Tomasz Strużanowski: - Jak doszło do powstania Waszej Wspólnoty?
Dariusz Bielecki: - Wywodzimy się z Odnowy w Duchu Świętym. Po kilkunastu latach trwania w takiej grupie, za sprawą której odnowiła się nasza wiara, zrodziła się myśl, że powinniśmy iść dalej w swej formacji. Duży wpływ na tę decyzję miały rekolekcje prowadzone przez o. Władysława Wołoszyna, podczas których usłyszeliśmy katechezy o krzyżu.
Nasza Wspólnota powstała w 1993 r. Należą do niej ludzie wykonujący różne zawody, zarówno małżonkowie, jak i osoby, które nie założyły (lub jeszcze nie założyły) swoich rodzin. Jesteśmy zwykłymi ludźmi. Nie tworzymy enklaw. Pracujemy, chodzimy do teatru, na dyskoteki. Wyróżnia nas to, że w sercu przeżyliśmy doświadczenie spotkania ze zmartwychwstałym Chrystusem, ku któremu idziemy drogą miłości ukrzyżowanej.
- Dlaczego miłość „ukrzyżowana”? Skąd czerpiecie pewność, że to jest ta prawdziwa miłość, która daje szczęście?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- W świecie funkcjonuje bardzo wiele określeń miłości; pojęcie to jest często nadużywane. Dziś mówienie komuś o miłości nic jeszcze nie znaczy. Potrzebne jest uściślenie. Miłość ukrzyżowana to ta, którą ukochał nas Chrystus. To miłość do końca. Idąc konsekwentnie jej tropem, rezygnując z siebie, dochodzimy w końcu do zmartwychwstania. To miłość polegająca na bezinteresownym składaniu daru z siebie, bez oczekiwania czegoś w zamian. To miłość wyrażająca się w sprawach i wydarzeniach, których ten świat nie dostrzega, uznając je za nieważne. Tymczasem ona dokonuje się w takich drobiazgach, jak choćby codzienne przygotowanie dzieci do wyjścia do szkoły: nie chce mi się wstać, każda moja cząstka woła o jeszcze trochę snu, lecz przecież przygotowuję dzieciom śniadanie, pilnuję, by należycie przygotowane wyszły z domu. Dla świata dziecko oznacza zagrożenie dla ludzkiej wolności, dla korzystania z przyjemności. A dla miłości ukrzyżowanej jest to sytuacja normalna: daję, nie kalkulując, co będę miał w zamian.
- Na Waszej stronie internetowej (
- Z chwilą, gdy uznam swą małość i grzeszność, gdy uwierzę Chrystusowi i pójdę za Nim drogą, która wiedzie ku zmartwychwstaniu, ale wiedzie tam przez krzyż - moje życie bardzo się upraszcza. Znikają problemy związane z buntem wobec cierpienia, znikają pretensje wobec Pana Boga, znika paniczny strach przed cierpieniem. To nie znaczy, że od teraz mam na siłę szukać krzyża. Nie ma takiej potrzeby, bo on sam przyjdzie. Ważne jest to, że gdy przyjdzie, znajdzie mnie przygotowanego na jego przyjęcie. Ważne, że rozumiem, iż sam krzyż i samo zmartwychwstanie to jeszcze nie chrześcijaństwo. O chrześcijaństwie można mówić dopiero wtedy, gdy te dwa elementy zostaną przeżyte razem.
- Dlaczego czujecie potrzebę dzielenia się z innymi prawdą o krzyżu?
- Ponieważ widzimy, ilu ludzi cierpi i do końca swoich dni nie znajduje nadziei. Potrzebują oni świadectwa, że w krzyżu jest życie, że cierpienia, które ich dotyka, nie trzeba rozumieć - wystarczy wierzyć, że ono ma sens.
- Czym dla Was jest cierpienie?
Reklama
- Odkryliśmy, że cierpienie nie jest wcale czymś, co nas niszczy, przed czym trzeba uciekać. Z drugiej strony, nie jest też celem naszego życia. Przeciwnie - na cierpienie warto się otworzyć, przyjąć, uwielbić w tym Boga. Oddać je Chrystusowi, pójść za Nim w Jego doświadczeniu paschalnym - przejściu od Wielkiego Czwartku do poranku zmartwychwstania. Cierpienie wyzwala ze skoncentrowania na sobie. Co ważne, w pojęciu cierpienia mieści się również i to, które sami sobie sprawiamy przez swą grzeszność, słabość, małoduszność. Bo tacy jesteśmy - to cała prawda o nas. Przychodzimy do Boga z pustymi rękami… A On właśnie tu, w naszej słabości i grzeszności, uczynił sobie miejsce spotkania z nami. Tu dzieją się rzeczy najpiękniejsze…
- Stosunkowo łatwo jest zrozumieć cierpienie, jeśli przychodzi ono jako konsekwencja popełnionego przez nas zła, błędu. Co mamy jednak myśleć o tym cierpieniu, które przychodzi z przyczyn od nas niezależnych?
- Niedawno miałem wypadek. Na przejściu dla pieszych, na zielonym świetle, potrącił mnie samochód. Złamany kręgosłup, straszny ból, pokrzyżowane plany życiowe, niepewność, czy nie skończy się to trwałym uszczerbkiem na zdrowiu. Do wypadku doszło, kiedy szedłem na spotkanie Wspólnoty, niosąc wino na Eucharystię i winogrona na agapę. Kiedy odzyskałem przytomność, znajdowałem się w karetce, zakrwawiony, bez wina i winogron. Wino z rozbitej butelki zmieszało się z moją krwią, winogrona zostały zmiażdżone. Zrozumiałem, że to była moja Eucharystia, moja Pascha… Doświadczyłem przejścia Chrystusa przez moje życie; to On uzdolnił mnie do całkowitego przebaczenia człowiekowi, który mnie potrącił i był w 100 procentach winny spowodowania tego wypadku. To On sprawił, że spotkawszy go w sądzie, nie złorzeczyłem mu.
- Czy włączacie się w posługę na rzecz Waszej parafii?
- Staramy się służyć w parafii, podejmując wszelkie zadania wyznaczone przez proboszcza - czy to przygotowując młodzież do bierzmowania, czy budując ołtarz na Boże Ciało, czy organizując festyn parafialny. Inną formą posługi w parafii są cotygodniowe, otwarte dla wszystkich spotkania modlitewne. Służymy też chętnym modlitwą wstawienniczą i wysyłamy swoich członków do prowadzenia rekolekcji w parafiach (od redakcji: w kwietniu takie rekolekcje odbędą się m.in. w parafii Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny w Grudziądzu). Wydajemy też książki, stanowiące zapis prowadzonych przez nas w odstępach rocznych lub dwuletnich sesji tematycznych oraz płyty i kasety z pieśniami. Te ostatnie stanowią owoc rozważania Słowa Bożego; pomagają nam one w przekazywaniu naszego doświadczenia krzyża.
- Bardzo dziękuję za rozmowę.