Reklama

Wspomnienia o bp. Wilhelmie Plucie (3)

Był wierny zasadom, które sam głosił

Niedziela zielonogórsko-gorzowska 10/2012

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KATARZYNA JASKÓLSKA: - W czasach bp. Pluty władze państwowe nie patrzyły przychylnie na Kościół…

Reklama

KS. INF. PROF. DR HAB. ROMAN HARMACIŃSKI: - Problemów było wiele. Bp Pluta z racji na swoje zaangażowanie w komisję ds. rodzin KEP wszystkie ustalenia z tamtych obrad przerzucał w naszą diecezję. To się władzom oczywiście nie podobało.
Był taki moment, że zaczęli wprowadzać w młodych klasach wychowanie seksualne, tzw. przygotowanie do życia w rodzinie. A bp Pluta wiedział, jakie będą tego konsekwencje. Troszczył się o te tematy, czytał wypowiedzi teologów nie tylko naszych, ale i zagranicznych. I w końcu napisał bardzo ostry list. Ubecy się wściekali, jeździli po parafiach i mówili księżom, żeby nie czytali tego listu wiernym.
Bp Pluta w ogóle w pewnych sprawach był bardzo stanowczy i w konsekwencji zaczęła się walka o kleryków. Władze zaczęły zabierać ich do wojska. W 1960 r. zamknięto seminaria w Gorzowie, Słupsku i Wschowie. Wielki atak przypuszczono na biskupa po tym, jak polscy biskupi napisali do biskupów niemieckich ten słynny list „przebaczamy, przepraszamy”. W rezydencję rzucano nawet wtedy kamieniami (pamiętam, że w głównych drzwiach zniszczono wtedy stare kryształowe okna).
Władze wykorzystywały również to, że biskup pochodził ze Śląska - zarzucano mu, że jest Niemcem. To były bardzo przykre sytuacje. Albo chociażby to, że wyszło zarządzenie, żeby księża składali ślubowanie władzom świeckim. Kościół oczywiście nie godził się na to. A władze w odwecie nie zatwierdzały proboszczów, więc bp Pluta miał przez to dużo kłopotów.
Powszechnie znana jest sprawa ks. Michalskiego i obrony Domu Katolickiego w Zielonej Górze. Ostatecznie doszło do tego, że biskup został zmuszony do usunięcia tego księdza. Walka o księży w ogóle była wtedy silna, bo władze chciały ich sobie podporządkować.
Były kłopoty z zezwoleniami na budowę sal katechetycznych, domu katechetycznego czy kościoła. W 1960 r. wprowadzono obowiązkową rejestrację punktów katechetycznych. Księża mieli podawać listy uczniów, inwentarz kościoła. A Episkopat tego zabraniał. Więc księża z jednej strony byli naciskani przez władze, a z drugiej wiedzieli, że bp Pluta mówi, że nie wolno. Więc pojawiały się kolejne ataki, problemów z władzami miał mnóstwo. Jeśli o to chodzi, to nie miał łatwego duszpasterzowania.
Bp Pluta miał swoje zasady i nie mógł ustąpić. Poza tym Episkopat i prymas Wyszyński też jasno sprawy stawiali. I bp Pluta absolutnie na żaden kompromis nie szedł, nawet wtedy, kiedy tak bardzo mu zależało na klerykach. Trudno - nie ustępował. Był wierny zasadom, które sam głosił, nie sprzeniewierzył im się.
Jednego roku wystawialiśmy jasełka, takie poważne, dla dorosłych według Oskara Kolberga. I za te jasełka miałem potem osiemnaście rozpraw. I w pierwszą rocznicę święceń na Wałach Chrobrego już mnie sądzili. Rozrabiałem trochę wtedy, bo nie godziłem się z tym, co mówili - że niby zorganizowałem imprezę rozrywkową. Poza tym władze się wściekały, bo w tych jasełkach wzięło udział jakieś osiemdziesiąt osób, a więc zaangażowało się wielu świeckich. Ostatecznie dostałem grzywnę 4,5 tys. zł, na tamte czasy to były ogromne pieniądze. Wojewódzki wyznaniowiec napisał wtedy na mnie skargę do bp. Pluty. I biskup powiedział mi: „Proszę napisać wszystko, tak jak było”. Nie krzyczał na mnie ani nic. A kiedy napisałem, powiedział: „Proszę nie płacić”. Stanął po mojej stronie. A tamci - tak jak i dzisiaj - szukali byle drobiazgu, żeby zrobić sensację.

- Tyle lat wspólnej pracy w kurii - jaki był bp Pluta w Księdza oczach?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Znaliśmy się dużo wcześniej. Święcił mój rocznik na Jasnej Górze - prosiliśmy go o to i się zgodził, chociaż zwykle święcenia są w swojej katedrze. Wysłuchał naszej prośby, a my byliśmy szczęśliwi.
Tak naprawdę kiedy poproszono mnie, żebym przyszedł do kurii, to odpowiedziałem, że wolałbym jednak zostać w duszpasterstwie. I wtedy bp Pluta zapytał, czy jestem „patriotą” - bo tak nazywano księży, którzy się sprzeniewierzyli. Powiedziałem, że nie. I usłyszałem: „To kogo mam wziąć?”. No więc zgodziłem się, ale na rok. I ten rok ile się przedłużył!
W moich oczach bp Pluta był przede wszystkim człowiekiem o bardzo bogatej osobowości. Intelektualnie stał bardzo wysoko. Czytał ogromnie dużo, z literatury zagranicznej w językach obcych. To wszyscy widzieli, do dwunastej, pierwszej w nocy siedział i czytał, robił notatki.

- Jak się to przejawiało?

Reklama

- To był tytan pracy, siedział do późnych godzin. Czytał nocami. Modlił się też w samochodzie, jak wsiadał, to od razu brał różaniec do ręki. Czytał też w samochodzie. U bp. Sochy widziałem takie małe biureczko w samochodzie, ale nie wiem, czy bp Pluta też w samochodzie pisał. W każdym razie to oczytanie dawało mu wielką szansę, on nas wszystkich bił na głowę. Wiedział o wielu sprawach z wyprzedzeniem. Interesował się różnymi dziedzinami: pedagogiką, psychologią, socjologią, nie mówiąc o teologii szeroko pojętej. Ale zasięgał też rady u fachowców. Stworzył dom samotnej matki, Caritas to był jego konik - kiedy już to u nas zorganizował, zaproszono go do Warszawy i kiedy o wszystkim opowiedział, od razu go poproszono o materiały. Miał przemyślenia. Ale to jest właśnie chrześcijaństwo - widzieć drugiego człowieka potrzebującego. Te skarbony w kościołach „Mój 1 zł dla najbiedniejszych” - to też jego inicjatywa.
Już pod koniec życia pytał: Co jeszcze jest do zrobienia? Nad czym się pochylić? To była jego wspaniała postawa - nie uważał, że wszystko musi sam wymyślić, chętnie słuchał propozycji i je przyjmował. Więc czuliśmy się dowartościowani. Albo kiedy przychodziłem z jakimiś problemami, zawsze przyjmował i był zatroskany. Ja go bardzo ceniłem i czułem szacunek dla jego wielkości, osobowości, godności. Nigdy się nie spotkałem z sytuacją, żeby był niedelikatny. I dlatego tyle lat siedziałem w kurii. Bo współpraca była taka dobra.

- A jak bp Pluta był postrzegany poza diecezją?

- Zapraszano go w różne miejsca Polski. Kiedyś na Jasnej Górze był zjazd ojców duchownych i bp Pluta przemawiał na podstawie ankiety, którą przeprowadził wśród naszych księży. Wszyscy byli wtedy bardzo zadowoleni. Pytali, co to za biskup. A ja dumnie: „Biskup Gorzowa”. Był zapraszany i na KUL, i na ATK. Był człowiekiem cenionym w Episkopacie, wśród naukowców i teologów również za granicą. Ktoś kiedyś powiedział, że nawet niemieccy teologowie nie znają tak dobrze niemieckiej literatury i problemów jak on.

- Podobno bp Pluta był człowiekiem, który umiał okazać wdzięczność.

- Doceniał pracę księży. Ponieważ miałem dużo różnych działów pod opieką, on często mi dziękował. Stworzyłem wtedy kilka pielgrzymek: ministranckie, dla dziewcząt, dla maturzystów czy oazowe i on po takiej pielgrzymce potrafił zaprosić mnie do siebie, żeby wyrazić swoją wdzięczność. Ja to wszystko robiłem, bo to był mój obowiązek, ale on dostrzegał to zaangażowanie.
Pamiętam taki epizodzik. To było w zimie. Miałem wtedy dużo pracy, bo mój wydział był bardzo opasły - i młodzież pracująca, i te różne formy duszpasterskie. Biskup wtedy przyszedł i mówi: „Ksiądz musi wyjechać na urlop”. Ja się broniłem, że jest dużo pracy, ale on kazał mi wyjechać na tydzień. On zauważył.
Albo mój jubileusz 10-lecia święceń. Wdrapał się do mnie na Obotrycką, a przecież był leciwy. I na każde imieniny też do mnie przychodził. Dzwonił i pytał (on mnie różnie nazywał, albo wizytatorem, albo profesorem): „Księże profesorze, czy ja mogę złożyć wizytę?”. On mnie pytał, czy może przyjść! Taką miał osobistą kulturę, taką delikatność. I nigdy nie przyszedł z pustą ręką, zawsze coś przyniósł.
Miałem kiedyś taką sytuację, że zostałem wysłany przez biskupa do rozwiązania problemów bardzo trudnych (bo mógł powstać Kościół narodowy). I kiedy udało się to wszystko zażegnać, napisał piękne podziękowanie. A kiedy po wizytacji pochwaliłem jakiegoś księdza za katechezę, biskup od razu napisał mu podziękowanie.
Potrafił zauważyć każdego, nie tylko księdza czy siostrę zakonną. I był wrażliwy na potrzeby innych, na biedę. Rozdawał pieniądze, tak po cichu, żeby za wiele nikt nie wiedział.
On w moich oczach był wielkim człowiekiem, wspaniałym biskupem, zatroskanym o diecezję, a to przecież dopiero były początki jej organizacji - księży mało, kościoły puste, plebanie byle jakie. On rzeczywiście dążył do realizacji hasła: „Aby wszyscy stanowili jedno”. Problemy rozwiązywał bardzo po kapłańsku, ale też po ludzku.
Kiedy czasami doszło do jakiejś ostrzejszej wymiany zdań z którymś księdzem, to potem biskup pytał: „Czy ja go nie obraziłem?”. I nieraz pisał do takiego księdza liścik, w którym próbował wyjaśnić pewne sprawy, a nawet przeprosić. Ja nie mam wątpliwości, że on jest człowiekiem świętym, świętym kapłanem i biskupem. Ta cała jego troska o duszpasterstwo, o to, żeby ten lud, który został mu powierzony, uświęcić, żeby księża się formowali, żeby stawali się ludźmi coraz bardziej zjednoczonymi z Chrystusem.
Był radosny, pogodny, opowiadał kawały. Klerycy go lubili, też im wice opowiadał. Miał Bożą postawę, prawdziwego kapłana, który troszczy się o owczarnię. A to jego dzieło zaowocowało, jego następcy byli urzeczeni, że nasi kapłani są tak uformowani. Przecież tu przyjechali księża z różnych stron, z zagranicy, zakonni - a on wszystkich zjednoczył. Stąd też u nas w diecezji jest tyle parafii zakonnych, bo on szanował wszystkich.

* * *

Ks. inf. prof. dr hab. Roman Harmaciński
Wieloletni dyrektor Wydziału Nauki Katolickiej w Kurii Biskupiej w Gorzowie, założyciel i pierwszy rektor Instytutu Formacji Katolickiej dla Świeckich w Gorzowie, obecnie kustosz honorowy sanktuarium św. Weroniki Guliani

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nowenna do Matki Bożej Częstochowskiej 2024 (dzień 1.)

[ TEMATY ]

nowenna

Nowenna do Matki Bożej Częstochowskiej

Karol Porwich/Niedziela

Nowenna przed Uroczystością Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej trwa od 17 do 25 sierpnia przez dziewięć kolejnych dni, podczas których odmawiamy przypisane na każdy dzień poniższe modlitwy.

- Módlmy się za Kościół w Polsce, aby nie odchodził od Boga, by życie nienarodzonych było chronione i aby lekcje religii nie zniknęły ze szkół - apeluje ks. Marek Studenski. Wikariusz generalny diecezji bielsko-żywieckiej poprowadzi w tym roku duchowe przygotowanie do obchodzonej 26 sierpnia uroczystości Matki Bożej Częstochowskiej.
CZYTAJ DALEJ

Św. Jacku Odrowążu! Skąd czerpiesz ten swój życiowy dynamizm?

Dobre pytanie... Pewnie każdy ma w sobie wiele potencjału, lecz nie wszyscy umieją go wykorzystać. Akurat tak się złożyło, że mnie to się udało. Przyszedłem na świat na ziemi opolskiej pod koniec XII stulecia w bogatej i bardzo wpływowej rodzinie Odrowążów. Ukończyłem dobre szkoły, poczynając od szkoły katedralnej w Krakowie, gdzie miałem zaszczyt słuchać samego bł. Wincentego Kadłubka. Moja edukacja jednak nie ograniczyła się tylko do naszego kraju. Powszechnie wiadomo, że podróże kształcą. Dlatego też nie tylko z powodów naukowych byłem zarówno we Francji, jak i we Włoszech. W Wiecznym Mieście poznałem św. Dominika - założyciela Zakonu Kaznodziejskiego. W każdym razie za namową swojego krewnego Iwo, który był biskupem Krakowa, wraz ze swoim bratem bł. Czesławem zostałem dominikaninem. Razem organizowaliśmy pierwsze klasztory dominikańskie nie tylko na naszych ziemiach. Mieliśmy na to pełne poparcie władz zakonnych, a przede wszystkim przychylność Stolicy Apostolskiej. Najsłynniejsze z nich to klasztory w Krakowie, Gdańsku i Kijowie. Ten ostatni zakładałem osobiście. Próbowałem też ewangelizować Prusy, lecz moje relacje z Krzyżakami nie układały się najlepiej. Żyłem bowiem w trudnych czasach XIII wieku, w których chrześcijaństwo dopiero zaczynało odgrywać dominującą rolę na terenach Europy Wschodniej. Ja zaś pomagałem mu rozkwitać. Wskazuje już na to moje imię, które pochodzi z języka greckiego (hyakinthos) i oznacza po prostu nazwę kwiatu - hiacynta. Może właśnie dlatego jestem osobą niezwykle twórczą, którą cechuje duży indywidualizm. Zwykle bywam człowiekiem pewnym siebie. Cenię sobie niezależność. Jestem osobą emocjonalną i energiczną, lecz, niestety, również wybuchową i apodyktyczną. Miałem jednak na tyle pociągającą i godną naśladowania osobowość, że doczekałem się sporego grona uczniów, których nie orientowałem na siebie, lecz na osobę naszego Pana Jezusa Chrystusa. Moje relikwie spoczywają w Krakowie. Ogłoszono mnie świętym pod koniec XVI wieku. W sztuce przedstawia się mnie najczęściej w zakonnym habicie z monstrancją i figurą Maryi w dłoniach. Pięknie pozdrawiam nie tylko wszystkich moich imienników, lecz każdego chrześcijanina, który jest gotów poświęcić swoje życie dla Boga i bliźnich.
CZYTAJ DALEJ

Triduum dla Wniebowziętej w Bolesławcu

2025-08-17 18:55

Artur D. Grabowski

Był to czas wypełniony modlitwą, refleksją nad słowem Bożym i rolą Maryi w historii zbawienia.

Pierwszy dzień związany był z rozważaniami objawień Matki Bożej w Fatimie. Wieczorna Eucharystia i następująca po niej procesja fatimska w swoim temacie przewodnim nawiązywały do tytułu Maryi jako Matki Dobrej Rady i Stolicy Mądrości.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję