Reklama

Dla Polaków i o Polakach we Włoszech

W pogoni „za chlebem” na włoskiej ziemi

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W Castel Volturno

Opowiem Państwu o moim doświadczeniu ze spotkań z Polakami w miejscowości Castel Volturno. Jest to miasteczko położone w prowincji Caserta, niedaleko Neapolu, rozciągające się wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego. Misjonarze Kombonianie założyli tutaj parafię dla emigrantów pod wezwaniem Matki Bożej Pomocy. Dlaczego właśnie tutaj?
Rzecz dziwna, ale właśnie ten region upodobały sobie organizacje kryminalne. Miasteczko stało się miejscem „sprzedaży” ludzkich istnień. Tutaj ściągają tysiące emigrantów, szczególnie z Afryki, przede wszystkim dziewczęta z Nigerii, zmuszane do prostytucji, a ostatnio i ludzie ze wschodniej Europy. Wśród emigrantów jest bardzo dużo Polek i Polaków, ok. 1500: mężczyźni i chłopcy jako „czarna”, tania, nielegalna siła robocza; kobiety i dziewczęta - do służby domowej, w charakterze kelnerek, tancerek w restauracjach i hotelach. Te ostatnie często dają się wciągnąć do tzw. domów zamkniętych, gdzie uprawiana jest „prostytucja luksusowa”.
Ojcowie Kombonianie zwrócili się do nas z prośbą o pomoc, nie znają bowiem języka polskiego i trudno im było nawiązać ściślejszy kontakt z Polakami, których liczba w tym regionie Włoch wzrasta z tygodnia na tydzień.
Pierwsze kontakty z tamtejszymi Polakami nawiązałam w styczniu 2004 r. Oto niektóre epizody z moich misyjnych weekendów na ziemi włoskiej.

21 lutego 2004
Sobota

Reklama

Przyjechałam do Castel Volturno wczesnym popołudniem. Zwróciłam uwagę na przydrożny targ. To Polacy! Osiem osób: cztery kobiety i czterech mężczyzn rozłożyło swoje towary różnego rodzaju: piękne sukna, wyroby ze skóry, ubrania, różne przedmioty wykonane w drewnie... Przybliżam się i rozmawiam z każdym z nich. Każda historia jest naznaczona pogonią „za chlebem”. Przez dwa miesiące włóczą się po tym regionie, mając za dom autobus. „Trzeba, Siostro, bo w Polsce nie ma za co żyć!”.
Wracając z tego przydrożnego targu, spotykam trzy młode kobiety: Alę, Dorotę i Zosię. Okazuje się, że zostały tu przywiezione „tygodniowym transportem”. Z ogłoszenia prasowego dowiedziały się o „atrakcyjnej pracy” we Włoszech na „bardzo dobrych warunkach”. Za 200 euro pośrednik z zielonogórskiego przywiózł je tutaj i oddał pośredniczce. Dziewczęta nie wiedzą jeszcze, co będzie dalej. Uświadamiam im niebezpieczeństwa „pewnej pracy”. Rozmawiamy długo, po czym zapraszam dziewczęta na niedzielną Mszę św., odprawianą w języku polskim.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

22 lutego 2004
Niedziela

Godz. 9.00. Gromadzi się mała grupa Polaków - dwadzieścia osób. Ucieszyłam się na widok znajomych twarzy, ale brakuje mi Zosi: została skierowana do pracy. Ale do jakiej? Nikt nie wie... Po Mszy św. zbliżam się do Polaków: są wśród nich nowe twarze - młode kobiety, które przyjechały sobotnim „transportem”. Pytam o wszystko, zapraszam na rozmowę. Beata i Ania zostały wyrzucone z domu pośredniczki na ulicę, bo nie miały już pieniędzy na opłacenie pobytu, a obiecany pracodawca nie przyszedł. Głodne i zmarznięte udały się do siedziby Caritas Italiana i znalazły pomoc. Lecz co będzie dalej? Już ktoś inny nastręcza im pracę, ale rodzice muszą w Polsce wpłacić mu 1500 zł. Odradzam stanowczo taki kontrakt. Kończymy spotkanie modlitwą: ofiaruję każdej różaniec i modlimy się razem w ich intencjach.

13 marca 2004
Sobota

Reklama

„Do pracy w rolnictwie we Włoszech. Warunki zapewnione” - to ogłoszenie trzy polskie dziewczęta wyczytały na łamach Gazety Wyborczej. Zdecydowały się przyjechać na trzy miesiące. Spotkałam je na Via Domitiana, gdzie spacerują nowo przybyli Polacy. Renata, Agnieszka i Marta opowiadają mi szczegóły „kontraktu”: „Siostro, nikt nas nie chce przyjąć do pracy w Polsce, bo jesteśmy za młode, po szkole, bez doświadczenia... Chcemy tutaj zarobić trochę pieniędzy na studia. Przyjechałyśmy do Włoch, żeby pracować w polu. Na miejscu, w Neapolu, okazało się, że praca jest, ale dla pomocy domowej, a nie w rolnictwie, i w dodatku po zapłaceniu 200 euro haraczu. Gdy się o tym dowiedziałyśmy, byłyśmy w lekkim szoku, ale że nie miałyśmy czasu na zorganizowanie czegoś innego, przystałyśmy na propozycję pana Ryśka i jego żony, i pojechałyśmy do ich domu, aby przynajmniej mieć gdzie przenocować (...). Ani to miejsce, ani właściciele, ani osoby, które się tam przewijają, specjalnie się nam nie podobają (...). Opowieści kobiet, które wracały już do Polski, o warunkach pracy i traktowaniu pracownika również nie nastawiały nas optymistycznie (...). Noc spędziłyśmy na brudnych materacach, rozłożonych na podłodze, próbując usnąć, ubrane w kilka swetrów z powodu panującego zimna. Marzyłyśmy o kąpieli po tak długiej podróży, ale nie było tam ciepłej wody, nie można było nawet zagrzać sobie trochę wody na gazie (...). Za te wątpliwe przyjemności gospodarze zażyczyli sobie po 5 euro... Rano pani Jadwiga, żona pana Ryśka, przyszła z informacjami, do jakiej pracy ma iść każda z nas. Marta miała być odebrana przez jakiegoś „gościa”, nie wiadomo do jakiej pracy i gdzie. Ja miałam taką samą „propozycję”: po południu ktoś przyjedzie po mnie. A trzecia koleżanka miała mieć pracę w pizzerii - dojazd do podejrzanej dzielnicy Neapolu na własną rękę, bez zakwaterowania (...). Jesteśmy przerażone nie na żarty. Każdą z nas wywożą w inne miejsce, bez możliwości kontaktu ze sobą, być może także ze światem, zdane na łaskę i niełaskę nowych pracodawców...”.
Słucham w skupieniu opowiadania dziewcząt, zachęcając do uważnej obserwacji środowiska pracy i pracodawcy, i do rozważnej decyzji.
Parę tygodni po tym spotkaniu otrzymuję list z Polski od trzech dziewcząt spotkanych na Via Domitiana. Pisze Renata:
„Jestem jedną z tych 3 dziewczyn, z którymi Siostra rozmawiała w sobotni wieczór 13 marca w jednej z dzielnic Neapolu. Jesteśmy bezpieczne - w Polsce (...). Po rozmowie, modlitwie i dobrym słowie od Siostry, i po tym, co wydarzyło się później, zdecydowałyśmy się wracać. Wrażenie, jakie sprawili na nas pan Rysiek i jego otoczenie, przyczyniło się do tego, że uciekłyśmy stamtąd jak najszybciej. Postawiłyśmy sprawę jasno: powiedziałyśmy naszym pośrednikom, że dziękujemy za ich propozycje. Myślę, że gospodarze od początku wiedzieli, że nie jesteśmy aż takimi idiotkami, nie do końca dałyśmy się «wpuścić w maliny», nie wyciągnęli od nas pieniędzy za rzekome znalezienie pracy, nie byłyśmy od nich w żaden sposób zależne, przyjechałyśmy autobusem i miałyśmy bilety powrotne (...). Wierzę, że dzięki modlitwie Siostry, pomimo wielu dramatycznych wydarzeń, dotarłyśmy do domu. Przez całą naszą podróż Ktoś na górze nad nami czuwał i pomógł nam dokonać właściwego wyboru - nie zostałyśmy za wszelką cenę (...). Jeszcze raz serdeczne Bóg zapłać za wszystko, co Siostra dla nas zrobiła. Gdyby Pan Bóg nie sprawił, że Siostra stanęła wtedy na naszej drodze, nie wiadomo gdzie i czy w ogóle teraz byśmy były”.

25 kwietnia 2004
Niedziela

Po Mszy św., na której zgromadziła się dzisiaj spora grupa Polaków, zbliżają się do mnie młode kobiety: „Siostro, Ala zwariowała! Od trzech dni zachowuje się nienormalnie: krzyczy, gryzie, ucieka na ulicę bez ubrania... Nie wiemy, co robić. Na ostrym dyżurze otrzymała środki uspokajające, ale nie na długo to pomogło...”. Udaję się do miejsca zamieszkania tej młodej kobiety. Tak, to Ala, którą spotkałam na Via Domitiana w sobotnie popołudnie 21 lutego. W Polsce czeka na nią mąż i maleńka córeczka.
Miejsce zamieszkania i pracy, gdzie spotykam Alę, to blaszany barak przy hodowli koni wyścigowych. Właściciel chętnie zatrudnia polskie kobiety do pracy w swojej hodowli. Ala pracuje tu od miesiąca i tu właśnie została skrzywdzona. Koleżanki z Polski zawiadomiły męża. Jest już w drodze, by zabrać żonę z tego koszmarnego miejsca.

* * *

W sobotnie popołudnia spaceruję na Via Domitiana w Castel Volturno, szukając „zagubionych owieczek” z mojej polskiej ziemi... Kto wie, jak długo jeszcze nasze dziewczęta, matki, żony będą zmuszane szukać „chleba” w nielegalnych warunkach niektórych środowisk ziemi włoskiej. „Siostro, Polak Polakowi jest tutaj wilkiem” - powiedział mi kiedyś jeden z naszych rodaków, skrzywdzony i wyrzucony na ulicę przez nielegalnego polskiego pracodawcę, który robi majątek za granicą.
Ks. Giorgio Poletti, proboszcz parafii dla emigrantów w Castel Volturno, jest bardzo zatroskany o tę część swojej parafii, która przybywa tu „za chlebem” ze Wschodu: z Polski i Ukrainy, Rumunii i Mołdawii, Rosji i Słowacji.
Od dwóch lat w parafii dla emigrantów króluje Matka Boża Częstochowska, którą ks. Giorgio przywiózł z Jasnej Góry. W każdą niedzielę grupa polska zwraca się do Niej z ufnością i nadzieją, że nadejdzie lepszy czas, gdy nasi rodacy, pracujący na tych terenach, będą mogli cieszyć się normalnymi warunkami pracy, z wszelkimi gwarancjami.

2004-12-31 00:00

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wzór chrześcijanina

Niedziela Ogólnopolska 29/2022, str. 20

[ TEMATY ]

Św. Szymon z Lipnicy

Archiwum Biura Prasowego Sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej

Modląc się o ustanie epidemii, prośmy o wstawiennictwo św. Szymona z Lipnicy, który w XV wieku pomagał w Krakowie chorym na cholerę

Modląc się o ustanie epidemii, prośmy o wstawiennictwo św. Szymona z Lipnicy, który w XV wieku pomagał w Krakowie chorym na cholerę

W swojej posłudze duszpasterskiej kierował się miłością miłosierną.

Benedykt XVI podczas Mszy św. kanonizacyjnej, 3 czerwca 2007 r., podkreślił, że opiece św. Szymona z Lipnicy zostają zawierzeni ci, którzy „cierpią z powodu ubóstwa, choroby, osamotnienia i niesprawiedliwości społecznej”. Papież zaznaczył, że Szymon, „przepełniony miłosierną miłością, którą czerpał z Eucharystii, nie ociągał się z niesieniem pomocy chorym dotkniętym zarazą, która i jego doprowadziła do śmierci”.
CZYTAJ DALEJ

Izrael zbombardował kościół Świętej Rodziny w Gazie

2025-07-17 12:38

[ TEMATY ]

Izrael

Gaza

kościół Świętej Rodziny

bombardowanie

Patriarchat Łaciński w Jerozolimie

Izraelski atak bombowy na parafię Świętej Rodziny w Gazie

Izraelski atak bombowy na parafię Świętej Rodziny w Gazie

Łacińska parafia Świętej Rodziny w Gazie padła ofiarą ataku sił zbrojnych Izraela. Według niektórych doniesień dwie osoby zginęły, a sześć zostało rannych, w tym dwie ciężko. Lekko ranny został proboszcz, ks. Gabriel Romanelli, który obecnie przebywa w szpitalu” - poinformował włoską agencję katolicką SIR łaciński patriarcha Jerozolimy, kardynał Pierbattista Pizzaballa. Parafia udziela obecnie schronienia około 500 wysiedlonym chrześcijanom.

Według wstępnych doniesień agencyjnych, powołujących się na źródła medyczne szpitala Al-Ahli w Gazie, prawdopodobnie zginęły dwie osoby, a sześć zostało rannych. Proboszcz parafii, o. Gabriel Romanelli, również został lekko ranny w nogę i otrzymał pomoc medyczną w miejscowym szpitalu przed powrotem do wspólnoty.
CZYTAJ DALEJ

Wołczyn: Zakończyło się 31. Spotkanie Młodych

2025-07-18 19:13

[ TEMATY ]

młodzi

Wołczyn

Adobe Stock

W Wołczynie zakończyło się 31. Spotkanie Młodych - pięciodniowy, młodzieżowy katolicki festiwal organizowany przez Zakon Braci Mniejszych Kapucynów Prowincji Krakowskiej. Przez kilka dni młodzież będzie wspólnie się modliła, słuchała konferencji i uczestniczyła w warsztatach. "Wszystko po to, żeby móc wspólnie doświadczyć dobra od drugiego człowieka, a nade wszystko od Boga" - zaznaczają organizatorzy. To jedno z licznych wydarzeń duszpasterskich organizowanych w okresie wakacji przez Kościół w Polsce. Ubiegłoroczne zgromadziły około 250 tysięcy uczestników.

W środę, 16 lipca, Mszy św. przewodniczył biskup kaliski Damian Bryl, a dzień później - biskup sosnowiecki Artur Ważny.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję