców w Miednoje

2025-05-21 16:38

[ TEMATY ]

pomnik

Miednoje

wikipedia.org

MSZ oświadczyło w środę, że domaga się od strony rosyjskiej natychmiastowego przywrócenia stanu pierwotnego Cmentarza Wojennego w Miednoje. Sprawa dotyczy dewastacji polskiego pomnika, z którego skuto płaskorzeźbę orderu Krzyża Wojennego Virtuti Militari oraz Krzyża Kampanii Wrześniowej 1939.

"Ministerstwo Spraw Zagranicznych z niepokojem przyjęło informację Ambasady RP w Moskwie o dewastacji polskiego pomnika na Cmentarzu Wojennym w Miednoje. Stanowczo domagamy się od strony rosyjskiej natychmiastowego przywrócenia stanu pierwotnego cmentarza" - oświadczył resort dyplomacji w oświadczeniu opublikowanym na stronie.
CZYTAJ DALEJ

Przeciwności pacjentów onkologicznych w walce o życie

2025-05-21 16:58

[ TEMATY ]

zdrowie

lekarz

Adobe Stock

W ciągu ostatniej dekady leczenie nowotworów przeszło prawdziwą rewolucję, która radykalnie zmieniła rokowania wielu pacjentów. Nowotwory, które kiedyś były wyrokiem, dziś stają się chorobami przewlekłymi. Choć leczenie onkologiczne jest coraz skuteczniejsze, nadal wiąże się z istotnymi skutkami ubocznymi i toksycznością, które mogą wpływać na jakość życia pacjenta. Wielu pacjentów chce świadomie i bezpiecznie wspierać swój organizm w walce z chorobą korzystając z potencjału medycyny komplementarnej. Dziś różne grupy interesu chcą odebrać im tę szansę.

Julia jeszcze jako nastolatka zachorowała na nowotwór mózgu. Diagnoza brzmiała strasznie: „gwiaździak drugiego stopnia, nieoperacyjny”. Dla Julii i jej mamy był to szok. Dotąd była aktywną nastolatką, uprawiała sport, lubiła taniec i pływanie. Choroba wywróciła ich życie do góry nogami. Po wielu miesiącach diagnozy trafiła do jednego z warszawskich szpitali, gdzie rozpoczęła chemioterapię. Bardzo szybko z wysportowanej nastolatki zmienia się nie do poznania. Miała problem z apetytem, schudła, często wymiotowała, wypadły jej włosy. Z dnia na dzień jej stan się pogarszał, a dotychczasowa terapia nie przynosiła oczekiwanych rezultatów. Z dnia na dzień jej ciało było coraz słabsze, jednak coraz silniejsza była chęć życia. – Nie chciałam rezygnować z leczenia konwencjonalnego, ale przez ogromne osłabienie organizmu nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Przede mną była studniówka i przede wszystkim matura. Nie chciałam rezygnować z życia – wspomina Julia.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję