Reklama

Miał dobro wypisane na twarzy

Kultura polska poniosła kolejną stratę. W jednym z warszawskich szpitali w wieku 86 lat zmarł Zygmunt Kęstowicz, znakomity aktor z pokolenia „Kolumbów”. Niezapomniany Stefan ze słuchowiska radiowego „W Jezioranach” i senior rodziny Lubiczów z serialu „Klan”

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Mimo że na swoim koncie miał ponad 200 ról teatralnych i bardzo wiele filmowych, pozostanie w naszych wspomnieniach przede wszystkim jako aktor domowy. W niedzielne popołudnia od lat 60. ubiegłego wieku siadywały wokół radioodbiornika całe rodziny, by posłuchać, co też nowego wydarzyło się w Jezioranach w rodzinie Jabłońskich. Bo Jabłońscy byli jak sąsiedzi.

40 lat w Jezioranach

W domu moich dziadków to był rytuał. Najpierw szło się do kościoła na Mszę św., potem przygotowywało niedzielny obiad, a o 15 obowiązkowo cała rodzina z ogromną ciekawością słuchała audycji „W Jezioranach”, śledząc perypetie rodziny Jabłońskich i przemiany, jakie dokonywały się na polskiej wsi. W tej audycji Zygmunt Kęstowicz występował 40 lat! Najpierw jako kawaler, potem małżonek, następnie ojciec, wreszcie dziadek, który uwielbiał swoje wnuczęta. Za pracę w słuchowisku „W Jezioranach” w 1995 r. marszałkowie Sejmu i Senatu uhonorowali artystę Orderem Wdzięczności Społecznej. Zresztą, nagród uzbierał niemało, zwłaszcza tych drogich sercu. Był m.in. Kawalerem Orderu Uśmiechu, odznaczenia nadawanego przez dzieci, i laureatem „Złotego ekranu”.
Współautor audycji „W Jezioranach” - Andrzej Mularczyk twierdzi, że odejście Zygmunta Kęstowicza to zamknięcie pewnego rozdziału w życiu tej radiowej powieści, bo Kęstowicz był kimś niezastąpionym, nie tylko ze względu na postać, którą kreował, ale również ze względu na swoją osobowość. Mularczyk, który wyliczył, że przeszedł z nim więcej niż połowę swego życia, wspomina aktora jako lojalnego, otwartego, gotowego na wszelką współpracę, szczególnie życzliwego wobec młodych kolegów, debiutantów, przychodzących do powieści, w której on był główną postacią. - Tę rolę ojca rodziny w jakimś sensie przyjął również na planie radiowym - mówi Mularczyk.
Potwierdza to Artur Barciś, bo Kęstowicz był dla niego jak ojciec - uosobieniem ciepła i życzliwości. Barciś gra „W Jezioranach” już od 20 lat. - Pamiętam, jak przyszedłem pierwszy raz na plan. Byłem bardzo stremowany, przestraszony, a pan Kęstowicz od razu mnie przygarnął, zaopiekował się mną. To anioł, nie człowiek. Serce, łagodność, życzliwość. I wszystko prawdziwe, a nie udawane, nie sztuczne, jak u wielu ludzi. Naturalna dobroć - wspomina Barciś.
„Miał dobro wypisane na twarzy” - napisał jeden z internautów na wiadomość o śmierci aktora. Wszyscy, którzy mieli okazję zetknąć się z Kęstowiczem, tak o nim mówią. Sąsiedzi z domu, w którym od 25 lat mieszkał na warszawskim Grochowie, szczerze go opłakują. - Wszyscy go tu kochali. Każdemu się kłaniał, hołubił dzieci. Pustki po nim nic nie zapełni - mówi ze łzami w oczach sąsiad i przyjaciel rodziny Edward Kondziałka. A sąsiadka Halina Melnyk wspomina, jak ostatni raz była u niego w szpitalu. - Już nie było z nim kontaktu - wzdycha. - Taki cudowny człowiek…
Zygmunt Kęstowicz powoli wycofywał się z życia zawodowego, tracił siły, coraz rzadziej występował, choć twardo, po męsku, walczył z chorobą nowotworową.
Po jego śmierci sąsiedzi natychmiast otoczyli troskliwą opieką załamaną i schorowaną wdowę - panią Krystynę, która ma 87 lat i przeżyła z mężem, zgodnie i szczęśliwie, 65 lat. Dla niej śmierć męża to wielki ból. Poświęciła dla niego zawodową karierę. Odtąd - choć pewnie dzięki sąsiadom nie będzie żyła samotnie - musi się uczyć żyć zupełnie inaczej. Los sprawił, że Kęstowiczowie nie mieli dzieci. Cisi i skromni, bez rozgłosu założyli w 1987 r. Fundację „Dać szansę”, dzięki której przy białostockim Dziecięcym Szpitalu Klinicznym działa rehabilitacyjny ośrodek dla upośledzonych dzieci. Kęstowicz przeznaczył na jej cel 100 tys. zł - nagrodę Przewodniczącego Komitetu ds. Radia i Telewizji. Ta fundacja to jego dziecko. Dobro, które po nim pozostanie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

