Sensem życia nie jest tylko to, że żyjemy. Jego sensem jest to, po co, dlaczego lub dla kogo żyjemy (...). Jeżeli życie nie jest misją, to nie ma sensu w nim trwać...” – powiedział prof. Stanisław Grygiel w ostatnim wywiadzie dla Niedzieli (44/2021, s. 16-18).
Profesor Grygiel często przypominał słowa Jana Pawła II z Listu do artystów, że z życia trzeba zrobić dzieło sztuki. I takie dzieło sztuki – wyjątkowe, piękne, trwałe – zrobił ze swojego życia. W rzymskim mieszkaniu, w kamienicy tuż przy murach Watykanu, spotykał się z wieloma osobami. Dla wielu z nich były to jedne z najważniejszych rozmów w życiu. Nawet kiedy zaczynały się od prostych, przyziemnych spraw, to kończyły się na tym, co najistotniejsze – na rozmowach o sensie życia, tajemnicy człowieka, miłości Boga.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Zaskakiwał optymizmem. Podczas jednego z ostatnich spotkań, gdy z trudem poruszał się o kulach, spojrzał na moją zmartwioną twarz i powiedział: „Jakie to szczęście!”. Po chwili dodał: „Mam przecież tyle lat, a jeszcze chodzę! Bogu niech będą dzięki”. Kilka chwil później, gdy czekał na telewizyjny wywiad o Janie Pawle II, spotkał się z kilkoma osobami, które również zostały zaproszone do programu. Z niezwykłym zainteresowaniem pytał np. abp. Mieczysława Mokrzyckiego, jak wygląda sytuacja Kościoła we Lwowie, ks. Sławomira Odera – o jego pracę w Rzymie, dziennikarzy – o sytuację w Polsce. Bez względu na osobę skupiał maksymalną uwagę na tym, co mówi rozmówca. Nigdy nie były to zdawkowe, kurtuazyjne rozmowy.
Mimo że brakowało mu sił, nie odmawiał, gdy proszono go, żeby opowiedział o Janie Pawle II. Był przyjacielem papieża i z nim współpracował. Poznał kard. Wojtyłę w 1958 r. Ich współpraca rozpoczęła się od pracy doktorskiej, którą Stanisław Grygiel pisał pod kierunkiem Karola Wojtyły na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Później, gdy był przez wiele lat w Krakowie redaktorem miesięcznika Znak, często dyskutowali o zamieszczanych tam tekstach. Na prośbę papieża przyjechał z rodziną do Rzymu. W latach 1980-83 był dyrektorem Polskiego Instytutu Kultury Chrześcijańskiej. Od 1981 r. wykładał filozofię człowieka na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie. Tam był profesorem zwyczajnym, kierownikiem Katedry Antropologii Człowieka, a od 2003 r. dyrektorem Katedry im. Karola Wojtyły. Był konsultorem Papieskiej Rady ds. Rodziny. Uczestniczył w synodach biskupów dla Europy (w 1991 i 1999 r.)
Reklama
W wyjątkowy, fascynujący sposób opowiadał o Janie Pawle II. Wskazywał na to, czego wielu nie dostrzegało. Powiedział: „Jego moc nie była jego mocą. Pochwalną uwagę jednego z polskich księży, że dokonał wielkich rzeczy, Jan Paweł II uciął krótko: «To Chrystus, a nie ja!». Papież fascynował tym, co z niego promieniowało. Bóg działał w nim i przez niego. Kilka tygodni po zamachu na jego życie powiedziałem mu: «Wydaje mi się, że Pan Bóg posłużył się Ojcem Świętym w bardzo okrutny sposób jako narzędziem dla osiągnięcia nieznanych nam celów». Popatrzył na mnie i spokojnie odpowiedział: «Nie, nie ma nic piękniejszego i większego, zwłaszcza dla kapłana, niż być narzędziem w rękach Boga»”.
Mimo że od ponad 40 lat mieszkał w Rzymie, zachowywał się tak, jakby nigdy nie wyjechał z Polski. Bardzo dobrze znał sytuację w kraju. Co roku przyjeżdżał z żoną Ludmiłą na wakacje do Krakowa.
Każdego zachęcał do stawiania sobie najważniejszych pytań. W wywiadzie dla Niedzieli podkreślił: „Jeśli ktoś by nie myślał o śmierci, to tak, jakby w ogóle nie myślał. Z punktu widzenia filozofii człowieka pytanie, dlaczego człowiek umiera, jest pytaniem fundamentalnym. (...) Paradygmatem naszego życia jest historia Hioba rzucającego w stronę Boga pytania, na które nie był w stanie sam odpowiedzieć: Dlaczego umieram, skoro we mnie jest tylko życie? Dlaczego właśnie ja? Jaka to sprawiedliwość, Boże, że dałeś mi życie, a teraz ma mnie tu nie być? Pytania Hioba jawią się jako bluźniercze, ale Pan Bóg widzi w nich modlitwę. Ja też pytam Boga od rana do wieczora, a teraz coraz częściej także w nocy: dlaczego żyję, skoro muszę umrzeć? Te pytania mnie przenikają, nimi się staję. One mnie przemieniają. Jakbym zaczynał myśleć...”. Dodawał, że człowiek, gdy stawia sobie najważniejsze pytania, przygotowuje się do innej rzeczywistości. I zaczyna szanować życie, bo zdaje sobie sprawę, że jest ono tylko drogą do czegoś więcej, co kiedyś nastąpi.
Reklama
Po uroczystościach pogrzebowych w Rzymie ks. Livio Melina, pierwszy doktorant prof. Grygiela, bardzo trafnie scharakteryzował dla Radia Watykańskiego swojego nauczyciela: „Stanisław Grygiel to człowiek, u którego w sposobie bycia, spojrzeniu czy mowie nigdy nie było żadnych kalkulacji, intencji politycznych czy jakiejś fałszywej dyplomacji. On zawsze mówił prawdę, tak jak to odczuwał w swoim sercu. I zawsze z wielką życzliwością. Takich ludzi spotyka się bardzo rzadko. Z pewnością był jednym z dwóch, trzech najważniejszych ludzi w całym moim życiu. (...) Był to człowiek, który pozostawia ogromne dziedzictwo, ponieważ zostawił po sobie niezatarty ślad w sercach wielu ludzi, bo on nigdy nie kłamał, nie oszukiwał. To był naprawdę człowiek o czystym sercu”.
Pamiętam ostatnią rozmowę w Rzymie. Kiedy już w zasadzie skończyłem nagrywać wywiad, profesor powiedział słowa, które dzisiaj, gdy zakończył ziemską część swojej drogi, nabrały wyjątkowego znaczenia. Stwierdził: „Jeśli ktoś czuje, że odchodzi, to oczywiście powstaje żal opuszczania bliskich. Opuszczania żony, dzieci, przyjaciół... Ale z drugiej strony, taka osoba przeniknięta jest szczęściem. Nie wynika ono z tego, co się osiągnęło, zdobyło czy zgromadziło. To szczęście wynika z tego, że jest coraz bliżej tej «Inności», która jest sensem życia i która nazywa się Bóg”.
Profesor Stanisław Grygiel zmarł w Rzymie 20 lutego w wieku 89 lat. Został pochowany 6 dni później w rodzinnych Zembrzycach.