Jestem bardzo szczęśliwy, że dostąpiłem wielkiej łaski przebywania choć przez krótki moment w obecności Ojca Świętego. Takiego spotkania nie zapomina się do końca życia.
Pierwszą myślą, kiedy Papież pojawił się w Sali Klementyńskiej Pałacu Apostolskiego, był podziw dla siły wewnętrznej, która pozwala tak dzielnie znosić wielkie cierpienie. Jan Paweł II
daje zupełnie niezwykłe i ludzkim rozumem niepojęte, piękne świadectwo, z jaką godnością należy znosić trudy choroby i ograniczenia ciała. To jest także wielki przykład
dla młodych, jaką muszą wyrobić w sobie determinację ducha do działania według Ewangelii w życiu, mimo przeciwności.
Druga myśl, która mną zawładnęła, to świadomość przebywania z PIOTREM. Wtedy przed oczami stanęła ewangeliczna scena, kiedy Chrystus mówi św. Piotrowi, że to na nim, niczym na skale, będzie
oparty Kościół Boży. Może brzmi to patetycznie, ale jest to wspaniałe uczucie ucałować ręce człowieka, któremu została dana od Chrystusa rzeczywista władza podejmowania decyzji w Kościele:
„I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie” (Mt 16,
19). Wracając z pielgrzymki do grobów apostolskich, mogłem w duszy powiedzieć: „widziałem Piotra” (videre Petrum).
Mariusz Książek
Z Ojcem Świętym Janem Pawłem II spotykaliśmy się już wielokrotnie, ale to przyjęcie nas w Sali Klementyńskiej pozostanie nam na zawsze w pamięci. Dlaczego? Ponieważ odnieśliśmy wrażenie,
jakbyśmy ucałowali rękę świętej osoby, żywej relikwii. Nie krył bowiem Ojciec Święty swojego cierpienia, co więcej, sprawiał wrażenie, jakby przyjął na siebie cierpienia wielu. Tak po ludzku mówiąc, miałby
już prawo odpocząć, spokojnie chorować, on tymczasem swoim cierpieniem daje nam świadectwo o sensie ofiary z życia do końca. Dlatego teraz jeszcze bardziej upodobnił się do cierpiącego
Chrystusa, a także do św. Ojca Pio, który całe życie mocował się ze złem; nawracając czy uzdrawiając innych, przejmował na siebie ich cierpienia lub choroby.
Kiedy powiedzieliśmy do niego: „Ojcze Święty, bronimy każdego poczętego życia”, on wówczas ogarnął nas swoim bystrym spojrzeniem i wyciągnął rękę do błogosławieństwa. Widać
było, że dotknęliśmy najbardziej czułej strony Jego posługi: obrony prawa do życia nienarodzonych. Patrząc może ostatni raz z tak bliska na jego kruchość fizyczną, doświadczyliśmy również prawdy
o eschatologicznej wizji chrześcijaństwa, o tym, że nie żyjemy dla tego świata, że ten świat ma być jedynie drogą do Ziemi Obiecanej. Dlatego także teraz, kiedy Papież cierpi, gaśnie
w oczach, zdumiewa jego nieustanne świadectwo wiary, to niewzruszone przekonanie, że powinien do końca być pierwszym świadkiem Chrystusa na ziemi.
Elżbieta i Czesław Ryszkowie
Było to moje kolejne, trzecie tak bliskie spotkanie z Ojcem Świętym na Watykanie. Dostąpienie tego zaszczytu bezpośredniego kontaktu z Papieżem Polakiem odebrałam jako szczególny
dar Bożej Opatrzności, zwłaszcza że do końca nie było wiadomo, czy do niego dojdzie. Spotkania z Ojcem Świętym są zawsze niezwykłe. Właściwie nawet trudno te przeżycia opisać słowami. Cieszyłam
się jak dziecko, zresztą tak jak wszyscy pielgrzymi, którym dane było być blisko Namiestnika Chrystusowego.
Różne są ludzkie reakcje: jedni płaczą, nie mogąc ukryć wzruszenia, twarze innych nabierają niecodziennego blasku, promienieją szczęśliwym uśmiechem. Przed każdym spotkaniem z Papieżem
przeżywam jakąś tremę, o wiele inną i o wiele większą niż przed najważniejszym szkolnym egzaminem, ale gdy już zobaczę Ojca Świętego, wszystko zamienia się w ogromną
radość i szczęście. Tak było i tym razem. Uklęknęłam przed obliczem Jana Pawła II, całując Jego dłoń. Drżącym głosem poprosiłam o błogosławieństwo dla mojej rodziny,
a On spojrzał tym swoim jedynym, przenikliwym wzrokiem i pobłogosławił. A potem zrobił ten swój niepowtarzalny, wyjątkowy gest dotykając mojej twarzy. Raz jeszcze ucałowałam
kruchą, ojcowską dłoń, dziękując za dar tego spotkania i za błogosławieństwo.... Chyba mało jest w życiu chwil, których nie oddałoby się nikomu i za żadne
skarby świata. Ta - z pewnością do takich należała...
Agnieszka Raczyńska-Lorek
Pomóż w rozwoju naszego portalu