Większość Amerykanów dostrzega upadek moralny kultury, a winą za ten stan rzeczy obarcza przemysł rozrywkowy i media. Takie są wyniki Narodowego Sondażu Wartości Kulturalnych, opublikowane w pierwszej połowie marca przez Instytut Mediów i Kultury. O sprawie informuje dziennik „The Washington Times”.
Badanie pokazało, że za Oceanem trwa swego rodzaju kulturalne zmaganie odnoszące się do fundamentów religijnych. Co trzeci Amerykanin jest konserwatystą. Badacze zastrzegają jednak, żeby nie mieszać tej kategorii z kategorią politycznego konserwatyzmu. Amerykański kulturowy konserwatysta swoje życie stara się opierać na wskazaniach Pisma Świętego. Wierzy, że w Biblii zawarte są jasne wskazania odnośnie do tego, co jest dobre, a co złe. Nie widzi nic złego, gdy rządzący, sprawując władzę, odwołują się do fundamentalnych prawd moralnych z zakresu religii.
Po drugiej stronie sporu stoi znacznie mniejsza liczba progresistów. Jest ich tylko 17 proc., ale są bardzo wpływowi. Wielu z nich co prawda wierzy w Boga, ale wiara nie jest dla nich faktorem decydującym w życiu. Nie widzą też związku między moralnością a religią. Zwalczają ostro odwoływanie się do religii przez władzę.
Między tymi dwoma grupami stoi największa grupa Amerykanów, którzy określają siebie jako „niezależni”. O ich przekonania toczy się walka. Nie identyfikują się z żadną ze stron sporu, choć skłaniają się ku konserwatystom, jeśli chodzi o wiarę w Boga, przekonania na temat moralności seksualnej czy kwestii duchowych. Odrzucają wysiłki progresistów, aby np. tradycyjne świąteczne pozdrowienie „Merry Christmas” zastąpić współczesnym, nijakim hasłem „Happy Holidays”. Z progresistami zgadzają się jednak w tym, że nie uwzględniają przykazań religijnych w decyzjach życiowych.
Co ciekawe, wszystkie trzy grupy dostrzegają negatywny wpływ mediów na moralność Ameryki.
(pr)
Pomóż w rozwoju naszego portalu