„Klan” bez seniora

Pusty, bez Zygmunta Kęstowicza będzie także „Klan”. Choć autorzy scenariusza jakoś przygotowywali telewidzów do odejścia z serialu postaci seniora rodu Lubiczów, cierpiącego na chorobę Alzheimera dziadka Władysława, któremu pani Stanisława parzyła ziółka, to jednak widzowie nie wyobrażali sobie bez niego serialu. Nie grywał regularnie, ale był. Filmowa córka Kęstowicza - aktorka Barbara Bursztynowicz wspomina, że serialowa rodzina zawsze spotykała się na święta w swoim rodzinnym domu, czyli w domu dziadka Władysława. - Pod koniec życia rzadziej się z nim spotykaliśmy. Zygmunt zagrał z nami ostatnio sceny na Boże Narodzenie. Teraz miał przyjechać na sceny wielkanocne. Już nie przyjedzie. Bardzo mi szkoda - mówi ze smutkiem. Przypomina sobie ostatnie spotkanie. - Kręciliśmy w „Klanie” scenę, jak Elżbieta wychodzi z domu i zostawia ojca samego - mówi Barbara Bursztynowicz. - Pomyślałam sobie wtedy: Boże, ona nie powinna wyjeżdżać, nie powinna go zostawiać. Jakbym coś czuła.
Wiele osób podkreśla, że Kęstowicz miał ujmujący sposób bycia, był człowiekiem ciepłym i serdecznym. Taki Kresowiak z krwi i kości. Z sercem na dłoni. Jakiś czas temu żartował ze swoich związków z kobietami. - Nie jestem nawet bigamistą, tylko trigamistą. Mam teraz trzy żony; ślubną Krystynę, Wandę Mejerównę - czyli Irenę Jabłońską i Halinę Dobrowolską - Marię Lubicz z „Klanu”.
Chociaż największą popularność zdobył dzięki serialowym przebojom, był znakomitym aktorem teatralnym i filmowym. A dzieci kochały go za programy „Piątek z Pankracym” i „Pora na Telesfora”. „Słonie, słonie, różowe słonie, każdy kokardkę ma na ogonie” - wpisywali internauci w hołdzie aktorowi, domagając się, aby telewizja powtórzyła choć kilka odcinków jego programów dla dzieci. Aktorka Agnieszka Wosińska, grająca w „Klanie”drugą serialową córkę Władysława Lubicza, siostrę Dorotę Lubicz, przyznaje, że wychowała się na programach z psem Pankracym, w których przez lata występował Kęstowicz. Do głowy by jej nie przyszło, że kiedyś zagra u jego boku. - Poźniej poznałam pana Zygmunta i od początku kręcenia „Klanu” pracowałam z nim na planie, choć nie tak znowu często. Człowiek się zżywa przez te lata. Jest mi bardzo przykro, że pan Zygmunt zmarł, bo w takiej pracy człowiek staje się bardzo bliski - mówi. A Barbara Bursztynowicz wspomina: - Pan Zygmunt był bardzo oddany ekipie i ludziom z nim pracującym. Prywatnie miał cudowną żonę, ale nie miał dzieci. My na planie odczuwaliśmy jego przywiązanie jako ojca i dziadka. Ta rola była mu bardzo bliska, ogromnie ją przeżywał, podobnie jak to, co się działo w serialowej rodzinie - mówi aktorka.

Reklama

Syn aptekarza i patrioty

Ciekawe są koleje życia Zygmunta Kęstowicza. Niedawno wydał swoją biografię, zatytułowaną: „Na obrotowej scenie życia”. Tytuł nie jest przypadkowy, bo w jego życiu było dużo niespodziewanych zbiegów okoliczności, zawirowań, zakrętów i zwrotów losów. Urodził się w 1921 r. w Szakach k. Kowna. Ojciec był zamożnym aptekarzem. Do końca życia aktor pamiętał zapachy rodzinnej apteki, które wypełniały wszystkie jej zakamarki, aromat ziół, woń waleriany i mydełek pulsa. Zupełnie jak w „Sklepach cynamonowych” Brunona Schulza. Wspominał także smaki. Jego mama słynęła ze znakomitych kołdunów. Opowiadał z uśmiechem, że po wielu latach, gdy w trakcie teatralnego objazdu znalazł się w Lublinie, po spektaklu podszedł do niego siwiuteńki pan i powiedział: - Ajaj, Kęstowicz, toż ja u twojej mamy najlepsze kołduny jadłem!
- Nasza apteka była jedyną w Postawach, mieście liczącym 3 tys. mieszkańców. Mój ojciec był człowiekiem ciekawym, otwartym, lubiano go w całym powiecie, nawet w województwie. Ciągnęli do nas artyści, swego czasu znalazł tu schronienie Piłsudski. Przyjeżdżał jeszcze do nas kilka razy - wspominał aktor. Potem na budynku apteki zawisła tablica poświęcona Piłsudskiemu. Czy właśnie przez nią aresztowano później ojca Zygmunta Kęstowicza?
Ojciec szykował syna na dyplomatę. Od dziecka kazał uczyć się francuskiego i angielskiego. Chciał wyekspediować go na studia do Paryża, ale najpierw syn miał studiować na uniwersytecie w Polsce. Zaczął prawo, ale plany pokrzyżowała wojna. Aktorem został przypadkowo - poszukiwano statystów do przedstawienia „Królowa przedmieścia”, z udziałem Hanki Ordonówny. Partner Ordonki zachorował i wtedy Kęstowiczowi zaproponowano rolę Stacha. Debiutował w 1940 r. na deskach teatru w Wilnie. I na scenie został już przez 67 lat.
W 1945 r. przyjechał pociągiem repatriacyjnym z Wilna. Wraz z żoną i grupą znakomitych aktorów wysiadł na dworcu w Białymstoku. Towarzystwo było doborowe: Igor Śmiałowski, Jerzy Duszyński, Hanka Bielicka, Czesław Wołłejko, Mieczysław Dowmunt. Zostali wszyscy w Białymstoku na rok i od razu zaczęli grać w teatrze. A białostoczanie przyjęli ich z otwartym sercem. Publiczność spragniona kultury przez lata wojny waliła do teatru drzwiami i oknami. Dowodów serdeczności doznali tak wiele, że właśnie do Białegostoku Kęstowicz wrócił po latach, aby mu coś podarować. Tym podarunkiem była fundacja przy Dziecięcym Szpitalu Klinicznym, służąca rehabilitacji dzieci upośledzonych umysłowo.

Zygmunt Kęstowicz

Audycja „W Jezioranach” i rola w „Klanie” pokryły kurzem czasu jego teatralne i filmowe role. A tych było bardzo wiele. Zagrał w filmach: „Stawka większa niż życie”, „Czterej pancerni i pies”, „Czarne chmury”, „Janosik, „Baza ludzi umarłych”, „Cień”, „Bez znieczulenia” czy „Korczak”. Mogliśmy go oglądać w ponad 200 rolach teatralnych, m.in. w „Zemście”, „Damach i huzarach”, „Moralności pani Dulskiej”, „Krakowiakach i góralach”.
W 2002 r. ukazała się jego książka „Na obrotowej scenie życia. Listy pana Z. K. do pani K. Z”, w której stylem kresowej gawędy pięknie opowiada o swoich artystycznych wcieleniach. Dzisiejsi trzydziestolatkowie kochają Kęstowicza za Telesfora mówiącego ludzkim głosem i programy z Pankracym. Dostrzegają, że dzisiejsze amerykańskie głupawe filmiki dla dzieci nie są w stanie zastąpić autentycznego spotkania z aktorem i jego pluszowymi rekwizytami. „Do zo-ba-cze-nia, mniam, mniam, mniam” weszło na długo do ich codziennego języka jako kultowy zwrot pożegnalny. To był często ich pierwszy kontakt z teatrem. Niektórzy dzięki Zygmuntowi Kęstowiczowi zarazili się bakcylem teatru na całe życie.

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Włochy: 18 i 19 maja kard. Dziwisz odwiedzi diecezję Asti

2024-05-07 13:17

[ TEMATY ]

kard. Stanisław Dziwisz

Karol Porwich

W sobotę 18 maja kard. Stanisław Dziwisz, emerytowany arcybiskup krakowski i były sekretarz osobisty św. Jana Pawła II, będzie w Isola d'Asti z okazji 30. rocznicy wizyty św. Jana Pawła II w diecezji Asti i Isola d'Asti - poinformowała ta leżąca w Piemoncie diecezja północnowłoska.

Jan Paweł II odwiedził ten region 25 i 26 września 1993 roku. Kardynał Dziwisz przybędzie do miejscowości Villa, o godz. 15.30, gdzie powita go tamtejszy proboszcz, ks. Maurizio Giaretti, władze cywilne i wojskowe oraz zespół muzyczny Cotti z Asti. Zwiedzi stałą wystawę fotograficzną w kościele Bractwa św. Michała, a o godz. 17.00 będzie przewodniczył Eucharystii w parafii św. Piotra, koncelebrowanej przez biskupa Marco Prastaro. Na zakończenie, po pozdrowieniu wiernych, uda się do Santo Stefano di Montegrosso z okazji 20. rocznicy wizyty młodzieży z tej wspólnoty u Ojca Świętego w Rzymie. Po chwili modlitwy weźmie udział w zasadzeniu drzewka oliwnego na pamiątkę tego wydarzenia i pozdrowi wiernych.

CZYTAJ DALEJ

#PodcastUmajony (odcinek 8.): Wszystko moje

2024-05-07 20:53

[ TEMATY ]

Ks. Tomasz Podlewski

#PodcastUmajony

Mat.prasowy

Co zrobił Jan, kiedy Jezus dał mu Maryję za matkę? Czy naprawdę po prostu „wziął Ją do siebie”? I co to właściwie oznacza dla nas samych? Zapraszamy na ósmy odcinek „Podcastu umajonego” ks. Tomasza Podlewskiego o tym, że Maryi wcale nie zaprasza się tylko do domu.

ZOBACZ CAŁY #PODCASTUMAJONY

CZYTAJ DALEJ

Modlitwa o pokój nie ustaje na Jasnej Górze

2024-05-07 17:36

[ TEMATY ]

Jasna Góra

pokój

modlitwa o pokój

Jasna Góra/Facebook

Od pierwszych dni wojny w Ukrainie, na Jasnej Górze trwa modlitwa o pokój. Dziś w Kaplicy Matki Bożej Mszę św. w tej intencji sprawował bp diec. kijowsko-żytomierskiej, Witalij Krywicki. - Wojna jest wyzwaniem dla całego świata. Nie zawsze rozumiemy jaka jest Boża wola. Chcę modlić się o pokój, którego pragnie Bóg - mówił.

Biskup Krywicki zauważył, że w 2022 r., kiedy dokonano aktu ofiarowania Maryi Rosji i Ukrainy, nastąpił odwrót wojsk rosyjskich. - Jak Polacy mają „swój” Cud nad Wisłą z 1920 r., [kiedy to nad polem bitwy dwukrotnie ukazała się Matka Boża i doszło do jednego z najbardziej niespodziewanych i przełomowych zwycięstw w historii wojskowości, które pozwoliło ocalić niepodległość Rzeczypospolitej - przyp. red.], tak my postrzegamy odwrót wojsk rosyjskich stojących u bram Kijowa, jako, nowoczesny „Cud nad Dnieprem”. Po zawierzeniu przez cały świat Maryi Rosji i Ukrainy, najeźdźcy odeszli z całej północy naszej Ojczyzny. To naprawdę odczytaliśmy nie jako gest dobrej woli, tylko wstawiennictwo Matki Bożej - zaznaczył.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję