Reklama
Postanowiłem się zatem wybrać z niosącymi Tajemnicę. Oczywiście, ta podróż odbywała się duchowo już na kilka tygodni przed Świętami. Najpierw szukałem kościoła, który nosiłby wezwanie Bożego Narodzenia, nie ma jednak takiego w naszej archidiecezji. Wreszcie moja duchowa busola wskazała mi Wzgórze Miłosierdzia. Znają tę nazwę jedynie mieszkańcy Przemyśla. I to pewnie nie wszyscy. Są dwa takie wzgórza. Jedno górujące nad miastem w pobliżu Kopca Tatarskiego - z krzyżem Zawierzenia. Drugie rozłożyło się majestatycznie po drugiej stronie Sanu i jeszcze do niedawna było niemal gołoborzem. Z czasem powstały tu bloki mieszkalne, potem piękne liceum. Gdzieś między jednym i drugim faktem pojawił się dom Boży. Co prawda stary kościółek, z trudnym dostępem dla ludzi, ale było to już miejsce, gdzie modlili się wierni. Niejako modlitwą czynili fundamenty pod ten nowy kościół-kaplicę i ten, o którym chcę pisać, bo to właśnie w nim w Pasterkę po raz pierwszy zabrzmią słowa kolęd.
Redakcja była często miejscem, w którym proboszcz ks. Janusz Mączka - najpierw bardzo nieśmiało, potem z nadzieją, choć czasem były to dni, w których ta nadzieja jakby gasła - opowiadał o wnoszonej świątyni. I wreszcie, udało się. „Słuchaj - zawołał cały rozradowany - będzie Pasterka w nowym kościele!”. Ciekawe czy Józef i Matka Boża już wiedzą, że nie muszą się błąkać, bo gospoda, acz skromna, jest już gotowa - pomyślałem. I co najważniejsze, wiedziałem, że długo rodzący się pomysł świątecznego numeru „Niedzieli” znalazł wreszcie swój finał. Nie chcąc zatem uronić nic z klimatu radości mojego gościa, a duszpastersko gospodarza sakralnego zajazdu, gdzie dokona się Boże Narodzenie, zapytałem:
- Ks. Januszu. Króle, prorocy, całe wieki czekali na ten historyczny czas. Od kiedy Ksiądz zaczął marzyć, że przyjdzie taka grudniowa noc, kiedy Ksiądz stanie w odrzwiach swojego domu Bożego i zobaczywszy utrudzonych Wędrowców zaprosi ich do wnętrza?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Zacznijmy od tych „królów, proroków”. To pewnie ich trud i ich nadzieje niejako skupiły się we mnie. Tak, że ta decyzja nie jest tylko moją, ale także moich poprzedników. Zatem wspomnijmy z całym pietyzmem troskę abp. Ignacego Tokarczuka, który od dawna myślał i czynił kroki, aby tu powstał dom Boży. Jego charakterystyczny, radośnie wypowiadany sylogizm - prawda, Przemyśl duszpastersko opanowany, miał pewien niedosyt. Tym niedosytem było to wzgórze. Ale stało się.
6 września 1991 r. specjalnym dekretem ustanowiono tę właśnie parafię, wydzieloną z terenu parafii Kmiecie. Wraz z dekretem posłany tu został pierwszy proboszcz - ks. Wojciech Frankiewicz. I zaczęło się stawać ciałem marzenie wielu parafian. Po dwóch latach przybył kolejny duszpasterz, ks. Michał Błaszkiewicz. To on rozpoczął budowę tej kaplicy, w której dotąd sprawujemy święte tajemnice. Wraz z kaplicą powstał budynek mieszkalny dla księży.
W ciągu dziesięciu lat trudnej posługi ks. Michał oprócz działań czysto organizacyjnych i budowlanych bardzo starał się gromadzić w tym miejscu wiernych, budować Kościół duchowy. Zatem zgromadził młodzież, której wiele swoich młodzieńczych sił poświęcił później ks. Grzegorz Garbacz. Ta budowa duchowego zaplecza parafii to także pierwsze na tym wzgórzu misje parafialne. I wreszcie w styczniu 1999 r. obecny Arcybiskup Metropolita dokonał poświęcenia kaplicy i domu parafialnego. We wrześniu 2000 r. poświęcono plac pod budowę nowego kościoła. Obecny kształt świątyni, piękny, jak mi się wydaje, wybrany został z dziesięciu różnych projektów.
Wreszcie, co chyba najważniejsze, bo tamten akt wiary i zawierzenia jest obecny do dziś dnia - ks. Michał w Roku Jubileuszowym w specjalnej pielgrzymce parafialnej do Łagiewnik zaprosił na to wzgórze św. Faustynę, przywożąc Jej relikwie, po wcześniejszym uzyskaniu zgody, aby kościół parafialny otrzymał wezwanie Bożego Miłosierdzia. W rok później parafianie w dużej liczbie intronizowali, po specjalnych rekolekcjach, Pismo Święte w swoich domach i rodzinach.
Dla pełności przywołajmy nazwiska księży wikariuszy, którzy w tych trudnych warunkach wspomagali proboszczów, a byli nimi księża: Tadeusz Żygłowicz, Grzegorz Garbacz, Ireneusz Wójcik, Jerzy Kułaczkowski, Krzysztof Rzepka, Jan Bober, Radosław Maziarz, Mieczysław Federkiewicz, Bogdan Czerwiński, Grzegorz Kolano.
- Wiele skromności w tych słowach i słusznie. Ale przyszedł taki moment, kiedy to właśnie Ksiądz się tu pojawił?
Reklama
- Rzeczywiście, to dobre określenie. Nigdy nie marzyłem, a nawet pewnie gdybym myślał, to bałbym się tu przyjść. Ale gdzieś dostrzegł mnie Ksiądz Arcybiskup i od 2001 r. jestem tu proboszczem. Chciałbym w tym miejscu serdecznie podziękować Księdzu Arcybiskupowi za tyle życzliwości, pomocy materialnej i duchowej, czasem inspiracji wypowiadanej żartem, prowokacją do działania, ale zawsze pełnej nadziei, że się uda. Bóg zapłać.
Postanowiłem przede wszystkim zachować poczucie wdzięczności dla tych, którzy tu przede mną tworzyli rzeczywistość Kościoła. Już pierwsza kolęda ujawniła, że nie będzie łatwo. Sporo tu ludzi młodych, którzy zapożyczyli się, by kupić mieszkania, a zatem nie mieli zbyt wiele, by ofiarować dużo. Wtedy przyszła mi na myśl ewangeliczna wdowa i to niejako ona stała się moją przewodniczką po świecie materialnych poszukiwań. Cieszyłem się każdym darem, nawet najmniejszym i za każdy dziękowałem. Okazało się, że tych „wdów” jakoś przybywało i marzenia, oczekiwania Pasterza, stawały się coraz realniejsze. Nie potrafię oddać tej radości, która mnie ogarnęła, kiedy 7 maja 2002 r. położyliśmy pierwszą cegłę pod nowe mury.
I cóż tu powiedzieć. Teraz trzeba by stworzyć listę tylu, tylu życzliwych ludzi, którzy przewinęli się w moim świecie marzeń o tej Pasterce, która tu Księdza Redaktora przyprowadziła. Może zróbmy tak. Tę pierwszą w nowym kościele Mszę św. ofiaruję za tych wszystkich ludzi, a teraz niech przyjmą moje serdeczne Bóg zapłać.
- Kiedy pierwszy raz pojawiła się myśl o tej gościnie dla Jezusa i Maryi?
- Nie wiem, nie potrafię znaleźć daty, ale wiem, co mogło to sprawić. W każdą Rezurekcję odprawialiśmy procesję wokół murów nowego kościoła. Z każdym rokiem były one większe i pewnie kiedy już widać było, że kończy się wznoszenie murów, że nadchodzi czas na więźbę dachową, pewnie wtedy, na pewno wtedy przyszła myśl - a może Pasterka. Nie wiem, może to był jakiś duchowy zakład z Panem Jezusem. Może tak sobie z Nim rozmawiałem - Panie Jezu, już 500 tys. cegieł poszło na tę budowę, może pomożesz, żeby i tak pomyślnie zakończyły się prace przy dachu i 34-metrowej wieży, a wtedy być może... I Pan Jezus przyjął ten zakład. Więc teraz cieszę się i naprawdę boję, jak zacząć w tę Pasterkę tyle razy wypowiadane czy śpiewane „Pan z wami”. On będzie tak realnie obecny w tym dziele, które naprawdę jest wielkim cudem Bożego Miłosierdzia. Czekam nie tylko ja. Już od wielu miesięcy, kiedy ujawniłem tę myśl, ludzie dopytują - „I co proszę księdza, uda się?”. Tak, uda się. Pewnie smutno będzie po świątecznych dniach wrócić do tej omodlonej kaplicy, ale tak musimy zrobić, by kontynuować dalsze prace, by znowu kiedyś, myślę, że za krótki czas, jeszcze dostojniej powitać Jezusa w nowej świątyni.
Zwracam się teraz do pierwszego z pomocników Proboszcza.
Reklama
- Ks. Robercie. Tylu przed Księdzem tu było wikariuszy. Ale to Ksiądz będzie świadkiem pierwszej Pasterki w tym pięknym kościele. Co Ksiądz czuje?
- Przede wszystkim radość, że w tak młodej parafii powstał piękny kościół, który będzie miejscem głoszenia Miłosierdzia Bożego. Mam też tremę. Jako wikariusz zajmuję się młodzieżą, dziećmi, scholką i diakonią muzyczną. Wiem, że nie będzie chóru, więc to na nas spadnie ciężar, miły zresztą, uświetnienia tego dzieła, i tej uroczystości. Cieszę się, że to bardzo mobilizuje młodych i mam nadzieję, że do tych, którzy przychodzą, dojdą jeszcze inni. Tak, trema jest wielka - to, co się zgubi w małej kapliczce, ujawni się z całą mocą w dużym kościele. Niestety, także braki i tego się boimy. Chcę w tym miejscu podziękować młodzieży i dzieciom za ochotne uczestniczenie w życiu duchowym parafialnej wspólnoty. Korzystając z tej okazji zapraszam tych, którzy może nieco na uboczu, może nie mają śmiałości. Niech ten nowy kościół, w powstanie którego także wielu wątpiło, będzie materialnym znakiem i motywacją, że uda się zbudować równie piękną świątynię duchową na tym Wzgórzu Miłosierdzia.
Od przeszło roku pomocą Księdzu Proboszczowi służy także ks. dr. Antoni Michno. Człowiek wielkiego świata i stąd okazja do pytania o świat, pokusa porównań.
- Jak to jest we Włoszech, gdzie Ksiądz studiował i jak Ksiądz widzi tutaj rzeczywistość Kościoła?
Reklama
- Pierwszą sprawą bardzo widoczną jest brak powołań kapłańskich we Włoszech. Na parafiach, gdzie pracowałem, zawsze zdobywałem sobie sympatię z racji młodego wieku i również dlatego, że byłem z Polski, jak Ojciec Święty Jan Paweł II. Ludzie są spragnieni Pana Boga i szukają Go w świecie bardziej zlaicyzowanym od naszego. Po powrocie do Polski zauważyłem jednak, że nasza rzeczywistość zmienia się bardzo szybko. Nie zawsze umiemy wybrać dobry kierunek.
- Pracuje Ksiądz z ministrantami. To chyba wielka szansa?
- Trzeba poświęcić im wiele czasu i ciągle motywować, że głównym celem bycia ministrantem jest służba Panu Bogu i Kościołowi.
- Pasterka w nowym kościele, to także wyzwanie dla Księdza podopiecznych?
- Tak, to prawda. To, co się gubi w małej kapliczce może ujawnić się w dużej świątyni. Zresztą będzie to dla nich pierwsze doświadczenie w tak dużym kościele. Ale jak widzę, to także okazja do mobilizacji i już się czuje to oczekiwanie, ten dreszczyk emocji.
- Dziękuję za te słowa i życzę, aby kiedyś zapraszano Księdza tu na wwzgórze na kolejne prymicje tych, których dziś Ksiądz przyprowadza do Jezusa.
Żegnam gościnne Wzgórze i życzliwych duszpasterzy. Państwa zapraszam do odwiedzin tej najnowszej Gospody, do której wierni tej parafii zapraszają Jezusa i Maryję z maleńkim Jezusem.