Paweł Sarafin: - Z jednej strony mamy czołgi Putina, a z drugiej naciski Brukseli, by Warszawa była posłuszna, a nie rządziła po swojemu. Jak wygląda troska o niepodległość Polski w 2022 roku?
Reklama
Minister Marcin Romanowski: - Bieżący rok pokazał, że koniec historii wcale nie nastąpił, a niepodległość nie została nikomu dana raz na zawsze – wymaga konsekwentnego pielęgnowania i ochrony. Wojna na Ukrainie to cenna lekcja dla Polski, z której możemy wyciągnąć dwa zasadnicze wnioski. Po pierwsze, podstawą obronności każdego państwa są jego mieszkańcy. Ukraińcy pokazali siłę jedności narodowej i patriotyzmu. Stawili Putinowi zażarty opór bez względu na wewnętrzne spory czy różnice światopoglądowe. Naród – wbrew kpinom lewicy – to silny fundament. To więź, która pozwala zachować tożsamość i obronić ojczyznę w przypadku zagrożenia. Po drugie, bezpieczeństwo militarne i polityczne Polski leży przede wszystkim w rękach nas samych oraz we wsparciu, jakiego możemy oczekiwać od NATO, nie od Unii Europejskiej. Bruksela zawiodła w pierwszych dniach inwazji, głównie przez opieszałą reakcję Niemiec. Berlin sabotował wspólnie inicjowane sankcje przeciw Rosji i blokował pomoc kierowaną na Ukrainę. Partnerstwo biznesowe rozwijane latami na linii Kreml–Berlin zostało postawione ponad dobrem wspólnym i bezpieczeństwem Europy. Dopiero silny opór Ukraińców – którzy wbrew przewidywaniom nie poddali się – oraz silne naciski ze strony innych państw, przede wszystkim Polski, zmieniły ten stan rzeczy. To pomoc Sojuszu Północnoatlantyckiego okazała się kluczowa. Kto wie, czy w przypadku ataku Kremla na Polskę Niemcy znowu nie zaczekają, aż w walkach wyłoni się zwycięzca? Dlatego trzeba to wyraźnie podkreślić: posłuszeństwo wobec brukselskich instytucji nie wpłynie na zdolność obronną Polski, a przynajmniej nie będzie to wpływ pozytywny. Nie możemy ulegać politycznej presji i godzić się na ograniczanie naszej suwerenności. To zgubna droga, której wybór w obliczu zewnętrznego zagrożenia może okazać się tragiczny w skutkach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Nawet jeśli rząd Zjednoczonej Prawicy nie ulegnie presji, to Komisja Europejska ma finansowe instrumenty, które mogą doprowadzić do zmiany władzy w Polsce. Na ile realna jest groźba „sprzedaży” naszej suwerenności?
Reklama
Polacy muszą pamiętać co jest sednem obecnego konfliktu z Brukselą. Wiara w to, że unijnym instytucjom naprawdę zależy na „wolnych sądach” i z tego powodu blokowane są miliardy euro należne Polakom, jest bardzo naiwna. Nie chodzi tu też tylko o ingerencję Unii w wewnętrzne sprawy akurat Polski, takie jak wymiar sprawiedliwości czy kwestie światopoglądowe. Stawką jest centralizacja Unii Europejskiej, wiążąca się z coraz większą hegemonią Niemiec i jeszcze słabszym głosem państw takich jak Polska. Do tego zmierza plan zniesienia zasady jednomyślności, czy otwarcie zapowiedziane przez Olafa Scholza dążenie do przekształcenia Unii Europejskiej w państwo federalne, gdzie o tym, jak żyje się w Warszawie, Budapeszcie czy Atenach, decydują pozbawieni demokratycznej legitymacji unijni urzędnicy. Ta pozorna demokratyzacja systemu głosowania w Radzie UE czy rozszerzenie roli Europarlamentu to nic innego jak oddanie sterów Berlinowi. Zniesienie weta to natomiast zakneblowanie ust słabszym członkom unijnej wspólnoty. To otwarta droga do utraty suwerenności przez Polskę. Europejscy decydenci dobrze wiedzą, że rząd Zjednoczonej Prawicy nigdy nie wyrazi zgody na takie zmiany. Póki wymagana jest jednomyślność, nie pozwolimy na budowę europejskiego superpaństwa. Stąd determinacja opozycji, by w 2023 r. do władzy w Polsce powrócił Donald Tusk, wypróbowany sojusznik niemieckiej klasy politycznej. Nie mam wątpliwości, że w przypadku objęcia władzy przez Platformę Obywatelską nowy rząd bezwarunkowo przyjmie wszystkie instrukcje pochodzące z Brukseli, co pozbawi Polskę niezależności.
Jak Polska może i jak powinna odpowiedzieć na bezprawne działania Komisji Europejskiej takie jak straszenie zablokowaniem wypłaty Funduszy Europejskich?
Reklama
Polska powinna zająć zdecydowaną, asertywną postawę wobec żądań które wykraczają poza ramy ustanowione traktatami unijnymi. Musi też stawić wyraźny opór, tak jak jej się to udawało do 2019 r. – dopiero wtedy rząd postanowił negocjować i pójść na pewne ustępstwa, takie jak wyrażenie zgody na ustanowienie mechanizmu warunkowości. Solidarna Polska na długo przedtem ostrzegała przed tą finansową pułapką zastawioną przez Berlin i Brukselę. Komisja Europejska odczytała to jako słabość, co tylko napędziło lawinę kolejnych bezprawnych roszczeń. Dwa lata byliśmy łudzeni wizją rychłego porozumienia. Teraz nie tylko nie dostaliśmy pieniędzy z Funduszu Odbudowy, lecz także grozi się Polsce odebraniem regularnych dotacji na kolejne 5 lat, choć nie ma ku temu żadnych legalnych podstaw. To oczywisty szantaż, presja wywierana na rząd, ale przede wszystkim na polskie społeczeństwo. Groźby Brukseli mają wpłynąć na wynik przyszłorocznych wyborów parlamentarnych i doprowadzić totalną opozycję do władzy. Nie pierwszy raz Komisja Europejska, która odmienia słowa takie jak „demokracja” przez wszystkie przypadki, próbuje ingerować w procesy wyborcze w suwerennych państwach. Ledwie kilka tygodni temu Ursula von der Leyen groziła włoskiemu społeczeństwu zastosowaniem „odpowiednich narzędzi”, jeżeli wybierze prawicowy rząd. Tak jak Włosi nie możemy ulegać podobnej presji. Trzeba też korzystać z instrumentów, które zapewniają nam Traktaty. Polska wciąż dysponuje narzędziem, z którym zaciekle walczą eurokraci – prawem weta. Wspomniana wcześniej przeze mnie zasada jednomyślności pozwala blokować projekty wymagające zgody wszystkich państw członkowskich, szczególnie te o znaczeniu strategicznym, jak nowe podatki mające stanowić podstawę dla tzw. zielonej transformacji. Powinniśmy także budować koalicję w celu wetowania konkretnych projektów legislacyjnych i przedstawiania alternatywnych wizji rozwoju UE. To zadania w zasięgu ręki polskiej dyplomacji. Nie możemy mieć skrupułów – Bruksela już teraz wytoczyła ciężką artylerię; posunęła się za daleko i stanowczo wyszła z ram prawnych Unii Europejskiej. Bierność i ustępstwa tylko ją do tego zachęcają.
W mediach społecznościowych podał Pan Minister informacje o tym, że Niemcy otrzymają 52% całej puli środków, które UE przeznaczy na pomoc publiczną dla 24 państw wspólnoty. W przypadku Francji jest to 37%. Jak to możliwe, że dwa państwa UE otrzymują razem 89%, a dla reszty państw pozostaje 11%?
Reklama
Widzimy jak bardzo fasadowo i instrumentalnie traktowana jest europejska solidarność. Gdy następują sytuacje kryzysowe, takie jak pandemia czy wojna, w Unii zawsze bierze górę partykularny interes najsilniejszych graczy, a wspólnota traktowana jest w sposób instrumentalny. Niemcy dbają o swoją hegemonię w Europie i są mistrzami chronienia własnej suwerenności – politycznej i ekonomicznej - przy jednoczesnym wymuszaniu innych państw do stopniowego wyrzeczenia się swojej. Wszyscy pamiętamy, jak w 2008 r. Bruksela uznała pomoc udzieloną polskim stoczniom przez rząd za nielegalną. Pieniądze musiały zostać zwrócone, a w konsekwencji stocznie w Gdyni i Szczecinie zbankrutowały. Pogrzebało to część polskiej gospodarki, a tysiące ludzi straciło miejsca pracy. Gdy dziś to samo grozi stoczniom niemieckim, Bruksela nie tylko pozwala na wsparcie publiczne, lecz także niemal przyznaje Berlinowi monopol na pomoc publiczną. To skandaliczne nadużywanie pozycji dominującej, które osłabia równość państw członkowskich – kluczową zasadę UE – bardziej, niż jakiekolwiek ugrupowanie eurosceptyczne. Duopol Francja-Niemcy przewodzi w Unii od początku jej istnienia. Najważniejsze stanowiska we Wspólnocie od lat są dzielone między Paryż i Berlin. To samo dzieje się teraz z instytucją pomocy publicznej. Jeśli Unia Europejska ma przetrwać kryzysy i uniknąć dalszego rozpadu, czas ukrócić te praktyki. Traktat Lizboński okazał się błędem, który umożliwia takie sytuacje. Teraz jest czas na odpowiednią dyskusję i reformę, która odwróci dominację największych państw i ustawi Unię na właściwych torach.
W ostatnim czasie coraz mocniej przebija się wizja reformy UE proponowanej przez federalistów na czele z Olafem Scholzem. Jak i z kim Polska może przedstawić wizję alternatywną, która wzmocni pozycję suwerennych państw w unijnej układance?
Jesteśmy zdecydowanymi zwolennikami wizji Unii Europejskiej jako Europy Ojczyzn, gdzie równe, suwerenne i rozwijające się państwa współpracują w przestrzeni gospodarczej. Chcemy współpracy niezależnych narodów na partnerskich zasadach, bez rozbudowanej politycznej i biurokratycznej czapy i bez ingerencji w sprawy światopoglądowe. Niestety dziś pierwsze skrzypce gra radykalna frakcja zwolenników przekształcenia Wspólnoty Europejskiej w scentralizowane państwo federalne. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy na straconej pozycji. Widzimy, jak na naszych oczach powoli zmienia się polityczna konfiguracja kontynentu. Europejskie społeczeństwa wybierają liderów, którzy chcą wspólnoty innej niż szykowana przez europejską lewicę unia wyzysku słabszych na rzecz zachodnich hegemonów. Oczywiście zachodnioeuropejska prawica pod niektórymi względami jest zupełnie inna, ale to, co nas łączy, to przywiązanie do ojczyzny i jej suwerenności – prawa każdego ze społeczeństw tworzących UE do determinowania swojego losu. Pozwala to na przymiarki do budowy wewnątrz Unii mocnej koalicji suwerenistów, w której skład weszłyby Polska, Węgry, Włochy czy Szwecja. Możliwe, że w przyszłości dołączy do tych państw także Hiszpania, gdzie coraz mocniejszy głos ma partia VOX. Polska ma szansę stać się naturalnym liderem takiej koalicji. Oczywiście pod warunkiem że nie zrezygnujemy z naszej niepodległościowej agendy i obrony chrześcijańskich fundamentów naszej cywilizacji. Konsekwentna obrona suwerenności przed zakusami Brukseli, ochrona granic zewnętrznych UE przed nielegalną migracją czy zdecydowana postawa wobec rosyjskiej inwazji to tylko niektóre działania, które inspirują inne narody. W środowisku Solidarnej Polski dyskutujemy propozycje reform instytucjonalnych, które przekierują rozwój Unii w kierunku Europy Ojczyzn. Dziś brukselscy urzędnicy są anonimowi i nie ponoszą odpowiedzialności. Czas poddać unijne instytucje zasadzie praworządności. Musimy bronić zasady jednomyślności i dążyć do jej rozszerzenia. Powinniśmy też zastanowić się nad redukcją liczebności Parlamentu Europejskiego i rozważyć utworzenie w zamian izby wyższej reprezentującej państwa członkowskie. To tylko część propozycji, które mogą zmienić Unię na lepsze i przywrócić jej pierwotny charakter, co pozwoli zatrzymać nieustającą presję Brukseli na decyzje Polski.