że na początku Wielkiego Postu nie mówi się o niczym innym tylko o „Pasji”. Przecież Wielki Post jest przeżywany w jej cieniu. Oczywiście, nie byłoby „pasyjności”, gdyby nie film.
Ale i sam film by nie wystarczył. Ważny jest także jego autor - gwiazda hollywoodzkich, a więc i globalnych produkcji. Mel Gibson.
Część środowisk, w tym także katolickich, krytycznie ocenia film. Krytyka idzie w dwóch kierunkach: za dużo cierpienia, a do tego cytowanie wprost Ewangelii i słów o winie, które - zdaniem krytyków
- mogą być pożywką antysemityzmu. Kuriozalna jest ta krytyka. No bo jak? Zrobić „Pasję” bez cierpienia?
Teoretycznie, a i praktycznie nawet by można. Wymyślono już nawet nazwę, raczkuje gałęź przemysłu.
Chodzi o eutanazję.
Rzeczywiście w eutanazji cierpienie schodzi na dalszy plan.
Ta sama pozostaje jedynie śmierć.
Wracając do krytyków filmu.
Choćbyśmy nie wiem jak „zamiatali pod dywan”, to fakt pozostaje faktem, czy nam się to podoba czy nie: Jezus cierpiał i to nawet bardzo.
Film Gibsona próbuje jedynie to zrekonstruować. Co do drugiego zarzutu. Pewnie. Da się okroić Ewangelię. Czynimy to na różne sposoby. I indywidualnie, w zaciszu swego życia, i zbiorowo, jako mniejsze
lub większe wspólnoty. Nawet powstają tłumaczenia na język politycznej poprawności, który nie wywołuje sporów. Jest uładzony, bez chropowatości. Tak tworzymy swoją własną ewangelię. Ale z Ewangelią Jezusa
Chrystusa takie nasze ewangelie często nie mają nic wspólnego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu