Edgar Mitchell w 1971 r., jako pilot Apollo 14, został szóstym człowiekiem, który postawił swą nogę na Srebrnym Globie. Astronauta tak wspomina tamte chwile: „Pierwszą rzeczą, która przyszła mi na myśl, kiedy patrzyłem za Ziemię, było jej niewiarygodne piękno. Nawet najbardziej spektakularne fotografie nie są w stanie tego oddać. To był majestatyczny widok. Wspaniały niebieskobiały klejnot zawieszony na tle atłasowego nieba. W punkcie kulminacyjnym tego przeżycia obecność Boga stała się niemal namacalna i zdałem sobie sprawę, że to On jest Królem Wszechświata”.
Z zupełnie innej perspektywy – choć także z pewnej wysokości – oglądał ziemię złoczyńca ukrzyżowany wraz z Jezusem. Oglądał ją po raz ostatni, ale zdecydowanie nie obudził się w nim zachwyt nad pięknem globu. Raczej skrucha z powodu popełnionego zła. To właśnie dlatego zawołał: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa” (Łk 23, 42).
Jezus okazuje się Królem dla zachwyconego widokiem ziemi astronauty i skruszonego grzesznika. Jest Królem każdego, kto zechce Go za takiego uznać. A kto to uczyni, ten nie musi chodzić po tym świecie z pochyloną głową. Może odkryć swoją godność – godność dzieci królewskich. Tej godności uczył nas przed laty Prymas Tysiąclecia, dziś niemal błogosławiony kard. Stefan Wyszyński, gdy wołał: „Musicie mieć w sobie coś z orłów, serce orle i wzrok orli. Musicie ducha hartować i wznosić się wysoko, ponad inne ptaki. Pamiętajcie, orły to wolne ptaki, bo szybują nad ziemią wysoko, a nie pełzają nisko po ziemi”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu