Reklama

Imiona bohaterów zostały zmienione na ich życzenie.

Byłem Zły

Raz koleżance wbiłam w rękę naostrzony ołówek. W ręce został grafit. Na lekcjach byłam nieobecna, patrzyłam w okno. Jak ktoś zwrócił mi uwagę, odpowiadałam „Spier...”. Wtedy myślałam tylko o tym, co zastanę, jak wrócę do domu. Uciekłam. Zaczęłam ćpać i kraść...

Niedziela warszawska 1/2004

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Agnieszka siedzi w pokoju terapeutycznym Karanu przed panią Elą. Na taką otwartość zdobyła się chyba po raz pierwszy w życiu.
Ojca zna z opowieści babci. Często pił, potem bił mamę i ją, kiedy płakała. W końcu zostawił je, kiedy ona miała 3 latka. Po rozwodzie pić zaczęła też mama. Do domu wracała nocami w towarzystwie różnych adoratorów. Agnieszka wpadała w histerie, za co mama wyrzucała ją za drzwi mieszkania, bez względu na porę dnia. O tym mieszkaniu wokół mówiono, że chyba żyje w nim szatan. Babcia wiecznie narzekała, wyzywała tak samo swoją córkę, jak i wnuczkę. Awanturował się też pijany dziadek. Agnieszka pamięta, jak ganiał z nożem mamę i babcię po mieszkaniu. Siedziała wtedy w kącie i dostawała spazmów. Sąsiedzi często dzwonili na policję. Raz chciała zrobić to babcia, ale mama przegryzła sznur od telefonu.
W domu dla Agnieszki najtrudniejsza była nieobecność mamy. - Czułam się samotna i odepchnięta - opowiada. - Siedziałam sama w pokoju. Włączyłam wieżę, słuchałam muzyki, pisałam, leżałam. Mama nie wracała do domu. Bałam się co się z nią dzieje. Miała jakiegoś mężczyznę. Dostawała telefon na komórkę o 9-10 wieczorem. Łóżko było już pościelone. Ja oglądałam telewizję. Byłam spokojna, że mama pójdzie spać i ja będę mogła położyć się przy niej. Po telefonie zaczęła zbierać się do wyjścia. Nie zważała, że płaczę i proszę: „Zostań, boję się o ciebie, za późno żebyś wychodziła”. Nie słuchała mnie, kłóciła się przy tym z babcią. Dochodziło do bijatyk z dziadkiem. Jak babcia chciała się wtrącić, została pchnięta na ścianę - opowiada Agnieszka.
Z czasem awantury nieco przycichły, ale mama Agnieszki rzadko nocowała w domu. Zadawała się z różnymi mężczyznami. Po jednym znajomym został trwały ślad - blizna na plecach od noża. - Mama nie wracała po kilka dni. Babcia mówiła wtedy, że pewnie już nie żyje. Wyzywała mamę, że nie potrafiła wychować córki. Mówiła, że zabiorą mnie do domu dziecka, bo ona nie ma już siły mną się zajmować. Tak było cały czas. Zawsze bałam się o mamę, że nie wróci. Pomimo tego, że często biła mnie sznurem od żelazka, kiedy wpadała w złość i histerię - wspomina Agnieszka.

Wbijałam koleżankom długopisy w plecy

Agnieszka nie wytrzymywała sytuacji w domu. Problemy pojawiły się w szkole. Okładała dzieci pięściami, przewracała je, wbijała w plecy długopisy albo podbiegała z tyłu, łapała za szyję i „dusiła”. Raz koleżance wbiła w rękę naostrzony ołówek. W ręce został grafit. Na każde pytanie rówieśników odpowiadała: „Spier..., bo ci zaraz...”. Pyskowała też nauczycielom. Uważano ją za najgorsze dziecko w szkole. Nikomu nie opowiadała o swoich problemach w domu, zamykała się w sobie. Nikt ją o nic nie pytał. Wszystko zaczęło się obracać przeciwko niej. Chłopcy okładali ją po głowie piórnikami i butelkami. Klasa skandowała „Jesteś głupia!”. Nauczyciele tylko uśmiechali się i cicho mówili: „No, już przestańcie”. Po szkole Agnieszka snuła się bez sensu ulicami. Chodnikiem szła tak, żeby uderzyć łokciem mijaną osobę. Kiedy napotykała karcący wzrok, narastało w niej poczucie winy. Jeździła bez celu po mieście autobusami. Nie chciała wracać do domu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Ucieczka

Reklama

Amfetamina pomogła jej poczuć się dobrze. Jak wzięła dawkę, czuła że może wszystko, że nic ją już nie boli. - Patrzyłam w lustro i widziałam idealną siebie. Kiedy schodził narkotyk czułam się fatalnie, dwa razy gorzej niż przed wdychaniem - wspomina Agnieszka. Babci podbierała pieniądze odkładane na domowe opłaty. Kiedy ukradła 150 zł, uciekła z domu. - Nie było mnie 2 miesiące albo więcej. Brałam narkotyki. Błąkałam się zmarznięta, głodna, brudna. Pukałam do obcych drzwi. Zwykle słyszałam: „Wypie... ćpunie” i inne wyzwiska. Jeszcze jak to wspominam czuję się strasznie - mówi Agnieszka. Trafiła do pogotowia opiekuńczego. - Tam chcieli mi pomóc, ale wychodziłam i nie wracałam na noce, ćpałam. Załatwili mi detoksy i już tego samego dnia po powrocie zaczynałam ćpać - wspomina. Na detoksie Agnieszka poznała Magdę. - Ona brała przez 4 lata dożylnie heroinę. Kiedy się naćpałyśmy i potrzebowałyśmy pieniędzy to kradłyśmy. Spróbowałam i ja przejść na heroinę. Strasznie mnie skręcał ból. Wróciłam do amfetaminy - opowiada.
Agnieszka trafiła do młodzieżowego ośrodka pomocy Karan. Tutaj doznała troski i ciepła. Pani Ela jest dla niej dużym autorytetem, zdobyła jej zaufanie. - Chcę się zmienić. Wyleczyć z narkomanii, odzyskać to, co straciłam. Chciałabym pomagać innym ludziom z podobnymi problemami. Chciałabym studiować psychologię - mówi pewnie Agnieszka. - Jak będzie indywidualne nauczanie to obiecuję ci, że ty też będziesz chodzić. Możesz kiedyś założyć fundację, żeby pomagać innym - zachęca pani Ela. Agnieszka jest tu dopiero od dwóch miesięcy. Widać u niej zmiany na lepsze. Stara się być miła, uśmiecha się. Te zmiany następują tak szybko, że koledzy z terapii posądzają ją, że jest nieautentyczna. - Ściemniasz, cukrujesz, żeby zwrócić na siebie uwagę pani Eli - ocenia jej zachowanie Michał. Chłopak po narkotykowym odwyku przebywa w Karanie od 6 miesięcy. Wychował się w rodzinie naukowców, może dlatego brakuje mu zrozumienia dla innych. Agnieszkę bolą te osądy. Jest dziewczyną bardzo wrażliwą i ambitną. - Kiedy teraz terapeutka opowiada mi jak się zachowywałam to strasznie mi wstyd. Po 2 miesiącach widzę duże zmiany u siebie: umiem opanować swoje emocje, nie przeklinam, staram się nie manipulować sobą i innymi, nauczyłam się sprzątać, prać, prasować, dbać o siebie - opowiada z dumą.

Trening zastępowania agresji

Agnieszka uczestniczyła w kilku zajęciach Art-u, czyli Treningu Zastępowania Agresji. Wyjście z agresji wymaga udziału w wielu takich treningach. - Ta metoda opiera się na zasadzie powiedz mi, a zapomnę, pokaż mi a zapamiętam, ale pozwól mi przeżyć to zrozumiem - mówi Ela Łyczewska, kierownik Centrum Interwencji Kryzysowej, certyfikowany trener Treningu Zastępowania Agresji. Zajęcia polegają na nauce społecznie akceptowanego sposobu rozwiązywania problemów, uczą postaw asertywnych poprzez wielokrotne ćwiczenie pewnych scenek według ściśle ustalonych kroków. Dzieci odgrywają sceny, które zdarzało im się przeżywać: w szkole, na podwórku, w domu. Biorą w nich udział osoby, które same zgłoszą się do odgrywania ról. W metodzie Art dziecko wie, według jakiego schematu ma postępować. Dzieci, które nie biorą udziału w scenie obserwują grę, a potem dzielą się refleksjami, omawiają grę aktorów. Uczestnicy Art-u uczą się stawić czoła tej sytuacji ponownie, ale już według schematu jak ta scenka powinna się potoczyć, jaki powinien być jej efekt. Istotne jest nauczenie bilansowania zysków i strat, a więc pokazanie, że dobre zachowanie przynosi korzyści, a złe straty.
- Dzieci są często zaczepiane przez swoich rówieśników, np. dlatego, że są gorzej ubrane niż oni. Na świetlicę przychodzi 40 dzieci. Niektóre trenują wychodzenie z agresji już drugi rok - mówi Joanna Woźnicka-Wąsek, kierownik świetlicy Karan. - Kiedy jakaś dziewczyna zaczepia mnie, że mam brzydkie ciuchy, to już nie zwracam na nią uwagi, aż się znudzi tym zaczepianiem - mówi Marta.
Kamila najpierw była uczestnikiem treningu Art, teraz jest instruktorem młodzieżowym. - Sama miałam bardzo duże problemy ze swoją agresją. Źle życzyłam innym, byłam bardzo wybuchowa. Czułam się niedowartościowana. Nie chciałam pokazywać innym swoich uczuć, bałam się, że mnie skrzywdzą. Łatwo było mnie zdenerwować. Na Arc-ie zobaczyłam, że to jest mój problem. Osoby, które znały mnie dawniej teraz są zaskoczone, że tak się zmieniłam - mówi Kamila. Z koleżanką otrzymała propozycję otworzenia Klubu, w którym prowadziłyby treningi Art-u.
- Najtrudniej jest wyprowadzić z agresji dzieci, które doświadczyły molestowania czy wykorzystywania seksualnego przez swojego ojca - opowiada Elżbieta Łyczewska. - Czasem potrzeba roku, aby zaczęły mówić o swoim problemie. Trzeba z nimi pracować około dwóch lat. Takie problemy zdarzają się nie tylko w rodzinach patologicznych. Mieliśmy dziecko z rodziny inteligenckiej, wykorzystywane seksualnie przez ojca, który potem podawał mu narkotyk. Czasem opowieści dzieci są tak wstrząsające, że muszę wyjść na godzinny spacer, żeby móc dalej z nimi rozmawiać - mówi Łyczewska.
Trening Zastępowania Agresji wywodzi się z USA. Przystosowany został specjalnie do warunków polskich. Prowadzenie Art-u kosztuje niewiele. Mamy dużo zgłoszeń i chcemy, aby w każdej szkole był klub i świetlica, gdzie dzieci będą mogły porozmawiać o swoich problemach i otrzymać pomoc. Metoda wymaga kilku przeszkolonych osób, dobrych chęci i trochę miejsca w szkole.

Dla zainteresowanych podajemy kontakt do placówki:
Katolicka Fundacja Pomocy
Osobom Uzależnionym i Dzieciom - Karan,
ul. Skaryszewska 12, 03-802, tel./fax (0-22) 670-15-59,
www.karan.pl,
e-mail: karan@karan.pl

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

#LudzkieSerceBoga: Ktoś oddał za ciebie życie w ten sposób

[ TEMATY ]

#LudzkieSerceBoga

Episkopat.pl

Serce Jezusa, krwawa ofiaro grzeszników… „Człowiek z miasteczka Nazaret, sprawca tego wszystkiego, nie był duchem. Jego ciało rozpięte na drzewie hańby naprawdę cierpiało męczarnie, o czym co dzień próbujemy zapomnieć” – pisał Czesław Miłosz w wierszu "Karawele".

Skazańca przybijano do krzyża w pozycji całkowicie nienaturalnej i niemożliwej do utrzymania z anatomicznego punktu widzenia. W pierwszych minutach wiszenia na krzyżu cały ciężar jego ciała spoczywał na mięśniach ud nóg zgiętych pod kątem około 45 stopni. Z powodu bólu oparcie się na przebitych stopach było praktycznie niemożliwe na dłużej niż kilka niepewnych chwil. Po kilku minutach występowały więc silne skurcze ud i łydek, a następnie, z powodu osłabienia mięśni kończyn dolnych, ciężar ciała przenosił się na barki, ramiona i nadgarstki – oczywiście niezdolne dłużej udźwignąć ciężaru całego ciała. Te więc ciągu kolejnych kilku minut ulegały one wyłamaniu ze stawów. Przez to kończyny górne wydłużały się o około 20 centymetrów. Teraz zaczynała się właściwa tortura.
CZYTAJ DALEJ

Błogosławiony od uczciwości - w niedzielę beatyfikacja Floriberta Bwana Chui

2025-06-10 13:19

[ TEMATY ]

beatyfikacja

Floribert Bwana Chui

Vatican Media

Floribert Bwana Chui

Floribert Bwana Chui

W niedzielę 15 czerwca w Bazylice św. Pawła za Murami w Rzymie odbędzie się beatyfikacja męczennika XXI wieku Floriberta Bwana Chui Bin Kositiego. Był on młodym Kongijczykiem związanym ze Wspólnotą Sant’Egidio, który oddał życie, sprzeciwiając się korupcji. Papież Franciszek nazwał jego postawę wzorem czystego serca i rąk.

Męczennik uczciwości
CZYTAJ DALEJ

Z pamiętnika pielgrzyma - dzień 4

2025-06-10 18:35

ks. Łukasz Romańczuk

Wczoraj zapomniałem powiedzieć o jednym ze świętych, który towarzyszył nam przez cala drogę. Gdy rozpoczynaliśmy wędrówkę z Sutri na placu była figura tego świętego. Podobnie w kościele, w którym sprawowaliśmy Mszę świętą tak żeby jego obraz i figura. Święty ten jest bardzo charakterystyczny ponieważ obok jego nóg jest świnia. Patrząc oddali na tę figurę myślałem że to Święty Roch a zwierzę pod jego stopami to pies. Przyjrzałem się jednak bliżej okazało się że jest to prosiaczek.

A wspomnianym świętym jest święty Antoni Opat, znany także jako Pustelnik. Swoje wspomnienie liturgiczne ma 17 stycznia a dlatego jest ukazywany z prosiaczkiem ponieważ według pewnej historii, gdy podróżował drogą morską pewna locha przyniosła do niego chory prosię, on uczynił na nim znak krzyża. Prosię wyzdrowiało. Co ciekawe dzisiejszy dzień, także jest z prosiakiem w tle. A związany jest on z sanktuarium, które mijaliśmy po drodze. Santuario Madonna della Sorbo. Swoje początki sakralne to miejsce ma w 1427 roku, kiedy to papież Marcin V przekazał to miejsce karmelitom. Według miejscowych opowieści krąży historia o objawieniu Matki Bożej i dlatego jest w tym miejscu kult maryjny Historia opowiada o człowieku z jedną ręką, który pasł świnie w dolinie Sorbo. Pewnego dnia, szukając jednej z zabłąkanych świń, znalazł ją w pobliżu jarzębiny, gdzie ukazała mu się Madonna. Maryja sprawiła, że ręka młodzieńca odrosła i powiedziała do niego: „Idź do wsi i przekonaj ich, aby zbudowali sanktuarium na tym wzgórzu. Każdy, kto przyjdzie tu w procesji, otrzyma moją łaskę. Jeśli ci nie uwierzą, pokaż im swoją rękę”. Nie znając tej historii, mogę powiedzieć, że Via Francigena pomaga, aby tę prośbę zrealizować. Do sanktuarium prowadzi 14 krzyży, na których znajdują się tabliczki z numerami stacji. Pierwszy krzyż czyli pierwsza stacja jest już około 3,5 km od sanktuarium. To idealny dystans, aby między poszczególnymi stacjami rozważać te ważne wydarzenia, związane z misterium naszego zbawienia. Idąc między stacjami była idealna przestrzeń, aby te 14 stacji odnieść do życia swojego oraz wydarzeń, które dzieją się obecnie w Kościele, świecie, czy też w sposób szczególny mnie dotykają. Takie myśli wypływające z serca i wlewające nadzieję. Żałuję tylko, że nie udało mi się ich nagrać, bo chętnie bym do nich jeszcze wrócił, a pamięć niestety bywa ulotna.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję