Reklama

Kościół

Przystanek Adwent

Czekamy na święta Bożego Narodzenia. Sprzątamy domy, wybieramy prezenty, przygotowujemy dekoracje. Tworzymy atmosferę pełną radości. Ale czy nie zatracamy w tym wszystkim prawdziwego sensu oczekiwania?

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Papież Franciszek kilka lat temu przypomniał, że Adwent to coś znacznie głębszego niż świąteczne przygotowania. To czas refleksji, który daje szansę na przemianę serca i spojrzenie na nasze życie z perspektywy duchowej i wspólnotowej. To moment, który daje możliwość odnowienia więzi zarówno z ludźmi, jak i z Bogiem, a także postawienia sobie ważnych pytań o to, jak traktujemy innych i jak reagujemy na trudności. Adwent, szczególnie dziś, staje się swoistym przystankiem – okazją, aby przypomnieć sobie, co jest w życiu naprawdę istotne. Papież wskazał, że Adwent to czas czterech kroków, które mogą pomóc nam przeżyć go pełniej. To naprawa relacji, pokonanie własnej dumy, odnalezienie siły w trudnych chwilach oraz otwarcie z czułością serca na innych. Każdy z tych kroków jest wezwaniem do działania, które sprawia, że Adwent to coś więcej niż tylko okres oczekiwania – staje się on czasem głębokiej przemiany.

Odnaleźć utracone więzi

Reklama

W codziennym życiu łatwo jest pozwolić na to, by relacje z ludźmi wokół nas uległy nadwątleniu. Natłok obowiązków, pośpiech, stres – to wszystko sprawia, że bliskie więzi mogą się rozluźnić, a kontakt z ważnymi osobami zaczyna przypominać jedynie szybkie wymiany zdań, często sprowadzające się do organizacyjnych komunikatów: „pamiętaj o zakupach”, „o której wracasz?”. Adwent daje nam szansę, aby to zmienić, aby zatrzymać się na chwilę i zadać sobie pytanie: czy relacje, które kiedyś były dla mnie ważne, nadal takie są? Co mogę zrobić, aby na nowo ożywić te więzi i dać im głębię, jakiej potrzebują?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Anna i Paweł, małżeństwo z 15-letnim stażem, byli parą, która na własnej skórze doświadczyła, jak łatwo relacje mogą się stać powierzchowne. Kiedyś łączyły ich rozmowy do późna w nocy, wspólne pasje i marzenia, jednak z czasem, w wirze obowiązków zawodowych, codziennych problemów i wychowywania dzieci, ich relacje straciły tę iskrę. Anna przyznaje: – W pewnym momencie staliśmy się jak współlokatorzy, którzy mijają się w korytarzu, a nie jak małżeństwo. Tylko co z tym zrobić, kiedy codzienność zasypuje nas listą spraw „do załatwienia” i „do zrobienia”?

Adwent przyniósł im odpowiedź w postaci postanowienia, by poświęcić sobie choć 15 minut każdego wieczoru. Bez telefonów, bez telewizora, tylko oni i rozmowa. Początki były trudne. – Nie wiedzieliśmy, jak zacząć, o czym mówić – wspomina Paweł. – To było jak spotkanie z kimś, kogo dawno nie widziałeś, choć codziennie spędzasz z nim czas. Z każdym kolejnym dniem ich rozmowy stawały się jednak coraz bardziej naturalne, a wspomnienia wspólnych chwil zaczęły odżywać. Pojawiły się pytania, które kiedyś były dla nich oczywiste, takie jak: „co cię dzisiaj ucieszyło?” albo „czego się obawiasz?”. Te małe kroki stały się fundamentem, na którym odbudowali bliskość.

Reklama

Takie świadectwa pokazują, że naprawa relacji nie wymaga wielkich gestów, wyjazdów na egzotyczne wakacje czy drogich prezentów. Czasem to jedno słowo, jedna wiadomość czy jedno spojrzenie mogą przywrócić utraconą więź. Adwent to czas, w którym warto, byśmy spojrzeli na siebie i na ludzi wokół nas z troską, pamiętając, że każda relacja wymaga pielęgnacji. Chodzi tu nie tylko o związki romantyczne, ale też o każdą więź, która jest dla nas ważna – z rodzicami, rodzeństwem, przyjaciółmi, a nawet sąsiadami. Relacje są jak mosty – budowane z troską mogą przetrwać wiele burz, ale pozostawione bez uwagi zaczynają się kruszyć. Papież Franciszek zachęca, by w Adwencie patrzeć na siebie nawzajem z serdecznością, która nie boi się wyciągnąć ręki na zgodę, nawet jeśli z drugiej strony mostu jest cisza. To od nas zależy, czy ten gest będzie początkiem odbudowy, czy kolejnym kamieniem wrzuconym do wody, który tylko zwiększy dystans. – Jest taka zasada, która mówi, że dobro jest w całości rzeczy, a zło wynika z jakiegoś defektu – zauważa o. prof. Andrzej Derdziuk, kapucyn. – Jeśli są ludzie, których nie lubimy albo nienawidzimy, to trudno mówić, że ktoś taki, kto potrafi nienawidzić, ma postawę miłości. Dlatego ważne jest, by przynajmniej – jak mówi św. Franciszek z Asyżu – jeśli kogoś nie lubimy, nie chcieć mu szkodzić. Jeśli nie chcemy z kimś nawiązywać relacji, zostawmy go w spokoju, a powierzajmy go Bogu w modlitwie.

Warto zejść z piedestału

Duma jest jak miecz obosieczny – z jednej strony daje nam poczucie wartości, chroni nas przed poniżeniem, ale z drugiej – może się stać murem, który oddziela nas od innych. Dziś sukces, niezależność i siła są cenione bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Przyznanie się do błędów czy okazanie pokory często traktowane są jako słabość. Adwent jednak przypomina nam, że prawdziwa siła tkwi nie w obronie własnego ego, ale w umiejętności przyznania się do swoich słabości i zrobienia kroku w stronę pojednania.

Reklama

Michał, właściciel małej firmy, od lat był znany ze swojej surowości i zasadniczości. W jego otoczeniu mawiano, że „Michał nie przeprasza” – taka była jego reputacja. On sam przyznaje, że czuł, iż autorytet buduje się na dystansie i bezbłędności. – Wydawało mi się, że jeśli pokażę, iż się mylę, to inni stracą do mnie szacunek – wspomina. Jego podejście przynosiło efekty, jeśli chodzi o wyniki w pracy, ale jednocześnie oddalało go od ludzi – zarówno w biurze, jak i w domu. Sytuacja się zmieniła, gdy podczas Adwentu, przy okazji rodzinnej kolacji, jego syn wypalił: „Tato, czuję, że boję się z tobą rozmawiać”. To, co wydarzyło się później, było, jak wspomina Michał, trudne, ale przełomowe. Pierwszy raz od lat odważył się usiąść z żoną i dziećmi i powiedzieć: „Przepraszam. Chciałbym być lepszym ojcem i mężem”. Reakcja była zaskakująca – zamiast oskarżeń usłyszał słowa wsparcia. – Czułem, jakby ktoś otworzył okno w dusznym pokoju – mówi. Od tamtej pory Michał zaczął również zmieniać swoje podejście w pracy. Zaczął słuchać swoich pracowników, przyznawać się do błędów i otwarcie mówić o trudnościach. Z czasem jego autorytet nie tylko nie ucierpiał, ale wręcz na tym zyskał, bo okazało się, że szacunek buduje się na autentyczności, a nie na bezbłędności.

Adwent jest czasem, który zaprasza nas do refleksji nad naszym podejściem do siebie i innych. Warto zadać sobie pytanie: ile razy pozwoliliśmy, by duma zniszczyła relację? Ile razy odwróciliśmy się od kogoś, bo „nie mogliśmy przyznać, że się mylimy”? Prawdziwa pokora polega nie na umniejszaniu swojej wartości ani na byciu ofiarą, ale na uznaniu, że jesteśmy tylko ludźmi – popełniamy błędy, ale też mamy zdolność do naprawy tego, co złamane.

Warto pamiętać, że pokora otwiera drzwi do pojednania i prawdziwej bliskości. Adwent jest doskonałym czasem na to, aby spróbować zrobić ten pierwszy krok – może to być proste „przepraszam” skierowane do współmałżonka po kłótni, może to być rozmowa z przyjacielem, którego zraniły nasze słowa, może to być otwarte przyznanie się do błędu w pracy przed współpracownikami. Te drobne akty pokory mają moc zmiękczenia nawet najtwardszych serc i mogą być początkiem nowych, lepszych relacji. – Każda pycha, każde wynoszenie się ponad innych objawiają deficyt – tłumaczy o. Derdziuk. – Chcemy się porównywać z innymi, bo nie wierzymy w siebie, zachowujemy się tak, jakbyśmy chcieli sobie dodać wartości, odkrywając, że inni są gorsi. Dlatego ważne jest tu dostrzeganie prawdy o sobie, a jednocześnie odkrywanie, że skoro my mamy prawo do dobrej woli, musimy je przyznać także drugiemu człowiekowi.

Reklama

Papież Franciszek przypomina, że Adwent jest czasem na „szlifowanie szorstkości”, które zrodziły się z naszej pychy i poczucia wyższości. To okazja, aby się nauczyć, że nie zawsze musimy mieć rację, że czasem największym zwycięstwem jest zejście z piedestału i spojrzenie na drugiego człowieka z pokorą i ze zrozumieniem. Adwent nie wymaga od nas wielkich, heroicznych gestów – wystarczą codzienne, proste akty pokory, które powoli, ale skutecznie zmieniają nasze serca i życie.

Nadzieja pośród burz

Życie rzadko toczy się zgodnie z naszymi planami. Często na drodze pojawiają się niespodziewane przeszkody, które mogą nas zniechęcić, a nawet przytłoczyć. Maria, księgowa z 25-letnim stażem, doświadczyła takiego kryzysu, gdy niespodziewanie straciła pracę. – To było jak trzęsienie ziemi – wspomina. – W jednej chwili poczułam się niepotrzebna i bezwartościowa, jakby całe moje życie zawodowe straciło sens. Maria miała wrażenie, że stoi na skraju przepaści, a wszystko, co budowała przez lata, rozsypało się jak domek z kart. Pewnego grudniowego wieczoru, siedząc samotnie w salonie, sięgnęła po Biblię, której od dawna nie otwierała. Czytała psalmy, które mówiły o nadziei i ufności, o tym, że nawet w najtrudniejszych chwilach Bóg jest z nami. – Poczułam, że te słowa są skierowane do mnie – wspomina. – Zrozumiałam, że nadzieja polega nie na tym, iż życie będzie idealne, ale na tym, że w każdej sytuacji mogę znaleźć siłę, by iść dalej – opowiada. To był moment, kiedy w jej sercu pojawiło się światło – nie rozwiązało to wszystkich problemów, ale dało jej impuls do tego, by nie poddać się rezygnacji. Z czasem Maria znalazła nową pracę, która okazała się jeszcze bardziej satysfakcjonująca, ale przede wszystkim zrozumiała, że wartość jej życia zależy nie od tego, co robi, lecz od tego, kim jest.

Reklama

Niepoddawanie się trudnościom to coś więcej niż trwanie w oczekiwaniu, aż minie burza. To aktywne szukanie siły i sensu w tym, co nas spotyka. Adwent jest czasem, który pokazuje, że nadzieja jest możliwa nawet wtedy, gdy świat wokół nas wydaje się ciemny i pełen chaosu. Często myślimy, że siła to brak łez i wątpliwości, że wytrwałość polega na kamiennej twarzy i twardym sercu. Ale prawda jest inna – siła to umiejętność spojrzenia na własne lęki i zranienia, przyznania się do nich i poszukiwania światła, które je rozproszy.

Rafał Karski, młody ojciec trójki dzieci, wspomina, jak trudny był dla niego moment, kiedy dowiedział się, że jego najmłodsze dziecko potrzebuje operacji serca. – Nagle wszystko, co wydawało mi się ważne, straciło sens. Noce spędzałem na modlitwie i płaczu, szukając odpowiedzi na pytanie: „dlaczego?”. Właśnie w Adwencie, podczas wieczornego nabożeństwa, słysząc słowa o nadziei i czekaniu na przyjście Światła, Rafał zrozumiał, że nie jest sam. – Świadomość, że Bóg jest z nami w każdym momencie, nawet tym najciemniejszym, dała mi siłę, której potrzebowałem – wspomina. Operacja się udała, a Rafał przyznaje, że to doświadczenie zmieniło go na zawsze. Nauczył się, że nadzieja to nie jest brak trudności, ale że to obecność światła pośród nich. – Adwent przypomina, że choć nie możemy kontrolować tego, co nas spotyka, to możemy wybrać, jak na to reagujemy – stwierdza o. Derdziuk. – To czas, aby szukać wsparcia w słowach, które przynoszą pocieszenie, w obecności ludzi, którzy są gotowi być przy nas w trudnych chwilach, i w modlitwie, która pozwala nam poczuć, że nie jesteśmy sami. Nawet jeśli droga jest pełna przeszkód, to warto iść nią z nadzieją, że zawsze na końcu ciemnego tunelu jest światło.

Czułość, która zmienia życie

Reklama

Adwent to czas, który zaprasza nas do otwarcia serca na drugiego człowieka. To moment, który uczy, że miłość i akceptacja są kluczowe w budowaniu relacji, a także w odnajdywaniu sensu życia w szerszym kontekście. Każdy z nas niesie swoją historię, pełną sukcesów, porażek, radości i bólu. Czasem spotykamy ludzi, którzy wydają się trudni – zamknięci, gniewni, niedostępni. Często za takimi reakcjami kryją się niewypowiedziane cierpienia, lęki i doświadczenia, które sprawiają, że boją się oni otworzyć na innych. Adwent przypomina, że warto spojrzeć na ludzi z innej perspektywy – oczami pełnymi zrozumienia i z sercem gotowym do akceptacji.

Adwent uczy, że przyjęcie drugiego człowieka z czułością to nie tylko gesty i słowa, ale przede wszystkim obecność. To umiejętność bycia z kimś w jego trudnych momentach, wsłuchania się w jego historię bez oceniania, otwarcia się na zrozumienie, nawet jeśli to, co słyszymy, jest dalekie od naszych doświadczeń. Taka postawa nie jest łatwa – wymaga empatii, cierpliwości i gotowości do bycia dla innych. Wymaga także przekroczenia własnych lęków i uprzedzeń, które często trzymają nas w bezpiecznej strefie wygodnego dystansu.

Monika, która pracuje jako pielęgniarka na oddziale intensywnej terapii, opowiada o doświadczeniu, które odmieniło jej podejście do pacjentów. – Miałam takiego pacjenta, starszego pana, który był trudny we współpracy. Zawsze głośno narzekał, krytykował nasz personel, a współpracownicy unikali go, jak tylko mogli – wspomina. – Pamiętam pewien wieczór niedługo przed Bożym Narodzeniem, gdy zostałam przy jego łóżku dłużej, żeby zmienić opatrunki. Zaczęliśmy rozmawiać. Opowiedział mi o swojej rodzinie, której dawno nie widział, o samotności, która przytłaczała go każdego dnia. To wszystko zmieniło. Przestał być dla mnie tylko „trudnym pacjentem”, stał się człowiekiem z własną historią i bólem, który skrywał pod osłoną gniewu. Od tego dnia Monika starała się zawsze znaleźć chwilę, by z nim porozmawiać, nie tylko jako pielęgniarka, ale jako ktoś, kto dostrzega w nim coś więcej niż tylko chorobę i trudne zachowanie. – Papież zachęca nas do tego, abyśmy umieli odkrywać w drugim człowieku kogoś, kto czuje tak jak my. Jezus mówi: „Co chcecie, aby ludzie wam czynili, i wy im czyńcie” – zaznacza o. prof. Andrzej Derdziuk. – Czułość pozwala nam zobaczyć w drugim człowieku brata, siostrę, którzy myślą i odczuwają tak jak my, którzy mają swoją wrażliwość. Dlatego czasami trzeba umieć powiedzieć, a czasami zamilknąć, czasami się uśmiechnąć, a czasami po prostu spuścić wzrok. Kiedy myślimy o czułości, myślimy przede wszystkim o tym, by drugiego człowieka ogarnąć taką miłością, jaką ma Jezus. Tylko wtedy, gdy próbujemy naśladować Jezusa, możemy przyjść do Niego z ufnością i oczekiwać na Jego przyjście.

Adwent to czas, który przypomina, że Światło, na które czekamy, jest już w nas i możemy się nim dzielić z innymi. To moment odkrycia wewnętrznego dobra i empatii, które mogą rozjaśniać nasze otoczenie przez małe gesty i słowa wsparcia. Dzieląc się tym światłem, przynosimy radość i nadzieję, a to sprawia, że umacniamy zarówno siebie, jak i relacje z innymi.

2024-11-26 14:11

Oceń: +15 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Maryja jest dla nas najwyrazistszym znakiem, jak potężna jest łaska Boga

Może się nam wydawać, że świat zmierza w złą stronę. Zło rodzi zło, przemoc rodzi przemoc, a agresja nieraz pociąga za sobą jeszcze większą agresję i nienawiść… Czy jest jakaś granica, jakaś tama dla tej fali zła? Jaka na nią jest odpowiedź Boga?

Jest nią Niepokalana i Jej Syn – Jezus. Bóg w swej nieograniczonej łasce i miłosierdziu powołał do życia w czasie i miejscu, które sam wybrał, Niewiastę wolną od jakiegokolwiek zła, czystą, nienaruszoną, nieskażoną skutkami grzechu. Zrobił to dla nas i naszego zbawienia, dla ratunku dla świata, aby dać nam przez Jej czyste łono i życie Zbawiciela, których odkupił wszystkich swą krwią.
CZYTAJ DALEJ

Loyola - tam, gdzie zaczęło się życie św. Ignacego

Niedziela w Chicago 31/2006

[ TEMATY ]

św. Ignacy Loyola

wikipedia.org

Św. Ignacy z Loyoli

Św. Ignacy z Loyoli
Dla chrześcijan miejsca urodzin świętych - osób, które znacząco wpłynęły na dzieje świata, jego kulturę czy życie duchowe, zawsze wzbudzały ogromne zainteresowanie. Zwyczaj nawiedzania tych miejsc istniał od początku chrześcijaństwa i był wyraźnym wyznaniem wiary, ale jednocześnie miał też za zadanie tę wiarę umacniać. Święci różnego formatu mieli ogromne znaczenie nie tylko dla pielgrzymów z daleka, ale i dla lokalnych społeczności. Mieszkańcy miasta nie tylko liczyli na wstawiennictwo swoich świętych, ale byli im również wdzięczni za nieśmiertelną sławę, jaką zyskiwali z tego powodu, że właśnie od nich wywodził się ten czy inny święty. Kto by na przykład słyszał o niewielkiej miejscowości Loyola, położonej w górach w kraju Basków (Hiszpania), gdyby nie przyszedł tutaj na świat i wychowywał się Ignacy, święty, założyciel zakonu jezuitów. Loyola to bardzo malowniczo położone miejsce. Ukryte jest pośród gór, niezbyt daleko od biegnącej wzdłuż brzegu hiszpańskiej części Zatoki Biskajskiej. Odnaleźć je nie jest łatwo, choćby z tego powodu, że tamtejsze kierunkowskazy zawierają podwójne nazwy miejscowości, po hiszpańsku i po baskijsku. Sanktuarium w Loyola wyrosło wokół rodzinnego domu Ignacego, a raczej małej rodzinnej fortecy. Ten kwadratowy, czterokondygnacyjny budynek to prawdziwy zabytek pochodzący aż z XIV wieku. W 1460 r. zaniedbaną i opuszczoną budowlę odbudował dziadek Świętego. W owym czasie w Hiszpanii warowne domy szlachty, takie jak w Loyoli, nie były niczym nadzwyczajnym. Trzeba bowiem pamiętać, że podobnie jak w Rzeczpospolitej szlachta stanowiła tam aż ok. 10 procent społeczeństwa - znacznie więcej niż w innych krajach europejskich. Ignacy przyszedł na świat w tym domu w 1491 r. Nadano mu na imię Inigo, które później zmienił on na obecnie znane. Dom w Loyola był nie tylko świadkiem pierwszych dni i lat życia świętego, ale również jego gruntownej duchowej przemiany, która poprowadziła go do tak głębokiego umiłowania Kościoła i oddania całego życia na służbę Ewangelii. To stąd zapoczątkował on niezwykle bogatą pielgrzymkę życia, która wiodła przez Paryż, Wenecję, Ziemię Świętą i Rzym, i zaowocowała powstaniem niezwykłego zakonu. Radykalny zwrot w życiu Ignacego nastąpił wówczas, gdy będąć już dojrzałym mężczyzną brał aktywny udział w życiu ówczesnej szlachty i możnowładców. Niestety, miało ono również mniej przyjemny element - wojowanie. Jako trzydziestoletni mężczyzna w czasie wojny z Francją otrzymał ranę, która wprawdzie nie była śmiertelna, ale unieruchomiła tego energicznego człowieka na wiele miesięcy. Szczęśliwie, rekonwalescencję mógł odbyć w swoim rodzinnym domu, w Loyoli. Tutaj przeprowadzono kolejne operacje jego okaleczonej nogi, tutaj Ignacy spędzał godziny na pobożnych lekturach (nie miał wówczas innych książek do dyspozycji), tutaj wreszcie dokonał się najważniejszy zwrot w jego życiu - postanowił oddać się służbie Bogu. Odtąd każdy krok w jego życiu prowadził, jak się wydaje w jednym kierunku - poszukiwania woli Bożej. W powstałych jakiś czas potem Ćwiczeniach duchowych Ignacy przedstawił metodę jej znalezienia, a założone niemal dwadzieścia lat po przemianie (1540) nowe zgromadzenie zakonne - Towarzystwo Jezusowe, posiało ożywczy ferment w Kościele w skali nie spotykanej bodaj od czasów św. Franciszka z Asyżu. Szczęśliwie pomimo wielu wojen i przewrotów, rodzinny dom Ignacego zachował się w doskonałym stanie. Na pierwszym piętrze można znaleźć kuchnię rodziny, a na drugim jadalnię oraz pokój, w którym urodził się Święty. W budynku umieszczono również rzeźbę Matki Bożej z Monserrat - hiszpańskiej Jasnej Góry - oraz kopię miecza, który Ignacy pozostawił w tym katalońskim sanktuarium. W pomieszczeniu, gdzie się kurował obecnie znajduje się kaplica, a w niej niezwykle sugestywna rzeźba przedstawiająca Świętego w chwili duchowej przemiany. Warownię Loyolów szczelnie otaczają budynki klasztorne, w których części urządzono muzeum. Witraże, ołtarze i inne sprzęty liturgiczne przywołują na pamięć życie św. Ignacego i osób z nim związanych. A trzeba pamiętać, że już za życia pociągnął on za sobą wiele wybitnych osób, z których kilku zostało kanonizowanych. Ich statuy - św. Franciszka Ksawerego, św. Franciszka Borgia, św. Alojzego Gonzagi i św. Stanisława Kostki znajdują się w portyku przepięknej barokowej bazyliki, która dominuje nad całym sanktuarium. Pierwotny plan tej świątyni, poświęconej w 1738 r. opracował sam Carlo Fontana. Wnętrze tego dużego kościoła, choć ciemne, imponuje grą różnobarwnych marmurów; widać również szczegółowe dopracowanie detali zwłaszcza w głównym ołtarzu. Drzwi z libańskiego cedru i kubańskiego mahoniu dopełniają kompozycję architektoniczną świątyni. W kościele nie mogło oczywiście zabraknąć słynnego motta świętego: „Ad Maiorem Dei Gloriam” - „Na większą chwałę Bożą”. Na czterech łukach świątyni umieszczono jednak tylko jego pierwsze litery - A, M, D, G. Urokowi Loyoli, zarówno duchowemu, jak i architektonicznemu, wyraźnie ulegają mieszkańcy regionu, skoro rezerwacji ślubu należy dokonywać tu na długo przed datą uroczystości. Nie ma tu jednak tłumu pielgrzymów, jak w wielu znanych sanktuariach Europy, co powoduje, że wizyta staje się prawdziwym odpoczynkiem. Pielgrzymują tu również duchowni. Przybywają by odprawić Mszę św. prymicyjną, odnowić śluby czy przeżyć rocznicę święceń lub jubileusz życia zakonnego lub tak po prostu. Planując nawiedzenie Fatimy, Lourdes czy Santiago de Compostella, lub też odpoczynek w ekskluzywnym San Sebastian, warto zadać sobie trud, by odwiedzić Loyolę. Uwaga jednak - to urocze miejsce wymusi na nas gruntowną powtórkę z dziejów. Śledząc bowiem losy św. Ignacego i jego dzieła nie w sposób nie przebiec myślą przez pół Europy i przez znaczący fragment jej historii.
CZYTAJ DALEJ

„Człowiek, który był blisko” - ostatnie pożegnanie śp. brata Savio Standerskiego

2025-07-31 18:08

[ TEMATY ]

Jasna Góra

pogrzeb

BPJG/Krzysztof Świertok

Ostatnie pożegnanie śp. brata Savio Standerskiego

Ostatnie pożegnanie śp. brata Savio Standerskiego

Został zapamiętany jako sumienny zakonnik, człowiek, który „zawsze był gdzieś blisko, tam, gdzie trzeba – bez rozgłosu, bez wielkich słów”. Na Jasnej Górze odbyło się ostatnie pożegnanie śp. brata Savio Standerskiego. Mszy św. pogrzebowej przewodniczył przełożony generalny o. Arnold Chrapkowski, homilie wygłosił o. Michał Lukoszek, wikariusz generalny Zakonu Paulinów.

- Dziękujemy za to, że pokazywałeś, jak można żyć blisko Boga i Matki Bożej – zwyczajnie, codziennie, z sercem, za Twoje świadectwo – nie z wielkich słów, ale z małych gestów. Za to, że byłeś człowiekiem obecności – powiedział w homilii wikariusz generalny Zakonu Paulinów.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję