Chrześcijanin to człowiek przebaczenia; Bóg przebacza, a człowiek wierzący w tym przebaczaniu naśladuje swego Stwórcę. Bywa jednak i tak, że ktoś drwi sobie z Boga i chrześcijaństwa, ośmiesza prawdy wiary,
czy zasady postępowania. Gdy jednak chrześcijanie próbują protestować upominając się o swe prawa, nierzadko pada odpowiedź: „jako chrześcijanie powinniście przebaczać, nadstawiać drugi policzek”.
Czy rzeczywiście chrześcijaństwo to obojętność na zło i zgoda na jego czynienie?
Przed tygodniem zastanawiałem się nad tajemnicą Bożego miłosierdzia. Pytałem, czemu tak wiele wysiłków podejmuje Pan Bóg, aby doprowadzić nas do zbawienia. Dziś chciałbym pozostać jeszcze przy tej
tematyce. Miłosierdzie i przebaczenie - przymioty, które powinniśmy naśladować. Czy jednak rzeczywiście powinniśmy przebaczać „siedemdziesiąt siedem razy” czyli zawsze? Jak rozumieć
słowa Jezusa „nie stawiajcie oporu złemu”? Czym tak faktycznie jest ewangeliczne nadstawianie drugiego policzka? Na pewno wszystkich tych wypowiedzi nie wolno nam wyrwać z kontekstu; próbując
je poprawnie zrozumieć należy tak je czytać, jak zostały zapisane. Gdybyśmy bowiem oderwali je od całej sytuacji, moglibyśmy zmienić jej sens.
W katechizmie możemy znaleźć tzw. „grzechy cudze”; będzie do nich należało np. przyzwalanie na grzech, nie potępianie go, zachęcanie do grzechu, pochwalanie go.
Chociaż może się wydawać, że taki człowiek nie czyni nic złego, to właśnie ta obojętność sprawia, że staje się on poniekąd współwinny. Chrześcijanin bowiem nie może być obojętny; Chrystus nie pozostawia
tu żadnej wątpliwości. Mówi, że widząc brata czyniącego zło należy go upomnieć. Jeśli nadal grzeszy, trzeba do upomnienia wziąć jeszcze świadka albo dwóch. Należy „donieść Kościołowi”, a w
ostateczności wyłączyć takiego ze wspólnoty. W dzisiejszych czasach bardzo modna i wygodna jest postawa „nic mnie to nie obchodzi, to nie moja sprawa”. Tak naprawdę niewiele ma to wspólnego
z chrześcijaństwem. Na zło, grzech, niesprawiedliwość nie wolno nie reagować. Taka postawa byłaby właśnie niemym przyzwoleniem, zachętą do czynienia zła. Kościół - czy to instytucjonalny, czy każdy
człowiek wierzący - ma za zadanie świadczyć o Bogu i prawdzie, o wartościach obowiązujących w królestwie Bożym. Przebaczenia i miłosierdzia nie należy mylić z obojętnością. Gdzie więc tkwi różnica?
Jak rozdzielić jedno od drugiego?
Rzeczywiście, nie zawsze jest to łatwe. Idealnie byłoby, gdyby człowiek, któremu okazano miłosierdzie, widząc wyświadczone mu dobro, zmieniał swe postępowanie i nie wracał do grzechu. Owszem, zdarza
się tak, ale nie jest to regułą. Nieraz przebaczenie i darowanie kary bywa odbierane jako objaw słabości i może faktycznie stanowić swoistą zachętę do czynienia dalszego zła. Tu spotykamy się z problemem
moralnym - czy widząc brak nawrócenia mam przebaczać wiele razy i wręcz narażając się na kpiny? A może mam powiedzieć - miarka się przebrała, dotąd było miłosierdzie, odtąd będzie sprawiedliwość?
Tak nieraz nakazuje rozsądek. Tylko czy taki rozsądek jest zawsze wyrazem mocnej wiary i zaufania Bogu? Z drugiej strony - czy stałe przebaczanie i darowanie potrafi naprawić człowieka wyrachowanego
i bez skrupułów? Niestety, nie ma na to prostej odpowiedzi; nie ma recepty, czy regułki, którą w prosty sposób można zastosować do każdej życiowej sytuacji. Życie przecież jest bogatsze, niż wszelkie
normy i prawa. Tu właśnie przydaje się prawdziwa mądrość. Nie ta, która jest tylko sumą zdobytej wiedzy, wyuczonych zasad. Tu potrzebna jest mądrość płynąca z głębokiej wiary, z prawdziwego życia Ewangelią.
Tu potrzebne jest swoiste wyczucie, zrozumienie człowieka i jego motywów. Tu potrzeba rozeznania, jakie rozwiązanie przyniesie więcej korzyści. Nie wolno nam zbyt pochopnie zwalniać się z obowiązku przebaczania,
ale też nie możemy milcząco przyzwalać na zło, tłumacząc się zasadą nadstawiania drugiego policzka. Tu rzeczywiście potrzeba daru łaski Bożej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu