Matka Boska z ciemną twarzą patrzy na nas zamyślona coraz cięższe do noszenia polskie berło i korona Kazimierz Józef Węgrzyn
Niedawno, po wyborach parlamentarnych, niemal jednym głosem politycy różnych opcji mówili: „Nie możemy obrażać się na społeczeństwo”. To prawda, że obrażanie się na osobę czy społeczeństwo nie pomaga nikomu. Jednak realistyczna analiza rzeczywistości społecznej jest konieczna, aby żyć w świecie realnym, a nie narzuconym, wirtualnym. Wszystkie wybory są jakimś testem, także, a może przede wszystkim, prezydenckie czy parlamentarne. Wybory są testem na świadomość społeczeństwa, na jego kondycję intelektualną i moralną.
Pytanie o fundamenty
Reklama
Wydaje się, że podstawowe pytanie brzmi: „Na ile współcześni Polacy są wierni przesłaniom Ewangelii i nauczaniu Kościoła?”.
Około 90 proc. Polaków deklaruje swój katolicyzm, ok. 30 proc. regularnie uczęszcza na niedzielne Msze św., słucha i podejmuje zobowiązania płynące z nauki Chrystusa i Kościoła. Wielu jest wierzących - „ale”. Wielu wiąże swój kontakt z Kościołem z okazji większych uroczystości: chrztów, Komunii św., ślubów i pogrzebów. Ma to związek z rodzinną tradycją lub ze splendorem uczestnictwa w szczególnych uroczystościach.
W sprawach społeczno-politycznych Kościół, podobnie jak partie polityczne, nie mówi jednym głosem. I nie jest to nowość ani nasza polska specyfika. Już w czasach apostolskich św. Paweł napominał Koryntian: „Skoro jeden mówi: «Ja jestem Pawła», a drugi: «Ja jestem Apollosa», to czyż nie postępujecie tylko po ludzku? Kimże jest Apollos? Albo kim jest Paweł? Sługami, przez których uwierzyliście według tego, co każdemu dał Pan” (1Kor 3, 4-5).
I choć w sprawach fundamentalnych, dotyczących Dekalogu i Ewangelii, Kościół mówi jednym głosem, to nie zawsze głos ten jest dość wyraźnie słyszany i eksponowany. Zapewne dlatego, aby nie stracić ludzi małej wiary, nie urazić szczególnie wrażliwych, nie zniechęcić dość obojętnych.
Ktoś także tłumaczył, że w ten sposób przyjmuje postawę św. Franciszka z Asyżu, który z wilkiem był „za pan brat”. Czy wilka można oswoić bez wielkiej świętości i Franciszkowego radykalizmu?
Ludzie w każdym czasie potrzebują przewodników. A w naszych czasach szczególnie różni oszuści zwani ekspertami stają się nauczycielami.
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Idźcie! Oto posyłam was jak owce między wilki” (Łk 10, 3). Znaczy, że na drodze będą wilki, bo Zły ma swoich zwolenników. Aby nie ulec wilkom, trzeba wielkiej wiary i mocy modlitwy. Papież Benedykt XVI, rozpoczynając pontyfikat, powiedział: „Módlcie się za mnie, abym nie uciekł ze strachu przed wilkami” (24 kwietnia 2005 r.). Modlimy się za Ojca Świętego. Modli się też wielu z nas za ojczyznę, aby „Polska Polską była” (prymas Stefan Wyszyński). Przed wyborami parlamentarnymi ludzie świeccy zorganizowali Krucjatę Różańcową, podobnie jak obywatele Węgier. W każdym mieście było zapewne więcej niż dziesięciu biblijnych sprawiedliwych, wołających do Pana, ale zabrakło mocnych przewodników. Niewątpliwie patronowali nam bł. Jan Paweł II, bł. ks. Jerzy Popiełuszko, sługa Boży Stefan kard. Wyszyński. Potrzebny jest mocny głos św. Pawła, który by powiedział: „Niech każdy jednak baczy na to, jak buduje” (por. 1 Kor 3,10).
W poszukiwaniu świadomości narodowej
Ludzie się pogubili, bo słyszą w mediach: „Nie ma jednej prawdy. Każdy ma swoją prawdę”. Nie ma prawdy, bo dla wielu Bóg jest daleko, a dla innych Boga nie ma wcale. „Bogiem” stał się dostatek, właściwy status materialny. Tak mówią cynicy, a słabi ludzie słuchają, powtarzają i praktykują. Nie myślą samodzielnie, ulegają dyspozycyjnym - wobec sprawujących władzę - mediom. To łatwiejsze. Dla wielu święty spokój to metoda przetrwania we własnym, podobnym środowisku i świętowanie przy grillowaniu.
Wielkie rocznice obchodzą niewielu. Na szczęście są ludzie, także młodzi, także studenci, dla których wielkie rocznice to bycie sobą, to świadectwo pamięci i wiary. Wydawało się, że dramat katastrofy smoleńskiej obudzi świadomość narodową. Dziś już wiemy, że nie jest to wielkie przebudzenie. W modlitwie, bólu i szukaniu prawdy pozostali najbardziej wrażliwi i ofiarni.
Syberia, Katyń, Smoleńsk uwierają sumienia, burzą dostatni święty spokój. Splątane medialnym kłamstwem polskie sumienia są chore, często nawet schizofreniczne. Mówią Bogu „tak” i po wyjściu z kościoła głosują na wrogów Boga. Chodzą na koncerty tych, dla których Biblia jest śmieciem. Wydawało się, że w Polsce niewielu jest tych, którzy ubliżają Bogu, krzyżowi i Ewangelii. Wydawało się, że nie mają oni prawa głosu. A wybrano ich, aby stanowili prawo w Parlamencie RP. Czujemy piekący ból, myśląc o tym.
Wspólne dobro najważniejsze
I żal, że są politycy, do których mamy sympatię, a nawet podziw za odwagę i pracowitość i nagle - ambicją przeważają wspólne dobro. Dobro wspólne jest większe od dóbr indywidualnych i partykularnych. A przeciwnicy zacierają ręce, że dzieli się prawica. Dziennikarze cieszą się, bo mają sensacyjny news. Oczywiście, wynik wyborów parlamentarnych jest porażką, ale nie tyle Jarosława Kaczyńskiego i PiS-u, co porażką Polski.
Cyprian Kamil Norwid pisał: „Znicestwić żadnego narodu nikt nie podoła bez współdziałania obywateli tegoż narodu, i to nie bez współdziałania przypadkowego, częściowego, nominalnego, ale bez współdziałania starannego” („Pisma wybrane”, t. IV).
W jaką grupę wpisują się niektórzy znani profesorowie, aktorzy i reżyserzy wyspecjalizowani w eleganckim ujmowaniu półprawd, pisarze umocnieni w wizji dobrze opracowanej, bo fałszywej historii? A co zrobili z własnymi fotografiami z Janem Pawłem II ci, którzy głosują przeciw życiu, przeciw rodzinie, przeciw zdrowemu rozumowi?
Wybory parlamentarne pokazały także, że w Polsce jest 30 proc. tych, którzy z pełną świadomością i determinacją stawiają na Polskę chrześcijańską, na Polskę naszych tradycji. I jest to radość i zwycięstwo pośród współczesnych przeciwności.
A to… Polska właśnie! - możemy powiedzieć za Stanisławem Wyspiańskim.
„Panie! Jeżeli zamkniesz słuch narodu,
Na próżno człowiek swe głosy natęża:
Choćby miał siłę i odwagę męża,
Z niemiłowania umrze tak jak z głodu”.
Co możemy? Głęboki i pokorny rachunek sumienia. A w tym rachunku niech będzie także „Polska naszych marzeń”.
Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy
świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę -
czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt
wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii.
Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze
odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene
nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane
i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”.
Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia
jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia
i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy
jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość,
nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala
Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji
kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi
jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia.
Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny
do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy
wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale
cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu.
Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie.
Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by
je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała
sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło.
Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu,
albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim
życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości.
Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask
na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii
św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że
i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością.
Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie
jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec
osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę,
że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
Wydaje się to być realistyczna propozycja – powiedział Leon XIV o planie pokojowym Prezydenta USA dla Gazy. „Miejmy nadzieję, że go zaakceptują” - dodał. Jednocześnie zaznaczył, że ważne jest, „aby nastąpiło zawieszenie broni, uwolnienie zakładników”. W samym planie pokojowym „są elementy, które, jak sądzę, są bardzo interesujące, i mam nadzieję, że Hamas przyjmie je w wyznaczonym czasie” – powiedział Papież.
W odpowiedzi na pytanie o flotyllę, która zbliża się do Gazy, aby dostarczyć pomoc, ale także, aby przełamać blokadę morską Izraela Papież odpowiedział: „To jest bardzo trudne, widoczna jest chęć odpowiedzi na prawdziwy kryzys humanitarny, ale jest tam wiele elementów”. Dodał, że wszystkie strony o tym mówią i mamy nadzieję, że nie dojdzie do przemocy i że ludzie będą szanowani, to jest bardzo ważne”.
Amerykański aktor i komik Tim Allen, znany z ról w ponad 30 filmach i w kilku serialach telewizyjnych, wyznał, że wybaczył zabójcy swego ojca sprzed ponad 60 laty. Na stronie X napisał, że do podjęcia tej decyzji skłonił go "przejmujący gest" Eriki Kirk, która niedawno oświadczyła przed milionami widzów w Stanach Zjednoczonych i w innych krajach, iż wybacza mordercy jej męża Charliego. Aktor zapewił, że jej przykład sprawił, iż znalazł w sobie siłę, aby przebaczyć człowiekowi, który pozbawił życia jego ojca, gdy on sam miał 11 lat.
Podziel się cytatem
Przywołał w tym kontekście niedawne "poruszające" słowa wdowy po zamordowanym 10 września działaczu chrześcijańskim Charlie Kirku, która przez łzy powiedziała m.in.: "Ten człowiek... ten młody człowiek... wybaczam mu". Aktor oświadczył, że właśnie te słowa głęboko go poruszyły i to pod ich wpływem postanowił po ponad 60 latach przebaczyć temu, kto zabił jego ojca.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.