Korzystając z okazji, że nad naszą „Niedzielą” pochylają się ludzie zdrowi i chorzy, nastawieni pokojowo do życia, ale też i ci walczący ze wszystkimi i o wszystko, angażujący się w sprawy społeczne i wobec wielu zupełnie obojętni - chciałbym dziś dotknąć pewnych problemów, o których głośno w mediach.
Pierwsza dotyczy ostatniego listu pasterskiego biskupów polskich w sprawie przeszczepiania ludzkich narządów wziętych tuż po biologicznym ustaniu pracy mózgu, co uznawane jest za śmierć człowieka. Kościół zachęca do zadeklarowania oddania swoich narządów wewnętrznych w przypadku biologicznej śmierci - nam już one nie będą potrzebne, a drugiemu być może przywrócą życie. Jest to największy dar - dar życia - jaki można dać bliźniemu. Jest już w naszym społeczeństwie wielu takich, którzy cieszą się życiem podarowanym im na nowo. Wszyscy zapewniają o ogromnej wdzięczności wobec ofiarodawcy potrzebnego im narządu i o systematycznej modlitwie za niego. A więc, jeżeli moglibyśmy wybierać między np. kremacją zwłok a ofiarowaniem swojego narządu osobie chorej - chyba warto zadecydować o tym drugim... Myślę, że na łamach „Niedzieli” będziemy częściej poruszać ten temat, bo Polacy dość niechętnie podchodzą do niego, uzasadniając swoje stanowisko bezczeszczeniem ciała człowieka umierającego. Tymczasem taka decyzja nie umniejsza godności ciała człowieka po jego śmierci - przeciwnie, wynosi ją na jeszcze wyższy poziom i świadczy o szerszym spojrzeniu na życie.
Inną zgoła sprawą, którą chciałbym dziś poruszyć, jest problem naszych odniesień do siebie nawzajem, problem szacunku do siebie i bliźniego, przede wszystkim tego najbliższego, a więc do współmałżonka, ojca czy matki, dzieci. Mimo otoczki prywatności, jest to sprawa niezwykle ważna z punktu widzenia kultury osobistej człowieka, której dajemy wyraz w innych środowiskach. Rzutuje też na nasz ogólny stosunek do świata - zamiast spokojnego i myślę, że mimo wszystko optymistycznego spojrzenia na życie, jesteśmy wszyscy przygnębieni, popadamy w stany beznadziejności i różnorodnych uzależnień, którymi próbujemy poprawiać sobie samopoczucie. A przecież nasze dusze pragną czystości i szczęścia, a w naszych sercach jest tak wiele miłości... Starajmy się przełamywać niechęć, zazdrość, w które tak często popadamy, starajmy się zapanować nad językiem, by nie padały z naszych ust słowa kłamliwe, oszczercze, krzywdzące, i próbujmy w tym niedoskonałym może bliźnim, postawionym na naszej drodze, dostrzec Chrystusa.
Jak wynika z badań statystycznych, ale i z obserwacji, nasze społeczeństwo rozsypuje się moralnie - coraz więcej rozwodów, niewierności, zniewoleń różnymi nałogami, coraz większa powierzchowność życia, pośpiech nie pozwalający na chwilę refleksji. Jak ten proces zatrzymać? Jak odbudować mocne podstawy moralne Polaków? Myślę, że trzeba wrócić do Dekalogu, do zwyczajnej codziennej modlitwy, do częstych sakramentów spowiedzi i Komunii św., do korzystania z Pisma Świętego jako najlepszego życiowego przewodnika, a także do zainteresowania się prasą katolicką, starającą się przybliżać w Bożej perspektywie bieżące wydarzenia i problemy. Powoli wyjdziemy może wtedy z naszej żółwiej skorupy i zainteresujemy się tym, co rzeczywiście - nie medialnie czy wirtualnie - nas otacza.
Pomóż w rozwoju naszego portalu