Każdego dnia, dokładnie o godz. 21.00, zaczynają bić dzwony na Jasnej Górze. To wezwanie do Apelu – modlitwy jedynej i wyjątkowej. Częstochowa, Jasna Góra, Apel – to trzy terminy tak wiele mówiące o tym szczególnym sanktuarium maryjnym. Sam Apel tak już zrósł się z tradycją jasnogórską, że mało kto pamięta, skąd i jak to się zaczęło. Był 1954 r., ciemna noc komunizmu. Polska zniewolona, a pasterz Kościoła – kard. Stefan Wyszyński od roku w stalinowskim więzieniu. I właśnie 8 grudnia – a data to szczególna, bo uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, po raz pierwszy z Kaplicy Matki Bożej na Jasnej Górze popłynęła pieśń Bogurodzica oraz zabrzmiały słowa: „Maryjo, Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam...”.
Z obrazem polskiego katolicyzmu nieodłącznie związane są też piesze pielgrzymki. Trwają one kilka lub kilkanaście dni i są właściwie takimi rekolekcjami w drodze. Tradycja pielgrzymowania na Jasną Górę sięga początków sanktuarium w Częstochowie, które w krótkim czasie stało się jednym z najbardziej uczęszczanych miejsc pielgrzymkowych, szczególnie gdy rosła sława o cudach zdziałanych za pośrednictwem Matki Bożej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Już na początku XV wieku król Polski Władysław Jagiełło napisał do papieża Marcina V: „Miejsce to utrzymuje się jedynie z jałmużny pielgrzymów oraz doznaje wsparcia z napływu ludzi, których mnóstwo zbiega się do owego kościoła w nadziei zbawienia”.
W naszych czasach to piesze pielgrzymowanie jeszcze się nasiliło wraz z wyborem kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową. Zwiększa się również udział pielgrzymów spoza Polski.
Ilekroć jestem na Jasnej Górze i patrzę na święty Obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem na ręku, widzę w nim początek. Ale i koniec. Koniec, który jest początkiem mojego zbawienia.