W chwili, gdy piszę te słowa, liczba ofiar konfliktu w Strefie Gazy przekroczyła 60 tys. osób, a 97% z nich zginęło po stronie palestyńskiej. Ponad 2 mln ludzi jest stłoczonych na terenie odpowiadającym powierzchnią podwarszawskiemu Otwockowi. Zniszczonych lub uszkodzonych jest siedem na dziesięć budynków. Brakuje dostępu do wody, żywności i leków. Ludzie umierają z powodu głodu i jego następstw.
Za 2 miesiące – 7 października – miną 2 lata od brutalnego ataku palestyńskiego Hamasu na izraelskich cywilów i żołnierzy. Miał on niewątpliwe znamiona zbrodni wojennej. Według danych izraelskich, zginęło w nim niemal 1,2 tys. osób (ok. 800 z nich to cywile), porwanych zostało 251 osób. Rozpoczął on kolejną, być może najbardziej tragiczną w skutkach eskalację konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Eskalację, bo karuzela przemocy trwa już niemal 100 lat, a jej końca nie widzą nawet najbardziej radykalni optymiści. Dlaczego „najbardziej tragiczną”? Bo brutalność odpowiedzi Izraela – dysponującego nieporównywalnie większym potencjałem militarnym niż Hamas czy jakikolwiek z bliskowschodnich sąsiadów – przekroczyła wszelkie granice proporcjonalności, co stawia władze żydowskiego państwa przed solidnie uzasadnionymi zarzutami o zbrodnie ludobójstwa.
Co się dzieje w Strefie Gazy, że państwu, które przez dekady kojarzyło się w Europie głównie z dziedzictwem ofiar Holokaustu, stawia się teraz tak poważne zarzuty?
Pomóż w rozwoju naszego portalu