Reklama

W wolnej chwili

Kaczątka

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Trzeba było widzieć minę proboszcza, jak wszedł do kuchni tego ranka.

– Jak majowa łąka z kaczeńcami, dokładnie tak samo – opowiadał.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Na zielonym gumolicie rozpełzły się kaczątka z dwóch gniazd. Niektóre już biegały jak oszalałe, inne próbowały dopiero ustać na nogach i widać nie miały zbyt dużej wprawy, kiwały się śmiesznie w przód i w tył. Kot na piecu zdziwiony i wystraszony, bo kwoki nie znają się na żartach zupełnie, cofnął się przezornie w głąb.

– Cała podłoga, a jazgot jaki. Co to za pomysł do kuchni kwoki przynosić.

– To co, miałam je zostawić, żeby się zmarnowały jak kurczęta?

Gospodyni jest poirytowana, niedawno kuna czy tchórz wyniosły cały wyląg kurcząt. Żeby to samo nie stało się z kaczkami, przeniosła obie kwoki do kuchni. Kiedy poszła do sklepu, towarzystwo sforsowało przeszkody i rozlazło się po podłodze.

– I jak ja teraz poznam, które są które?

– O masz, ale zmartwienie. Wrócą do swojej kwoki. Jarzębiata wysiadywała te dzikie.

Reklama

Kościelny znalazł, czy też raczej dzieci znalazły, a on przyniósł, gniazdo dzikich kaczek. Jajka były opuszczone, może co zeżarło kaczkę, przecież inaczej nie zostawiłaby gniazda, a niektóre już się zaczęły wykluwać. Proboszcz zamiłowany do eksperymentów przyjął jajka z radością i chciał dołożyć wysiadującej już kwoce, ale akurat była wolna i nieszczęśliwa ta, której wyniosło kurczęta, i gospodyni nasadziła ją na nowo.

Reklama

Proboszcz znany jest z eksperymentów przyrodniczych. Do teraz, choć to miało miejsce dawno, śmieją się z niego organista i kościelny, że mu się samiec okocił. Na zbyt duży przyrost liczebny królików powziął dramatyczne kroki. Rozsadził samice i samce do innych klatek, żeby nad tym wszystkim zachować jaką taką kontrolę. Jakie było jego zdumienie, gdy po pewnym czasie te starannie wyselekcjonowane samce okazały się podrabianymi samicami, przynajmniej jedna musiała podstępnie zmienić płeć. Bo błędu przy selekcji nie brał pod uwagę. Teraz zapalił się znowu, będzie udomawiał dzikie kaczki. Niekwestionowana jest jego wiedza o szczepieniach drzew, o pszczołach i, jak mniema, o rybach. Jak na teologa to i tak spory zasób wiedzy przyrodniczej. Jest nie tyle teoretykiem, choć czyta dużo, ile głównie praktykiem. Sam prowadzi sad, ma małą pasiekę, osobiście dogląda uli i ma dwa stawy rybne. W dobrodziejstwo inwentarza wchodzą jeszcze dwie krowy, Bromba i Zenka, owce Pela i Mela. Kury też mają swoje imiona, ale na tyle dziwaczne, że tylko on pamięta i potrafi rozróżnić. Gdyby to od niego tylko zależało, byłyby jeszcze koza, ale gospodyni nie chce nawet słyszeć, i – jak mówi – jakie prosie. Z ptactwa, sezonowo, zdarzają się indyki, kaczki właśnie, a bywała i gęś. Perliczki miał kiedyś, ale go denerwują przez tę swoją ruchliwość i jazgot, jaki wyczyniają. Kiedyś, ale to nie za mnie, zimował tu, na plebanii, bocian. Lubi ten świat, jak mówi, Boży, co się lepiej Stwórcy udał niż ten ludzki, i chętniej bywa na podwórku niż w kancelarii. Pominąłem psy i koty różnej maści, ale zwykle wielorasowe.

– Przez te kaczki nie ma gdzie stąpnąć w kuchni, podłoga zasrana. Tak nie może być.

– Zaraz się wszystko ogarnie, one mają swoje miejsce za zasłonką, tylko się deska przewróciła i wylazły. Jeszcze parę dni, dopóki ich nie wyprowadzą na dwór, potem im w sieni zrobię.

– No, dobrze już, dobrze. Chyba te dzikie to te drobniejsze, co?

– A kto je tam wie. I tak pożytek z nich będzie jak z kawki na dachu. Wykarmią się, dorosną i zwieją.

– A tam. Chować się będą na podwórku, przy domowych, i zostaną. Gdzie im tak będzie dobrze?

– Zobaczymy.

– Zawsze kraczesz. Będę do nich mówił, ponazywam je, zaprzyjaźnią się, zobaczysz. Będą ozdobą naszego podwórka i stawu. A potem porobią się krzyżówki, przecież jakiś kaczorek trafi się wśród dzikich. Będziemy mieli naszą nową odmianę kaczek. Same się używią na łące i na stawach.

Gospodyni, mądra kobieta, nie wchodzi w dyskusję, kiwa tylko głową nad tymi wspaniałymi pomysłami. Powie mi potem, że miała męża, dwóch braci i co jeden, to był mądrzejszy, więc nauczyła się taktyki przez te lata.

– Pomóż mi je zapędzić do ich kąta, zastawię deską.

Reklama

Łatwiej powiedzieć niż wykonać. Niesforne to bardzo i ruchliwe jak żywe srebro, włażą w najdziwniejsze kąty i zakamarki, skąd trudno je wydostać, a potem drą się wniebogłosy, kwoki zaś ganiają jak oszalałe, dziobią nie na żarty i biją skrzydłami.

– Jeśli chodzi o drób, to proboszcz ma fioła – zdradza mi gospodyni w chwili zdenerwowania na brata. – Parę tygodni walczył co wieczór w kurniku, bo sobie wymyślił, jak powinny kury siedzieć na grzędzie, żeby był porządek. Według starszeństwa czy koloru, sama nie wiem. Właził co wieczór i rejwach zaczynał się w kurniku, bo za nic nie chciały go słuchać. Porządkował, przesadzał, a potem jeszcze sprawdzał. Nagradzał te, co go słuchały, a karał oporne. Oczywiście, przemawiał, perswadował, wyjaśniał. Dobrze, że nikt z obcych go nie widział wtedy ani nie słyszał, bo powiedzieliby, że nienormalny. Teraz będzie kaczki dzikie udomawiał i krzyżował. Może on i całkiem normalny nie jest.

– Kto nie całkiem normalny? Obgadujesz mnie?

– Mówię tylko, że proboszcz i kanonik, a chodził co wieczór kury rewidować.

– Złośliwa jesteś. A myślisz, że on wie, co znaczy rewidować kury? Wiesz?

Nie wiedziałem, ale się dowiedziałem. Tak się kiedyś sprawdzało, czy kura ma jajko, żeby nie zgubiła gdzieś. Proboszcz tak nie robił, bo nie było potrzeby, o co innego szło, ale gospodyni specjalnie tak to przedstawia. Chodziło o to, czy uda się z zewnątrz zmienić hierarchię w stadzie, na ile taka ingerencja może być skuteczna.

– Chciałem zaburzyć naturalny układ – powiedział. – Byłem blisko, tylko zrozumienia od nikogo. A z kaczkami uda się na pewno.

Reklama

Wszyscyśmy byli ciekawi. Zaczęło się od niedobrego przykładu, te dzikie pierwsze znalazły drogę do stawu, a za nimi poszły i te domowe. Kwoki szalały na brzegu z niepokoju. Biegały, próbowały wchodzić do wody, darły się w swoim języku i choć niezrozumiały dla ludzi, słychać w nim było trwogę prawie śmiertelną. Żal było słuchać. Proboszcz przybył z odsieczą niepokojowi kur. Długą gałęzią przeganiał maleństwa z wody i przypędzał na podwórko ku zadowoleniu kwok. Nie na wiele się to zdało, bo jak tylko znikał za drzwiami plebanii, one sobie tylko znanymi ścieżkami wracały tam pośpiesznie, nie chcąc grzebać w ziemi i naśladować przybranych mam. Kwoki nie miały wyjścia, musiały się przyzwyczaić, choć pewnie całym wysiłkiem woli i rozumu swojego pojąć nie mogły, co za dziwolągi im się wylęgły tej wiosny. Zniechęcone poddały się po pewnym czasie. Problem się zaczął, kiedy kaczątka się opierzyły i zaczęły fruwać. Znikały na coraz dłużej, ale wracały na podwórko. Kościelny proponował, żeby podciąć im skrzydła, to zostaną z konieczności, a tak to tylko wracają na żarcie i znikają.

– Kiedyś znikną na dobre – przepowiadał.

– Żadnego gwałtu na naturze. Nie podstępem i zniewoleniem, ale wychowaniem osiąga się najlepsze rezultaty.

Kościelny wiedział swoje i na te pedagogiczne mądrości kiwał tylko głową.

– Zobaczymy, na czyje wyjdzie – dodawał filozoficznie.

Jak dotąd proboszcz święcił tryumfy i demonstrował kościelnemu. Brał wiaderko, że niby z żarciem, dzwonił o nie i wołał: taś, taś, taś. I za moment z furkotem skrzydeł i kwakaniem sfruwało stado ze stawu wprost pod proboszczowskie nogi.

– No widzisz, jakiś mądry. Co ty będziesz jakieś tam ludowe przekonania nauce ścisłej przeciwstawiał. Poczytałbyś Lorenza.

– Ja tam swoje wiem. Dzikie to dzikie i takie pozostanie, choćby nie wiem co. A te też pójdą, jak im proboszcz skrzydeł nie podetnie albo ich nie zamknie.

I każdy pozostawał przy swoim. Gospodyni przychylała się do opinii kościelnego. Chciała, żeby choć jedną parkę zamknąć do dorosłości.

– I niechby jaja złożyły. Nasadzi się i może z nich byłby dopiero jaki pożytek.

– O oporni. „Jakże nieskore są wasze serca do wierzenia!”. – Cytował im proboszcz Ewangelię, parafrazując werset z zupełnie innych okoliczności, i próbował przekonywać do swojej teorii kolejny raz, ale słuchać nie chcieli.

Reklama

– Trudno, trzeba się pogodzić ze stratą. – Gospodyni ucinała dalszą dyskusję i szła do swoich obowiązków, żeby zejść z oczu, nie kłócić się i nie denerwować. Nawet szła wtedy pielić ogródek, czego serdecznie nie znosiła. Proboszcz jednak nic sobie z tego nie robił, ufny w swoje przekonania. Codziennie chodził nad staw z brewiarzem, a po południu z różańcem. W przerwach rzucał im okruchy, a kiedy się zbiegały w jedno miejsce, wygłaszał im pogadanki. Wszyscy byli zadowoleni.

– Święty Franciszek kazania głosił do ryb nawet i dzikiego wilka przekonał. To nic dziwnego, że proboszcz zajmuje się każdym stworzeniem Bożym.

Usprawiedliwiał te swoje wizyty nad stawem wobec gospodyni. Wiele spraw i wydarzeń codziennych odwracało uwagę od kaczek. W Kościele to czas Pierwszych Komunii św., wyjazdów. W gospodarstwie Bromba zachorowała i o mało co by się nie przejechała, jak mówił proboszcz, bo nażarła się mokrej trawy i czegoś tam jeszcze. Belowało ją, rozdęło do nieprawdopodobnych rozmiarów. Ludzie się zbiegli, ktoś tam radził przebić bok, żeby ratować krowę. Proboszcz chciał czekać na weterynarza, ale czas naglił. Uciekłem, nie mogłem patrzeć, jak się zwierzę męczy, i nie wyobrażałem sobie widoku, jak ją będą przebijać. A kaczki? Kto miał głowę do kaczek. Z końcem lata te dzikie przepadły. Na zaczepki kościelnego proboszcz niezmiennie spokojnie odpowiadał.

– Wrócą, wrócą, zobaczysz. Trochę świata poleciały zobaczyć, ale zaraz będą.

Raz czy dwa pojawiły się jesienią po dwie, trzy pary i znowu znikały. Na wiosnę kilka się zjawiło, jak zwykle na rzece, ale czy to były te proboszczowskie, kto wie? Proboszcz miał już nowe pasje.

2025-04-14 14:19

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Postu z żałobą alians

Wiosna tego roku przychodziła na raty, a może nawet wstydliwie, nieśmiało i ukradkiem niejako, kapryśnie. Jak płocha sarna pokazywała się na chwilę i zapadała się pod ziemię w kolejnym zagajniku. Sople co prawda płakały rzewnymi łzami przed południem, ale na drugi dzień były jeszcze dłuższe i bardziej śpiczaste. Bez się niecierpliwił zielonymi kulkami, a potem zastygał, jakby się wstydził swojego pośpiechu. I tak to trwało niepewne i zmienne, za dnia obiecywało, by w nocy się wycofać. Kościelny coś rano mówił o kretach i że to niechybny znak, że to już tuż-tuż. A proboszcz zniecierpliwiony od rana, nie wiadomo czemu, cierpko zauważył:
CZYTAJ DALEJ

Szkaplerz „kołem ratunkowym”

Szkaplerz to najpopularniejsza obok Różańca świętego forma pobożności maryjnej. Historia szkaplerza sięga góry Karmel w Ziemi Świętej, kiedy to duchowi synowie proroka Eliasza prowadzili tam życie modlitewne. Było to w XII wieku. Z powodu prześladowań ze strony Saracenów bracia Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel przenieśli się do Europy i dali początek zakonowi zwanemu karmelitańskim. W południowej Anglii w Cambridge mieszkał pewien bogobojny człowiek - Szymon Stock, generał zakonu, który dostrzegając grożące zakonowi niebezpieczeństwa, modlił się gorliwie i błagał Maryję, Najświętszą Dziewicę, o pomoc. Pewnej nocy, z 15 na 16 lipca 1251 r., ukazała mu się Najświętsza Panienka w otoczeniu aniołów. Szymon otrzymał od Maryi brązowy szkaplerz i usłyszał słowa: „Przyjmij, Synu najmilszy, szkaplerz Twego zakonu jako znak mego braterstwa, przywilej dla Ciebie i wszystkich karmelitów. Kto w nim umrze, nie zazna ognia piekielnego. Oto znak zbawienia, ratunek w niebezpieczeństwach, przymierze pokoju i wiecznego zobowiązania”. Od tamtej pory karmelici noszą szkaplerz, czyli dwa prostokątne skrawki wełnianego sukna z naszytymi wyobrażeniami Matki Bożej Szkaplerznej i Najświętszego Serca Pana Jezusa, połączone tasiemkami. Słowo „szkaplerz” pochodzi od łacińskiego słowa „scapulae” (plecy, barki) i oznacza szatę, która okrywa plecy i piersi. Papież Pius X w 1910 r. zezwolił na zastąpienie szkaplerza medalikiem szkaplerznym. Do wielkiej Rodziny Karmelitańskiej chcieli przynależeć wielcy tego świata - królowie, książęta, możnowładcy, ale i zwykli, prości ludzie. Dzięki papieżowi Janowi XXII - temu samemu, który wprowadził święto Trójcy Świętej i wyraził zgodę na koronację Władysława Łokietka - szkaplerz stał się powszechny. Papież miał objawienia. Matka Boża przyrzekła szczególne łaski noszącym pobożnie szkaplerz karmelitański. A Ojciec Święty ogłosił te łaski światu chrześcijańskiemu bullą „Sabbatina” z dnia 3 marca 1322 r. Bulla mówiła o tzw. przywileju sobotnim. Szczególne prawo do pomocy ze strony Maryi w życiu, śmierci i po śmierci mają ci, którzy noszą szkaplerz. Jest to niejako suknia Maryi, czyli znak i nieomylne zapewnienie macierzyńskiej opieki Matki Bożej. Kto nosi szkaplerz karmelitański, ten otrzymuje obietnicę, że dusza jego wkrótce po śmierci będzie wyzwolona z czyśćca. Stanie się to w pierwszą sobotę miesiąca po śmierci. Oczywiście, pod warunkiem, że ta osoba nosiła szkaplerz w należytym duchu i żyła prawdziwie po chrześcijańsku, zachowała czystość według stanu i modliła się modlitwą Kościoła. Jan Paweł II pisał do przełożonych generalnych Zakonu Braci NMP z Góry Karmel i Zakonu Braci Bosych NMP z Góry Karmel, że w znaku szkaplerza zawiera się sugestywna synteza maryjnej duchowości, która ożywia pobożność ludzi wierzących, pobudzając ich wrażliwość na pełną miłości obecność Maryi Panny Matki w ich życiu. „Szkaplerz w istocie jest «habitem» - podkreślał Ojciec Święty. - Ten, kto go przyjmuje, zostaje włączony lub stowarzyszony w mniej lub więcej ścisłym stopniu z zakonem Karmelu, poświęconym służbie Matki Najświętszej dla dobra całego Kościoła. Ten, kto przywdziewa szkaplerz, zostaje wprowadzony do ziemi Karmelu, aby «spożywać jej owoce i jej zasoby» (por. Jr 2, 7) oraz doświadczać słodkiej i macierzyńskiej obecności Maryi w codziennym trudzie, by wewnętrznie się przyoblekać w Jezusa Chrystusa i ukazywać Jego życie w samym sobie dla dobra Kościoła i całej ludzkości” (por. Formuła nałożenia szkaplerza). Papież Polak od wczesnych lat młodości nosił ten znak Maryi. I zawsze zaznaczał, jak ważny w jego życiu był czas, gdy uczęszczał do kościoła na Górce (Karmelitów) w Wadowicach. Szkaplerz przyjęty z rąk o. Sylwestra nosił do końca życia. (Szkaplerz św. Jana Pawła II znajduje się w klasztorze Karmelitów w Wadowicach.) W orędziu z okazji jubileuszu 750-lecia szkaplerza karmelitańskiego pisał, że szkaplerz „staje się znakiem przymierza i wzajemnej komunii między Maryją i wiernymi, a w rezultacie konkretnym sposobem zrozumienia słów Jezusa na krzyżu do Jana, któremu powierzył swą Matkę i naszą duchową Matkę”. Matka Boża, kończąc swe objawienia w Lourdes i w Fatimie, ukazała się w szatach karmelitańskich jako Matka Boża Szkaplerzna. Wszystkie osoby noszące szkaplerz karmelitański mają udział w duchowych dobrach zakonu karmelitańskiego. Ten, kto go przyjmuje, zostaje na mocy jego przyjęcia związany mniej lub bardziej ściśle z zakonem karmelitańskim. Rodzinę Karmelu tworzą następujące kręgi osób: zakonnicy i zakonnice, Karmelitańskie Instytuty Życia Konsekrowanego, Świecki Zakon Karmelitów Bosych (dawniej zwany Trzecim Zakonem), Bractwa Szkaplerzne (erygowane), osoby, które przyjęły szkaplerz i żyją jego duchowością w różnych formach zrzeszania się (wspólnoty lub grupy szkaplerzne) oraz osoby, które przyjęły szkaplerz i żyją jego duchowością, ale bez żadnej formy zrzeszania się. Do obowiązków należących do Bractwa Szkaplerznego należy: przyjąć szkaplerz karmelitański z rąk kapłana; wpisać się do księgi Bractwa Szkaplerznego; w dzień i w nocy nosić na sobie szkaplerz; odmawiać codziennie modlitwę zaznaczoną w dniu przyjęcia do Bractwa; naśladować cnoty Matki Najświętszej i szerzyć Jej cześć. Modlitwa do Matki Bożej Szkaplerznej O najwspanialsza Królowo nieba i ziemi! Orędowniczko Szkaplerza świętego! Matko Boga! Oto ja, Twoje dziecko, wznoszę do Ciebie błagalne ręce i z głębi serca wołam do Ciebie: Królowo Szkaplerza, ratuj mnie, bo w Tobie cała moja nadzieja. Jeśli Ty mnie nie wysłuchasz, do kogóż mam się udać? Wiem, o dobra Matko, że Serce Twoje wzruszy się moim błaganiem i wysłuchasz mnie w moich potrzebach, gdyż Wszechmoc Boża spoczywa w Twoich rękach, a użyć jej możesz według upodobania. Od wieków tak czczona, najszlachetniejsza Pocieszycielko utrapionych, powstań i swą potężną mocą rozprosz cierpienie, ulecz, uspokój mą zbolałą duszę, o Matko pełna litości! Ja wdzięcznym sercem wielbić Cię będę aż do śmierci. Na twoją chwałę w Szkaplerzu świętym żyć i umierać pragnę. Amen.
CZYTAJ DALEJ

Świdniccy klerycy na jubileuszu seminarzystów

2025-07-16 13:48

[ TEMATY ]

Rzym

rok jubileuszowy

seminarzyści

wsd świdnica

Jubileusz 2025

Archiwum prywatne

Alumni podczas pielgrzymki ulicami Rzymu

Alumni podczas pielgrzymki ulicami Rzymu

W Roku Jubileuszowym pod koniec czerwca do Rzymu przybyli seminarzyści z ponad 50 krajów świata, aby wspólnie modlić się, słuchać papieskiego nauczania i umacniać wiarę przy grobach apostołów.

Wśród nich znaleźli się również alumni świdnickiego seminarium duchownego wraz z księżmi przełożonymi.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję