Reklama

Nie bójmy się archiwów bezpieki!

Benedykt XVI w orędziu na Światowy Dzień Misyjny podkreśla potrzebę wyzwolenia i odkupienia ludzi, którzy cierpią nędzę, dyskryminację i prześladowania. Ojciec Święty, przywołując apostolskie zaangażowanie Apostoła Narodów, napisał: „Św. Paweł odczuwał, jak pilna jest misja głoszenia życia obiecanego w Chrystusie Jezusie, naszej nadziei, aby wszystkie narody mogły uczestniczyć w tej obietnicy przez Ewangelię. Patrząc na doświadczenie św. Pawła, rozumiemy, że działalność misyjna jest odpowiedzią na miłość Boga, który nas kocha”. Papież przypomina, że postęp techniczny powinien służyć człowiekowi, jego godności, dobru i sprawiedliwości, a zasoby przyrody mają wpływ na fizyczne i psychiczne zdrowie ludzi. Dlatego, szczególnie w Roku św. Pawła, głoszenie Dobrej Nowiny wszystkim narodom jest priorytetem dla ochrzczonych.
(bp)

Niedziela toruńska 42/2008

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Tomasz Strużanowski: - Niedawno ukazał się pierwszy tom z serii „Diecezja chełmińska w czasach komunizmu” pod Panów redakcją. Kiedy możemy spodziewać się kolejnego tomu i czego będzie dotyczył?

Prof. Wojciech Polak: - W grudniu bieżącego roku planujemy sesję, podczas której zaprezentujemy materiał zebrany do drugiego tomu, zaś w pierwszym kwartale przyszłego roku - publikację książki. Będzie ona zawierała różnorodne materiały, dotyczące m.in.: prób niszczenia Kościoła od strony finansowej, prześladowań zgromadzeń zakonnych, zabezpieczania operacyjnego pielgrzymek do sanktuarium w Piasecznie, prób „rozpracowania” parafii w Sianowie oraz rozwiązania na przełomie lat 40. i 50. XX wieku, takich organizacji kościelnych jak: Caritas, Akcja Katolicka czy Sodalicja Mariańska. Planujemy również tekst poświęcony metodom rozpracowywania księży przez bezpiekę oraz procesom sądowym, które były im wytaczane.

Dr hab. Waldemar Rozynkowski: - Niezależnie ukazała się druga już w tym roku pozycja monograficzna w ramach utworzonej przez nas serii „Z dziejów Kościoła na Kujawach i Pomorzu po II wojnie światowej”, poświęconej historii Klubu Inteligencji Katolickiej w Toruniu. Autorem opracowania jest Michał Białkowski. Pierwszy tom z tej serii, autorstwa prof. Polaka i mojego, w którym opisaliśmy epizod związany z uwięzieniem ordynariusza kieleckiego bp. Czesława Kaczmarka w Rywałdzie, spotkał się z ciepłym przyjęciem, m.in. Prymasa Józefa Glempa.
Dodam jeszcze, że w przyszłym roku przypada 30. rocznica zainaugurowania Pieszej Pomorskiej Pielgrzymki na Jasną Górę i ten temat chcielibyśmy podjąć w trzecim tomie serii.

- Czy Międzydiecezjalna Komisja Historyczna, do której Panowie należycie, to coś wyjątkowego w polskim Kościele? Czy w innych diecezjach też działają takie komisje?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

W.P.: - Takie komisje działają (lub powinny działać) we wszystkich diecezjach. Nasza o tyle stanowi ewenement, że ton jej pracom nadają świeccy.

W.R.: - Jest jeszcze drugi wyróżnik: o ile wiemy, to jak dotąd tylko komisja z archidiecezji krakowskiej oraz nasza opublikowały pierwsze owoce swej pracy. Dla nas jest rzeczą niezwykle ważną, że komisja nie tylko została powołana, lecz rzeczywiście pracuje i publikuje.

- Ale to dopiero początek długiej drogi?

W.P.: - Uważam, że byłoby dobrze, gdyby działalność komisji potrwała co najmniej kilka solidnie przepracowanych lat. Dopiero wówczas, w oparciu o opracowane zagadnienia szczegółowe, można będzie pokusić się o napisanie syntezy na temat dziejów Kościoła w diecezji chełmińskiej pod rządami komunizmu.

Reklama

- Badania nad stopniem inwigilacji przez bezpiekę środowisk związanych z Kościołem budzą silne emocje. Co, Panów zdaniem, przemawia za tym, aby je prowadzić i publikować ich wyniki?

W.P.: - Dążenie do poznania prawdy. Prawda, choćby gorzka, jest czymś podstawowym, wyzwalającym.

W.R.: - Poza tym, tu nie ma czego demonizować: mamy do czynienia z materiałami archiwalnymi, które trzeba opracować, aby przybliżyć się do poznania prawdy o przeszłości. Jako historyk nie widzę powodu, dla którego miałby tu mieć miejsce jakiś wyjątek. Skoro bada się archiwa PZPR czy innych instytucji państwa komunistycznego, to dlaczego akurat akta wytworzone przez bezpiekę, w tym mówiące o inwigilacji Kościoła, miałyby stanowić wyjątek?

- Na ile są wiarygodne źródła wytworzone przez Służbę Bezpieczeństwa? Ile racji jest w szerzonym niekiedy twierdzeniu, że funkcjonariusze SB w okresie demontażu komunizmu w Polsce przetrzebili archiwa tak, aby jedne osoby oczyścić z podejrzeń, a inne niezasłużenie oskarżyć?

W.P.: - Zacznijmy od pewnego paradoksu. Gdyby nie działalność esbeków, to dziś nie dysponowalibyśmy wieloma źródłami do historii Kościoła lokalnego. Na przykład skąd wiedzieliśmy, jak przebiegały rekolekcje u toruńskich jezuitów, gdyby nie to, że specjalnie oddelegowany esbek chodził na nie i nagrywał nauki? A ileż ciekawych rzeczy dowiadujemy się z esbeckich raportów o pielgrzymkach pieszych na Jasną Górę, o początkach katechizacji w salkach po usunięciu religii ze szkół, o próbach wspierania odpowiedzialnego rodzicielstwa…
Oczywiście, w archiwach bezpieki miały miejsce różnego rodzaju manipulacje. Najważniejsza z nich polegała na niszczeniu zasobów. Na przełomie lat 80. i 90. funkcjonariusze bezpieki zniszczyli znacznie ponad połowę akt, a w Gdańsku wręcz 90%! Z drugiej strony powiedzmy jasno: fabrykowanie akt, wytwarzanie ich wbrew stanowi faktycznemu, aby pogrążyć kogoś niewinnego, to absolutna rzadkość. Jeżeli już, to prędzej zdarzały się przypadki wybiórczego pozostawienia niektórych akt, aby skomplikować czyjąś sytuację (np. osobom, które, będąc tajnymi współpracownikami, jednocześnie działały na rzecz opozycji).
Jednak najczęstszym przykładem esbeckiego nadużycia było rejestrowanie kogoś wbrew jego woli jako tajnego współpracownika. Funkcjonariusze bezpieki nachodzili na przykład jakiegoś kapłana; ten, choć ograniczał się do rozmów pełnych ogólników, unikając podejmowania tematów, które mogłyby komuś zaszkodzić, po latach dowiaduje się, że „współpracował” z bezpieką.

- Jaką korzyść przynosiły esbekowi takie rozmowy „o wszystkim i o niczym”?

W.P.: - To proste. Esbek musiał „wyrobić” swoje normy, wykazać się rezultatami pracy wobec przełożonych. Jeśli przychodził do księdza, a ten nie odprawiał go z kwitkiem od samych drzwi, tylko wpuszczał do środka i wdawał się w rozmowę, to po trzech-czterech takich wizytach, następowała rejestracja duchownego jako TW. Od tej pory raporty z dalszych rozmów, odpowiednio ubarwione (jeśli kapłan nie chciał zdradzić nic istotnego), wędrowały do teczki, którą my po latach otwieramy.

- Czy tak było na przykład z jezuitą o. Władysławem Wołoszynem?

W.P.: - Tak. Ale to tylko jeden z wielu tego typu przypadków. Dziś wielu kapłanów ze zdumieniem przyjmuje wiadomość, że mają założoną teczkę TW. Bo esbecy też miewali skłonności do koloryzowania. Przełożeni oczekiwali wymiernych wyników, więc trzeba było to i owo ubarwić, przedstawić swoją pracę w korzystnym świetle, pochwalić się osiągnięciami, które nie zawsze miały pokrycie w rzeczywistości, a czasem - zamaskować swą nieudolność. Jak wiemy, papier jest cierpliwy i wszystko przyjmie...

W.R.: - Jesteśmy pierwszymi osobami, które czytają - po wielu latach od wytworzenia - teczki tajnych współpracowników. Tak naprawdę to nasza praca daje szansę, by osoba zarejestrowana jako TW, a nie poczuwająca się do winy, zmierzyła się z tym problemem. Jeśli więc ktoś czuje się niewinny, to lepiej skorzystać z pomocy w postaci wyników naszej pracy i podjąć starania o udowodnienie stanu faktycznego. Można to porównać do rozbrojenia tykającej bomby, która i tak w każdej chwili może eksplodować. Poza tym warto przywołać brutalną prawdę, że osoba figurująca w zasobach archiwalnych IPN jako TW, będzie tam obecna jako współpracownik minionej rzeczywistości „do końca świata”. Może warto więc podjąć trud, moim zdaniem w znacznej części takich przypadków uzasadniony, aby zmierzyć się z tą niesprawiedliwą rzeczywistością.

- Jak w takiej sytuacji można się bronić?

W.R.: - Chciałbym poczynić jedno zastrzeżenie: Wśród osób ze środowisk kościelnych zarejestrowanych jako TW są nie tylko księża. Mamy tu również kościelnych, organistów, katechetów, pracowników przejętego przez państwo Caritas - słowem, wszystkich, którzy z jakichkolwiek powodów w większym stopniu uczestniczyli w życiu kościelnym i mieli okazję do bliższych kontaktów z księżmi.
Osoba, uważająca się za pokrzywdzoną faktem zarejestrowania jej jako TW, może złożyć skargę do prokuratora IPN, który rozpocznie śledztwo. Po przesłuchaniu świadków i przejrzeniu zachowanych akt możliwe jest wszczęcie procesu sądowego, który może zakończyć się wyrokiem skazującym za fałszerstwo. Dodajmy jednak, iż praktyka sądowa pokazuje, że wyroki takie są wydawane w zawieszeniu...

- Jak Panowie oceniacie stopień współpracy duchowieństwa diecezji chełmińskiej z bezpieką w latach 1945-1990?

W.P.: - Nigdy nie uzyskamy pełnej odpowiedzi na to pytanie. Nie ma szansy na sformułowanie jakichkolwiek danych liczbowych, np. o odsetku duchownych świadomie współpracujących z bezpieką. Najważniejszą przyczynę stanowi tu stopień zniszczenia teczek osobowych TW, sięgający 90%. Ocalałe resztki nie są w żaden sposób reprezentatywne, można wręcz podejrzewać, że pozwolono im przetrwać według specjalnego klucza, który na pewno nie miał służyć dojściu do prawdy... Ponadto - jak już zostało to powiedziane - założenie teczki wcale nie przesądza sprawy, czy kapłan lub osoba świecka rzeczywiście byli TW.

- Czy mimo to można pokusić się o jakieś uogólnienia co do motywów podejmowania współpracy tam, gdzie do niej doszło, a także co do stopnia szkód wyrządzonych w ten sposób Kościołowi?

W.P.: - Apogeum inwigilacji osób ze środowisk kościelnych przez bezpiekę przypada na lata 60. i 70. Szeroko stosowaną metodą był werbunek kapłana, na którego udało się znaleźć „haka” (najczęściej natury obyczajowej). Poza tym nie zawaham się powiedzieć, iż u części kapłanów istniało wrodzone, charakterystyczne dla terenów byłego zaboru pruskiego, poczucie lojalności wobec władzy, jakakolwiek by ona nie była. Natomiast do rzadkości - moim zdaniem - należały przypadki, w których wiodącą rolę odgrywały przyczyny finansowe.

- Jak to wyglądało w przypadku osób świeckich?

W.P.: - Podobnie, „haki”, wrodzone poczucie lojalności. Do tego dochodziły jednak jeszcze inne czynniki: chęć ułatwienia sobie kariery zawodowej, pragnienie otrzymania paszportu, zainteresowanie „bodźcami materialnymi” oferowanymi przez SB.
Co do osób świeckich, ale związanych z Kościołem, dodać należy, że w latach 80. sposobem na pozyskanie TW bywało też szantażowanie ludzi, którzy np. dopuszczali się nieprawidłowości przy rozdziale darów, napływających na rzecz Kościoła z zagranicy.

W.R.: - Warto zauważyć, że o wiele więcej przypadków zwerbowania kapłana na TW znajdujemy wśród duchowieństwa diecezjalnego niż zakonnego. Życie w klasztorze, we wspólnocie skutecznie utrudniało funkcjonariuszom bezpieki nawiązywanie kontaktów z zakonnikami i werbowanie ich do współpracy. Natomiast rzecz miała się zupełnie inaczej w przypadku księży diecezjalnych, zwłaszcza posługujących w pojedynkę w małych parafiach. Biskup był daleko, oparcie we wspólnocie z innymi kapłanami ograniczało się do sporadycznych kontaktów - nic więc dziwnego, że „uparty” esbek, a przy tym sprytny i bezwzględny, miał w takiej rozgrywce znacznie większe szanse.
Chciałbym też zwrócić uwagę na to, że wyjątkowo płodnym w werbunki środowiskiem była świecka Caritas utworzona na początku lat 50. przez komunistyczną władzę. Jej historia w skali diecezji chełmińskiej, jak i poszczególnych oddziałów, jak np. Oddziału Wojewódzkiego Caritas w Toruniu, oczekuje na szczegółowe opracowanie. Jednak już dzisiejszy stan wiedzy pozwala na postawienie powyższej tezy.

- Czy w diecezji chełmińskiej mamy kapłanów szczególnie zasłużonych w oporze wobec komunistycznego zniewolenia? Każdy czas, a więc i ten, w którym żyjemy, potrzebuje świadków z przeszłości. Kogo Panowie by tu wymienili?

W.R.: - Takich kapłanów i świeckich było bardzo wielu, więc zawsze ryzykujemy, że kogoś pominiemy. Na pewno trzeba podkreślić nieugiętą postawę ordynariusza chełmińskiego w latach 1946-1972 bp. Kazimierza Józefa Kowalskiego, rektora Wyższego Seminarium Duchownego w Pelplinie ks. Antoniego Liedtkego. Warto wspomnieć o jezuicie o. Longinie Szymczukiewiczu, redemptoryście o. Stanisławie Zdunku, proboszczu parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa z Gdyni ks. Hilarym Jastaku. Spośród świeckich osobą wielkiego formatu była Ludmiła Roszko, pracownik naukowy UMK, bardzo mocno prześladowana przez bezpiekę za przynależność do Instytutu Miłosierdzia Bożego. Wspaniałym człowiekiem i działaczem katolickim był też prof. Karol Górski. Podkreślam, to są tylko nieliczne przykłady; takich osób było o wiele więcej i tutaj rysuje się wielkie wyzwanie, któremu na razie nie bardzo potrafimy sprostać: nie wolno pozwolić, aby świadectwo tych osób poszło w zapomnienie.

- Na ile Panowie zgodzą się z tezą, że prześladowania, których polski Kościół doświadczył w latach komunizmu, uchroniły go przed falą laicyzacji, tak charakterystyczną dla Europy Zachodniej?

W.P.: - Starożytna sentencja mówi, że krew męczenników jest nasieniem chrześcijaństwa. Dodałbym, że nie tylko krew, lecz także wszelkiego rodzaju cierpienia, przyjmowane przez chrześcijan dla Chrystusa. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że z tej straszliwej próby, jaką była konfrontacja z komunizmem, polski Kościół wyszedł wzmocniony, niezależnie od indywidualnych upadków, grzechów, kompromisów, przejawów ludzkiej słabości.

- A zatem - nie bać się tego, co zawierają archiwa bezpieki?

W.R.: - Celem działalności naszej komisji nie jest wystawianie komukolwiek świadectw moralności czy niszczenie życiorysów. Uważamy natomiast, że trzeba podejmować starania, by poznać prawdę o tamtych latach, bo tylko na jej fundamencie można budować dalej. Na pewno nie warto demonizować zawartości archiwów bezpieki. Nawet jeśli skrywają niekiedy mroczne tajemnice, to przecież w ostatecznym rozrachunku potwierdzają, że Kościół w okresie komunistycznego zniewolenia pozostał praktycznie jedyną przestrzenią wolności. Z pewnością znajdziemy tam nieporównanie więcej informacji o postawach szlachetnych, czy wręcz bohaterskich, niż o ludzkiej małości i podłości.

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Boże Ciało i wianki

Niedziela łowicka 21/2005

www.swietarodzina.pila.pl

Boże Ciało, zwane od czasów Soboru Watykańskiego II Uroczystością Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa, jest liturgicznym świętem wdzięczności za dar wiecznej obecności Jezusa na ziemi. Chrześcijanie od początków Kościoła zbierali się na łamaniu Chleba, sławiąc Boga ukrytego w ziemskim chlebie. Święto jest przedłużeniem Wielkiego Czwartku, czyli pamiątki ustanowienia Eucharystii. A z tego wynika, że uroczystość ta skryta jest w cieniu Golgoty, w misterium męki i śmierci Jezusa.

Historia święta Bożego Ciała sięga XIII wieku. W klasztorze w Mont Cornillon, w pobliżu Liege we Francji, przebywała zakonnica Julianna, która wielokrotnie miała wizję koła na wzór księżyca, a na nim widoczną plamę koloru czarnego. Nie rozumiała tego, więc zwróciła się do przełożonej. Gdy ta ją wyśmiała, Julianna zaczęła się modlić i pewnego razu usłyszała głos, oznajmiający, że czarny pas na tarczy księżyca oznacza brak osobnego święta ku czci Eucharystii, które ma umocnić wiarę, osłabioną przez różne herezje.
Władze kościelne sceptycznie odnosiły się do widzeń prostej Zakonnicy. Jednak kolejne niezwykłe wydarzenie dało im wiele do myślenia. W 1263 r. w Bolsenie, niedaleko Rzymu, kapłan odprawiający Mszę św. zaczął mieć wątpliwości, czy to możliwe, aby kruchy opłatek był Ciałem Pańskim. I oto, gdy nastąpił moment przełamania Hostii, zauważył, że sączy się z niej krew i spada na białe płótno korporału na ołtarzu. Papież Urban IV nie miał już wątpliwości, że to sam Bóg domaga się święta Eucharystii i rok po tym wydarzeniu wprowadził je w Rzymie, a papież Jan XXII (1334 r.) nakazał obchodzić je w całym Kościele. Do dziś korporał z plamami krwi znajduje się we wspaniałej katedrze w Orvieto, niedaleko Bolseny. Wybudowano ją specjalnie dla tej relikwii.
W Polsce po raz pierwszy święcono Boże Ciało w 1320 r., za biskupa Nankera, który przewodził diecezji krakowskiej. Nie było jednak jeszcze tak bogatych procesji, jak dziś. Dopiero wiek XVI przyniósł rozbudowane obchody święta Bożego Ciała, zwłaszcza w Krakowie, który był wówczas stolicą. Podczas procesji krakowskich prezentowały się proporce z orłami na szkarłacie, obecne było całe otoczenie dworu, szlachta, mieszczanie oraz prosty lud z podkrakowskich wsi.
W czasie procesji Bożego Ciała urządzano widowiska obrzędowe lub ściśle teatralne, aby przybliżyć ich uczestnikom różne aspekty obecności Eucharystii w życiu. Nasiliło się to zwłaszcza pod koniec XVI wieku, kiedy przechodzenie na protestantyzm znacznie się nasiliło i potrzebna była zachęta do oddania czci Eucharystii.
W okresie rozbiorów religijnemu charakterowi procesji Bożego Ciała przydano akcentów patriotycznych. Była to wówczas jedna z nielicznych okazji do zademonstrowania zaborcom żywej wiary. W procesjach niesiono prastare emblematy i proporce z polskimi godłami, świadczące o narodowej tożsamości.
Najpiękniej jednak Boże Ciało obchodzono na polskiej wsi, gdzie dekoracją są łąki, pola i zagajniki leśne. Procesje imponowały wspaniałością strojów asyst i wielką pobożnością prostego ludu, wyrażającego na swój sposób uwielbienie dla Eucharystii. Do dziś przetrwał zwyczaj zdobienia ołtarzy zielonymi drzewami brzóz i polnymi kwiatami. Kiedyś nawet drogi wyścielano tatarakiem. Do dziś bielanki sypią też przed kroczącym z monstrancją kapłanem kolorowe płatki róż i innych kwiatów.
Boże Ciało to również dzień święcenia wianków z wonnych ziół, młodych gałązek drzew i kwiatów polnych. Wieniec w starych pojęciach Słowian był godłem cnoty, symbolem dziewictwa i plonu. Wianki z ruty i kwiatów mogły nosić na głowach tylko dziewczęta.
Na wsiach wierzono, że poświęcone wianki, powieszone na ścianie chaty, odpędzają pioruny, chronią przed gradem, powodzią i ogniem. Dymem ze spalonych wianków okadzano krowy, wyganiane po raz pierwszy na pastwisko. Zioła z wianków stosowano też jako lekarstwo na różne choroby.
Gdzieniegdzie do poświęconych wianków dodawano paski papieru, z wypisanymi słowami czterech Ewangelii. Paski te zakopywano następnie w czterech rogach pola, dla zabezpieczenia przed wszelkim złem.
Dziś Boże Ciało to jedna z niewielu już okazji, aby przyodziać najpiękniejszy strój świąteczny - strój ludowy. W Łowickiem tego dnia robi się tęczowo od łowickich pasiaków. Kto wie, czy stroje ludowe zachowałyby się do dziś, gdyby nie możliwość ich zaprezentowania podczas uroczystości kościelnych. Chwała zatem i wielkie dzięki tym duszpasterzom, którzy kładą nacisk, aby asysty procesyjne występowały w regionalnych strojach. Dzięki temu procesje Bożego Ciała są jeszcze wspanialsze, okazalsze, barwniejsze. Ukazują różnorodność bogactwa sztuki ludowej i oby tak było jak najdłużej.
W ostatni czwartek oktawy Bożego Ciała, oprócz święcenia wianków z ziół i kwiatów, szczególnym ceremoniałem w naszych świątyniach jest błogosławieństwo małych dzieci. Kościoły wypełniają się najmłodszymi, często także niemowlętami, by i na nich spłynęło błogosławieństwo Boże. Wszak sam Pan Jezus mówił: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im, do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego” (Mk 10, 13-15).

CZYTAJ DALEJ

Największy koncert religijny w Europie

2024-05-29 10:24

[ TEMATY ]

koncert

Rzeszów

uwielbienie

Jednego Serca Jednego Ducha

Materiał prasowy

Koncert „Jednego Serca Jednego Ducha” tradycyjnie odbywa się w Boże Ciało, 30 maja, w rzeszowskim Parku Sybiraków. Każdego roku gromadzi on kilkadziesiąt tysięcy osób, a jeszcze więcej bierze w nim udział za pośrednictwem internetu.

Tegoroczna – już XXII edycja – ma wiele do zaoferowania i może stać się rekordowa. Na scenie grać i śpiewać będzie ponad 200 artystów, reprezentujących różne nurty muzyki – od chrześcijańskiej po world music, etno, folk i jazz. Ideą koncertu jest to, by przez wspólny śpiew, modlitwę i taniec oddawać cześć Bogu. Wśród występujących na scenie muzyków będą m.in.: członkowie muzykujących rodzin Cudzichów i Pospieszalskich, Jan Budziaszek, Hubert Kowalski, Beata Bednarz, Dorota Zaziąbło, o. Stan Fortuna OFM, Tomas Celis Sanchez, Adeb Chamoun, Wassim Ibrahim czy Sezon Na Czereśnie.

CZYTAJ DALEJ

#PodcastUmajony (odcinek 30.): Słup soli czy sól ziemi?

2024-05-29 22:32

[ TEMATY ]

#PodcastUmajony

Materiał prasowy

Jak nie stracić nadziei w świecie pełnym cierpienia? W jaki sposób omijać duchowe zagrożenia? I czy te dzisiejsze czasy naprawdę są aż takie złe? Zapraszamy na trzydziesty odcinek „Podcastu umajonego”, w którym ks. Tomasz Podlewski opowiada o maryjnym spojrzeniu na niebezpieczeństwa zewnętrzne i wewnętrzne.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję