Reklama

Tajemnica Małgośki

Niedziela Ogólnopolska 44/2008, str. 16-17

Leonardo da Vinci miał szkice studyjne z różnych dziedzin - architektura, obserwacje botaniczne - podobnie jak artyści wszystkich czasów
Rys. Leonardo da Vinci (1452 - 1519)

Leonardo da Vinci miał szkice studyjne z różnych dziedzin - architektura, obserwacje botaniczne - podobnie jak artyści wszystkich czasów<br>Rys. Leonardo da Vinci (1452 - 1519)

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Byłam zaproszona na spotkanie koleżeńskie do mieszkania Agnieszki, która - pełna niewygasłej inwencji i energii - organizuje takie niezwykłe spotkania w czasie.Jesteśmy coraz starsze, ale podczas tych wspólnych chwil nie czujemy tego.
Mieszkanie Agnieszki jest bardzo nastrojowe, nasycone jakąś grą półmroku i światła, i ciepłych dużych plam koloru. Kobiety siedzące w tej scenerii mimowolnie stworzyły obraz, jakby impresjonistyczny...
Rozmowa toczy się półgłosem, ale wybuchają śmiechy i głośniejsze słowa. Wszystkie znamy się od lat, studiowałyśmy kiedyś na Uniwersytecie Warszawskim, na Wydziale Historii Sztuki. Czasy te nazywano stalinowskimi.

Nasze uniwersyteckie i wojenne lata

Reklama

Młodzież przyszła na wydział z różnych środowisk i z różnych stron, nawet wiek ludzi był bardzo zróżnicowany - nie będę tu tego charakteryzować.
Początkowo bałam się niektórych osób. Kiedyś jednak poprosiłam Aśkę (którą wychowywała ulica, a później dom dziecka), żeby zrobiła mi rysunek pozostałości niezrealizowanej XVIII-wiecznej Świątyni Opatrzności w warszawskim Ogrodzie Botanicznym; to było trudne ćwiczenie. Na drugi dzień Aśka przyniosła mi na wykłady śliczny rysunek - była bardzo zdolna... I miałam zaliczenie, a początkowa obcość została przełamana.
Byliśmy sobie bliscy, wbrew różnym uwarunkowaniom. Może się to dziś wydać dziwne, ale przydzielono mi „anioła stróża” - koleżankę, ideową komunistkę, aby dokształcała mnie w marksizmie-leninizmie. Miałam chodzić do niej w kolejne niedziele.
Już pierwsza wizyta w jej przegościnnej rodzinie przerodziła się w przyjaźń trwającą do dziś. Najpierw było jakieś urocze śniadanie z rodzicami, a później koleżanka stwierdziła, że pewnie chcę iść do kościoła, więc ona mnie zaprowadzi, bo nie znam dzielnicy. Po powrocie z Mszy św. czekano na nas z obiadem, z odrobiną porzeczkowego wina własnej roboty w małych kieliszeczkach. Na marksizm nie starczyło czasu. Zdałam go dużo później, bardzo słabo. Najlepiej zdawali nasi koledzy księża, bo musieli znać to z seminarium.
Wbrew wszystkiemu byliśmy sobie bliscy w sposób niezrozumiały - to pewnie młodość nie chciała wpajanej wówczas nienawiści. Było jej przecież tak dużo w czasach wojny i okupacji, a także w tamtych trudnych stalinowskich i w późniejszych czasach, a wszyscyśmy musieli przez to przejść i przeżyć.
Studiowały też na tym wydziale piękne panny z „dobrych rodzin” i zamożnego mieszczaństwa, i dwie, które „przyszły z armią kościuszkowską”. Przyszli też z armią kościuszkowską dwaj dorośli już koledzy. Był syn Rosjanina, jakiegoś wysoko postawionego wojskowego, i Polki, on nas uczył bojowych pieśni radzieckich - był częściowo odpowiedzialny za „pochody”. Byli koledzy z różnych środowisk, wśród nich kilku milczących inteligentów. Lubiłam ich bardzo, ale nasze przyjaźnie nie zacieśniały się; pożyczali skrypty, kiedy nadchodziła fala egzaminów, czasami pomagali. Pamiętam wszystkie imiona i nazwiska naszych kolegów, nawet twarze, sylwetki, ale przyjaźń z nimi nie była tak ważna jak z dziewczynami.
No i mój przyszły mąż, AK-owiec, też był na tym samym Uniwersytecie Warszawskim. Często zostawiał listy do mnie na tablicy wiszącej na korytarzu, czasami spotykaliśmy się na terenie UW. Było to bardzo źle widziane - jego przeszłość i nasza przyjaźń… Trudno.
Była też na wydziale moja przyjaciółka, z którą chodziłam do Liceum Sztuk Plastycznych. Podczas okupacji niemieckiej działała w Szarych Szeregach, była łączniczką w Powstaniu 1944 r. Nie mówiłyśmy o tym nigdy, bo było to bardzo niebezpieczne w tamtych czasach.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Z Małgośką pod jednym dachem

Teraz, po latach, wszystkie kobiety na „impresjonistycznym obrazie” były mi znajome i bliskie. Nie mogłam tylko rozpoznać rysów delikatnej, szczupłej kobiety z długimi czarnymi włosami. Ona usiadła przy mnie, patrzyłam na nią z sympatią, ale nie rozpoznawałam jej.
- Powiedziała do mnie szeptem: - Jolka, ty mnie nie widzisz? To ja, Małgośka! - zrozumiałam i objęłyśmy się raptownie.
- I wtedy powiedziała: - Jolka, ja chodziłam po kanałach; byłam zawsze drobna, mogłam wejść wszędzie, przeprowadzałam ludzi…
- Serce drgnęło mi z bólu… zrozumiałam też, że ona w 1944 miała 12 lat!
Małgośkę poznałam dopiero we wczesnych latach pięćdziesiątych (w 1951) na studenckim obozie szkoleniowym w Łańcucie, w dawnym zamku, a następnie pałacu Potockich. Był on zorganizowany dla tych, którzy zostali przyjęci na studia po egzaminach wstępnych, ale musieli jeszcze przejść obozowe szkolenie.
Przyjeżdżali wtedy do Łańcuta wybitni profesorowie z wykładami, uczono nas podstaw rysunku, inwentaryzacji zabytków, poznawaliśmy również - jeżdżąc na ciężarówkach, stojąc stłoczeni jak śledzie w beczce - wspaniałe zabytki tego regionu Polski, jak klasztor i zabytkowe organy w Leżajsku, reprezentujące piękny przykład barokowej snycerki. Mnie utkwiły też w pamięci, głosy różnych ptaków, które - m.in. figlami barokowymi - imitowały organy - prawdziwe cudo.
Później robiliśmy opisy i rysunki. Opracowywaliśmy np. renesansową bóżnicę w Łańcucie. - Trudne były tam dla nas ćwiczenia z rysunku architektonicznego. Prowadził je znany architekt i malarz. Architekturę lepiej rysowali koledzy. W samym pałacu odbywały się też wykłady z „ateizmu”, i dla tych, co chcą się „od religii uwolnić”. Chociaż byłam osobiście zaproszona przez „politruka”, nie chodziłam tam wcale. Natomiast codziennie, skoro świt, chodziłam do kościoła i przystępowałam do Komunii św. Żeby zdążyć wrócić na gimnastykę, musiałam się spieszyć, bo to było źle widziane, a prowadzący robił złośliwe uwagi.
Miałyśmy pięcioosobową sypialnię na poziomie poddasza pałacowego - wąskie pomieszczenie, zwieńczone oknem z widokiem na wielkie zielone kopuły drzew słynnego łańcuckiego parku. Pięć sienników, koce, ktoś przyniósł zabytkowe lustro w porcelanowych ozdobnych ramach, pod nim miednica, dzbanek z wodą i kubeł; pod oknem stał fotel.
Poprawiałyśmy tam ćwiczenia, robione za dnia, pożyczałyśmy sobie ciuchy, dużo rozmawiałyśmy - głównie o sztuce, która nas interesowała - z całym entuzjazmem młodości. A kiedy przyjechał mój przyszły mąż, zamieszkał w hotelu w miasteczku. Powitałam go - największy szyk - w szarym swetrze Małgośki.
W tej spartańskiej, ale miłej sypialni zawiązywały się ważne przyjaźnie, jednak o sobie nikt nic nie mówił - ani o rodzinie, ani o rodzicach, o ich przeszłości czy o działalności w walce podziemnej, o Powstaniu 1944 r. Było to prawo niepisane, które obowiązywało nas wszystkich - jako ratunek przed represjami, aresztowaniem w każdej chwili, natychmiast.

Inne postacie z przeszłości

To dlatego otwarcie się Małgośki po tylu latach miało znaczenie symboliczne! Jakby cała przeszłość stanęła przed nami. Zabrzmi to patetycznie, ale to prawda - to było, jakby ktoś rozdarł zasłonę.
Teraz, na „impresjonistycznym obrazie” w salonie Agnieszki były kobiety o różnych życiorysach, wszystkie interesujące.
Specjalnie droga jest mi Nora - Eleonora. Byłam z nią około dwu lat na studiach i na owym obozie w Łańcucie. Mieszka stale za granicą. Jest jeszcze ciągle piękna, ale przed laty ta piękność emanowała siłą, jak rzeźby kobiet Michała Anioła z późnego okresu jego twórczości. Nora bardzo wcześnie wyszła za mąż za znanego architekta, urodziła dwoje dzieci, była wspaniałą matką, ukończyła studia, w trudnych warunkach z wdziękiem prowadziła dom. Aranżowała z mężem pełne niefrasobliwości i inwencji spotkania - party, gdzie towarzystwo jadło malutkie kanapki ze smalcem i zawzięcie dyskutowało, pewnie o sztuce, architekturze, muzyce.
We wczesnych latach 60. rodzina wyemigrowała na Florydę. Początki były bardzo trudne, jak to na emigracji, która zawsze jest tragedią. Pomagała mężowi - wychowując dzieci, prowadząc dom, założyła jakieś biuro podróży. Piszę o tym dlatego, że Nora była zawsze „na posterunku”. Później ukochany mąż zmarł, dzieci były już dorosłe. Wyszła drugi raz za mąż, za Szkota, architekta. Zamieszkali w Kanadzie w pobliżu jezior, w bezpretensjonalnej leśniczówce. Znowu była „na posterunku” - szczególnie wtedy, kiedy jej mąż, interesujący człowiek, uczestnik inwazji alianckiej w Normandii (II wojna światowa), długo i ciężko chorował. Wiele przeżyła w czasie tej trudnej choroby. Szkot architekt zmarł rok temu. Nora dzielnie stara się uchronić jego postać od zapomnienia. Jest mocna, zbolała, ale spokojna, chce znowu zamieszkać w swojej leśniczówce… ale już sama.
Na Zachodzie są groby jej bliskich, są jej dzieci i wnuki - dość daleko. Czasami się kontaktują.
Wydaje mi się, że Nora pojęła, jak należy żyć, czyli wypełniać obowiązki - ona to potrafiła. Nora to żywot spełniony. Wiele jej zawdzięczam.
Na tym złotawym „fresku”, lub obrazie, w salonie Agnieszki zabrakło fizycznie Sary - maleńkiej malarki, z którą zaprzyjaźniłam się w Liceum Sztuk Plastycznych.
Sara, potomkini znanej spolonizowanej rodziny polsko-żydowskiej, reprezentowała wysoką kulturę, była bardzo wierząca, ciągle malowała, rysowała, tkała gobeliny, z których jeden szczególnie był nastrojowy - sosny błękitne i zielone zakomponowane w pionie. Studiowała na ASP. Miała też wystawy w Mediolanie.
Sara miała wielkie jasnozielone oczy, czarne włosy i wiele finezyjnego wdzięku, a jej mąż podziwiał jednocześnie jej zaradność. Kiedyś nocą jechaliśmy do Częstochowy, żeby zdążyć na 6 rano na odsłonięcie - Sara jeszcze zdobyła wodę ze źródła św. Barbary.
Córka Sary, a szczególnie dwie wnuczki są do niej podobne - mają ten niespotykany wdzięk. Była moją wielką przyjaciółką. Aż dziw bierze, że w prostokącie moich domowych drzwi nie ukazuje się sylwetka malutkiej damy - Sary.
Bliskie osoby tworzą świat naszych przeżyć.
Wydaje się, że fala życia obmywa powoli salon Agnieszki i szykuje się do odpływu; a przecież nie lękamy się - wszystkie mamy złoty cierń w sercu, dany od Boga - wiarę w Niego.

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Rozważania bp. Andrzeja Przybylskiego: XVII niedziela zwykła

2025-07-25 12:09

[ TEMATY ]

bp Andrzej Przybylski

BP KEP

Każda niedziela, każda niedzielna Eucharystia niesie ze sobą przygotowany przez Kościół do rozważań fragment Pisma Świętego – odpowiednio dobrane czytania ze Starego i Nowego Testamentu. Teksty czytań na kolejne niedzielę w rozmowie z Aleksandrą Mieczyńską rozważa bp Andrzej Przybylski.

Bóg rzekł do Abrahama: «Głośno się rozlega skarga na Sodomę i Gomorę, bo występki ich mieszkańców są bardzo ciężkie. Chcę więc zstąpić i zobaczyć, czy postępują tak, jak głosi oskarżenie, które do Mnie doszło, czy nie; dowiem się». Wtedy to dwaj mężowie odeszli w stronę Sodomy, a Abraham stał dalej przed Panem. Podszedłszy do Niego, Abraham rzekł: «Czy zamierzasz wygubić sprawiedliwych wespół z bezbożnymi? Może w tym mieście jest pięćdziesięciu sprawiedliwych; czy także zniszczysz to miasto i nie przebaczysz mu przez wzgląd na owych pięćdziesięciu sprawiedliwych, którzy w nim mieszkają? O, nie dopuść do tego, aby zginęli sprawiedliwi z bezbożnymi, aby stało się sprawiedliwemu to samo, co bezbożnemu! O, nie dopuść do tego! Czyż Ten, który jest sędzią nad całą ziemią, mógłby postąpić niesprawiedliwie?» Pan odpowiedział: «Jeżeli znajdę w Sodomie pięćdziesięciu sprawiedliwych, przebaczę całemu miastu przez wzgląd na nich». Rzekł znowu Abraham: «Pozwól, o Panie, że jeszcze ośmielę się mówić do Ciebie, choć jestem pyłem i prochem. Gdyby wśród tych pięćdziesięciu sprawiedliwych zabrakło pięciu, czy z braku tych pięciu zniszczysz całe miasto?» Pan rzekł: «Nie zniszczę, jeśli znajdę tam czterdziestu pięciu». Abraham znów odezwał się tymi słowami: «A może znalazłoby się tam czterdziestu?» Pan rzekł: «Nie dokonam zniszczenia przez wzgląd na tych czterdziestu». Wtedy Abraham powiedział: «Niech się nie gniewa Pan, jeśli rzeknę: może znalazłoby się tam trzydziestu?» A na to Pan: «Nie dokonam zniszczenia, jeśli znajdę tam trzydziestu». Rzekł Abraham: «Pozwól, o Panie, że ośmielę się zapytać: gdyby znalazło się tam dwudziestu?» Pan odpowiedział: «Nie zniszczę przez wzgląd na tych dwudziestu». Na to Abraham: «Niech mój Pan się nie gniewa, jeśli raz jeszcze zapytam: gdyby znalazło się tam dziesięciu?» Odpowiedział Pan: «Nie zniszczę przez wzgląd na tych dziesięciu».
CZYTAJ DALEJ

Spóźniony Bóg u Joachima i Anny

[ TEMATY ]

święty

święta

Arkadiusz Bednarczyk

Joachim z Anną, Maryją, Józefem i Jezusem – obraz z kościoła w Krasnem k. Rzeszowa

Joachim z Anną, Maryją, Józefem i Jezusem – obraz z kościoła w Krasnem k. Rzeszowa

Dziś Kościół obchodzi wspomnienie świętych Joachima i Anny, rodziców Najświętszej Maryi Panny. W to wspomnienie pamiętajmy więc zarówno o naszych rodzicach, jak i dziadkach. Otoczmy ich naszą modlitwą i wdzięcznością.

Joachim i Anna. Oboje w dojrzałym wieku. Wciąż pragnęli dziecka. Bezdzietność – zgodnie z kulturą żydowską – traktowali jako hańbę i karę Bożą. Nie mamy o nich pewnych informacji. Pismo Święte nawet o nich nie wspomina. Imiona rodziców Maryi i jedynie ziarno prawdy o ich życiu pochodzą z apokryfów i tradycji chrześcijańskiej. Czego więc dowiadujemy się o nich?
CZYTAJ DALEJ

Wałbrzych/ Policja rozwiązała pikietę Ruchu Obrony Granicy

2025-07-27 07:51

[ TEMATY ]

Robert Bąkiewicz

Monika Książek

Ruch Obrony Granic na przejściu granicznym w Słubicach

Ruch Obrony Granic na przejściu granicznym w Słubicach

Policja rozwiązała pikietę Ruchu Obrony Granicy, która odbywała się w sobotę w Wałbrzychu. Wylegitymowano uczestników tego zgromadzenia; będą wobec nich kierowane wnioski do sądu – powiedziała PAP asp. szt. Monika Kaleta z biura prasowego dolnośląskiej policji.

Pikieta, której przewodniczył Robert Bąkiewicz, odbywała się na Placu Magistrackim w Wałbrzychu. W zgromadzeniu brało udział kilkadziesiąt osób.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję