- Dlaczego kościół jest zamknięty, podczas gdy miała być Msza św. dla osób starszych i sakrament chorych?! - zwrócił się ktoś do księdza proboszcza. Na nic zdały się tłumaczenia, że ulotki informacyjne były rozdane wcześniej, a rekolekcje będą - owszem, w środę - ale następną. - Takich mam gorliwych parafian - śmieje się ks. prałat Wojciech Łagowski, proboszcz parafii św. Wojciecha na Woli, która obchodzi właśnie 75-lecie istnienia.
Znaki
Reklama
Podczas prac na cmentarzu przykościelnym odkopano pokaźny obelisk.
Ksiądz Proboszcz zadecydował, że z tej bryły piaskowca powstanie
figura św. Wojciecha. Na razie ociosany głaz czeka na bardziej sprzyjającą
pogodę, a przed świątynią jest już dla niego przygotowane miejsce.
Okazały neogotycki kościół przyciąga swoją powagą. Niewysoka
osoba musi sięgnąć wysoko, żeby chwycić za klamkę drzwi w bocznym
wejściu. Dzięki temu może zobaczyć kilka otworów wielkości śliwki.
To ślady po pociskach. Początkowo - jak mówi wikariusz ks. Ronald
Kasowski - drzwi były osłaniane workami z piaskiem, później nikt
o to nie dbał. Stąd te ślady. Każdy, kto przekracza progi tego kościoła,
jest mimowolnym świadkiem wydarzeń sprzed ponad półwiecza.
Uwięzieni tu podczas powstania ludzie wydrapywali na
ścianach nazwiska, daty i informacje dla bliskich. To "miejsce Ezechielowego
pola śmierci", jak mówił Prymas Tysiąclecia. Wielu ludzi, dzięki
temu, że znaleźli się w tym kościele, przeżyło. W tym samym miejscu
inni zostali stratowani końmi albo zginęli zastrzeleni. Wyrazem pamięci,
ale i znakiem zwycięstwa w Chrystusie jest Kaplica Pamięci Narodowej.
Znajdują się tu urny z ziemią z wojennych pobojowisk Warszawy i z
Monte Cassino. Na bocznych ścianach kaplicy umieszczono wizerunki
osób, które z miłością służyły innym: św. Alberta Chmielowskiego,
św. Faustyny Kowalskiej, bł. Angeli Truszkowskiej i bł. Urszuli Ledóchowskiej.
Stolica żyje własnym życiem, sprawami nowego wieku. Na
Woli świątynia św. Wojciecha przypomina o powołaniu chrześcijanina
i o tym, jak to powołanie wypełniali nasi przodkowie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Męczennicy
Reklama
Dynamiczny rozwój Woli pod koniec XIX stulecia był wyzwaniem
dla tamtejszych duszpasterzy. Szybko zauważono potrzebę budowy nowego
kościoła, ponieważ świątynia pod wezwaniem św. Stanisława biskupa
przy ul. Józefa Bema była niewielka. W 1898 r. rozpoczęto prace przy
budowie dużego kościoła przy ul. Wolskiej. W zamyśle miała to być
filia istniejącej parafii. Pierwszą Mszę św. odprawiono już pięć
lat później, jednak prace trwały jeszcze przez wiele lat. Budowla
ocalała podczas I wojny światowej, ale duże straty poniosła przez
pożar z 1925 r. Całkowicie spaliła się wieża, zniszczony został chór,
znacznie ucierpiały organy i posadzka. I znów przystąpiono do prac
wykończeniowych. Od zamysłu budowy kościoła filialnego minęło już
sporo lat, robotnicza dzielnica ciągle się rozwijała. W związku z
tym kard. Aleksander Kakowski erygował w 1927 r. nową parafię pod
wezwaniem św. Wojciecha.
Kilkanaście lat później kościół stał się świadkiem dramatycznych
wydarzeń kolejnej wojny. Jak podkreśla ks. inf. Edward Majcher -
jeden z proboszczów - z uwagi na swe położenie, kościół i plebania
od początku Powstania znalazły się w "oku cyklonu". Niemcy zamienili
świątynię na obóz przejściowy dla cywilów wywożonych potem do Pruszkowa.
Przejmujące relacje świadków tamtych dni pozwalają w pewnej mierze
zrozumieć, co się wtedy działo. Warto przytoczyć choćby jedno z takich
świadectw. Parafianka Monika Kicman wspomina, jak wypędzono ją z
rodziną z domu. Grupę ściganą pociskami przelatującymi nad głowami
przygnano na plac przykościelny. Klęcząc, z rękoma na głowie czekała
na śmierć. W końcu kazano im wejść do wnętrza. "Ludzie parli całą
siłą, jakby w obawie, że Niemcy się rozmyślą, my szliśmy już prawie
na końcu. Dopiero teraz spojrzałam na stopnie. Po lewej stronie przy
pierwszych drzwiach piętrzyła się we wgłębieniu sterta ciał ludzkich.
Do dziś pamiętam niektóre, wysuwające się spod stosu twarze, głowy
pomordowanych i jedne małe w lakierkach i pomarańczowych skarpetkach,
nóżki dziecka".
W czasie Powstania przy kościele rozstrzelano kilkaset
osób, natomiast ok. 6 tys. ciał osób przywożonych z okolic zostało
tu spalonych. Trzej miejscowi księża zostali rozstrzelani za opiekę
nad więźniami w kościele. Pierwszy proboszcz tej parafii, ks. Wacław
Murawski, został wywieziony do Pruszkowa. Po wojnie przez wiele lat
odbudowywał i wyposażał świątynię, nie doczekał jednak konsekracji
kościoła przez sługę Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego (1966 r.).
Przez kolejne kilka lat parafię prowadził ks. prał. Władysław Borowiec,
natomiast od 1974 r. do 1999 r. proboszczem był ks. infułat Edward
Majcher.
Wejść w zastane rozwiązania
Nie jest łatwo duszpasterzować wśród parafian, z których większość
mieszka tu od kilkudziesięciu lat i ma swoje przyzwyczajenia. - Takie
jest przecież moje zadanie, wejść w zastane rozwiązania! O wielu
sprawach administracyjnych, dowiaduję się od starszych parafian -
dodaje ks. Łagowski. Wraz z ks. wikarym Ronaldem Kasowskim, nie szczędzą
pochwał dla powierzonych im parafian:
- Wola to dzielnica robotnicza. Tutaj nie ma nowych osiedli,
ostatnie było wybudowane w latach siedemdziesiątych W dużej mierze
parafianie to osoby starsze. Emeryci nie mają wiele, ale dzielą się,
czym mogą. Są związani z tym kościołem i tym miejscem, widzą potrzeby.
Tak dzielą swój grosz, żeby i kościół wspomóc.
A potrzeby, jak wskazuje Ksiądz Prałat, są duże. Zaraz
po wojnie władze zajęły budynek parafialny i wprowadziły lokatorów.
Kapłani mieszkali właściwie kątem wśród świeckich. Od kilku lat budynek
był stopniowo odzyskiwany. Teraz trwa kapitalny remont przystosowujący
pomieszczenia na mieszkania dla wikariuszy. Poza tym kapitalnego
remontu wymaga dach kościoła. Potrzeba materiału na pokrycie 3 tys.
m2. Działka budowlana pod dom to 800 m - dodaje ks. Łagowski, by
uzmysłowić rozmiar tego przedsięwzięcia.
Misja
Proboszcz z dumą opowiada o grupach, które działają przy kościele,
a jest ich sporo: Towarzystwo Przyjaciół KUL, Akcja Katolicka. Co
tydzień spotykają się Rodziny Nazaretańskie, Przymierze Rodzin organizuje
formacyjne zajęcia dla dzieci, a w ferie i wakacje umożliwia im wyjazdy.
Swoje miejsce ma tu także młodzieżowa grupa modlitewna, Ruch Totus
Tuus, Czciciele Jezusa Eucharystycznego, grupa Miłosierdzia Bożego,
koła Żywego Różańca, Legion Maryi...
Chluba parafii to także wyjątkowe organy o tak zwanym "
romantycznym" brzmieniu, jedyny taki instrument w Warszawie. Co roku
odbywa się tu jesienią, trwający cztery niedziele, festiwal Organy
św. Wojciecha na Woli. Od niedawna skarbem świątyni są również relikwie
św. Wojciecha. W 1997 r., w tysiąclecie śmierci Patrona parafii,
sprowadzono tutaj ich część. Ksiądz Prymas przekazując je ufał, iż
ich obecność będzie dla całej stolicy "przypomnieniem początków polskiej
państwowości, związanych nierozerwalnie z chrześcijaństwem, u fundamentów
których oddał swe życie św. Wojciech i zachętą do mężnego wyznawania
wiary".
Od roku w kościele są też relikwie św. Faustyny Kowalskiej.
W parafii kult Miłosierdzia Bożego "kwitnie", jak mówi ks. Łagowski.
Niedaleko od budynku parafialnego, między blokami, stoi
dom Sióstr Felicjanek. Na Woli pracują od 1907 r., w parafii św.
Wojciecha są "od zawsze". Zgodnie ze swoim charyzmatem, prowadziły
żłobek, przedszkole, szkołę, a także świetlicę i szwalnię. Budynek
szkolny został wybudowany dzięki pomocy hrabiego Michała Sobańskiego.
Po wojnie siostry prowadziły żłobek i przedszkole do lat pięćdziesiątych.
Wtedy to budynek został siostrom odebrany, a przedszkole upaństwowione.
Siostry mieszkały między salami dzieci, a pracowały przy parafiach.
10 lat temu odzyskały swoją siedzibę i prowadzą tu teraz Dom Opieki
nad Ludźmi Starszymi. Mieszkanki domu to panie najczęściej cierpiące
na miażdżycę i chorobę Alzheimera. Jak mówi s. Romana, dyrektor placówki,
jest to jedyny dom zgromadzenia w stolicy, gdzie zebrało się tyle
apostolatów, oprócz sióstr pielęgniarek są też katechetki, zakrystianki.
Jedna z sióstr pracuje w kancelarii parafialnej.
Na terenie parafii mieszczą się także dwa szpitale, przy
ul. Płockiej i Działdowskiej. W Instytucie Gruźlicy na Płockiej pracują
wraz z personelem świeckim Siostry Miłosierdzia, szarytki. Służą
tutaj od końca XIX w., przeżyły z nimi grozę wojen, wraz z chorymi
ze szpitala szły na śmierć podczas Powstania.