Z Jarosława Kaczyńskiego robiono już lidera „partii antysystemowej”, wichrzyciela, mściciela, hipokrytę i faszystę. W ostatnich dniach Sąd Rejonowy w Warszawie jest na najlepszej drodze, by z lidera PiS uczynić wariata, którego należy zamknąć w psychuszce.
Jeszcze chwila i będą nas przekonywać, że to dla dobra Polski, a nawet samego Kaczyńskiego, bo „osoby chore psychicznie nie trafiają do zakładów karnych” (za Januszem Kaczmarkiem, cóż za zbieg okoliczności, z którego oskarżenia - za nazwanie go „agentem śpiochem” - toczy się sprawa przeciw Kaczyńskiemu).
Nie warto dociekać, czy „praktyki z psychuszką” to samodzielna decyzja konkretnego sędziego, sądu czy może inspiracja przyszła skądinąd. Kilka spraw jest jednak oczywistych. Po pierwsze - ów sędzia, ewentualnie warszawski Sąd Rejonowy uczyniły naprawdę wiele, by potwierdzić swoją absolutną niezależność - od przyzwoitości. Autorytet władzy sądowniczej sięgnął absolutnych wyżyn - absurdu. Po drugie - czyżby wracały najmroczniejsze czasy komunizmu, gdy w szpitalach psychiatrycznych zamykano niejedną „niewygodną” osobę? Po trzecie - nikt już nie jest bezpieczny - jeśli „praktyki z psychuszką” okazałyby się skuteczne wobec Kaczyńskiego, cóż stoi na drodze ku temu, by były skuteczne wobec każdego z nas?
Pomóż w rozwoju naszego portalu